fot. Warsaw Poet
Podziel się:
Skopiuj link:

Warsaw Poet - suknie ślubne dla boho romantycznej!

Magda Socha-Włodarska jest projektantką i założycielką Warsaw Poet, marki poetyckich sukien ślubnych, które swoją subtelną estetyką zrewolucjonizowały rynek polskiej mody ślubnej. Projektowaniem sukni ślubnych "pod prąd" zajmuje się od 2013 roku. Nam opowiada, jak to się wszystko zaczęło, czym jest dla niej zrównoważona moda i dlaczego jej kreacje powstają na granicy jawy i snu.

Marta Urbaniak: Jak powstało Warsaw Poet?

Magda Socha-Włodarska:Na plaży w Dębkach, tu powstała nazwa! Po kilku latach historii z poprzednią marką (przyp. red.: MOONS) miałam dużo marzeń, niezliczoną
ilość pomysłów. Potrzebowałam chwili, by ułożyć siebie na nowo, zastanowić, co zrobić ze wszystkimi emocjami, jak chciałabym, żeby wyglądało moje życie zawodowe, twórcze. Wypisywałam sobie wartości, które chciałam uważać za swoje latarnie, moje core business. Czułam, że jedną z nich musi być autentyczność. Nie chciałam tworzyć marki, która może i będzie oferować rzeczy ładne, ale bez duszy. Chciałam, żeby za moją pracą stało przesłanie, by to, co robię, nie było oderwane od tego, kim jestem i w co wierzę. Chciałam tworzyć wizerunek dla dziewczyny, poetyckiej duszy, romantycznej i niepokornej równocześnie. Która czerpie z przeszłości, tradycji, symboli, nie z mody samej w sobie. Od dziecka kocham też Warszawę, wychowywałam się na Starym Mieście. Zależało mi, żeby moje przyszłe klientki, także te z innych krajów, mogły utożsamić swoją suknię z konkretnym miejscem na mapie. Gdy wymyśliłam nazwę Warsaw Poet wiedziałam, że to jest to. Mogłam zaczynać.

Dlaczego projektujesz właśnie suknie ślubne?

Wszystko zaczęło się od mojej własnej kreacji na ślub. Od zawsze wiedziałam, że będzie inspirowana Audrey Hepburn, starymi filmami, latami 50. Brałam jednak ślub dziesięć lat temu. Odwiedziłam salon mody ślubnej. Wybór był pozornie duży, ale w gruncie rzeczy ten sam: królowały typowe bezy ze sztucznych materiałów. Ponieważ to, czego poszukiwałam, było jasno narysowane w mojej głowie, postanowiłam sama zaprojektować swoją sukienkę, a uszyła mi ją zaprzyjaźniona krawcowa. Moja suknia była więc finalnie wyjątkowa i jedyna taka na świecie. Włożyłam do niej żakiet z rękawem 7/8, a zamiast welonu – fascynator z woalką. Jakiś czas potem w moim życiu pojawiła się dziewczyna, która również szła do ślubu w sukni stworzonej według swojego pomysłu. Zaświtało mi wtedy w głowie, że to dobry pomysł na biznes, kobiecy biznes. Że na pewno jest całe mnóstwo przyszłych panien młodych, które nie są w stanie znaleźć wymarzonej sukienki. Nie chcą bezy z poliestru. Połączyłam więc wszystkie swoje miłości i umiejętności, wiedzę z zakresu projektowania wnętrz, fotografię szlifowaną w Akademii Fotografii, kreślarstwo szkolone pod okiem ukochanego Dziadka oraz miłość do bohemicznego stylu i wspólnie założyłyśmy markę Moons Varsovie. Niestety po kilku latach postanowiłyśmy zakończyć wspólne działanie i każda z nas podążyła własną drogą. Solo, rozpoczęłam nowy etap jako Warsaw Poet. Okazało się, że panny młode mnie szukają i że jest na rynku nisza na suknie skromniejsze, stylowe, szlachetne i oryginalne.

Źródło: Warsaw Poet

Jak wygląda twój proces twórczy?

Słucham intuicji, nie lubię się inspirować na siłę. Szukam w głowie i sercu notatek z całego życia, zachwytów, emocji z dawnych lat, stopklatek z ukochanych filmów, książek, wystaw. Potem rysuję. Najwięcej pomysłów przychodzi mi do głowy wieczorem i w nocy. Od lat przy moim łóżku leżą szkicowniki, bo jeśli od razu nie naszkicuję pomysłu, jest duża szansa, że rano nie będę pamiętać wszystkich niuansów.

Poetyckie suknie powstają na granicy jawy i snu?

W zasadzie tak. Strasznie lubię ten stan, choć wymaga on odizolowania się i zapadnięcia się we własnym świecie. Wszystkie sukienki, które są teraz hitami marki, to te, które rozrysowałam sobie w nocy i zobaczyłam w wyobraźni w 100 procentach. To mnie nauczyło, jak bardzo ważne jest słuchanie własnej intuicji i znów – autentyczność.

Źródło: Warsaw Poet

Zaciekawiło mnie, które suknie najchętniej wybierają panny młode.

Modele Achillea, Aloe, Alba i Aria. Na pierwszy rzut oka klasyczne, po chwili odsłaniają swoją niezwykłość, swój charakter. Zauważyłam, że po kilku sezonach jednoznacznie kojarzą się już z naszą marką. Na wieszaku jednak są po prostu wiszącym jedwabiem. Dopiero gdy kobieta wypełni je swoim ciałem widać, jak zmysłowo układają się w ruchu. Potrzeba właśnie architektonicznego podejścia, żeby uzyskać taki efekt.

Jak określiłabyś styl swoich sukni?

Hmmm, myślę, że moje suknie są bohemiczne, jest w nich duch cyganerii, ale jednocześnie elementy retro, vintage, grunge’u i baroku. Uwielbiam eklektyzm i namawiam kobiety, by nie bały się łączyć pozornie niepasujących do siebie elementów. Każda z moich kolekcji ma też motyw przewodni, który sobie tatuuję. Ostatnio był to listek miłorzębu. Motyw nowej kolekcji mogę ci pokazać i też już go wytatuowałam, ale nie możesz go nikomu zdradzić (śmiech).

Nie zdradzę! Chętnie za to napiszę, że wszystkie twoje suknie uszyte są z naturalnych tkanin.

Przede wszystkim z naturalnego jedwabiu, który jest delikatny i szlachetny. W mojej marce kładę też duży nacisk na zasady zrównoważonej mody. Mogłabym szyć modele zewnętrznie w szwalni, zamawiać pełną rozmiarówkę, która mogłaby wisieć na wieszakach do czasu, aż ktoś jej nie nie zauważy. Bardzo świadomie szyję jednak od 15 do 20 modeli pokazowych w kolekcji w jednym rozmiarze 38, które panie mogą przymierzyć u nas w atelier i potem wybrany szyjemy na miarę. Nie kupujemy materiałów na zapas, zamawiamy tyle, ile wiemy, że będziemy potrzebowały. Są to tkaniny od naszych dostawców m.in. z Francji i Włoch. Część koronek tworzonych jest na zamówienie w jednej z krajowych hafciarni. Ze skrawków szyjemy sukieneczki i ozdoby do włosów dla dziewczynek #LittlePoems. Ostatnio zaprojektowałam też limitowaną kolekcję #Onelove, sukien ślubnych w pojedynczych egzemplarzach stworzoną właśnie z większych fragmentów tkanin, które nam zostały z bieżących realizacji. Od samego początku oferuję też moim klientkom możliwość przeprojektowania sukni po ślubie, nadania im drugiego życia. Cieszę się, bo coraz więcej pań się na to decyduje. Możemy suknię skrócić, przerobić np. na spódnicę, która potem świetnie zagra z oversizowym swetrem, kapeluszem i kowbojkami.

Źródło: Warsaw Poet

Suknię ślubną zamówiła u ciebie Kasia Tusk.

Bardzo dobrze wspominam tę współpracę. Podoba mi się, że Kasia nie sprzedała swojego ślubu mediom, chciała to wydarzenie zachować dla siebie i swoich bliskich. Nigdy nie powiedziała wprost, jaka jest data jej ślubu. Miałam przyjemność zaprojektowania dla niej sukni, a oprócz tego Kasia zakochała się w jednym z naszych stałych modeli, w którym wystąpiła na sesji do swojego bloga.

Słyszałam, że Warsaw Poet wystąpił też na rozdaniu Oscarów…

To dla mnie nadal niewiarygodne zdarzenia i przeżycia. Zaprojektowałam suknię dla Justyny Nagłowskiej, narzeczonej Borysa Szyca, kiedy jechali do Los Angeles z filmem "Zimna wojna". Była to kreacja stworzona specjalnie dla niej, na kanwie jednego z naszych modeli, w którym świetnie wyglądała. Miała kolor zgaszonego, przybrudzonego, nieoczywistego różu. Materiał był farbowany specjalnie dla niej.

Kto jeszcze miał okazję poznać twoje projekty?

Miałam zaszczyt i przenajwiększą radość uszyć sukienkę dla Florence Welch z Florence and The Machine, której jestem psychofanką (śmiech). Byłam na jej kilku koncertach, słucham jej muzyki non stop, uwielbiam jej styl i to, jak porusza się na scenie. Sukienka czekała na nią w garderobie po koncercie Orange w 2018 roku. Była uszyta ze rdzawołososiowej jedwabnej satyny. Góra inspirowana była Królewną Śnieżką, była bajkowa, a przy tym modowa – z bufkami i bardzo dużymi cekinami. Do tego, ponieważ Florence niesamowicie tańczy podczas występów, suknia miała przy rękawach ręcznie wszyte szarfy, które powiewały z każdym małym gestem. Tył miała odkryty, a na nim wiązany pasek, który leżał na gołych plecach i też pracował niesamowicie w ruchu.

Źródło: Archiwum prywatne

Sama też stajesz się gwiazdą – prowadzisz program "Ach ten ślub" w TVN Style…

Gwiazda to dla mnie słowo pełne abstrakcji. Wolę myśleć o tym, jak o niezwykłej przygodzie, która mi się przytrafia. Razem z Agnieszką Winnicką (scenografką Welcome To The Jungle) ratujemy pary młode, które na trzy dni przed ślubem potrzebują wsparcia. Nic w kwestii emocji nie jest tam wyreżyserowane. Jeśli mam ogarnąć nową suknię dla mamy panny młodej, to muszę zaprojektować ją sama. A moje panie krawcowe muszą ją uszyć w trzy dni, przy czym często nie widzą mamy panny młodej na oczy, a ja jestem z nimi na łączach i wszystko omawiamy przez telefon, wysyłam im zdjęcia, rysunki! Walczymy wówczas z czasem i stresem, adrenalina szaleje. Mimo bardzo ciężkiej - także fizycznie dającej w kość - pracy, cieszę się, że biorę udział w programie. Energia, którą dostajemy z Agnieszką od naszych par, jest torpedą!

Sesje zdjęciowe twoich kolekcji podbijają Instagram. Zwłaszcza zdjęcie z panną młodą na skuterze – widziałam je u wielu instagramerek!

Zaskoczyło nas ogromnie, jak wielką popularnością cieszy się to zdjęcie. Obiegło chyba wszystkie lifestylowe blogi na świecie. Oczywiście byłoby miło, gdyby przy okazji udostępniania podpisane było też źródło i autor zdjęcia, ale wiem, jakie są realia internetu.

Gdzie powstała ta sesja?

We Włoszech, zdjęcia robiła Sonia Szóstak, z którą współpracuję od początku Warsaw Poet. Uwielbiam jej styl, ufam jej w 120 procentach, rozumiemy się bez słów. Każda z naszych sesji zdjęciowych trwa dwa dni, pracujemy w kameralnej atmosferze. Towarzyszy mi mąż, który czuwa nad wszystkim od strony produkcyjnej i sześcioletnia córeczka, która ma swój własny aparat i też kocha rysować i robić zdjęcia.

Źródło: Warsaw Poet

Planujesz zdjęcia na Schodach Hiszpańskich albo pod wieżą Eiffla?

Nigdy, działam spontanicznie. Mam obmyślone pierwotne sety, zestawienia, jednak wiele stylizacji dopieszczam na żywo. Proszę modelki, żeby za bardzo nie pozowały. By czuły się w sukniach tak, jakby to były ich prywatne suknie. Potem wybieram zdjęcia, które są gdzieś pomiędzy, na których widać zabawę, luz i prawdziwe emocje zamiast wystudiowanej pozy.

Osobiście kocham zdjęcie z panną młodą na hulajnodze!

Chciałam nim nawiązać do zdjęcia na skuterze z kolekcji Herbarium 2017/2018 i wszystkich tych uroczych, odrobinę niepoważnych środków transportu (śmiech).

Jaki masz system pracy?

Pracuję bardzo dużo, często być może za dużo, ale spirala ta bywa trudna do przerwania. Codziennie muszę odpisać na dziesiątki maili, prowadzić bieżące projekty, obmyślać, jak wprowadzić w życie pomysły, tworzyć kolekcje. Wczoraj np. wstałam o siódmej, o dziewiątej byłam już przed komputerem. Wieczorem wyrwałam się z mężem na dwie godziny do kina, a po powrocie pracowałam, robiłam szkice, projekty do drugiej w nocy. Kolejny dzień to robienie konstrukcji, modelowanie, ulepszanie z naszym zespołem krawieckim. Do mojego najbliższego zespołu w atelier zaprosiłam przyjaciółki. Dagmara jest menadżerką atelier, czuwa nad grafikiem i sprawną logistyką naszej pracowni krawieckiej. Jest takim naszym hersztem, który wszystko trzyma w ryzach i stawia mnie do pionu, gdy zachodzi potrzeba. Spotyka się też naszymi paniami, ma dużo ciepła i daje im przestrzeń, w której czują się bezpiecznie. Julita jest stylistką o wspaniałym wyczuciu, świadomości trendów i dużej empatii. Kocha ludzi i ma niesamowite predyspozycje modowe. Poznawanie kobiet sprawia jej ogromną przyjemność, panie tę autentyczność relacji doceniają i dają dużo w zamian.

Galeria Warsaw Poet - suknie boho z polskim rodowodem

Rozwiń galerię

Łatwo jest być szefową?

Nie czuję się szefową, aczkolwiek kilka lat najróżniejszych doświadczeń w tym temacie nauczyło mnie asertywności. Z moim zespołem mamy jasny podział obowiązków i nie wchodzimy sobie w kompetencje. Oczywiście przyjaźń to jedno, a praca drugie, z doświadczenia wiem, że czasami te drogi się rozchodzą. Chciałam jednak pracować z osobami, które znam i które mnie znają i wejdą w tę pracę równie emocjonalnie. Czuję, że choć jesteśmy zupełnie inne, to na najgłębszym poziomie wierzymy w to samo – w autentyczność. U podstaw życia zawodowego i prywatnego mamy zbieżne wartości. Taki model biznesu jest moim świadomym wyborem. Czuję, że nasze klientki to doceniają. Wysyłają nam zdjęcia ze swoich ślubów, piszą, dzwonią, utrzymują z nami kontakt. Jedna pani na przymiarki przyszła kiedyś z tortem, inna z tomikiem swoich wierszy. Uwielbiam ten klimat. Wiem, że dużo marek miało takie początki, a potem wchodził np. zewnętrzny inwestor, pojawiła się możliwość dużego skoku, zmienił zespół, a na samym końcu zmieniała się energia i wartości. Takie rzeczy potrafią się rozmyć, a bardzo bym chciała tego nie zatracić. Zobaczymy, w jakim kierunku to pójdzie i w razie czego będziemy reagować (śmiech).

Zobacz też: Zuhair Murad - kolekcja ślubna 2020

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij