fot. Natalia Derewicz-Patoka
Podziel się:
Skopiuj link:

Macierzyństwo? Od razu pozbądź się złudzeń

Dziecko wszystko zmienia. Ile razy słyszałaś te słowa? Zakładam, że co najmniej kilkanaście. Albo i kilkadziesiąt. No dobra – tak często, że w końcu przestałaś liczyć - pisze w bardzo osobistym felietonie dla SO:magazynu Natalia Hołownia, która zdradza, co - dla niej samej - znaczy być mamą.

Dziecko naprawdę wszystko zmienia. Naprawdę. Wszystko. Zmienia. Nie miej co do tego złudzeń. Odkąd zostaniesz matką, żadna sfera twojego życia nie będzie już tym, czym była. Nie twierdzę, że będzie gorzej - ale na pewno będzie inaczej. Bo i ty sama będziesz inna. Spróbuję ci teraz mniej więcej wytłumaczyć, dlaczego.

Zaczyna się od ciała. Wbrew pozorom, ciało całkiem szybko dostrzega, że coś jest na rzeczy. I wysyła ci sygnał. Nie da się chyba do końca określić, na czym dokładnie ten sygnał polega. Jest za to na tyle wyraźny, że gdy później czekasz na wynik testu ciążowego, podświadomie znasz już jego rezultat.

Dwie kreski są tylko potwierdzeniem. Potem – a przynajmniej tak było w moim przypadku – odczuwasz "wszystko, wszędzie, naraz". Bo na tę informację: "będę miała dziecko!" - reagujesz całą sobą. Spośród emocji, które w tej właśnie chwili przejmują nad tobą całkowitą kontrolę, dominują dwie. Radość i/lub strach. Otóż, choć przecież tak bardzo tego pragnęłaś (zaznaczam, że wypowiadam się wyłącznie o ciąży planowanej, bo tylko takie mam, jak dotąd, doświadczenie), to nie masz w zasadzie pojęcia, co dalej.

Już ci mówię, co dalej. Zmiana

Pierwsze zazwyczaj zmieniają się piersi. Dla niektórych kobiet jest to zmiana na lepsze, dla innych – przeciwnie. Co istotne, powiększających się o dobrych kilka rozmiarów cycków nikt raczej publicznie nie skomentuje. Potem zaczyna rosnąć ci brzuch. Dla kontrastu, prawo do komentowania akurat tej zmiany dają sobie absolutnie wszyscy. Usłyszysz jakieś sto razy, że twój brzuch jest za mały lub za duży, zbyt wystaje lub zbyt opada.

Natalia Hołownia z córką Zuzią

Natalia Hołownia z córką Zuzią

Autor: Natalia Derewicz-Patoka

Źródło: Archiwum prywatne

Jedna koleżanka powie ci, że jak na szósty miesiąc to "trochę mało widać". Inna, że w dwudziestym tygodniu ciąży wyglądasz "jakbyś zaraz miała rodzić". Każda z tych opinii, o które nie prosiłaś, najprawdopodobniej wprawi cię w zakłopotanie. Nie wiesz przecież, czy to komplementy czy raczej zarzuty. Nie wiesz, co masz z nimi zrobić. W ogóle coraz mniej wiesz - zwłaszcza o sobie.

Świat też zaczyna inaczej cię traktować. Są fajne zmiany: nie czekasz w kolejce do kasy, nie stoisz w tramwaju czy metrze, a czasem masz nawet całkiem atrakcyjne zniżki. Są jednak i takie, które mogą wpłynąć negatywnie na twoje samopoczucie i twoją samoocenę. Tak więc od razu ci mówię – niektórzy znajomi znikną z twojego życia. Jedni na trochę, inni na zawsze. W pewnych sytuacjach będziesz czuć się nie na miejscu. W innych – jakbyś była niewidzialna. Na przykład w pracy, co jest akurat moim doświadczeniem.

Póki nie zostałam matką, praktycznie żyłam pracą

I, nie ukrywam, bardzo to życie lubiłam. Gdy więc zaczęłam być stopniowo pomijana, bo "przecież zaraz idziesz na macierzyński", czułam się okropnie. Znikałam z radaru i wpadałam przez to w panikę. Jakby ktoś odebrał mi moc sprawczą. Miałam wrażenie, że przestaję być sobą. Dawna ja przechodziła do historii, a nowa ja się jeszcze nie narodziła. Byłam zagubiona.

Powoli zaczęła mnie wciągać wielka czarna dziura, jak często (i moim zdaniem całkiem trafnie) określa się depresję. Coraz bardziej odklejałam się od mojego dotychczasowego zawodowo-towarzyskiego świata. Czułam się samotna. Mętlik w głowie potęgowały hormony oraz dochodzące z każdej strony informacje o nadciągającej pandemii. Tak, rodziłam wczesną wiosną 2020 roku. Nie był to zbyt fortunny moment na wchodzenie w nowy etap życia, prawda? Ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

Długo myślałam, że to właśnie przez pandemię początek mojego macierzyństwa był tak cholernie ciężki. A potem razem z Martyną Wyrzykowską z fundacji sexed.pl zaczęłyśmy nagrywać podcast "Tak Mamy!". To cykl rozmów matek z matkami, bez owijania w bawełnę, bez lukru.

Natalia Hołownia pokazuje macierzyństwo bez lukru

Natalia Hołownia pokazuje macierzyństwo bez lukru

Autor: Natalia Derewicz-Patoka

Źródło: Archiwum prywatne

Pierwszy raz spotkałyśmy się w studiu, gdy moja córka miała półtora roku. I dopiero wtedy, po kilku boleśnie szczerych rozmowach z naszymi fantastycznymi gościniami, zrozumiałam, że wcale nie chodziło o pandemię. Po prostu pierwsze miesiące po urodzeniu dziecka są cholernie trudne, bez względu na okoliczności. I wszystkie właśnie "tak mamy".

Tego zwyczajnie nie da się uniknąć. Tego poczucia bezradności, gdy twoje dziecko płacze, a ty nie masz pojęcia dlaczego. Uczucia śmiertelnego zmęczenia, gdy od dwóch dni praktycznie nie zmrużyłaś oka. Tego nieustającego "dnia świstaka", czyli prozaicznych czynności powtarzanych z zegarkiem w ręku od rana do nocy, każdego dnia, bez wyjątku.

Dziś myślę jednak, że ten trud pierwszych miesięcy jest po coś. Bo chyba właśnie on czyni nas matkami. Bo matka nie rodzi się w tobie wraz z narodzinami dziecka. Matką się stajesz.

Pewnie spodziewasz się, że teraz napiszę: spokojnie, potem jest tylko łatwiej! Wybacz, nie napiszę. Bo nie będzie łatwiej. Będzie inaczej. I nie mówię tego, by cię przestraszyć czy zniechęcić do macierzyństwa. Wręcz przeciwnie – chcę, żebyś otworzyła się na tę ekscytującą zmianę, przyjęła ją i spróbowała polubić, zamiast czekać na powrót do "starego życia". Bo takiego powrotu nie będzie. Tak, nie raz z tego powodu zapłaczesz. Czasem, wykończona po kolejnej nieprzespanej nocy, rozważysz kupienie biletu w jedną stronę do Meksyku. Zdarzy się też, że zatęsknisz do tej siebie, którą byłaś "przed dzieckiem". Jednak wierzę, że stopniowo będziesz coraz bardziej doceniać swój nowy świat.

To, co kiedyś było dla ciebie "ważne", straci na znaczeniu

Spójrz na mnie. Kiedyś myślałam, że najlepsze, co istnieje w życiu, to podróże, restauracje, filmy, koncerty, pokazy mody, Paryż, Nowy Jork i jeszcze raz Paryż. Wciąż to wszystko bardzo lubię. Wciąż czasem tęsknię, że nie mam dziś tego tyle, ile miałam kiedyś. Ale nic, przysięgam - nic, nie daje mi takiego poczucia szczęścia, jak chwila, gdy córka mówi do mnie: "mama".

Zawsze, gdy Zuzia się tak do mnie zwraca, czuję, jakby w moim brzuchu tańczyło stado różowych jednorożców z waty cukrowej. Nie umiem lepiej określić tego wyjątkowego rodzaju słodyczy, czułości i miłości, jakie to małe słówko we mnie wywołuje.

Acha, jeszcze jedna ważna rzecz. Milion razy pomyślisz, że jesteś beznadziejną matką. Czasem nawet i trzy razy dziennie. Nie unikniesz też porównywania się z supermamami z Instagrama ani też z koleżankami, które wydaje ci się, że wszystko perfekcyjnie ogarniają. Gwarantuję, że nie ogarniają. A poza tym – odpuść. Nie musisz i nawet nie powinnaś być perfekcyjna. Najwięcej lekcji wyciąga się przecież z własnych błędów.

Ostatnio zapytałam moją trzyletnią dziś córkę: "Zuziu, czy jestem dobrą mamą?". "Tak" – odpowiedziała. Tylko tyle, aż tyle. Szczerze? Nie wiem, czy cokolwiek na świecie sprawiłoby mi więcej radości. Dlatego, choć macierzyństwo rzeczywiście wywraca wszystko do góry nogami, to uważam, że warto. Bo tego, co mam teraz, na pewno nie zamieniłabym na to, co miałam kiedyś. A tę "nową siebie" całkiem polubiłam.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij