fot. Karolina Jóźwiak Fotogenetycznie
Podziel się:
Skopiuj link:

Masz Twarz, czyli jak naprawdę ocalić piękno na twojej kobiecej twarzy?

Gdy Katarzyna Michalczak, poetka i pisarka, zakochała się w masażu twarzy, postanowiła podzielić się tą miłością z innymi kobietami. Tak powstało Masz Twarz, jedno z pierwszych miejsc z masażem twarzy w Warszawie. Dzięki niemu możliwy jest nie tylko lepszy wygląd, ale przede wszystkim holistyczne zadbanie o siebie. A to procentuje. Jak mówi Katarzyna, lepszym nastrojem, podejściem do świata i do samej siebie.

Marta Urbaniak: Mam wrażenie, że w Warszawie jest coraz więcej miejsc z masażem twarzy. Nawet ja sama, po krótkim eksperymencie z medycyną estetyczną, bardziej skłaniam się teraz ku naturalnym metodom pielęgnacji, ale jeszcze parę lat temu tak nie było. Kiedy powstało Masz Twarz, było to pierwsze tego typu miejsce na rynku.

Katarzyna Michalczak: Faktycznie, jest teraz boom na masowanie twarzy. I nawet profesjonalne gabinety zajmujące się ostrzykiwaniami wprowadzają masaże do swojej oferty.

Jednym z pierwszych miejsc z masażem twarzy było jednak Masz Twarz. Jak wpadłaś na pomysł jego założenia?

Pracowałam wtedy w redakcji i bardzo żywo zajmował mnie temat zmian na twarzy, które następują z wiekiem. Redakcja wydawała wtedy m.in. magazyn o medycynie estetycznej, ale czułam, że zabiegi typu ostrzykiwania to w ogóle nie jest mój klimat. Choć oczywiście szanuję, jeśli ktoś się na nie decyduje.
Ważne jest dla mnie bardziej takie filozoficzne podejście do twarzy, jako zjawiska, które zmienia się pod wpływem czasu. Z jednej strony nie da się w pełni nad tym zapanować, ale z drugiej strony nie zawsze ta zmiana musi być na gorsze. Usłyszałam gdzieś o automasażu twarzy i zaczęłam się nim interesować. Znalazłam tutorial z masażem, który pasował do mojej twarzy (trzeba podkreślić, że są różne typy twarzy i każdej pasować będzie inny masaż) i odkryłam, że totalnie na mnie działa. Zaczęłam się dużo lepiej czuć pod każdym względem. Mówiłam o tym wszystkim koleżankom, a w końcu zaczęłam im robić masaże pokazowe. Bardzo im się spodobało.

Postanowiłam zrobić sobie kurs masażu. Pracowałam wtedy jako dziennikarka -freelancerka, miałam niestabilną sytuację finansową. Ciągnęłam kilka srok za jeden ogon, pisałam teksty, uczyłam jogi, masowałam. Po roku miałam dość. Przekonałam się, że masowanie twarzy świetnie mi idzie, uwielbiam to robić, a moje klientki są zadowolone. Postawiłam więc wszystko na jedną kartę i założyłam firmę. "Masz Twarz" to był strzał w dziesiątkę. Kobiety chciały się masować, miałam mnóstwo klientek, a z czasem też długie terminy oczekiwania.

Autor: Diana Domin

Źródło: Archiwum prywatne

Jakimi metodami masowałaś?

Wykonywałam masaż Kobido, który ma działanie liftingujące, relaksujący masaż japoński, idealny zwłaszcza dla osób, którym zależało na pobudzeniu limfatycznym, a także miofascioplastykę. To metoda, która - dzięki pracy na powięzi - pozwala docierać do traum i złogów emocjonalnych, a następnie je uwalniać. Skończyłam też kurs refleksologii twarzy i głowy, ale jej akurat za bardzo nie rozwijałam, bo nie miałam na to przestrzeni. Zaczęłam też pracę z masażem na kościach, dzięki któremu można wpływać na rysy twarzy. Ta metoda bardzo mnie fascynuje.

Jak myślisz, dlaczego Masz Twarz odniosło sukces?

Wtedy w Warszawie było naprawdę mało miejsc oferujących masaż twarzy. Mój wielki entuzjazm do masażu i jego cudownych właściwości był w pełni szczery. Myślę, że klientki to czuły. Zresztą moja wiara w masaże twarzy absolutnie się nie zmieniła. Cały czas mogę mówić, że to coś niesamowitego.

Autor: Katarzyna Stefania Zalewska

Źródło: Archiwum prywatne

Jakie efekty widziałaś u swoich klientek?

Przyszła do mnie kiedyś klientka około sześćdziesiątki. Mówi: "tu mi wisi, tu opada, tu bym chciała podnieść, czoło mam takie pofałdowane, że nie mogę na nie patrzeć, proszę coś z tym zrobić, bo to jest okropne". Była bardzo ładna. Bardzo podobała mi się jej twarz.
Zdumiało mnie, że tego nie dostrzega, nie cieszy się tym, tylko tak strasznie siebie krytykuje. Zasugerowałam to delikatnie, ale zupełnie nie zrobiło na niej wrażenia. Pomyślałam, no dobrze, wymasuję panią, ale przecież nie zrobię pani operacji plastycznej, więc pewnie pani do mnie już nie wróci. Po masażu ona wstaje i mówi: "jakie to jest wspaniałe, po prostu cudowne, nieważne, jak wyglądam! Nie spodziewałam się, że to takie przyjemne!". Zaczęła do mnie regularnie przychodzić dwa razy w tygodniu. Potem przysłała do mnie swoją córkę, która zdradziła mi, że koleżanki wypytują jej mamę, czy zrobiła ostatnio lifting. A ona im na to odpowiada: „Mnie nie interesuje, jak wyglądam, ja czuję się wspaniale, ja kocham swoją twarz!”. To dopiero była dla mnie satysfakcja!.

Czy masaż twarzy ma terapeutyczne działanie?

Tak, zdecydowanie. Moje klientki zaczynały wyglądać cudownie, ale był to tak jakby efekt uboczny tego, że czuły się holistycznie zadbane. Jeśli ktoś jest na to otwarty, może też podczas masażu twarzy doświadczyć wręcz połączenia z kosmosem. Dzięki głębokiemu relaksowi to mogą być duchowe doznania.

A co ty czujesz podczas masowania?

Często medytuję. Skupiam się na tu i teraz, żeby naprawdę dać swój czas i uwagę w stu procentach klientce, a nie myśleć o tym, że mam ziemniaki do kupienia czy że ktoś tam mnie wkurzył.

Autor: Diana Domin

Źródło: Materiały prasowe

Czy to, że jesteś autentyczna, w tym co robisz, wpłynęło na twój sukces?

Szczerze myślę, że jest to podstawa mojego sukcesu. W pewnym momencie życia postanowiłam, że chcę robić to, w co naprawdę wierzę. Wcześniej robiłam różne rzeczy, teraz postawiłam na autentyczność. I to zadziałało.

W międzyczasie wydałaś książkę z opowiadaniami „Klub snów” (wyd. Cyranka), a teraz ukazała się twoja druga książka poetycka „Tysiąc saun” (wyd. Wydawnictwo Literackie). Jak połączyłaś pisanie z masowaniem?

Jestem osobą, na którą dobrze działają deadliny (śmiech). Gdy zakładałam firmę, miałam nadzieję, że dzięki bezpieczeństwu finansowemu i radości z masowania, będę miała dużo przestrzeni na pisanie. Tak się jednak nie stało.
Mam rodzinę do ogarnięcia. Nie jesteśmy z partnerem typową polską relacją, w której to kobieta zajmuje się domem. Dzielimy się obowiązkami. Mimo to dbanie o dom i wychowywanie dzieci poświęca sporo czasu i energii. Z dzisiejszej perspektywy samą siebie podziwiam, że masując twarze, jednak znalazłam czas na pisanie.

A czy kontakt z klientkami wpływał na twoją twórczość?

Wyszłam z założenia, że każda z przychodzących do mnie osób ma swoją opowieść i tajemnicę, które przyjmuję takimi, jakie są, ale też dzięki temu biorę z tego trochę dla siebie. Napisałam nawet kiedyś wiersz zainspirowany wizytą klientki. Opowiadała mi zaaferowana o tym, jak w nocy wleciały do jej pokoju dwa nietoperze. Przyszła na dwunastą, w oddali biły dzwony, świeciło słońce. Słuchałam jej i miałam łzy w oczach. Z drugiej strony dawanie dużo z siebie ludziom podczas masażu sprawia, że mam mniej przestrzeni na twórczość.

Domyślam się, że podczas masażu mogą też uwalniać się różne emocje, co może być obciążające.

Bardzo lubię ludzi, uwielbiam słuchać ich opowieści, do tego mam świeże spojrzenie. Staram się nie oceniać, nie kierować stereotypami. I myślę, że to mogło być fajne dla klientek, że przyjmowałam je bez założeń i wymagań, nie kategoryzowałam ich. Niektóre zwierzały mi się z różnych trudnych sytuacji, radziłyśmy sobie nawzajem. Sama też od nich czerpałam. Pamiętam klientkę, która zafascynowała mnie tym, jak o siebie dbała. Pracowała na wysokim stanowisku w korporacji, nie miała żadnych zobowiązań i po pracy zajmowała się dogadzaniem sobie. Powiedziała mi, że po wizycie u mnie idzie na floating i ganbanyoku (czyli japońską saunę na kamieniach rozgrzanych do 40 stopni, na którą za jej namową się wybrałam i którą pokochałam). Ja mówię: "O, to taki dzisiaj ma pani dzień na dopieszczanie siebie?" A klientka na to: "Pani Kasiu, pani nie wie, co ja mam jutro!".

Gdy zaszłaś w ciążę, w Masz Twarz pojawiła się Magda.

Choć teraz nie masuję i zajmuję się dzieckiem, to chciałabym, żeby marka Masz Twarz i jej filozofia nadal istniały. Spodobało mi się, że Magda nie tylko ma ukończonych wiele kursów i ogromną wiedzę na temat masażu twarzy, ale też jest też ciepłą, przyjazną, refleksyjną osobą, dla której ważny jest rozwój. Swoje pozytywne podejście przekazuje klientkom, czego doświadczyłam kilkukrotnie na własnej twarzy.

Ja obecnie wspieram Magdę wizerunkowo, PR-owo i marketingowo. Planujemy warsztaty skupione wokół twarzy. Chcemy mówić na nich nie tylko o masażu i automasażu, ale też o tym, czym jest dla nas nasza twarz i jak ją dla siebie odnaleźć.

Kasia po masażu Magdy.

Kasia po masażu Magdy.

Autor: Tomasz Nalewajk

Źródło: Materiały prasowe

A ty jak podchodzisz do swojej twarzy?

Bardzo staram się ją kochać. Nie jest to wcale takie łatwe, mam parę kompleksów od nastolęctwa. Ale wciąż pamiętam pewien sen, który przyśnił mi się, kiedy miałam trzynaście lat. Miałam inną twarz i była to twarz prześliczna, jak z "Dynastii". Patrzyłam w tym śnie w lustro i chciało mi się krzyczeć: "Gdzie jest moja twarz? Oddajcie mi moją twarz!". Cieszę się, że wciąż pamiętam ten sen. Przypomina mi, że to wcale nie jest takie świetne, jak się tę twarz bardzo zmieni. Podejrzewam, że tak mogą się czuć osoby po wielu operacjach plastycznych. Twarz to jednak mocny element tożsamości, mamy ją w końcu od urodzenia. Mój malutki syn już teraz uśmiecha się do lustra, do samego siebie. A z drugiej strony ta twarz cały czas się zmienia.

Starzeje.

Te ikony piękna, które popełniły samobójstwo, bo nie mogły znieść zmarszczek na swojej twarzy... Mam mnóstwo przemyśleń na temat przywiązania do młodości w naszej kulturze.
Ceni się twarz, którą mamy na początku dorosłości. Jesteś już kobietą, ale jeszcze trochę dzieckiem, masz sporo dziecięcych cech. Większość z nas chce, by ta twarz pozostała z nami na zawsze. Tymczasem od tego momentu twarz zmieni się jeszcze dziesiątki razy. Niekoniecznie na gorsze! Jeśli ktoś miał na przykład zbyt krótką brodę, która z wiekiem się nieco wydłużyła, może się okazać, że te nowe proporcje są korzystniejsze. Jestem za tym, żeby się za bardzo nie przywiązywać do tego, jaką masz twarz. Ona naprawdę każdego dnia się zmienia. I tak jak ze wszystkim, przyjęcie tej zmiany, zaakceptowanie jej, jest wielkim wyzwaniem życia.

Autor: Diana Domin

Źródło: Materiały prasowe

Ja sama widzę, że z powodu choroby Hashimoto moja twarz jednego dnia jest obrzęknięta, innego smukła. I że tę obrzękniętą ciężko mi polubić.

Automasaż jest na to świetnym remedium, ale też dieta. Z doświadczenia wiem, że panie, które nie stronią od buły, częściej borykają się z obrzękami.Sama parę dni temu zjadłam trochę czipsów. Oprócz tego, że na drugi dzień źle się czułam, to widać też było to na mojej twarzy, była napuchnięta, poszarzała. Warto nauczyć się dogadywać ze swoją twarzą. Poobserwować, na co reaguje. Marzy mi się, żeby mieć kiedyś centrum, w którym przepisywałoby się kobietom indywidualne zestawy ćwiczeń i ruchów masażowych, a także dietę pod kątem oczekiwań względem własnej twarzy. To wszystko mogłoby być połączone z kursami samoakceptacji. Chciałabym pomagać innym zaprzyjaźniać się z tym procesem, z tą wielką przygodą życia, którą nazywamy naszą twarzą.

Zdjęcie główne: Karolina Jozwiak Fotogenetycznie

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij