fot. Adobe Stock
Podziel się:
Skopiuj link:

Walentynki solo? To nie problem. "Mogę kupić sobie kwiaty sama"

Słucham koleżanki, która snuje opowieść o tym, jak spędzi walentynki ze swoim mężem. A ja uśmiecham się, przytakuję i czekam na pierwszą okazję, żeby móc niepostrzeżenie podryfować do innego tematu. W kwestii romantycznych walentynkowych historii mogłabym co najwyżej przygotować stand up – pisze w felietonie dla SO:magazynu Dominika Frydrych.

- Pójdziemy na kolację. Od kiedy się zeszliśmy, on zawsze zabiera mnie do naprawdę dobrej knajpy, co roku do innej, nigdy nie wiem dokąd. A wcześniej w domu daje mi róże. Banał, nie? Właściwie to nic takiego, ale naprawdę bardzo to lubię i...

Słucham koleżanki, która snuje opowieść o tym, jak spędzi walentynki ze swoim mężem. A ja uśmiecham się, przytakuję i czekam na pierwszą okazję, żeby móc niepostrzeżenie podryfować do innego tematu. W kwestii romantycznych walentynkowych historii mogłabym co najwyżej przygotować stand up.

Historia nr 1. Za duże zobowiązanie

Pal licho, że mam 30 lat i nie mam męża. Ani konkubenta. Ale był na przykład pewien pan z Tindera, pretendujący na miano konkubenta. Spotykaliśmy się podczas którejś z fal pandemii przez trzy miesiące. Były porywy i milutkie wiadomości, i randki. Aż skończył się styczeń i w głowie powoli zaczęła kiełkować mi myśl o wizji rodem z komedii romantycznej. Minęło kilka dni lutego, wielkimi krokami zbliżały się walentynki. Cisza.

I tak miotałam się między kolosalną chęcią, żeby pokazał, że mu zależy i zorganizował coś sam z siebie, a poirytowanym przekonaniem, że nie żyję w średniowieczu i dojrzali ludzie mówią o swoich potrzebach oraz biorą sprawy w swoje ręce. Tak też zrobiłam. Może kolacja, może u mnie, co ty na to - piszę z dzień albo dwa przed. "Kolacja chętnie, ale nie chcę się spotykać w walentynki. To nie jest święto dla nas" - zakomunikował.

"Wiara we wzajemność to absolutnie idiotkowa cecha, z której powinniśmy być dumni" - pisała Joanna Okuniewska w książce "Ja i moje przyjaciółki idiotki". A jeśli lamerska kartka z serduszkiem, kwiatek, kolacja i wino są za dużym zobowiązaniem, pora się ewakuować. Thank you, next.

Historia nr 2. Pizza i telewizor wystarczy

Pandemiczne fale przyhamowały. Z algorytmów wyłonił się inny pan. "Ja w ogóle nie demonizowałabym narzędzia, jakim jest Tinder. Myślę, że jest przydatne, choć w praktyce rozczarowujące" - napisała z kolei Małgorzata Halber w "Książce o miłości" i jest to bardzo celne spostrzeżenie.

Kolejny pan z Tindera miał ogromne poczucie humoru, za to uczuciowości i chęci do jej okazywania jak na lekarstwo. Powiedziałam mu, że bardzo ucieszę się z kwiatów i że byłoby fajnie mieć randkę z ciut większym rozmachem, tak ciut-ciut. Podekscytowana jechałam Uberem na drugi koniec miasta na walentynkową randkę do niego, wystrojona na granicy wyfiokowania. W stylizacji typu "ciuchy po domu" wziął prezent i wybieraną przez godzinę kartkę - tak, żeby była niezbyt nachalna, ale czuła. Nie, nie miał kwiatów. Ani kartki. Zamówił pizzę. Włączył telewizor. Spytał, co tam w pracy i zapadł się w milczeniu. A ja zastanawiałam się, jakim cudem przegapiłam nasze całe zakochanie, małą stabilizację i kiedy wylądowaliśmy w rozsypującym się małżeństwie z trzydziestoletnim stażem. - Bogini, czy ja naprawdę tak wiele oczekuję? - myślałam. Minęło jeszcze kilka miesięcy. Thank you, next.

Możesz kupić sobie kwiaty sama

Koleżanka dochodzi do momentu, kiedy wracają z mężem z kolacji w naprawdę dobrej knajpie do domu i przerywa. Patrzy na mnie ze współczuciem, co mnie irytuje. Nie lubię litości, poza tym nie ma czego współczuć. Nawet jeśli niewybrane singlowanie bywa kulą u nogi – a to dzieje się i podczas powszechnego celebrowania miłości, kiedy pary kłują swoim szczęściem w oczy, i w dni powszednie.

"Singielstwo niesie za sobą wiele wyzwań. Wymaga siły psychicznej i zaradności. To moment w życiu, kiedy jesteś w stu procentach odpowiedzialna za samą siebie. Ostatnio doświadczyłam, jak to jest trudne, np. przy okazji kolejnej przeprowadzki. Organizacja, pakowanie, wydzielanie czasu na pracę i wymyślanie nowego miejsca… to jest bardzo stresujące, zwłaszcza jeśli gonią cię deadline’y czy choruje pies. Wtedy poczucie, że nikogo z tobą nie ma, bywa dojmujące" - mówiła Zofia Krawiec w rozmowie w "Vogue".

Uważam, że ciągnięcie życiowego wózeczka we dwoje jest o wiele przyjemniejsze. Być może to idealizacja, ale wydaje mi się, że wszystkie pandemie, wojny i inflacje łatwiej przeżyć, kiedy jesteśmy w satysfakcjonującym, zdrowym związku. I cokolwiek się nie wydarzy, możemy być dla siebie wsparciem.

Ale bycie w pojedynkę zawsze wygra z bieda-związkiem. Tym, który nie daje szczęścia, a służy tylko uniknięciu samotności i ucieczce przed boksowaniem się z codziennością. Roi się od takich opowieści. Wystarczy zajrzeć do pierwszej lepszej grupy facebookowej dla kobiet. "Cześć kochane, jestem w związku od..." - zaczynają. Zdradził mnie, ja zdradziłam jego, okłamał, pije, nie ma już chemii, nic do mnie nie czuje, ja nic do niego nie czuję. "Ale chyba nie mogę bez niego żyć, co robić?" - kończą. Wszystkie te historie są tak naprawdę o samotności w związku, najtrudniejszej. I o lęku, żeby ją zakończyć.

Tymczasem, jak dodaje Krawiec, "jeśli przez to przebrniesz, zdobywasz nowe doświadczenie, na którym możesz budować swoje poczucie siły. Samodzielne życie łączy się dla mnie z poczuciem, że posiadam kluczowe i potrzebne zasoby i kompetencje. Czyli tak naprawdę z poczuciem sprawczości i dojrzałości".

Zamiast więc za wszelką cenę szukać randki na walentynki, lepiej posłuchać Miley i zapamiętać kluczowy wers. "Mogę kupić sobie kwiaty sama".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij