"Mój mąż jest obcokrajowcem". Te historie pokazują, że miłość nie zna granic
Miłość od pierwszego wejrzenia
- Poznaliśmy się w 2012 roku na festiwalu kultury alternatywnej. Byłam wolontariuszką, on przyjechał na jeden dzień. To brzmi trochę nieprawdopodobnie, takie zrządzenie losu - przyznaje Ania, która od 10 lat jest w szczęśliwym związku z Lukasem.
Ona - Polka, fotografka. On - Amerykanin, menedżer zespołu. Oboje potrafią patrzeć na świat przez różowe okulary, a pozytywną energią bez problemu obdarzyliby wszystkich dookoła. Do obojga pasuje stwierdzenie "człowiek orkiestra", lecz dopiero, gdy są razem, potrafią zagrać najpiękniejszą melodię. Ich uczucie było od początku niezwykle silne, ale życie nie ułatwiało im wspólnej drogi.
- Luke mieszkał pół roku w Europie, pół w Stanach. Ja chciałam dokończyć studia. Krótko po poznaniu, nasze drogi się rozeszły. Przez ten czas każdy z nas był przez chwilę w związku - wspomina Ania.
Mimo to postanowili utrzymywać kontakt. - W 2014 roku jeździliśmy za sobą po całej Europie. Ja sporo podróżowałam autostopem, Luke, gdy tylko mógł, przyjeżdżał tam, gdzie byłam i spędzaliśmy ze sobą chociaż kilka dni. Dwa lata później zaręczyliśmy się w czeskiej Ostrawie.
Od przypadkowego spotkania do małżeństwa
Ania i Lucas wzięli ślub półtora roku po zaręczynach. Dziś oboje wiedzą, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Podobna historia spotkała Dominikę, która swojego partnera poznała na Erasmusie w Łotwie.
- Znajomy z okazji urodzin zrobił domówkę. Było tam kilka osób z akademika i tylko jedna osoba z Holandii. Zobaczyłam Roberta i przepadłam. Jak w jakimś filmie - moje serce zabiło mocniej. Powiedziałam do koleżanek "nie wiem, kim jest ten chłopak, ale będzie moim mężem".
Szybko okazało się, że obiekt jej westchnień przebywał w Rydze tylko dwa dni. Dominika jednak nie traciła nadziei. Czuła, że jej uczucia do Roberta są silne. - Po jego wyjeździe byliśmy w stałym kontakcie. Nikt poza mną nie wierzył, że nasz związek może się udać, ale ja w głębi serca wiedziałam, że to ten jedyny.
Dominika postanowiła uczyć się holenderskiego. Zakochani spotkali się ponownie po kilku miesiącach. - Na wakacje poleciałam do Holandii, później do Norwegii, gdzie mój Robert przeniósł się ze względu na wymianę studencką. Rozmawialiśmy na poważnie o wspólnej przyszłości i głowiliśmy się, jak to wszystko ogarnąć - kontynuuje Dominika.
W końcu podjęli przełomową decyzję. - Tuż przed zakończeniem studiów zaczęłam szukać pracy i mieszkania w Holandii.
Ostatnie tygodnie studiów były dla niej ciężkie, jednak myśl, że wkrótce związek wejdzie na wyższy poziom, mocno ją motywowała. Wspólne mieszkanie potrafi wystawić zakochanych na próbę, ale prawdziwa rewelacja miała dopiero nadejść.
- Praca licencjacka dawała mi w kość. Miałam jeszcze tyle do zrobienia, a ja byłam ospała, a do tego źle się czułam. Okazało się, że jestem w ciąży. Ogarnęło mnie przerażenie, a Robert był najszczęśliwszy na świecie.
Ciąża nie pokrzyżowała ich planów. Dominika obroniła licencjat i przeprowadziła się do Holandii. W noc sylwestrową w 2020 roku Robert poprosił ją o rękę. Para zdecydowała się na wesele w Polsce.
- Oboje marzyliśmy o weselu w centrum Rzeszowa i tak zrobiliśmy. Tam odbyła się ceremonia i nasze wesele. Było pięknie. Mieszanka kulturowa, nasze rodziny, znajomi i przyjaciele - wspomina. Dwa lata po ślubie polsko-holenderska para ponownie została rodzicami. - Urodziła się nasza córeczka, kupiliśmy też nasz pierwszy, wymarzony dom.
Organizacja wesela i pojawiające się wątpliwości
Agata męża poznała w 2013 roku. Oboje pracowali w jednej firmie. Między nimi od razu zaiskrzyło. Chociaż Yoan pochodził z Francji, język nie był przeszkodą. Agata od dziecka biegle posługiwała się francuskim.
- Zaskakujące było, to jak dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Nasze rozmowy od początku były bardzo naturalne i mieliśmy wrażenie, że znamy się już od dobrych paru lat. Choć bardzo się różnimy, zawsze znajdujemy sposób, żeby się dogadać - przyznaje Agata.
- Uczucie było silne i zamieszkaliśmy razem. To był punkt zwrotny naszej relacji. Pięć lat później mogłam mówić, że jestem "narzeczoną". Zakochani planowali zorganizować huczne wesele, jednak ich plany pokrzyżowała pandemia. Po paru miesiącach zmienili salę, a listę gości zredukowali ze 130 do 20 osób.
- Chociaż nie tak wyobrażałam sobie ten dzień, to był to najpiękniej spędzony czas z najbliższymi.
Z mniejszymi problemami przy organizacji ślubu spotkali się Ania i Luke, których ceremonia odbyła się w 2017 roku. Wesele miało miejsce w Folkowisku na Podkarpaciu, gdzie wśród rodziny i najbliższych znajomych postanowili wypowiedzieć swoje przysięgi. Jak na polskie standardy, imprezę udało się zaaranżować bardzo szybko, chociaż Ania jest zdania, że można było zrobić to jeszcze szybciej.
- Nie wiem, czemu tak długo zwlekałam. Teraz wszystko ogarnęłabym w pół roku. Wtedy po prostu chciałam mieć pewność, ale jeśli wiesz, że to ta osoba, to nie ma na co czekać. W kwietniu minie 7 lat odkąd jesteśmy małżeństwem.
- Dzięki najbliższym udało się wszystko zgrabnie zorganizować. Każda z moich koleżanek się zaangażowała. Jedna zrobiła torty weselne, druga zajęła się dekoracjami. Znajomy wcielił się w rolę dj'a. W ramach prezentu ślubnego prosiliśmy o pomoc bliskich - mówi. Przeszkodą okazała się poważniejsza kwestia niż wybór miejsca czy sukni ślubnej.
- W dzieciństwie nie miałam dobrego przykładu małżeństwa. Moi rodzice nie pokazywali, że związek to fajna sprawa i że nie chodzi tylko o dzieci czy pieniądze. Przepracowałam sporo rzeczy i ślub wzięliśmy półtora roku po zaręczynach.
Ania i Lukas doczekali się trójki dzieci. Obecnie małżeństwo mieszka w Stanach Zjednoczonych, jednak marzą o powrocie do Polski, gdzie są najszczęśliwsi.
- Nie chcieliśmy przeprowadzać się z miejsca na miejsce. Marzymy, by zapuścić korzenie - tak żeby nasze dzieciaki miały stałe miejsce. Oczywiście ze względu na papierologię musieliśmy zdecydować, co dalej. To była spora przeszkoda, bo miłość to jedno, ale urzędy to zupełnie inna historia - tłumaczy Ania, która od trzech latach ubiega się o kartę stałego pobytu w USA.
Bariery kulturowe, czyli jak zrozumieć męża obcokrajowca
Bariery kulturowe, tęsknota za bliskimi czy brak ukochanego otoczenia to tylko niektóre z rzeczy, z którymi należy zmierzyć się podczas tworzenia relacji z obcokrajowcem.
Agata wie, że w relacji z osobą pochodzącą z zagranicy mogą pojawić się przeszkody, jednak jest zdania, że są one do przeskoczenia. - Przede wszystkim trzeba być otwartym i cierpliwym. Trzeba sobie zdawać sprawę, że osoba, która wychowała się w innym kraju, ma zupełnie inny background. Nie wszystkie żarty czy znaczenia kulturowe można łatwo wytłumaczyć. Problemem jest też tęsknota za rodziną, ale dzięki połączeniom lotniczym szybko możemy dostać się na drugi koniec świata. Pomagają też wideorozmowy.
Dominika też zwróciła uwagę na tęsknotę za bliskimi. - Brak rodziny, do której jestem bardzo przywiązana, jest problemem. Z mamą umawiamy się na wspólne picie kawy na wideorozmowach. To jednak nie to samo. Brakuje mi jej bliskości, tego, że mogłabym ją przytulić. Ciężko mi bez moich polskich przyjaciół, a także polskich gór i lasów. Holandia jest bardzo płaska, a góry to jest właśnie to, co daje mi tego pozytywnego kopa. Na szczęście mieszkamy w Groningen, więc nie brakuje mi tutaj morskich krajobrazów.
Ania wie, że mieszkanie w innym państwie pozwoliło jej na doszkolenie języka i jeszcze lepsze wyrażenie siebie.
- Jest dużo barier. Uważam, że w związku podobnym do naszego, pomieszkanie w kraju drugiej połówki to "must have". Przyjazd do ojczyzny partnera jest potrzebny. To jest podstawa, żeby zrozumieć drugą osobę i to w wielu aspektach. Poznanie rodziny czy miejsc, które ukształtowały daną osobę. Myślę, że to pomogło mi w zrozumieniu Luke’a - tłumaczy.
Chociaż dla Ani mówienie po angielsku nie było problemem, to wyrażenie swojego punktu widzenia w kłótniach już tak. - Ciężko było mi wyrazić wszystkie moje emocje i "to, co mi w duszy gra" w języku, który nie jest moim ojczystym. Często ciężko jest się dogadać na poziomie "kobieta-mężczyzna", a co dopiero, gdy do tego dochodzi język, kultura, wychowanie. To wszystko wpływa na tworzenie szczęśliwej relacji. Nam mimo wszystko to się udaje, bo chcemy nad tym pracować. Tak to już jest w miłości.
Katarzyna Mieszawska, dziennikarka Wirtualnej Polski