"Za stara na miłość? Coś takiego dla mnie nie istnieje"
– Gerard powiedział: "Pobierzmy się na zamku". Pomyślałam: czemu nie? Daliśmy sobie przyzwolenie na małe szaleństwo i wyjątkowe przeżycie tej chwili – opowiada Iwona.
Ślub odbył się w sierpniu 2023 roku. Na weselu w Niepołomicach bawiło się ok. 80 osób.
– Nigdy nie zapomnę wejścia panów do programu "Sanatorium miłości" i momentu, gdy pierwszy raz zobaczyłam Gerarda. Z fantazyjnie zawiązanym szalikiem pod szyją i tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczami bardzo się wyróżniał, choć ja byłam ostrożna, nie chciałam niepotrzebnie dawać nikomu nadziei – wspomina Iwona. – Cztery tygodnie, w czasie których kręciliśmy program, to był zbyt krótki czas, żeby móc zadeklarować swoje uczucie.
Los zakpił z marzeń
Ostrożność w przypadku kobiety, która w życiu przeszła tyle, co Iwona Mazurkiewicz-Makosz, wydaje się w pełni zrozumiała. Choć energiczna, wesoła i uśmiechnięta, nieraz wylewała łzy. Zanim poznała Gerarda, dwukrotnie była mężatką. – Jako młoda dziewczyna byłam przekonana, że czyjąś żoną mogę być tylko raz w życiu i z takim nastawieniem ślubowałam przed Bogiem, dla mnie to była przysięga nie do podważenia. Niestety, życie boleśnie weryfikuje nasze marzenia i idee – mówi z żalem Iwona.
O swoim pierwszym mężu opowiada, że był bardzo pracowity, jednak tym, co zniszczyło ich związek, okazał się alkohol. – Bardzo męża wspierałam w walce z nałogiem, bo to choroba, która dotyka całą rodzinę. Próbowałam ratować nasze małżeństwo, jednak w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że już tego nie udźwignę – zwierza się Iwona. Bo gdy przyszła proza życia, poczuła, że zbyt wiele musi unieść na swoich barkach. – Wychowałam się bez ojca i zawsze chciałam stworzyć ciepłą, pełną rodzinę, jednak los zakpił z moich marzeń.
Z pierwszego małżeństwa Iwony Mazurkiewicz-Makosz urodziło się dwoje dzieci, niestety z bardzo poważnymi wadami serca. Jedno zmarło, drugie ratowano w Holandii, gdzie – jak opisuje Iwona – "zostało wyrwane śmierci". – Po rozwodzie zostałam sama, musiałam poradzić sobie z ogromnymi przeciwnościami losu, bałam się zwykłego przeziębienia, przez które nie mogłabym pracować. Wiedziałam, że muszę zabezpieczyć nasz byt, mój i mojego syna, mieć pieniądze na spłacanie kredytu. Podjęłam decyzję o wyjeździe do Anglii – relacjonuje Iwona.
Już mi się nie wymkniesz
Z jednym problemem dała sobie radę, ale pojawił się kolejny, wyjątkowo dotkliwy: samotność. – Chyba marzeniem każdej kobiety jest mieć u swojego boku kogoś, na kim – z wzajemnością – mogłaby polegać – opowiada.
Niedługo potem los zetknął ją z Januszem, znajomym sprzed lat. Połączyła ich wielka miłość. – Powiedział mi: "Iwonko, zawsze mi się podobałaś. Już teraz mi się nie wymkniesz. Nie mogę cię stracić".
Nie wymknęła się. Byli razem przez siedem lat, w tym małżeństwem trzy lata – i to, jak zapewnia Iwona, był piękny okres w jej życiu. – Miłość wyraża się poprzez troskę o ukochaną osobę i w naszym związku tak było. "Uwielbiam patrzeć, jak zasypiasz" – słyszałam często od Janusza. Otulał nas kołdrą i zasypialiśmy. Byliśmy razem bardzo szczęśliwi.
Niestety, pojawiła się okrutna choroba: rak prostaty z przerzutami do kości. – Rozpoczęliśmy walkę o zdrowie i życie Janusza – wspomina Iwona Mazurkiewicz-Makosz. Droga, po której wtedy kroczyli, była długa i wyboista, z momentami dobrymi oraz strasznymi, o których Iwona opowiada ze łzami w oczach. – Starałam się być silna, przez pół roku spałam po 2–3 godziny na dobę, ale nie pokazywałam swojej rozpaczy.
Janusz odszedł w 2010 roku. – Byłam przy jego przejściu na drugą stronę – mówi Iwona.
18 lat różnicy. I co z tego?
Czas po śmierci Janusza Iwona wspomina jako koszmar. Na długi czas odsunęła się od ludzi, nic jej nie cieszyło, dwa razy prawie wpadła pod samochód. Każda rozmowa na jakikolwiek temat kończyła się rozmową o Januszu. – Od pani psycholog usłyszałam bardzo ważne słowa, że jeśli kochałam Janusza, powinnam pozwolić odejść jego duszy. Że ruszę z miejsca, dopóki nie zamknę tego etapu, że w życiu dzieją się rzeczy dobre i złe, a po burzy zawsze wychodzi słońce – opowiada Iwona Mazurkiewicz-Makosz.
Czy przyszłoby jej do głowy, że znajdzie się kiedyś w programie telewizyjnym, dzięki któremu znowu się zakocha? – W życiu – odpowiada Iwona. – Ja tego programu nawet nie znałam. Przyjaciółki namawiały mnie, żebym się zgłosiła, mówiły: "Iwona, spróbuj, co ci szkodzi". Aż pewnego dnia przeglądałam swoje zdjęcia i poczułam, że chcę je wysłać w ramach zgłoszenia. Wystarczyłyby dwa, a ja wysłałam ich ze dwadzieścia – śmieje się.
Po wysłaniu zdjęć usłyszała, że "jest moc". Poczuła się gotowa na coś nowego. Wtedy pojawił się Gerard.
– Im lepiej się poznawaliśmy, tym większego nabieraliśmy przekonania, że pasujemy do siebie sposobem bycia, doświadczeniem, zachowaniem. Gerard walczył o mnie w sposób nienatrętny i tym mnie ujął. Mnie nie interesowało weekendowe randkowanie, tylko związek na stałe, jestem taka "przytulanka", potrzebuję obecności najbliższej osoby na co dzień – tłumaczy Iwona.
Zamieszkali razem, a w lipcu 2021 roku zaręczyli się. Dwa lata później wzięli ślub. – Dzieli nas 18 lat różnicy i co z tego? Wreszcie znowu jestem szczęśliwa. Cieszymy się, że dwie ścieżki pewnego dnia zbiegły się w jedną, piękną, szeroką, pozbawioną wybojów drogę – mówi Iwona.
Miłość jest potrzebna
– Miłość to uczucie, którego doświadczamy niezależnie od wieku. W każdym wieku warto kochać i być kochanym – mówi psychoterapeutka dr Katarzyna Czyż, autorka bestsellerowych poradników. – Miłość do drugiego człowieka daje poczucie bezpieczeństwa, jest nam po prostu potrzebna. Kiedy zdarza się w wieku dojrzałym, zwykle cechuje się stabilnością, przewidywalnością oraz lekkością. Gdy wyciągniemy wnioski z poprzednich relacji, które mieliśmy w "młodzieńczym wieku", okaże się, że potrafimy lepiej komunikować swoje potrzeby, wiemy już, czego chcemy, a czego nie i doceniamy z podwójną siłą obecność drugiego człowieka – dodaje dr Katarzyna Czyż.
– Czasami młodzi o starszych osobach wypowiadają się pogardliwie, ale ci "staruszkowie" mają przecież ogromny bagaż życiowych doświadczeń. Spodobało mi się, jak Gerard opowiadał o swojej mamie, która mówiła: "Ty skończyłeś AGH, a ja skończyłam Uniwersytet Życia". Z pewnością nasze doświadczenia wpływają na nasze kolejne relacje. Całe życie jest dla nas jedną wielką lekcją. Zawsze powtarzam, że nawet jeśli doświadczamy przykrości, to czemuś to służy – uważa Iwona Mazurkiewicz-Makosz.
Z Gerardem uwielbiają śmiać się i rozmawiać godzinami, dbają o zdrowe odżywianie i aktywność fizyczną – codziennie się gimnastykują. Gerard wciąż przynosi swojej ukochanej róże z ogródka. Mają też za sobą walkę o jego życie – wyszli z niej obronną ręką.
– Każdego dnia cieszymy się z małych rzeczy. Szczęściem jest przytulenie, troskliwe pytanie, kawa podana przez ukochaną osobę. Ludzie do nas piszą, że jesteśmy dla nich inspiracją – mówi Iwona. – Będąc w relacji w dojrzałym wieku, z jednej strony jesteśmy ostrożniejsi, a z drugiej chętnie wracamy do młodzieńczych zachowań. Miłość nie jest zarezerwowana wyłącznie dla młodych ludzi. My, emeryci też pragniemy przeżyć coś pięknego. Za stara na miłość? Coś takiego dla mnie nie istnieje.