fot. East News
Podziel się:
Skopiuj link:

Wyrodne matki? Nie, świadome swoich potrzeb

Spełniają się zawodowo, realizują pasje, pozwalają sobie na luksus nicnierobienia, kiedy mają na to ochotę. Wyrodne matki? Nie, raczej świadome swoich potrzeb. Kobiety, które poddają się terrorowi idealnego macierzyństwa, często zapominają, że żyją przecież nie tylko dla dzieci, ale też dla siebie. Zachowanie równowagi w świecie, który wciąż kulturowo wymaga od nich pełnego poświęcenia dla rodziny, nie jest łatwe. Ale one pokazują, że warto przełamywać konwenanse. Bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.

Monika Mrozowska, aktorka, miłośniczka zdrowego gotowania

Jestem mamą czworga dzieci, ale dbam, by macierzyństwo mnie nie wykończyło. A mogłoby. Są na to liczne dowody. Wystarczy przewertować internet. Sfrustrowanych macierzyństwem kobiet nie brakuje. Dlaczego? Bo wmówiono nam, że możemy pełnić w życiu wiele ról i każdą z nich "odgrywać" na procent. A tak się nie da. Ja chcę i być mamą, i spełniać się zawodowo, i spotykać z przyjaciółmi, i dbać o dom, i rozwijać się, ale też wiem, gdy muszę odpuścić. Kiedy praca musi poczekać, bo trzeba zrobić obiad, a kiedy mogę moim dzieciom powiedzieć, że potrzebuję godziny spokoju, bo chcę popracować. To nie jest łatwe, bo co chwilę trzeba ustawiać sobie priorytety. Przyglądać się, która z naszych "ról" w danym momencie potrzebuje większego zaangażowania, a która... całkowitego wyłączenia. Mnie na pewno pomaga nienormowany czas pracy. Gdy przygotowuję nową książkę, zdjęcia mogę robić podczas wakacji, albo weekendów, kiedy dzieci bawią się na przykład na naszym wiejskim podwórku. Przepisy, posty, artykuły jestem w stanie napisać późnym wieczorem, gdy najmłodsze dzieci śpią.

Dla osób, które lubią konkretny rytm dnia, pewnie taki sposób pracy jest nie do pomyślenia. Ja to lubię. Nie znam innego trybu. W biurze od poniedziałku do piątku, od 8:00 do 17:00 umęczyłabym się strasznie. Wolę odpowiadać na maile, karmiąc jednocześnie trzymiesięcznego Lucka piersią. W tym wszystkim pomaga mi też dobra organizacja. W czasie gdy dzieci wyjeżdżają na dłużej z domu ze swoimi ojcami, co ma miejsce chociażby podczas wakacji, ja mogę zaangażować się w pracę, na którą normalnie nie znalazłabym czasu. To jadę na warsztaty, podczas których będę w kuchni. Od 6:00 rano do późnych godzin wieczornych, aż ostanie osoby skończą jeść przygotowaną przeze mnie kolację. Wykańczające fizycznie doświadczenie, ale nic nie zapewnia mi takiej satysfakcji jak karmienie ludzi.

Dużo o pracy i dzieciach, a gdzie czas na przyjemności? Osiągnęłam taki poziom ZEN, że potrafię odpocząć podczas rodzinnego urlopu. A wiem, że nie każdemu się to udaje. Ale uwielbiam też samotne wyjazdy i dbam, by jeden dłuższy pojawił się chociaż raz w roku. W tym to się nie uda, bo Lucek jest mały, ale gdy będę mogła go już zostawić, na pewno wyskoczę przynajmniej na samotny weekend. Bez wyrzutów sumienia. Choćby po to, by jeszcze bardziej za nim zatęsknić. Tęsknić jest fajnie, a i w zostawieniu dzieci pod dobrą opieką nie ma nic złego.

My kobiety, zostałyśmy wychowane w przekonaniu, ze jesteśmy niezastąpione. A przecież większość dzieci ma tez ojców, którzy potrafią się nimi zająć. Nawet jeśli uważamy, że nie robią tego tak dobrze, jak my. Nie muszą, mogą być wystarczająco dobrzy. Należy też pamiętać, że dzieci kiedyś, szybciej niż nam się wydaje, wyfruną z gniazda. I jeśli nic poza rolą matki nie będziemy miały, zostanie ogromna pustka oraz smutek. A życie – z dziećmi czy bez – jest zbyt piękne, by pogrążać się w rozpaczy.

Anna Kalczyńska, dziennikarka, prowadząca "Dzień dobry TVN"

Często powtarzam, że urodziłam troje przyjaciół. Tak rozumiem macierzyństwo, które sprawiło, że moje życie nabrało barw i stało się kompletne. Poświęciłabym dla dzieci wszystko, szczęśliwie jednak - nie muszę. Pracuję zawodowo od 20 lat i nie dokonywałam w tym czasie radykalnych wyborów. Ktoś może powiedzieć: "ta to ma szczęście". Mam, bo mogłam liczyć na wsparcie męża i zaangażowanie trzech cudownych kobiet: mojej mamy, teściowej i zmarłej przed rokiem niani Basi. Dzięki nim pozostałam wierna swojej zasadzie równowagi. To ona determinuje, czy życie pełne wyzwań okaże się ciągłą walką, czy współdziałaniem, harmonią. Oczywiście nie było łatwo – rodziłam dzieci co roku przez trzy lata. Każde karmiłam piersią odpowiednio: 12, 9 i 6 miesięcy. Zawsze brałam urlop macierzyński, ale starałam się jak najszybciej wrócić do pracy.

Kiedy dowiedziałam się o trzeciej ciąży, zamiast się ucieszyć, rozpłakałam się. Myślałam: "tym razem na pewno nie dam rady". Ale dałam. Pomogła rodzina i mój wrodzony optymizm. Ale też umiejętność ustawiania priorytetów i hierarchii tego, co dla nas ważne. Dla jednych – będzie to nauka, kariera, dla innych pieniądze, a jeszcze innych prowadzenie domu i opieka nad rodziną. Nie ma sensu wartościować, każdy inaczej definiuje swoje życiowe cele. W moim przypadku praca była ważną częścią życia, zanim pojawili się mąż i dzieci.

Dziennikarstwo to pasja, więc nie wyobrażałam sobie, bym po urodzeniu dzieci miała z niej zrezygnować. Dziś praca nie tylko pomaga tworzyć świat, w którym spełniam się i zarabiam pieniądze. Ona mnie definiuje, kreuje w oczach dzieci wizerunek mnie jako osoby, która jest aktywna i nie rezygnuje ze swoich przyjemności. Rodzina nie może cierpieć przez pracę, ale nie może też być wymówką, by nie spełniać ambicji. To niesprawiedliwe - przerzucić ciężar decyzji na najbliższych, którzy często tego poświęcenia od nas nie oczekują.

Jak być szczęśliwą matką? Przede wszystkim myśleć o sobie. W samolocie nakładamy maseczkę z tlenem najpierw sobie, a potem dziecku – to logiczny ciąg wydarzeń. W życiu o poczucie szczęścia też trzeba walczyć. Nie da się być szczęśliwą osobą bez deklaracji, że mamy do tego prawo. Niby każda z nas to wie, ale jednak niezręcznie dać sobie na to przyzwolenie. Kulturowo i biologicznie jesteśmy przypisane do modelu matki, żony, który prowadzi do poczucia wykorzystania i niespełnienia, a w najlepszym razie – przemęczenia.

Jestem więc egoistką czy hedonistką? – sama zadaję sobie to pytanie. Raczej bezwstydną hedonistką! Robię wszystko, na co mam ochotę, czas i na co mnie stać. Gotuję obiady, dbam o dom, ale potem uciekam do swoich przyjemności i nie mam wyrzutów sumienia. Wychodzę do pracy, która jest moją pasją i wszyscy to szanują. Biegam, ćwiczę, uprawiam sport. Otaczam się przyjaciółmi, co oznacza, że rzadko rozstaję się z telefonem. Piszę do nich, żyję ich sprawami. Sama prowadzę swoje social media, a to wymaga czasu na generowanie treści. I nie, nie odczuwam z tego powodu wyrzutów sumienia. Bywa, że mój mąż napomknie: "może wystarczy" i wtedy oceniam, czy rzeczywiście nie przesadzam. Jedyną granicą egoizmu jest poczucie zaopiekowania i czujnego bycia z problemami oraz przeżyciami mojej rodziny.

Sylwia Chutnik, pisarka

Kobiety są zawsze wpuszczane w poczucie winy i okazuje się, że cokolwiek by nie zrobiły - i tak jest źle. Dlatego lubię hasło "Wystarczająco dobra Mama", czyli taka, która stara się i robi wszystko, co w jej mocy, ale wie doskonale, że nie będzie idealna. Ambicje w stylu: "zostanę najlepszą mamą" prędzej czy później prowadzą do frustracji. Według współczesnej psychoanalizy z matką, niezależnie od wszystkiego, zawsze jest coś nie tak. Bo albo jest za bardzo opiekuńcza, albo za mało. Albo ogranicza, albo nie wspiera. Dlatego pomyślałam, że to może być totalnie oswobadzające – przecież cokolwiek nie zrobię i tak będzie źle, więc może po prostu powinnam nie oglądać się na normy, konwenanse i działać po swojemu.

Oczywiście realizowanie się w pracy zawodowej i opiekuńczej często okazuje się nie do pogodzenia. Pandemia pokazała, że praca z dzieckiem nawet w domu, jest prawie niemożliwa. Wymaga od nas energii i nakładów czasu, ale też świetnej logistyki. Ostatnie badania dotyczące sytuacji kobiet w pandemii udowadniają, że zajmowanie się dziećmi, zdalne nauczanie, to obok przemocy domowej jeden z największych problemów. Praca dla mamy to wyzwanie, ale też świadomość ekonomicznej niezależności, szansa na rozwijanie ambicji. To niezbędne, by nie utonąć w "mamusiowym sosie". Mnie często dopadają wyrzuty sumienia – czy zamiast tyle pisać, spotykać się ze znajomymi, pielęgnować hobby, nie powinnam tego czasu poświęcać synowi? Ale chwilę później przypominam sobie, że to nie chodzi o liczbę wyrobionych godzin, tylko jakość tych wspólnych chwil, ich, nazwijmy to: kaloryczność. Czasem lepiej spędzić godzinę niż cały dzień z rozmemłaną i wściekłą, że nie można nic zrobić dla siebie matką.

Macierzyństwo nie jest gorsetem, o ile stanowi jedno z doświadczeń życia, a nie jego główne zadanie. Jeśli zadbamy o równowagę między tym, kim jesteśmy i jakie są nasze tożsamości, nigdy nie będzie nas ograniczać. Oczywiście mówimy o sytuacji, gdy decyzja o urodzeniu dziecka była świadoma i czerpiemy z niej radość. Bycie mamą ma wiele odcieni. Inaczej o tej roli opowie matka dziecka z niepełnosprawnością lub ta doświadczająca ubóstwa, a inaczej szczęśliwa, niezależna finansowo kobieta, którą stać na zatrudnienie opiekunki, gdy ma ochotę wyjść do kina z przyjaciółkami.

Matki często matki nie ufają sobie i swojej intuicji. Zamiast tego słuchają dobrych rad – są łajane, tresowane i po czasie nie wiedza, co jest dobre dla nich, a co nie. Macierzyństwo to instynkt, dlatego warto kierować się swoimi potrzebami. I nie zapominać, że życie ma się tylko jedno.

Ewa Minge, projektantka mody

Macierzyństwo to dla kobiety zadanie na pełen etat. Etat, który trwa dobę. Powoływane przez nas na świat życie jest przecież kompletnie bezbronne. Bez naszej opieki, poświęcenia, miłości, nie będzie mogło długo funkcjonować. Ale tylko od nas zależy, jak potraktujemy rolę matki darowaną od losu. Wychowanie dziecka nie wyklucza przerwania pracy zawodowej, marzeń o rozwoju osobistym i funkcjonowania społecznego.

Pytanie: jak bardzo tego chcemy? I na ile potrafimy zorganizować czas, by dzielić go między wychowanie dziecka a własne życie, w którym rola matki jest ważna, zawsze nadrzędna, ale nie jedyna. Musimy pamiętać, że kiedyś dziecko wyfrunie z gniazda, a my poświęcając mu życie, zostaniemy z poczuciem pustki i świadomością przegranej. Szybko zorientujemy się, że nasze koleżanki funkcjonują w innej rzeczywistości, mają odmienne priorytety, świat też poszedł do przodu.

Ja po urodzeniu Gaspara założyłam rok przerwy w pracy. Kiedy po raz drugi zostałam mamą, przerwa nie mogła być tak długa, bo moja duża firma opierała się w stu procentach na moim zarządzaniu. Nie było łatwo, synowie fundowali mi nieprzespane noce. Ale dwa najważniejsze projekty życiowe: dzieci i praca marzeń napędzały mnie każdego dnia. To by się nie udało, gdyby nie złota pani Krysia, niania. Poczucie spełnienia rekompensowało niedosypianie i konieczność łączenia obowiązków. Praca, która jest pasją, to nie poświęcenie tylko źródło wielkiej radości.

Przychodzi jednak taki moment, gdy kariera zawodowa nagle zaczyna się szybko rozwijać i wymaga więcej uwagi, poważnych zmian. W moim przypadku pojawiła się propozycja pracy dla znanego włoskiego domu mody. Warunki kontraktu wymuszały wyjazd z kraju i totalną dyspozycję. A to był ten moment, gdy Oskar i Gaspar dojrzewali – przeżywali pierwszy bunt, pierwsze miłości i rozczarowania. Rezygnując z marzenia, które wydawało mi się niemal nieosiągalne, uznałam, że dzieci są najważniejsze. Nigdy nie żałowałam tej decyzji. Bywają takie momenty, że musisz zwolnić. Upadek projektów zawodowych nie będzie nigdy tak bolesny jak porażki twojego dziecka. Z drugiej strony zawsze miałam świadomość, że dziecko wymaga nie tylko poświęcenia, ale też zdrowego rozsądku i równoważenia priorytetów.

Synów wychowałam w pojedynkę. Ojciec nie uczestniczył w ich życiu, nie licząc pierwszych lat, sam dokonał takiego wyboru. Z pewnością łatwiej mają kobiety posiadające wspaniałego męża czy partnera. Dzielenie obowiązków nad wychowaniem dzieci, gra do wspólnej bramki i uznanie ich dobra za wartość nadrzędną, to najlepsze rozwiązanie. Jeśli zdarzy się inaczej, nie warto ograniczać się do jednej życiowej roli. Praca "bo muszę utrzymać rodzinę" nigdy nie ułatwi kobiecie drogi do samorealizacji i szczęścia. Szczęście to nie książkowa wiedza, ale wypadkowa wielu przepracowanych porażek. I co najważniejsze - umiejętność wyciągania z nich wniosków. Wiem, że jako mama zawsze mogę liczyć na wsparcie synów, to moi najlepsi przyjaciele. Nigdy nie dawałam im do zrozumienia, że oczekuję czegoś za ofiarowany czas. Oni też nie przyjmowali postawy wymiany korzyści. We trójkę spełniamy marzenia żyjemy po swojemu, nie krzywdząc się nawzajem. Bo miłość powinna być zbudowana na wolności.

Rozmowa z Katarzyną Kucewicz, psycholożką

Dlaczego wielu kobietom macierzyństwo kojarzy się ze zmianą stylu życia?

Bo mają zakodowany przekaz od swoich mam i babć, że macierzyństwo chociaż szlachetne jest także przykrym obowiązkiem, dodatkową pracą, ciężkim zadaniem polegającym na rezygnacji ze swojego życia. To sprawia, że przyszłe mamy, zwłaszcza młode, na wieść o ciąży wpadają w panikę i zaczynają się bać, że ich czas beztroski się skończył. Ten stereotyp jest zły i nieprawdziwy. Zły dlatego, że kobieta myśląc w ten sposób, że bycie matką polega na zrezygnowaniu z siebie, staje się nierzadko rodzicem nadopiekuńczym, przemęczonym, skorym do samo poświęcenia się dla dobra dziecka nawet, jeśli wcale nie ma takiej potrzeby .

To musi generować frustrację.

Tak, bo w jej sercu nadal drzemią potrzeby i pragnienia, które miała kiedyś. W moim poczuciu idealne rodzicielstwo polega na stawianiu siebie na pierwszym miejscu przy równoczesnym poszanowaniu podstawowych potrzeb swojego dziecka. Oznacza to, ze każda mama powinna umieć się porozumieć sama ze sobą, zadawać sobie pytania: czego ja teraz chcę od życia dla siebie, czego ja jako kobieta potrzebuje, jak mi jest samej ze sobą? To kluczowe, by potrafić się sobą opiekować, bo wtedy dopiero będziemy w stanie w pełni zatroszczyć się o dziecko.

Już widzę reakcje mam, które to czytają: łatwo powiedzieć, trudniej wdrożyć w życie.

No tak, dlatego podpowiem, że w praktyce sprowadzać się to może na przykład do tego, że mama będąca równocześnie osobą pragnąca rozwoju intelektualnego i swojej kariery, będzie sprawiedliwie dzieliła czas na opiekę nad dzieckiem i zajmowanie się pasjami bez poczucia winy. Dla dziecka jest to dobre, bo my jako mamy przekazujemy im wartości i swoje emocje. Mama, która jest zła, zgorzkniała, smutna, nie umie zarazić dziecka optymizmem i dać mu poczucia, że jest bezpieczne z rodzicem, który kocha swoje życie. Natomiast mama spełniona często dla swojego potomstwa cudowna towarzyszką. Ja zawsze zachęcam mamy, by czule się sobą opiekowały. Pomocne w tym są poradniki psychologiczne dla rodziców, a także dostępne w sieci profile mam psycholożek, pedagożek krzewiący idee dbania o swój dobrostan psychiczny. Świetnym tego przykładem jest Instagram Julii Izmalkowej @psychomama_julia, który polecam jako inspirację.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij