Podziel się:
Skopiuj link:

Zrezygnowała z pracy, zamknęła firmę. Mówi o sile, jaką dało jej siostrzeństwo

Rób swoje i uwierz w siłę sióstr. Historia Marty Majchrzak – psycholożki i badaczki, założycielki szkoły pole dance, mamy 7-letniego Jurka, która w pandemii rzuciła pracę i zaczęła swoją działalność.

Pandemia nie sprzyja otwieraniu nowego biznesu. Ani rzucaniu bezpiecznej posady w firmie, dla której pracowało się od lat. Tymczasem Marta Majchrzak zrobiła i jedno, i drugie – tyle że w odwrotnej kolejności. Brzmi brawurowo? Nie dla kogoś, kto liznął już przedsiębiorczości. I nie dla osoby zaangażowanej w sprawy społeczne, a także dbającej o dobro dziecka mamy. Wiele mówi o sile, jaką daje jej siostrzeństwo – czy czuje ją również w biznesie?

Owszem, zrezygnowanie z pracy na etacie w samym epicentrum pandemii nie jest najbardziej racjonalnym wyborem. Pewnie też większość z nas by się na niego nie zdecydowała. Może to właśnie odróżnia Martę? Już po pierwszej wymianie zdań wyczuwam, że mam do czynienia z człowiekiem, który wie, czego chce – albo przynajmniej potrafi dążyć do bycia sobą w ujęciu holistycznym, z dużą świadomością własnych potrzeb i bez strachu przed radykalnymi zmianami. – Musiałam dokonać ostrego cięcia, postanowiłam wystartować jako niezależna badaczka z własnym butikiem badawczym Herstories – tłumaczy, rzeczowo i bez emocji przyczyny odejścia z instytutu badawczego, w którym była zatrudniona. – Z pracy na etacie zrezygnowałam, bo kłóciła się z moimi wartościami. Do zmiany przymierzałam się od dawna, ale finalną decyzję podjęłam w pandemii, głownie ze względu na moje dziecko. Brzmi jak poświęcenie, ale decyzja okazała się raczej wyzwoleniem.

Pojawienie się Jurka w jej życiu przewartościowało dotychczasowy świat Marty. Pandemia? Dodała, co swoje. Wiedza i doświadczenie badawcze wyczuliły na bardziej i mniej subtelne zmiany społeczne, a zaangażowanie w walkę o prawa kobiet tylko wzmocniło przekonanie o potrzebie siostrzeństwa. Jak więc te wszystkie elementy układanki udało się Marcie przekuć w rzeczywistą przedsiębiorczość?

Bo "mama" to priorytet

Wychowywanie dziecka i równoczesne przechodzenie na własną działalność to mieszanka iście wybuchowa. Zwłaszcza, jeśli potomek ma wątpliwą przyjemność bycia pierwszoklasistą na zdalnym nauczaniu. Jednak, choć dla niektórych pewnie karkołomna, decyzja podjęta przez Martę Majchrzak była w pełni świadoma. – Obecność dziecka wiele weryfikuje – przyznaje. – Kiedy Jurek pojawił się w moim życiu, siłą rzeczy musiałam zapomnieć o pewnych pomysłach. Bycie matką to często zarządzanie wyrzutami sumienia, czasem wobec siebie samej, czasem wobec dziecka. Nie było mi łatwo znaleźć balans pomiędzy macierzyństwem, a pracą, która jest mi potrzebna, bo karmi mnie intelektualnie i daje niezależność finansową. Nie wiem jak dałabym radę, gdyby nie wsparcie męża i pomoc rodziny. Samodzielne matki to moje bohaterki, uważam, że należy się im największa pomoc, podziw społeczeństwa i pomniki - dodaje.

Cenię sobie kobiety, które potrafią mówić o swoich trudnych doświadczeniach wprost – zaznacza - Prawda o macierzyństwie jest taka, że bywa wyboiste i wymaga poświęceń. Zdaniem Marty, na tym polega też siostrzeństwo wśród kobiet. – Nie owijamy w bawełnę, dzielimy się doświadczeniami, ale nie oceniamy się nawzajem. Dzięki temu możemy poczuć się mniej samotne, zrozumieć, że nie ma idealnych rozwiązań, zauważyć, że tylko pozornie trawa gdzie indziej jest bardziej zielona - mówi.

W jej przypadku odejście z pracy szło w parze z wychowywaniem syna. – Podobnie jak większość kobiet podczas pandemii bardzo wyraźnie odczułam przeciążenie wynikające z łączenia roli pracownicy i matki. Wymagano ode mnie uczestniczenia w wielogodzinnych spotkaniach na Zoomie. Organizowano je akurat w porze obiadowej. Mój synek nie mógł chodzić do przedszkola ze względu lockdown, moim zadaniem było podać zupę i drugie danie. Nie wszyscy to rozumieli. Rola mamy nie mieściła się w ramach oczekiwań. Nie był to jedyny powód, dla którego odeszłam, ale z pewnością brak zrozumienia dla obiadowych obowiązków matki przelał czarę goryczy.

Zaznacza jednak, że bez żalu myśli o tym, jak potoczyła się jej historia. – Jestem wdzięczna byłej pracy, tak jak dziewczyny po przejściach bywają wdzięczne swoim ex – uśmiecha się. Czasem trzeba doświadczyć, czego się nie chce, co nam szkodzi, żeby zrozumieć, co blokuje nasz rozwój i uniemożliwia osiągnięcie spełnienia. Dużo się nauczyłam i teraz mogę z tych doświadczeń czerpać. Pytam, czy w takim razie nie było jej straszne dokonanie – jak sama to określa – "ostrego cięcia" w czasach, kiedy w mediach wciąż przewijają się nagłówki o bankrutujących przedsiębiorcach. – Czułam się przygotowana. Zjadłam zęby na tej pracy – przyznaje – miałam wieloletnie doświadczenie, i jako badaczka i jako przedsiębiorczyni.

Zanim bowiem ktokolwiek cokolwiek o wirusie wiedział, słyszał czy myślał, Marta wraz z przyjaciółką założyła szkołę pole dance OH LALA. To, czego nauczyła się przez wszystkie lata działania w branży fitness przekuła zaś w nowy start w przyszłość.

Liczą się doświadczenia

Czasem perspektywa czasu i nabranie dystansu sprawiają, że łatwiej nam zrozumieć podejmowane przez siebie wybory. W przypadku Marty Majchrzak można odnieść wrażenie, że wszystko wiodło ją do tego miejsca, w którym znajduje się teraz. Ale po kolei.

– Ukończyłam studia psychologiczne. Od razu potem zaczęłam pracę na uczelni, jednak szybko okazało się, że doktorat nie był spełnieniem moich marzeń. Poszłam pracować do instytutu badawczego. Prowadziłam badania społeczne, gdzie przez ładnych kilka lat pracowałam. Ale w międzyczasie zaczęłam szukać dla siebie sportu, który wspierałby mnie w ćwiczeniu mojej fizyczności, a przy tym w kształtowaniu kobiecości. Miałam – mam – grupę przyjaciółek, razem podjęłyśmy decyzję o wyborze pole dance. Nie mogłyśmy jednak znaleźć instruktorki. Na szczęście jedna z naszych znajomych, tancerka znana też z programów telewizyjnych, Kasia Kordzińska, stwierdziła, że nauczy się tego tańca, by potem pomóc nam się szkolić. Spodobało nam się, założyłyśmy więc własną.

OH LALA powstała więc 10 lat temu. Wówczas Marta nie zdecydowała się jednak postawić wszystkiego na jedną kartę. – Właściwie, cała moja historia biznesowa świadczy o tym, że w życiu zawodowym warto mieć "drugą nogę" i w zależności od sytuacji zmieniać nacisk, oparcie – wyjaśnia. OH LALĘ prowadziła równocześnie z pracą badawczą – co ciekawe, już wówczas skoncentrowanej na kobietach. – Już wtedy zajmowałam się głównie potrzebami kobiet, komunikacją do nich kierowaną. Obsługiwałam duże, ciekawe marki, poznawałam od podszewki ich podejście biznesowe wobec pań. To zresztą stanowiło dla mnie inspirację. Miałam poczucie, że moja działalność badawcza pomagała mi w prowadzeniu własnego biznesu. Zdobyta wiedza i wyrobiona reputacja pomogły jej również wtedy, gdy opuściła dotychczasowe miejsce pracy i wystartowała jako niezależna badaczka.

Covidowy reality-check

Dzięki temu, że od lat łączyłam pracę badaczki i działalność OH LALA pandemia nie postawiła mnie pod ścianą. - Sama sobie byłam wdzięczna – przyznaje – miałam możliwość łatwego przesunięcia akcentów i utrzymania stabilności finansowej, ale też po prostu poczucia sprawczości. Pandemia była dla mnie jak reality-check.

Zamknięta została działalność stacjonarna OH LALA. – Wraz ze wspólniczką musiałyśmy dostosować się do obostrzeń – tłumaczy – decyzja nie była prosta. Przez tych 10 lat instruktorzy stali się naszymi przyjaciółmi. Czułyśmy na barkach brzemię odpowiedzialności. Nie miałyśmy wyboru. Dziewczyny uczą się ze zdobytych doświadczeń i nie poddają się. Teraz prowadzą zajęcia online dla firm. – Początkowo dawałyśmy zajęcia otwarte dla wszystkich. Nie narzucałyśmy ceny, lecz ją sugerowałyśmy, uruchomiłyśmy zrzutkę. Pomysł był fajny, ale spotkało nas rozczarowanie. Więcej osób chodziło niż płaciło. Ledwo dopinałyśmy koszty. Jednak na bazie tych doświadczeń opracowałyśmy usługę fakturowaną, kierowaną do klienta biznesowego. Dla nas to bezpieczniejsze rozwiązanie, które daje poczucie, że wysiłek wkładany w nasze przygotowanie do zajęć nie zakończy się dla nas rozczarowaniem – wyjaśnia Marta.

– Zazwyczaj w życiu tak jest, że gdy zamykasz jedne drzwi, otwierają się kolejne – stwierdza, gdy podpytuję ją, czy mimo doświadczeń nie czuła strachu przed rozpoczęciem kolejnej działalności. – Jestem dobra w tym, co robię. Jako badaczka nie miałam w umowie o etat zapisu o zakazie konkurencji, mogłam więc szybko zacząć działać jako przedsiębiorczyni i założyłam Herstories, mój butik badawczy. Współpracuję z badaczkami, które poznałam podczas kilkunastu lat pracy w tej branży. 2020 okazał się być rokiem, w którym zrobiłam projekty badawcze dotyczące kobiet zarówno dla kilku globalnych koncernów, jak i dla małych NGOsów, takich jak Fundacja Kosmos. Nasz raport o przyszłości dziewczynek, który powstał na podstawie wywiadów eksperckich to przykład pracy, którą mogę wykonywać za symboliczne pieniądze, bo czuję, że dokładam swoją cegiełkę do zmiany świata na lepsze.

Przyszłością jest siostrzeństwo

W podejściu Marty – zarówno jako kobiety, jak i businesswoman – kluczowe jest siostrzeństwo.… Czyli? Pozytywne, wspierające relacje między kobietami. Pojęcie siostrzeństwa odnosi się do wzajemnej solidarności i pomocy między niespokrewnionymi kobietami i osobami identyfikującymi się jako kobiety. Jest swojego rodzaju postulatem traktowania innych kobiet "jak rodziny" – szczerze i serdecznie. W ruchach feministycznych siostrzeństwo jest zarówno praktyką, jak i celem: propozycją dostrzeżenia wspólnoty doświadczeń kobiecych. – To idea, którą poznałam między innymi dzięki Natalii Sosin-Krosnowskiej i Mariannie Grzywaczewskiej. Dziewczyny zgłosiły się do mnie, bo organizowały polską wersję wydarzenia Sisters of Europe, promującego wspólnotę kobiet. Z przyjemnością podjęłam się roli dyrektorki merytorycznej tego wydarzenia.

Na razie odbyły się dwie edycje spotkań Sisters of Europe w Polsce. Podczas tej drugiej Zuza Krajewska wykonała przepiękne fotografie, których symbolika i przekaz szczególnie zapisały się w pamięci Marty. – Zuza zrobiła portrety wszystkim uczestniczkom wydarzenia. Na każdym ujęciu widać było twarz i ramiona jednej kobiety oraz sylwetkę drugiej, obejmującej ją i stojącej tyłem. Dla mnie ten uścisk to metafora tego, że potrzebujemy siebie nawzajem. W bliskości, bez oceniania.

Dla Marty idea siostrzeństwa zyskuje na znaczeniu szczególnie teraz, w obecnym spektrum społeczno-politycznym. – Decyzje polityczne, odbierające nam wolność krzywdzą każdą z nas. Uważam, że rozmawianie o aborcji i przekazywanie sobie telefonu do Aborcji Bez Granic 222 922 597 to jedno z ważniejszych siostrzanych działań na dziś. Nie wszystkie osoby dobrze czują się na ulicach, podczas protestów, ale Marta zajmuje się więc sprawami kobiet nie tylko zawodowo – są częścią jej życia także i po godzinach pracy. – Od 22 października jeszcze mocniej niż wcześniej zaangażowałam się w uliczne protesty, staram się być na wszystkich. Jestem w Radzie Konsultacyjnej przy Strajku Kobiet. To daje mi poczucie sprawczości, a przy tym poznaję ciekawe, inspirujące osoby.

A czy w takim razie możemy w ramach siostrzeństwo możemy budować przez wsparcie kobiet w biznesie? – Nie tyle możemy, co powinnyśmy – zaznacza Marta – Choć nie jest to łatwe. Mam poczucie, że o siostrzeństwo powinnyśmy zabiegać na co dzień, nie zaś od święta. Wychowując się w patriarchacie, łatwo można wpaść w koleiny rywalizacji, wzajemnego oceniania się kobiet. Żadna z nas nie jest od tego wolna. Tymczasem sama idea niczego nie załatwi. Warto na co dzień wkładać wysiłek w pracę nad siostrzanym stosunkiem do innych kobiet i siebie samych, traktować się z życzliwością, empatią. I w biznesie, i na klatce schodowej!

Pandemia w portfelu kobiety

Korzystając z doświadczenia i wiedzy mojej rozmówczyni, podpytuję o to, czy Covid-19 zmienił jakoś nasze podejście do wydawania pieniędzy. Czy inaczej gospodarujemy budżetem domowym? – To trudny temat – wzdycha Marta. Bo nim cokolwiek zostanie powiedziane o efekcie pandemii, warto zwrócić uwagę na podejście Polek do finansów per se.

– Kobiety w dalszym ciągu mają rozdzielne budżety ze swoimi partnerami i bardzo często nie wiedzą, ile ci zarabiają. Wedle najnowszych badań problem dotyczy 41 proc. kobiet. Nie zauważają, że w obecnym systemie to mężczyzna zarabia więcej – wyjaśnia ekspertka. Ekonomiczny patriarchat podszyty jest niewiedzą. – Ponad połowa badanych bagatelizuje problem różnicy płac pomiędzy płciami. Wychodzi na to, że jako partycypujące w życiu społecznym jednostki jesteśmy, mówiąc krótko, nieuświadomione. 30 proc. kobiet w Polsce nie ma w ogóle pojęcia, że istnieje coś takiego jak luka płacowa, a połowa uważa, że nie dotyczy to naszego kraju. Tymczasem w Polsce Przeciętna różnica w miesięcznym wynagrodzeniu kobiet i mężczyzn to 764 złote, a im wyższe stanowiska tym większa różnica na niekorzyść kobiet. Prawie 40 proc. nie ubiega się o podwyżkę w miejscu pracy. Są przekonane, że albo im się ona nie należy, albo zwyczajnie się krępują. Co piąta Polka podejmie taką walkę o swoje zarobki. To mało. Dodatkowo kobiety są znacznie bardziej obciążone obowiązkami domowymi, mają tym samym mniej czasu na pracę zawodową. To bulwersujące, szczególnie kontekście niskiej ściągalności alimentów w Polsce i ponad 11 mld długu alimentacyjnego wobec polskich matek – komentuje Marta.

Badania wskazują, że około 1/3 Polek chciałaby prowadzić własna firmę. To niedużo w porównaniu z ogólnoświatowymi tendencjami np. w zestawieniu z danymi zebranymi w 15 krajach w "Second Annual Global Enterpreneurship Study" 72 proc. kobiet deklarowało, że chciałoby prowadzić własną firmę. To niezły wynik. Wyraźnie widać też pewną zależność – im młodsze pokolenie, tym chęć niezależności silniejsza. Warto tę tendencję wspierać. Młode dziewczyny nie chcą opierać się na mężczyźnie jako na głównym utrzymującym rodzinę, nie zamierzają powielać schematu swoich pracujących mam. Chętnie zakładają swoją działalność – dodaje – ale schody pojawiają się później. Bo bycie przedsiębiorczynią w Polsce to ciężki kawałek chleba – nadmienia z przekąsem.

Jak sama zauważa, cechą Polskiej przedsiębiorczości pre- i post- pandemicznej jest nieprzewidywalność. – Kiedy wraz ze wspólniczką zakładałam pierwszą działalność, OH LALA, objęta była zwolnieniem z podatku VAT. Po trzech miesiącach znienacka VAT na naszą działalność wynosił już 22 lub 23 proc. Normą dla polskich przedsiębiorczyń i przedsiębiorców jest nienormalność i nieprzewidywalność – podsumowuje.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij