fot. Archiwum prywatne
Podziel się:
Skopiuj link:

#Wszechmocne. Jej kimchi rozchodzi się jak świeże bułeczki. Znalazła idealną lukę w gastronomii i zrobiła biznes

- Pandemia zabrała nam wszystko - mówi w rozmowie z So Magazynem Karolina Walawender, która w czasie lockdownu zaczęła robić kimchi i założyła swoją markę ozi.kimchi. W biznesie pomaga jej mama Agnieszka, która została zwolniona z korporacji. Dzisiaj nie mogą uwierzyć jak to wszystko, co się wydarzyło odmieniło ich życie.

"Sytuacja związana z pandemią popchnęła nas (mamę i córkę) na zupełnie inne ścieżki. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I tego się trzymamy" – można było przeczytać na jednej z grup w mediach społecznościowych zrzeszających wspierające się kobiety.

To post Agnieszki Walawender, która pomaga córce rozkręcić świeży biznes. Karolina, córka autorki posta i Agnieszka, razem zajęły się gastronomią, kiedy przez pandemię zostały bez pracy. Od kilku miesięcy przygotowują kimchi, danie koreańskie składające się z fermentowanych lub kiszonych warzyw, które rozchodzi się jak świeże bułeczki. Wcześniej zajmowały się czymś zupełnie innym.

Pandemia zmieniła życie Agnieszki i Karoliny

Karolina jest główną pomysłodawczynią ozi.kimchi, firmy, która powstała kilka miesięcy temu. Przed pandemią zawodowo zajmowała się fotografią, w ostatnim czasie robiła zdjęcia głównie w korporacjach.

- W zeszłym roku miałam sporo zleceń nawet na pół roku do przodu, ale w marcu prawie wszystkie je utraciłam, ponieważ przyszedł lockdown. Dwanaście lat temu, kiedy wróciłam z Australii nigdzie nie mogłam znaleźć w Polsce kimchi. Wtedy postanowiłam, że sama nauczę się je robić. Kiedy w marcu straciłam zlecenia fotograficzne, moja przyjaciółka powiedziała mi, że powinnam sprzedawać swoje kimchi. Wiedziałam, że to jest świetny produkt, ale nigdy o tym nie myślałam w kategoriach komercyjnych. W sumie to dzięki przyjaciółce ten biznes ruszył, bo ona opublikowała post w grupie osiedlowej i ludzie zaczęli zamawiać – opowiedziała Karolina w rozmowie z So Magazynem.

Agnieszka wspiera córkę w działaniach, ponieważ pandemia pokrzyżowała również jej plany zawodowe. Przez ostatnie lata kobieta pracowała w dużej międzynarodowej korporacji jako szefowa marketingu.

- W listopadzie 2019 r. nagle straciłam pracę, właściwie z dnia na dzień. Wyszłam trochę ze strefy komfortu, bo korporacyjna pensja daje jakieś poczucie bezpieczeństwa. Natomiast podeszłam do tego spokojnie, bo i tak korporacja ciążyła mi już od dłuższego czasu. Byłam nastawiona do poszukiwania kolejnej pracy pozytywnie, prowadziłam rozmowy na spokojnie, ponieważ dostałam odprawę, która mi zabezpieczała pierwsze miesiące po odejściu z pracy. W marcu wszystkie rozmowy zostały jednak przerwane, firmy wycofywały się z projektów rekrutacyjnych, bojąc się, jak poradzą sobie w nowej rzeczywistości. Zaczęłam pomagać Karolinie przy kimchi, zaczął się z tego robić biznes – relacjonuje.

Źródło: Archiwum prywatne

Początkowo ilość zamówień była ograniczona, dlatego domowa kuchnia w zupełności wystarczała, aby pomieścić kapustę i inne potrzebne składniki. Z czasem informacja o najlepszym kimchi w stolicy zaczęła się nieść coraz bardziej, a dziewczyny musiały wynająć pracownię spełniającą odpowiednie wymogi.

- Robiłyśmy kapustę w domu, powiedzmy 10 kg, co drugi, trzeci dzień. Mama na kanapie odpisywała na zamówienia, prowadziła Instagrama. W pewnym momencie nasza domowa kuchnia zaczęła się robić za mała, nagle miałyśmy 30-40 kg kapusty, której nie było gdzie trzymać. W lodówce nie miałyśmy już normalnego jedzenia, tylko kapustę. Mama musiała przyłączyć się do produkcji. Nauczyła się jak robić kimchi z rzodkwi.

Kimchi - z tęsknoty za prawdziwą Koreą

Skąd miłość do kimchi? Karolina na studiach wzięła roczny urlop dziekański i poleciała do Australii na kurs językowy. W jej grupie byli wyłącznie Azjaci, a sama zupełnie przypadkowo zamieszkania w koreańskiej dzielnicy. Codziennie jadła koreańskie jedzenie, którym zachwyciła się. To właśnie tam poznała kimchi, którego nie mogła znaleźć po powrocie do kraju.

- 12 lat temu nie było praktycznie w Polsce koreańskiej kuchni. Kiedy wróciłam do kraju, brakowało mi tych smaków i kultury. Zaczęłam oglądać koreańskie filmy i gotować. Dzisiaj jest zupełnie inaczej – powiedziała Karolina.

- Polska jest krajem, w którym w tej chwili jedzenie azjatyckie jest bardzo dobrze znane. Dam przykład przyjaciół w Holandii, którzy mówili mi, że niewiele osób u nich wie, co to jest kimchi. Mam poczucie, że tutaj jest większa świadomość – dodaje Agnieszka.

- Ostatnie cztery lata pokazały, że jest moda na Koreę, tak jak kiedyś była moda na Japonię, sushi i mangę. Wydaje mi się, że kimchi jest teraz na topie, dlatego wiele osób widzi w tym biznes. Metodą prób i błędów robiłam swoje kimchi, cały czas próbowałam i sprawdzałam, czy smakiem przypomina to, które jadłam będąc w Australii. Pierwszymi testującymi byli rodzina i znajomi. Nic nie wiedziałam o biznesie. Wiedziałam tylko jak robić zdjęcia.

Źródło: Archiwum prywatne

Agnieszka też niewiele wiedziała o prowadzeniu własnej firmy. Dziewczyny wszystkiego uczą się teraz, nieustannie zgłębiają wiedzę i jeśli pojawiają się problemy, rozwiązują je na bieżąco.

- Mimo że pracowałam w korporacji i zarządzałam działem, to z własnym biznesem ma to niewiele wspólnego. Łatwiej mi jest poruszać się w sferze komunikacji i mediów społecznościowych, ale tak naprawdę wszystkiego się uczę. Bardzo krótko działamy, nie możemy uwierzyć , jak nam się szybko to rozwija. Może zawdzięczamy to trochę modzie na Koreę, ale myślę też nieskromnie, że rozniosło się chyba, że robimy po prostu prawdziwe, dobre kimchi.

Na rynku jest sporo takich produktów, ale są kiepskiej jakości, robione pod Polaków, którzy często myślą, że kimchi ma być tylko ostre i kwaśne. A to nie o to chodzi. Cieszy nas to, że wśród naszych stałych klientów jest coraz więcej Azjatów. To chyba najlepsza rekomendacja. Ostatnio odwiedził nas pan, który jest prezesem Stowarzyszenia Koreańczyków w Polsce i to było bardzo miłe spotkanie. Nie będę zdradzała szczegółów, powiem tylko tyle, że docenił nasze kimchi – chwali się Agnieszka.

Kiedy wiosną 2020 r. cały świat się zatrzymał, nie sądziły, że dzisiaj będą prowadziły własną firmę. W dodatku taką, która zyskuje coraz większe uznanie. Zamówień przybywa z dnia na dzień. Karolina i Agnieszka mają ręce pełne pracy, ale wciąż myślą o tym, jak rozwijać ozi.kimchi.

- Mamy w planach dystrybuować nasze kimchi do jakiś małych, dobrych sklepików, z niszowymi produktami. Nie chciałybyśmy, żeby nasz produkt stracił na jakości, a przy produkcji masowej mogłoby się tak stać. Chciałybyśmy zatrudnić ludzi, wyszkolić ich, żeby to była zaufana ekipa. Jeśli to się uda, na pewno wrócę do robienia zdjęć. Może zaczęłabym realizować swoje ambitniejsze projekty, związane z reportażem – mówi Karolina.

Źródło: Archiwum prywatne

Co kiedy skończy się pandemia? Agnieszka jest pewna jednego – nie chce już wracać do korporacji. W rozmowie z So Magazynem podkreśla, że jedynie mogłaby ją skusić bardzo wysoka pensja. Niespodziewane zawirowania związane z pracą sprawiły, że kobieta odnalazła radość i satysfakcję w rozwijaniu własnego biznesu.

- Jestem nastawiona na rozwój tej firmy, mogłabym przejąć działkę marketingową i wyjąć ręce z kapusty. Choć taka praca wcale mi nie uwłacza. Odżyłam, przewartościowało mi się wszystko w głowie, jestem uśmiechnięta, zrelaksowana, choć bywa ciężko. Cały czas coś się dzieje.

- Nam to się w ogóle nie nudzi. Cały czas wprowadzamy zmiany, ulepszamy proces, planujemy – dodaje Karolina.

Agnieszka i Karolina podkreślają, że wsparcie innych kobiet daje im ogromną siłę.

- Mamy chyba więcej klientek, ale klientów też, którzy są bardzo mili. Czujemy flow z kobietami. Kobiety są niesamowite i wiem to od dawna. Uważam, że świat należy do kobiet i dzięki nim staje się lepszy. Ale mamy też super facetów, którzy u nas kupują – powiedziała Agnieszka.

- Mamy kilka koleżanek, które chcą nam bezinteresownie pomagać. To jest super! – mówi zachwycona Karolina.

Własny biznes, większa radość

- Teraz bardziej nam się chce chyba iść do tej pracy. Pandemia nam zabrała wszystko, co miałyśmy. Zmieniło się też podejście do materialnych rzeczy... – rozmyśla Karolina.

- Powiem może na moim przykładzie, bo Karolina ma wolny zawód i nigdy nie miała dress code’u. Ja musiałam być odpowiednio ubrana, funkcjonować w dość sztywnym, pod względem reguł, otoczeniu. Nieustannie potrzebowałam nowej kiecki, nowej torebki, nowych butów. W tej chwili chodzę w jednych wygodnych butach i nic mi nie jest potrzebne. Cały świat obrócił się u mnie o 180 stopni.

Źródło: Archiwum prywatne

Karolina podkreśla, że teraz nawet pobudka o 4:30, aby pojechać na giełdę po kapustę i ananasa nie jest problemem. Jadąc na zdjęcia do korporacji z pewnością nie uśmiechałaby się tak szeroko jak dzisiaj.

- Cały czas się uczymy, czytamy dużo o kimchi, dowiadujemy się, jak robią to Koreańczycy. Gdy pracowałam w korporacji robiłam wiele, ale tak naprawdę nie do końca chyba widziałam tego sens. Miałam odpowiedzialne stanowisko, duży zakres obowiązków, dostawałam za to pieniądze. Ale pracowałam dla jakiejś spółki, a teraz mam poczucie, że robię coś, co ma wymierne korzyści - dobrą rzecz, która ludziom smakuje i na dodatek jest bardzo zdrowa.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij