Dawniej luksus dla elit. Dziś perły są demokratyczne i równie eleganckie
Są kreacje, które mówią więcej niż tysiąc słów. 29 czerwca 1994 roku w telewizji wyemitowano dokument o księciu Karolu. Obecny król wyznał w nim, że zdradzał żonę z Camillą Parker-Bowles. Program miał wielomilionową oglądalność, a sekrety alkowy książęcej pary stały się tematem numer jeden na całym świecie.
Ale Lady Diana nie zamierzała ukrywać się przed wzrokiem reporterów. Wręcz przeciwnie — postanowiła pokazać się w kreacji, która na oczach całego świata uświadomi niewiernemu małżonkowi, co stracił. Oszałamiająca, seksowna mała czarna przeszła do historii jako Revenge dress — suknia zemsty. Kreację dopełniał wspaniały naszyjnik, składający się z siedmiu sznurów pereł, diamentów i olbrzymiego szafiru, który Dianie podarowała królowa matka. Dziś, o ironio, bardzo podobny naszyjnik nosi Camilla Parker Bowles. Ale to tylko jedna z fascynujących historii z perłami w tle.
Królestwo za perły
Znajdujące się dziś w ofercie większości firm jubilerskich perły nadal są symbolem klasy i elegancji. Ale choć obecnie może sobie pozwolić na nie niemal każda kobieta, nie zawsze tak było. Perły przez wieki były zarezerwowane wyłącznie dla monarchów i arystokracji, a ich cena zwalała z nóg. Wystarczy wspomnieć, że jeden kolczyk z perłą był w stanie sfinansować podróż z Rzymu do Germanii, odbytą przez przyszłego cesarza — Witeliusza i jego świtę.
Z kolei znana z zamiłowania do luksusu i ekscentrycznych kaprysów Kleopatra zaserwowała swojemu ukochanemu, Markowi Antoniuszowi najdroższego drinka świata. W winie cesarzowa nakazała rozpuścić pokruszone dwie perły. Skalę tej rozrzutności pozwala zrozumieć Pliniusz Starszy, który w swojej "Historii naturalnej" pisze, iż cena dwóch pereł sięgała wówczas 60 milionów sestercji lub 1 875 000 uncji srebra. Przy dzisiejszej cenie ok. 15 dolarów za uncję oznacza to, że posiłek Antoniusza i Kleopatry kosztowałby przeszło 28 milionów dolarów.
Skąd wynikała tak astronomiczna cena pereł? Nie chodziło tylko o ich naturalne piękno, wówczas nie do podrobienia, ale też o rzadkość ich występowania i trudności związane z pozyskaniem. Na trzy tony wyłowionych małży jedynie trzy lub cztery okazy mogą kryć w środku cenną zawartość. A zdobycie pereł niejeden śmiałek przypłacił życiem.
Poławiacze nurkowali bez żadnego sprzętu, opierając się wyłącznie na własnej sprawności fizycznej i sile płuc. Śmierć podczas takich łowów poniósł między innymi zdobywca Perły Lao Tzu, uznawanej przez długie lata za największy i najcenniejszy okaz na świecie.
Wszystko zmieniło się dopiero na początku XX wieku, kiedy japoński badacz Kōkichi Mikimoto odkrył, że małże można sztucznie zmusić małże do "rodzenia" pereł. Mikimoto powiedział: "Chcę dożyć dnia, gdy będzie tak wiele pereł, że każda kobieta będzie mogła kupić naszyjnik, a my będziemy mogli dać po jednym tym kobietom, których nie będzie na niego stać". Jego słowa okazały się prorocze — perły hodowlane stały się znacznie tańsze i szeroko dostępne. Nie znaczy to jednak wcale, że straciły swój czar.
Szczęście czy pech?
Perłom przypisuje się wiele znaczeń. Symbolizowały luksus i ponadczasowość, często były wybierane przez reprezentantki elit. Uważa się je za wspomagające płodność i wszelką pomyślność. Ale niektórzy twierdzą też, że przynoszą pecha. To bardzo niewielu jednak odstrasza, bo perły przez lata były ulubioną biżuterią gwiazd i koronowanych głów.
Posiadaczką jednej z najcenniejszych pereł świata była Elizabeth Taylor. Mowa o La Peregrina, należącej niegdyś do królowej Marii Tudor, a następnie między innymi do żony Napoleona Bonaparte. Klejnot o wartości 37 tysięcy dolarów podarował Liz na 37. urodziny jej mąż, Richard Burton.
Dick, jak go nazywano, słynął zresztą z obdarowywania żony bezcenną biżuterią. Haczyk tkwił jednak w tym, że prezenty takie jak La Peregrina czy słynny żółty diament od Cartiera, nazwany potem "Taylor-Burton" szły w pakiecie z karczemnymi awanturami. Burton bił podczas nich Liz tak, że potem gwiazda musiała przekładać zdjęcia, bo nawet cała armia charakteryzatorów nie była w stanie zamaskować jej siniaków.
I choć Liz i Dick ślub wzięli dwukrotnie, finalnie nie byli w stanie ze sobą wytrzymać. Jak powiedziała Taylor, chyba kochali się zbyt mocno, by ze sobą żyć. A perły? Liz nie przyniosły szczęścia, ale po śmierci aktorki naszyjnik z La Peregriną został sprzedany na aukcji za 11,8 miliona dolarów.
Historia Elizabeth Taylor i Richarda Burtona to nie jedyna pikantna relacja z perłami w tle. Choć Marylin Monroe zasłynęła jako miłośniczka diamentów — "najlepszych przyjaciół dziewczyny" — była też posiadaczką zachwycającego naszyjnika.
Biżuterię składającą się z 44 perfekcyjnie dobranych hodowanych pereł typu Akoya, rozciągających się na 16-calowej nici zaprojektował nie kto inny, jak prekursor hodowli pereł morskich, Kōkichi Mikimoto. Marylin dostała naszyjnik w prezencie od swojego męża, gwiazdora Baseballu Joego DiMaggio. Tych dwoje było małżeństwem przez dziewięć miesięcy, podczas których Joe z zazdrości bił Marylin i obsesyjnie ją kontrolował. Ale kiedy aktorka zmarła, DiMaggio dwa razy w tygodniu posyłał na jej grób czerwone róże. A jego ostatnie słowa brzmiały: "Nareszcie znów spotkam Marilyn".
Pechową moc pereł można raczej włożyć między bajki. Szczególnie, że wielu uważa je także za biżuterię mocy. Dużo w tym udziału Coco Chanel, która nie tylko kochała perły, ale też sprawiła, że te sztuczne stały się równie pożądane, jak prawdziwe. Projektantka znana z klasy i elegancji zasłynęła "małą czarną" — sukienką, którą ponoć chciała cały świat przywdziać w żałobę po swoim tragicznie zmarły ukochanym, Boy’u Capelu.
Z czernią idealnie kontrastowały sznury pereł, które w interpretacji Coco stały się symbolem klasy, siły i niezależności. Zaczęły się pojawiać nie tylko w formie naszyjników czy brosz, ale też na kołnierzykach projektowanych przez Chanel sukienek i płaszczy, w wykończeniach rękawiczek czy parasolek. Za jej sprawą perły pokochała też Jackie Kennedy, wielka miłośniczka klasycznych kostiumów Chanel. Ale to nie jedyna pierwsza dama, która chętnie sięgała po perły.
Wczoraj i dziś
Miłość do subtelnego blasku pereł łączy aktorki, księżne i pierwsze damy, które wiedzą, że nic nie dodaje szyku tak, jak sznur pereł na szyi lub perłowe kolczyki. Każdy chyba pamięta perłowy naszyjnik, w którym Audrey Hepburn wystąpiła w słynnej scenie otwierającej "Śniadanie u Tiffany’ego". Aktorka kochała perły również prywatnie i to właśnie ona wraz z Jackie Kennedy odpowiada za renesans popularności pereł w latach 60. ubiegłego stulecia.
Stylem Jackie chętnie inspiruje się dziś Michele Obama. Była pierwsza dama USA chętnie łączy perły nie tylko z sukniami na oficjalne wyjścia, ale też z casualowymi stylizacjami. Jej miłość do pereł podziela też wiceprezydentka USA, Kamala Harris, której perły zawsze towarzyszą w ważnych wydarzeniach. Wiceprezydentka miała je na szyi m. in. kiedy ukończyła Uniwersytet Howarda, podczas zaprzysiężenia w Kongresie, a nawet podczas szczepienia przeciw COVID-19. Dlatego w dniu jej zaprzysiężenia kobiety z ponad 99 krajów zorganizowały akcję pod hasłem "Noś perły 20. stycznia 2021 r.". W jej ramach ponad 430 tysięcy kobiet na znak solidarności z Kamalą w dniu jej zaprzysiężenia założyło perły, a zdjęciami dzieliło się w mediach społecznościowych. Biżuteria stała się symbolem siły i dumy.
Perły noszą dziś też koronowane głowy — wspomniana wcześniej Camilla Parker Bowles, ale też Kate Middleton czy Meghan Markle. A zgodnie z wolą Lady Diany większość jej biżuterii odziedziczyli synowie – William i Harry. Niewykluczone więc, że pewnego dnia w słynnej perłowej kolii, która dodawała blasku Revenge dress wystąpi Kate lub Meghan. Oby jednak w przyjemniejszych niż ich zmarła teściowa okolicznościach. Na razie Kate Middleton kilkakrotnie wystąpiła w innym naszyjniku Lady Di — kolii z czterech sznurów pereł i diamentów firmy Garrard, zawierającej perły, które zostały podarowane królowej przez rząd japoński w latach 70.
Perły to dziś biżuteria noszona nie tylko na wielkie wyjścia, ale i na co dzień. Chętnie wybierają je gwiazdy, takie jak Madonna, Sarah Jessica Parker czy Dua Lipa. Kiedy ta ostatnia w 2021 roku pokazała się w naszyjniku z trzech sznurów pereł projektu Vivienne Westwood, efektem było wyprzedanie biżuterii w błyskawicznym tempie.
Ale w ostatnich latach perły wkroczyły też do męskiej garderoby. Wylansowali je znani z przełamywania genderowych stereotypów artyści tacy jak Harry Styles czy Timothee Chalamet. Tak naprawdę jednak perłowa biżuteria nie jest w modzie męskiej niczym nowym. Wręcz przeciwnie, bo kochali je władcy tacy jak choćby Henryk III Walezy, pierwszy król elekcyjny. Z kolei na obrazie pędzla Rembrandta "Polski szlachcic" możemy zobaczyć Andrzeja Reya herbu Oksza, dyplomatę i sekretarza króla Władysława IV Wazy, którego ucho zdobi perłowy kolczyk.
Przez stulecia perłom przypisywano wiele znaczeń, a ich historia fascynuje do dziś. Jedno pozostaje w niej niezmienne — wyjątkowe piękno i blask tej jedynej w swoim rodzaju biżuterii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl