fot. Kadr z filmu "Nie martw się kochanie"
Podziel się:
Skopiuj link:

Wszystko będzie dobrze, ale czy na pewno? Utopie na srebrnym ekranie

Okrutna wojna, zagrażająca zdrowiu i życiu pandemia, budzące coraz większy strach globalne ocieplenie — czasy, w których przyszło nam żyć, zdecydowanie nie należą do spokojnych. Nic więc dziwnego, że temat utopii jest dziś niezwykle aktualny. Ale reżyserowie dzieła o "nowych, wspaniałych światach" tworzyli praktycznie od początku istnienia kina.

"Nie martw się kochanie" — film w reżyserii Olivii Wilde ma zadebiutować podczas zbliżającego się wielkimi krokami Festiwalu Filmowego w Wenecji, ale już dziś budzi wiele emocji. Przenoszący nas do lat 50. minionego stulecia obraz opowiada o utopijnej komunie. Główna bohaterka, grana przez Florence Pugh Alice, z czasem odkrywa, że za idylliczną fasadą domków z białymi płotkami i perfekcyjnie przystrzyżonymi trawnikami oraz wymyślnymi cistami pieczonymi przez nieskazitelnie wystrojone panie domu kryje się mroczny sekret. Rysy pojawiające się cukierkowym obrazie sprawiają, że Alice zaczyna kwestionować swoje idealne życie i z pozoru szczęśliwe małżeństwo. Zwiastun sugeruje, że aby ujawnić to, co naprawdę dzieje się w pozornym raju, młoda mężatka będzie musiała wiele poświęcić.

"Nie martw się, kochanie" - zwiastun

Problemy w raju

O nowym filmie Olivii Wilde jest jednak głośno nie tylko ze względu na ciekawie zapowiadającą się fabułę. Już na etapie produkcji obraz otarł się o skandal po tym, jak wybrany do głównej roli męskiej Shia LaBeouf został zwolniony ze względu na skandaliczne zachowanie i wytoczone przeciwko niemu pozwy. Byłe partnerki — FKA Twigs, brytyjska wokalistka, którą aktor poznał na planie filmu "Słodziak", artystka Sia, w której teledysku pojawił się Shia oraz styliska Karolyn Pho — zgodnie zarzucały LaBeoufowi przemoc fizyczną i psychiczną oraz nieuzasadnione akty agresji. Aktor przyznał się do części zarzutów, tłumacząc się stresem pourazowym będącym wynikiem doznanych w dzieciństwie traum oraz uzależnieniami. Odkupieniem miał być autobiograficzny film "Słodziak", ale wszystko wskazuje na to, że w świetle niedawnych pozwów LeBeouf nie ma póki co liczyć na łaskawość hollywoodzkiego środowiska.

W obliczu kontrowersji, Le Beoufa na planie "Nie martw się Kochanie" zastąpił gwiazdor muzyki — Harry Styles. Ambasador Gucci, gospodarz gali MET, najlepiej ubrany Brytyjczyk, bóg rocka, bożyszcze kobiet ma już na koncie kilka epizodycznych ról, ale w główną wcieli się po raz pierwszy. Co ciekawe, podczas zdjęć pomiędzy Harrym a Olivią wybuchł romans. W efekcie, dla młodszego od siebie o dekadę Stylesa reżyserka zostawiła ojca dwójki swoich dzieci. Jakby tego było mało, po tym, jak w pierwszym zwiastunie filmu, który trafił do sieci, pojawiły się odważne sceny miłosne pomiędzy Harrym Stylesem a Florence Pugh. Oburzone fanki zarzuciły Olivii Wilde seksualizację muzyka. Na Twitterze powstała nawet akcja #oliviawildeisoverparty, która odbiła się w social mediach szerokim echem.

Do scen seksu pomiędzy głównymi bohaterami odniosła się też Florence Pugh. 26-letnia aktorka, mogąca się już poszczycić nominacją do Oscara za rolę w filmie "Małe kobietki" i świetnie przyjętą rolą w kultowym horrorze "Midsommar" według portalu "Page Six", niezbyt miło wspomina atmosferę, która panowała na planie "Nie martw się kochanie". Sceny erotyczne były ponoć dla aktorki nie lada wyzwaniem. Bynajmniej jednak nie ze względu na opory odnośnie pokazywania ciała czy przekraczania pewnych granic. Chodziło o fakt, że Florence czuła się niezręcznie odgrywając sceny erotyczne z kimś, z kim obecna przy ich powstawaniu reżyserka miała romans. Ponadto, w wywiadzie dla magazynu "Harper’s Bazaar" Pugh odniosła się do faktu, że widzowie komentujący zwiastun filmu odnoszą się niemal wyłącznie do pikantnych scen. Aktorka podkreśliła, że projekt, w którym wzięła udział, jest czymś o wiele więcej, niż tylko produkcją mającą na celu przyciągnięcie do kin wielbicieli Harry'ego Stylesa.

Cała otoczka kontrowersji w połączeniu z ciekawie się zapowiadającą fabułą sprawia, że "Nie martw się Kochanie" jest jednym z najbardziej oczekiwanych filmów tej jesieni. Zanim jednak obraz Olivii Wilde trafi na ekrany polskich kin, możemy sięgnąć po inne o podobnej tematyce. Bo przeróżnego rodzaju utopie reżyserowie biorą na warsztat nie od dziś.

Światy (pozornie) idealne

Pierwszym skojarzeniem, które nasuwa się oglądając zwiastun "Nie martw się kochanie", jest film "Żony ze Stepford". Obraz z 2004 roku ze świetną rolą Nicole Kidman również przedstawia wizję idyllicznej społeczności, w której — niczym w cukierkowych firmach z lat 50. minionego wieku — wszyscy są piękni, szczęśliwi i uśmiechnięci. I tak jak w "Nie martw się kochanie" szybko okazuje się, że perfekcyjny świat jest jedynie fasadą. W "Żonach ze Stepford" mamy do czynienia z kobietami, stworzonymi na obraz marzeń przeciętnego mężczyzny — usłużnych, posłusznych, pięknych, gotowych spełnić każdą zachciankę swoich mężów i rodzin. Z czasem wychodzi jednak na jaw, że to, co Joanna — grana przez Nicole Kidman główna bohaterka — bierze za niedościgniony ideał, wcale nie jest takie, jakim na pierwszy rzut oka się wydaje.

"Żony ze Stepford" - zwiastun

W "Żonach ze Stepford" ideał kobiety lat 50. jest przeciwstawiony nowoczesnej, osiągającej sukcesy na polach niegdyś zarezerwowanych wyłącznie dla mężczyzn bohaterce. Co ważne, film z Nicole Kidman jest remakiem obrazu z 1975 roku — czasów, kiedy amerykańskie społeczeństwo kontestowało wartości swoich rodziców. Kobiety nie chciały już być idealnymi żonami, matkami i gospodyniami domowymi, a wielu mężczyzn zamiast wymuskanej lalki pragnęło realizującej się również zawodowo partnerki. Utopijny, a raczej anytyutopijny świat wyreżyserowany w 1975 roku przez Bryana Forbesa był więc pewnego rodzaju satyrą na społeczeństwo, które odchodziło wówczas do historii, ustępując miejsca zupełnie innym ideałom. Również często utopijnym — takim, które z różnym skutkiem próbowały realizować hippisowskie komuny.

Lata 50. XX wieku bardzo często były przez świat filmu brane na warsztat — również w przypadku przedstawiania utopijnych, na pozór idealnych światów. Bo w błyszczących czystością domkach z białymi firankami często rozgrywały się dramaty. Perfekcyjne panie domu by sprostać stawianym im wymaganiom faszerowały się tonami psychotropów, pan domu — idealny mąż i ojciec — ukrywał homoseksualną tożsamość, córka — królowa balu zachodziła w niepanowaną nastoletnią ciążę. Wszystko to na tle segregacji rasowej i wzbierających powoli społecznych niepokojów. Taki fasadowo idealny świat pokazuje też film "Miasteczko Pleasantville" z 1998 roku ze świetnymi rolami Toby’ego Maguire’a i Reese Witherspoon. Tym razem w perfekcyjnym świecie serialu ferment sieje wciągnięte do niego przez ekran telewizora rodzeństwo. Szczególnie Jennifer próbuje zmienić nieco styl i zwyczaje miasteczka wprowadzając do jego słownika zakazane dotychczas terminy, takie jak chociażby "seks". Powoli miejsce wydaje się odchodzić od ideału, wraz z gwałtownymi zmianami zachodzącymi tak w miasteczku, jak i jego mieszkańcach. Wraz z nimi, niektóre z elementów czarno-białego świata stają się kolorowe. Wkrótce pojawia się też podział na ludzi "kolorowych" i "niekolorowych" — wprost nawiązujący do segregacji rasowej. A od niego, jak łatwo się domyślić, już tyko krok dzieli świat od katastrofy.

Uciec, ale dokąd?

Społeczne niepokoje i panujące wśród obywateli podziały od dawna prowokowały reżyserów i scenarzystów do tworzenia dzieł o utopijnej i antyutopijnej tematyce. Już za czasów kina niemego efekty takich poszukiwań owocowały powstawaniem przedstawianych na srebrnym ekranie "nowych, wspaniałych światów". Ale czy napewno wspaniałych? W kultowym "Metropolis" Fritza Langa z 1927 roku świat dalekiej przyszłości — co ciekawe, akcja toczy się dwie dekady temu, w roku 2000 — podzielony jest na dwie grupy. Myśliciele tworzą plany, lecz nie wiedzą jak wszystko działa. Z kolei robotnicy produkują, lecz są pozbawieni wizji. Grupy są kompletnie odseparowane — panowie mieszkają w dobrobycie na powierzchni, robotnicy w pocie czoła pracują pod ziemią. Tak jest do czasu, aż pewien człowiek z grupy myślicieli ośmiela się odwiedzić podziemia, gdzie robotnicy wykonują trudną pracę. Tam zakochuje się w pięknej Marie. Ich spotkanie staje się początkiem rewolucji.

"Metropolis" - zwiastun

Recepty na świat idealny szukał też bohater filmu "Wehikuł czasu" z 1960 roku. Skromny wynalazca i idealista George budując tytułowy wehikuł czasu ma nadzieję, że dzięki podróży w przyszłość nie tyko pozna dzieje ludzkości, ale też zrozumie jej problemy i pomoże w ich rozwiązaniu. Niestety okazuje się, że ludzkość poszła w złym kierunku. W podzielonym na wrogie gatunki Elojów i Morloków świecie trwa bratobójcza wojna. Film jest adaptacją książki autorstwa H.G Wellsa z 1900 roku i doczekał się remake’ów i kontynuacji, ostatniej w 2002 roku. Krytycy i widzowie są co prawda zgodni, że pierwowzór broni się znacznie lepiej. Rzecz jednak w tym, że poruszony przez Wellesa przed przeszło 100 laty temat nadal nie traci na aktualności. Bo ludzkość, szczególnie stojąc u progu wojen i innych katastrof, zawsze będzie szukać ukojenia w utopijnych koncepcjach. A odzwierciedlające społeczne nastroje i niepokoje kino będzie o nich opowiadać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij