Podziel się:
Skopiuj link:

Trendwatcherka Agnieszka Polkowska: Przyszłość jest lokalna

Rozmowa z trendwatcherką Agnieszką Polkowską o tym, jak rysuje się nasza przyszłość pod kątem ekologii. Czy pandemia wpłynęła na nasze postawy wobec środowiska? Jakie zmiany są konieczne u progu katastrofy ekologicznej?

Zmiany klimatyczne dotykają mniej lub bardziej bezpośrednio nas wszystkich. Ale trzeba też szczerze przyznać, że ten nieciekawie zapowiadający się los sami sobie zgotowaliśmy. Wystarczy wspomnieć, jak bardzo przyroda odetchnęła w pandemii bez zanieczyszczeń zostawianych przez ludzki gatunek, kiedy siedzieliśmy zamknięci we własnych domach. Czystsze powietrze, krystaliczna woda w weneckich kanałach i tak dalej. Oczywiście część z nas ma świadomość, że zagalopowaliśmy się i próbuje coś z tym robić. Rezygnujemy więc z jednorazówek czy stawiamy na zbiorową komunikację miejską. Jednak nasze nowe "zielone" nawyki zostały zweryfikowane przez pandemię. To raz. A dwa – nie można zapomnieć, że to przemysł w największym stopniu odpowiada za zanieczyszczenia naszej planety, choćby ogromną emisję gazów cieplarnianych. I choć nasze codzienne wybory nie są bez znaczenia, to jednak potrzeba nam o wiele większych i zorganizowanych działań.

Zmiany systemowe: od teorii do praktyki

– Zmiany systemowe to podstawa – mówi Agnieszka Polkowska. – Wymagają zaangażowania nie tylko konsumentów, ale przede wszystkim firm, które produkują towary na ogromną skalę. Oczywiście zmiana systemu to proces, który trwa lata. Można go jednak przyspieszyć, kiedy na przykład pojawią odgórnie narzucone dyrektywy – w naszym przypadku unijne, i to jest często wyzwalacz zmian. Zwykle państwa mają 2 lata, by zaimplementować dyrektywy, w przeciwnym razie płacą kary – tu niestety trzeba wspomnieć, że Polska płaci sporo takich kar. Przepis może dotyczyć np. tego, że opakowania muszą być biodegradowalne, co trzeba wprowadzić w pewnych ramach czasowych. Zmiana opakowań wiąże się z zaprojektowaniem całego procesu – nie tylko wytworzenia opakowania z odpowiednich materiałów, lecz także tego, co będzie działo się z nim po zużyciu produktu. To wymaga szerszego myślenia o produkcie, nie tylko do momentu sprzedania go, po czym "problem" mamy z głowy. Wymaga to nakładów finansowych, jak i przestawienia myślenia.

Bez wątpienia więc duży wpływ na nasze codzienne podejście do ekologii ma to, jak kraj, w którym żyjemy, jest zarządzany. – W Skandynawii na przykład panuje już podejście systemowe – marka nie ma prawa powstać, jeżeli nie jest zrównoważona. My w Polsce jeszcze nie jesteśmy na tym etapie. U nas brakuje wiedzy, którą trzeba rozprzestrzeniać i która wymaga czasu, by się ugruntowała, by od teorii przejść do praktyki – zaznacza ekspertka.

Wzornictwo katalizatorem dobrych zmian

Pozytywne zmiany na większą skalę nasza rozmówczyni dostrzegła podczas ostatnich targów przed pandemią, m.in. tych, które odbywały się w Mediolanie. – Wiele marek pokazywało produkty, które nie były może innowacyjne pod kątem estetycznym, ale projektując je, skupiano się na tym, by były jak najbardziej użyteczne, jak i łatwe do przerobienia, nadawały się do recyklingu celem włączenia ich ponownie do obiegu w myśl gospodarki cyrkularnej. Trendwatcherka zauważa również, że powstaje coraz więcej miejsc oferujących przerobienie czy odnowę mebli czy innych produktów, które dzięki temu mogą wrócić do obiegu i mieć dłuższy cykl życia zamiast lądować dość szybko na wysypisku.

Katalizatorem zmian może być branża wzornicza. – Z dyscypliną projektowania wiążę ogromne nadzieje na przeformatowanie standardów jakości naszego życia. We wzornictwie testowanie produktu trwa bardzo długo, nawet 5 lat – podkreśla Agnieszka Polkowska. – Zanim coś trafi do produkcji na większą skalę, towarzyszy temu pogłębiona refleksja, zastanowienie, czy jest to wystarczająco dobre, trwałe, użyteczne. Właśnie z wzornictwa można zatem czerpać dobry przykład, jak produkować rzeczy, które zostaną z nami na dłużej. Bez wątpienia można zauważyć, że przywiązujemy coraz większą wagę do tego, aby kupowane przez nas przedmioty codziennego użytku były ponadczasowe, praktyczne i solidne. To dobry trop na przyszłość.

Cała prawda na etykiecie

Przemyślana produkcja, stawianie na jakość a nie na ilość, tworzenie dobrych dla człowieka i środowiska produktów powinno być priorytetem. Niestety, póki co jest powierzchownie traktowanym trendem, który wykorzystują globalni giganci z branży fashion czy beauty. Marki zamiast modyfikować swoje produkty, by były bardziej eko, po prostu dodają do swojej oferty "zielone" linie, bo konsumenci faktycznie takich rzeczy coraz częściej szukają. – To jest takie bezpieczne badanie rynku i mnóstwo marek tak robi, zamiast stawiać na głębokie zmiany – zauważa Agnieszka Polkowska. – Można porównać to do tego, że pracujesz w korporacji na etacie i już wiesz, że nie chcesz tego dłużej robić, ale boisz się ryzyka związanego z tym, jak sobie poradzisz bez comiesięcznej pensji na koncie, więc równolegle zaczynasz prowadzić własną firmę. Ale dopóki nie będzie ona przynosiła podobnych dochodów jak etat, to tego etatu będziesz się jednak trzymać. Postępują tak i marki beauty, i fashion. To są decyzje stricte biznesowe, tak to wygląda w realiach kapitalistycznych.

Nic zatem dziwnego, że świadomi konsumenci wybierają po prostu produkty od małych marek, często lokalnych, których działania są transparentne i które od początku w swoim DNA mają wpisaną troskę o środowisko. – Myślę, że sprawę znowu rozwiąże w tym przypadku system odgórnej kontroli, odpowiednie certyfikacje, które będą uwiarygadniały działania firmy, gwarantowały, że nie są eko tylko wizerunkowo i nie robią greenwashingu [w wolnym tłumaczeniu "ekościema" – wywoływaniu u klientów poszukujących towarów wytworzonych zgodnie z zasadami ekologii i ochrony środowiska wrażenia, że produkt lub firma go wytwarzająca są w zgodzie z naturą i ekologią]. Bez wątpienia więc produkty w przyszłości będą odpowiednio oznaczone. Tak, jak dziś kupujesz pralkę i masz oznaczoną jej klasę energetyczną, to obok będzie oznaczenie zrównoważenia. Albo tak jak na produktach spożywczych są rozpisane składniki odżywcze i kilokalorie, tak producenci będą zobligowani, by wykazywać, jaki jest ślad węglowy danego produktu – przewiduje trendwatcherka. A my na podstawie odpowiednich oznaczeń będziemy dokonywać coraz bardziej świadomych wyborów. Już coraz bardziej uważnie sprawdzamy skład żywności czy kosmetyków, certyfikaty na etykietkach, więc stanie się to w końcu powszechnym nawykiem.

Ekologia w dobie koronawirusa

Nasza rozmówczyni podkreśla, że na ekologiczne praktyki trzeba mieć czas i przestrzeń w życiu. Pandemia to jednak moment społecznego kryzysu, który sprawił, że musieliśmy zrewidować nasze potrzeby, że pojawił się strach, wobec którego takie sprawy jak troska o środowisko chwilowo zeszły na dalszy plan. – Pandemia była przewidywana, jednak nie wiedzieliśmy dokładnie, kiedy może się wydarzyć – zaznacza Agnieszka Polkowska. – Sytuacja więc tylko w pewnym stopniu nas zaskoczyła, mimo wszystko w jej obliczu zaczął nami kierować strach. Jeżeli kryzys gospodarczy nie doprowadzi do depresji gospodarczej i totalnej zapaści, i ludzi będzie stać na utrzymanie podobnego do dotychczasowego poziomu życia, to wrócimy do tematu troski o środowisko.

To, jak pandemia wpłynęła na nasze postawy, dobrze widać na przykładzie części generacji Z, jej świadomych i zaangażowanych przedstawicieli, których można nazwać pokoleniem strajku klimatycznego. – Te osoby bardzo często korzystały do tej pory ze współdzielenia usług, np. wspólnych przejazdów Uberem, komunikacji miejskiej, wypożyczalni sprzętu, wynajmowały z wieloma osobami mieszkania. Nie chciały otaczać się zbyt wieloma rzeczami, mieć ich na własność, ograniczać swojej swobody, powodować wzrostu konsumpcji i związanych z tym zanieczyszczeń. Jednak w obliczu zagrożeń wynikających z pandemii zaczęły weryfikować swoje poglądy, ich dotychczasowe postępowanie stało się niebezpieczne lub niemożliwe do kontynuowania w wyniku obostrzeń. Oczywiście osoby z pokolenia Z, kiedy już zdecydują się coś kupić, to raczej postawią na jakość lub wybiorą rzeczy z drugiej ręki. Jednak trzeba zauważyć, że posiadanie daje nam poczucie bezpieczeństwa, zaspokaja nasze bardzo pierwotne instynkty. Ciekawym przykładem, który podaje ekspertka jest to, że Polacy czują się generalnie niepewnie, jest w naszym kraju imperatyw posiadania na przykład mieszkania na własność. W państwach Europy Zachodniej, gdzie są dobre warunki socjalne, inna historia, ludzie wynajmują mieszkania przez całe życie.

Lokalnie zamiast globalnie

Pandemia ograniczyła też nasze przemieszczanie się, większość z nas tegoroczne lato spędza w kraju, doceniamy możliwości turystyczne najbliższych nam okolic. – Przyszłość jest lokalna – mówi zdecydowanie Agnieszka Polkowska. – Zmienią się nasze nawyki turystyczne i konsumpcyjne, a pandemia tylko to przyspiesza. Nie przestaniemy wprawdzie podróżować, ale latanie za granicę stanie się zdecydowanie droższe, a więc i rzadsze. W cenę biletu może być w przyszłości wliczona "kara" za generowanie śladu węglowego, w związku z czym za lot zapłacimy zapewne przynajmniej dwa razy więcej.

Ekspertka zauważa, że coraz bardziej zaczniemy również stawiać na wytwarzanie i konsumowanie na miejscu, co jest najlepszym sposobem na proekologiczną zmianę systemową i jednostkową. Z jednej strony można zauważyć, że w związku z wirusem pojawił się w nas strach przed tym, co obce. Z drugiej, chcemy wspierać lokalnych twórców, marki, za którymi stoją konkretni ludzie a nie wielkie korporacje. – Widać wyraźnie tendencję, że stawiamy np. na materiały, które znamy i które są trwałe. Świetnym przykładem będzie len – w naszym kraju mamy kilka niewielkich brandów, które specjalizują się w produkcji ubrań i dodatków wyłącznie z lnu i to bardzo często polskiego.

Kolejna sprawa – staramy się nie tylko kupować warzywa czy owoce od rolników, którzy opowiedzą nam o swoich uprawach czy zaproszą do gospodarstwa. – W czasie pandemii postawiliśmy na własne ogródki czy warzywniki na balkonach. Chcemy sami wytwarzać swoje jedzenie, mieć pewność, że to, co kładziemy na talerzu, jest na pewno zdrowe a jego wytworzenie nie zaszkodziło środowisku. Choć oczywiście w przyszłości nie uciekniemy też od innych źródeł białka niż te, do których jesteśmy obecnie przyzwyczajeni, np. robaków, bo po prostu jedzenia nie wystarczy dla wszystkich – jednak będą one podane w takiej formie, która nie będzie nas odrzucać – opowiada trendwatcherka. Generalnie jednak można powiedzieć, że w przyszłości zwrócimy się ku przeszłości – niczym nasze mamy i babcie będziemy kupować działki, sadzić własne warzywa, dbać o rzeczy, naprawiać je i starać się niczego nie marnować i obracać przede wszystkim w lokalnych kręgach.

Wielki brat patrzy na nasze zakupy a wielka siostra ratuje świat

Mimo wszystko, prędzej niż później, odczujemy zachodzące zmiany klimatyczne, czekają nas kolejne kryzysowe sytuacje jak pandemia. – Potrzeba poczucia bezpieczeństwa sprawi, że wielu z nas w imię komfortu i stabilizacji sprzeda swoje dane. Brzmi strasznie, ale to już się dzieje – zaznacza trendwatcherka, podając przykład aplikacji do śledzenia, którą instalowały osoby przechodzące kwarantannę. Mimo wszystko może to być sposobem na wprowadzenie odgórnie systemowych zmian. – Wyobraźmy sobie, że wprowadzony zostaje bezwarunkowy dochód podstawowy, który okazał się nie tak abstrakcyjnym pomysłem w momencie lockdownu – mówi Agnieszka Polkowska. – Ale jeśli dostaniemy pieniądze od państwa, to jego organy mogą chcieć nas rozliczyć z ich wydatkowania, oceniać nasze wybory zakupowe. Jeżeli zrównoważenie stanie się kategorią również kapitalistyczną, to być może powstanie ranking tego, jak i gdzie kupujemy. I jeśli kupię w sklepie marki zrównoważonej, to moja punktacja jako obywatelki wzrośnie i nie stracę bezwarunkowego dochodu podstawowego. To utopia i dystopia w jednym. Wydaje mi się, że sposobem na zmianę jest to, byśmy zaczęli inaczej liczyć zyski, nie jedynie w pieniądzach. Pozytywny wpływ na środowisko powinien zostać uznany za zysk i to dla wszystkich. Chodzi o to, by myśleć o tym, jak zrobić tort, którym możemy podzielić się wszyscy, a nie dbać o to wyłącznie, żeby wyszarpać kawałek dla siebie. Osobiście widzę nadzieję na systemową zieloną zmianę w nas, kobietach, ponieważ łączymy strategiczne i długofalowe myślenie z empatią, której tak bardzo teraz potrzeba.

Agnieszka Polkowska – doktor w dyscyplinie sztuk projektowych ze specjalizacją z designu spekulatywnego. Projektantka, trendwatcherka i strateżka. Założycielka pierwszego w Polsce studio obserwacji i wdrażania trendów TRENDSPOT. Wspówłaścicielka studia strategicznego Touching Points. Wykłada m.in. na studiach Total Design Management i współpracuje z takimi instytucjami jak Instytut Wzornictwa Przemysłowego, Pomorski Park Naukowo-Technologiczny Gdynia oraz Łódź Design Festival. Członkini rady ekspertów plebiscytu must have na Łódź Design Festival.

Paulina Klepacz – feministka i dziennikarka. Jest redaktorką naczelną feministyczno-erotycznego magazynu G'rls ROOM oraz współautorką książek: "#girlstalk. Dziewczyny, rozmowy, życie" czy "CIPKOnotesu". Prowadzi również podcast "Samomiłość" o pozytywnym podejściu do ciała i seksualności.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij