Podziel się:
Skopiuj link:

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie. W dziczy serce bije szybko, jak galopujący koń

Gdzieś po środku niczego, gdzie nie dociera żadna nawigacja, a o świcie, zamiast piania, słychać skowyt kojotów, stoi ranczo liczące sobie ponad wiek. Otoczone żywopłotem z kaktusów, ze starym, świszczącym wiatrakiem obok i farmerskim pick-upem zaparkowanym przed, ten widok cofa w czasie o kilkadziesiąt lat.

W upale sięgającym 40 stopni w lecie, ranczo jawi się na drodze niczym oaza. Na chwilę zatrzymuje spragnionych wędrowców, palących opony na rozgrzanym asfalcie. Tu, w raju kowbojów i błękitnego nieba, uwiłam sobie życie rodem z westernów. Przede mną rozpościera się nieskończona preria. Jej piękno porwało moje serce jak tornado. Witaj w Teksasie, jednym z ośmiu stanów przeciętych historyczną trasą Route 66, biegnącą przez Fort Worth do Amarillo, o czym nuci Leon Bridges w piosence "Texas Sun".

To Dzika Ameryka, w której wschód i zachód słońca czerwieni się na niebie niczym meksykańska salsa. Nocą Księżyc zdaje się być tak blisko, jak gdyby ktoś przyciągnął go kowbojskim lasso. Ktokolwiek po raz pierwszy pojawia się w tym miejscu, tego urzeka niekończąca się przestrzeń. Tutejsze życie różni się od reszty stanów tak bardzo, jak dwa końce krowy. Lądując w Teksasie, zrozumiałam, co poczuli pierwsi Europejczycy przybywający na ten rozległy ląd.

Dziki Zachód uwalnia umysł i dmucha wiatr w skrzydła niepoprawnych romantyków. Jednak jego niemalże pustynny klimat był wymagający dla pierwszych osadników. Do dzisiaj mieszkanie na ranczo, bez sąsiadów, staje się wyzwaniem tylko dla nielicznych. Ten samotny, lecz fascynujący styl życia uczy jak poruszać się w tempie Matki Ziemi. Kiedy nie chodzę w kowbojkach, stąpam po niej boso. Zatapiam się w przyrodzie, której jestem częścią. Chłonę błękit nieba, delikatność chmur, czerwoność gleby i złocisty blask słońca. Jestem pod silnym wpływem natury, która inspiruje mnie do bycia zero-waste. Staram się kroczyć przez życie bezszelestnie, zostawiając jak najmniejszy ślad swojej obecności. Zamykam obieg. Nie używam syntetyków. W pełni korzystam z zasobów terenu.

Zdjęcia: Zuzanna Isham

W samo południe

Na teksańskich preriach zawsze grzeje słońce, które przetapia zielone trawy w złoto. Tu przetrwają tylko najsilniejsze formy życia, jak kaktusy czy niezastąpiony aloes. Teksańskie rośliny mają w sobie substancje odporne na pustynne warunki pogodowe. To czyni je świetnymi składnikami kosmetyków ochraniających przed upalną pogodą. Zamiast inwestować w produkty z plastiku, czerpię z darów Ziemi rosnących wokół.

Wstaję o świcie i razem z koszykiem ruszam na pastwiska po perełki natury. Każdy sezon rodzi nowe, lecznicze rośliny, niezwykle użyteczne w codziennej pielęgnacji. Ta jest reżimowa, bo w tutejszym skwarze woda błyskawicznie ucieka z organizmu. Począwszy od włosów, które bardzo szybko mogą zacząć przypominać…siano. Zamiast obciążać je proteinami zawartymi w popularnych odżywkach, ucinam aloes rosnący w pobliżu, by wydobyć z niego dobroczynny żel. Mieszam go na maskę z olejem jojoba i wmasowuję od skalpu po końcówki. Taka kuracja po kilku godzinach sprawia, że włosy stają się błyszczące, nawodnione oraz naturalnie proste. W Teksasie lepiej unikać suszarki. Leczniczy aloes odżywia także skórę po godzinach spędzonych w rozgrzanym siodle. Radzi sobie z poparzeniami, zrogowaceniami czy przebarwieniami od silnego słońca.

Jednak moim numerem jeden w kosmetyczce jest olejek wydobyty z nasion kaktusa. Opuncja figowa, bo tak nazywa się tutejsza odmiana, bije na głowę olej arganowy. W składzie zawiera witaminy A, D, E i K, odżywcze kwasy tłuszczowe, przeciwutleniacze, aminokwasy oraz wodę. Magazynuje duże ilości płynów, które docierają do jej najgłębszych warstw. Tak wyobrażam sobie działanie cudownego oleju z kaktusa na skórze. Ta pustynna roślina nie tylko wchłania wilgoć, lecz także nawadnia na dłużej. Po tym olejku niestraszny mi wiatr czy palące, czerwone słońce. Cudowną moc skrywają także kwiaty kaktusa, pączkujące na samym początku lata. "Żółte Róże Teksasu" mają aksamitne płatki, z których łatwo przyrządzić hydrolat kwiatowy. Zamykam go w szklanych buteleczkach ze sprayem, by odświeżać nim twarz w upalne dni. Gdy skwar minie, a powietrze zaczyna się ochładzać, w miejscu kwiatów na kaktusie pojawiają się owoce "prickly pear". Kłujące kulki w kolorze magenty przetwarza się na sok do margarity, dżem, naturalny barwnik lub domową pomadkę do ust.

Zdjęcia: Zuzanna Isham

Z ulubionych roślin typowych dla Teksasu nie mogłabym pominąć też zielonej agawy. Ta dziko porasta prerie i ogrody, a z jej soku wytwarza się alkohol słynny na cały "Lone Star State". Jest nim Mezcal (nie mylić z tequilą!) destylowany pradawną techniką, w glinianych dołkach wyłożonych kamieniami lawowymi, drewnem i węglem. Cały proces przebiega niezwykle naturalnie, przy użyciu składników pochodzących z otoczenia. Butelka Mezcalu to tutejszy rarytas i z pewnością najlepszy upominek z podróży.

Mustang Z Dzikiej Doliny

Amerykański Zachód nieodłącznie kojarzy się z dzikimi końmi. Tętent kopyt mustangów roznosi się od granic Teksasu z Nowym Meksykiem, po Arizonę, Kolorado i Utah. Te wolne jak wiatr, legendarne istoty zdobią malownicze krajobrazy U.S.A. Na ich cześć nazwano wiele roślin, które samoistnie porastają prerie, bez jakiejkolwiek pomocy człowieka. Jedną z nich jest dzika odmiana tymianku, którą nazywa się dosłownie "końską miętą". Kiedy rozkwita na początku lipca, zabarwia prerie na lawendowy kolor, w powietrzu roztaczając silną ziołową woń. Dawniej Rdzenni Amerykanie przyrządzali z niej napotny napar, będący lekiem na przeziębienie. Zawarty w ziole związek zwany tymolem, ma silne właściwości antyseptyczne, zwalczające różne dolegliwości. Dziś zrywam "końską miętę" niczym rumianek, na otaczających mój dom pastwiskach. Zaparzam ją w słoiku i dodaję do kąpieli, by całkowicie zrelaksować swoje ciało. Pozostałe bukiety dzikiego tymianku zawieszam pod sufitem w domowej spiżarni. Dzięki temu mogę korzystać z nich zimą, przyrządzając z nich napary na wzmocnienie odporności.

Odkryłam też, że na okolicznych preriach rosną owoce podobne do aronii. To "mustang grapes", czyli dzikie winogrona, pnące się na drzewach i płotach. Kłują język, jak wszystko, co porasta Dziki Zachód. Nie za sprawą kolców, lecz silnego kwasu zawartego w ich soku. Cóż, osławione w Teksasie wino mustang jest wykonane właśnie z tej odmiany. Warto zebrać ją w lecie i przetworzyć na alkohol, syropy, zdrowotny sok lub domowe, słodkie przetwory. Smakuje jak porzeczki, a działa jak aronia - wzmacnia odporność oraz niweczy gorączkę. Jest kopalnią złotej witaminy C. Dawniej wino mustang serwowano w podzięce, a na jego cześć powstały piosenki country. Lokalne rarytasy przyrządzone z dzikich winogron sprawdzają się w kuchni równie dobrze, co maść końska w apteczce.

Slow West

Akwarelowe kolory nieba aż proszą się o to, by się w nich zanurzyć. Zachwycona malowniczym krajobrazem Zachodu, pragnę stopić się z nim w jedną całość. Poznając bliżej teksańską kulturę, tak bardzo zainspirowaną Meksykiem, odkryłam, że rośliny rosnące na tej ziemi można wykorzystać do barwienia materiałów. I tak kwiat indygo barwi ubrania na paletę niebieskiego, a z czerwców kaktusowych (koszenili) wytwarza się trwały, czerwony barwnik, z którego można uzyskać odcienie od bordo do bardzo jasnego różu.

Zdjęcia: Zuzanna Isham

Podobnie działają skórki awokado, barwiące na kolory gliny, czy wspomniany wyżej sok z owoców opuncji, dający delikatne, różowe tonacje. Korzystając z dużej przestrzeni na zewnątrz, pozwalam sobie na eksperymenty. Gotuję naturalne farby w garnku, by następnie zamoczyć w nich połowę swojej szafy. Odrestaurowuję stare ubrania lub nieodwracalnie zabrudzone, białe rzeczy. W ten sposób nadaję im zupełnie nowe życie, tworząc modę na podobieństwo otaczającej mnie dzikiej przyrody. Czerwone kaniony, wielki błękit nieba czy różowy, rozmarzony wschód słońca są tym, co chcę nosić na swojej skórze bardziej, niż ubrania z sieciówki.

Swoje zanurzone w tęczy kolekcje rozwieszam na zewnątrz, na świeżym powietrzu, by mogły wyschnąć w teksańskim upale i nasiąknąć letnim zapachem prerii. Nostalgiczna egzystencja pośrodku niczego wymaga dobrego obeznania w terenie. Często wyobrażam sobie kowbojski Teksas na początku XX. wieku. Myśl o tym, by żyć tak, jak przed stoma laty, gdy jeszcze nikt nie wiedział o plastiku, bardzo zachęca mnie do bycia eko. Czytam stare książki i oglądam westerny, żeby wyciągnąć z nich kolejne inspiracje. To nie świat zbudowany przez człowieka, lecz natura, nadaje życiu prawdziwy sens. W dziczy serce bije szybko, jak galopujący koń.

Zdjęcia: Zuzanna Isham

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij