Tracy Anderson - od primabaleriny po fitness guru Hollywood
Niespełnione marzenia o balecie, walka z nadwagą i kurczak na parze
Pasję do tańca przejęła po mamie, primabalerinie. Niestety na przeszkodzie stanęły geny taty – jego skłonność do otyłości i sylwetka przypominająca tę Danny’ego deVito. Ważąca dziś nieco ponad czterdzieści kilogramów filigranowa Tracy Anderson około dziewiętnastego roku życia zaczęła zmagać się z nadwagą – w krótkim czasie przytyła dwadzieścia kilo.
– W normalnym świecie uchodziłam za pulchną, w świecie tańca – za grubą – wspomina.
Sytuacji nie ułatwiał fakt, że otrzymała właśnie wymarzone stypendium w Dramatic Academy w Nowym Jorku. Za wszelką cenę próbowała osiągnąć pożądane wówczas w świecie tańca standardy wyglądu. Nie pomagały ani intensywne treningi, ani głodowanie. Przez wiele tygodni jedynym sposobem na utrzymanie figury była ekstremalna dieta, na którą składał się kurczak na parze i kilka krakersów. Chwila zapomnienia i rzucała się na jedzenie, niwecząc efekty odchudzania. Bliska zaburzeń odżywiania, usłyszała w końcu od swoich nauczycieli, że na scenie mogłaby występować jedynie w roli… pękatego imbryczka. Dziś, w dobie ciałopozytywności, takie argumenty nie mieszczą się w głowie. W latach 90. XX wieku kazały Tracy Anderson zrezygnować z kariery scenicznej.
Kobiety marzą o szczupłej sylwetce. Katują się dietami i poddają liposukcji
Wyszła za mąż za koszykarza NBA Erika Andersona i przeniosła się do Indiany. Urodziła syna. Jednak wciąż żywa była w niej myśl, by stworzyć metodę dla wszystkich tych kobiet, które w imię wyglądu decydują się na niebezpieczne ekstrema: katują się dietami i morderczymi treningami, sięgają po środki przeczyszczające, poddają liposukcji albo operacji zmniejszenia żołądka, zmagają z zaburzeniami żywienia i postrzegania własnego ciała od wczesnych lat nastoletnich. Spotkanie z dr. Ashem z Puerto Rico, do którego jej mąż udał się, by wyleczyć kontuzję kręgosłupa, dało podwaliny pod stworzenie jej unikatowej metody.
Dr. Ash i pomysł na ćwiczenia, które stworzą z kobiety tancerkę
Dr. Ash był lekarzem medycyny holistycznej. Opracowując leczenie dla Erica Andersona, skoncentrował się na naturalnych metodach leczenia. Operację traktował jako ostateczność. Duży nacisk kładł zwłaszcza na wzmacnianie tzw. mięśni pomocniczych – małych grup mięśni wspomagających te główne, np. biceps, triceps, mięsień czworogłowy uda. Jego metoda zafascynowała Tracy. Zaczęła rozumieć, że kluczem do uzyskania wymarzonej sylwetki będzie dla niej po pierwsze dokładne poznanie działania wszystkich mięśni ludzkiego ciała, a po drugie wzmacnianie tych mniejszych i pomocniczych, które ukryte pod dużymi i głównymi, nie doprowadzą do nadmiernie rozbudowanej, niepożądanej przez nią muskulatury. Zakiełkowała w niej idea treningu, który nie prowadzi do przesadnego wyżyłowania czy przerostu mięśni, ale nadaje ciału charakterystyczną smukłość, jaką cieszą się tylko zawodowe tancerki.
100 kobiet - grupa doświadczalna Tracy Anderson
Wróciła do Indiany, gdzie razem z mężem założyła fitness klub połączony ze studiem tańca i pilatesu dla dzieci. Pozostając na łączach z dr. Ashem, oddała się studiowaniu anatomii, zwracając uwagę, jak bardzo w literaturze naukowej pomijane są mięśnie pomocnicze. Najpierw zaczęła trenować je sama, a potem, zachwycona efektami, przebadała swój trening na grupie 100 kobiet o różnych typach sylwetki i problemach z wagą. W ten sposób powstała metoda Tracy Anderson Method, która w ciągu dwudziestu lat zapewniła jej trzecie miejsce na liście najbogatszych trenerów fitness świata.
Krew, pot i łzy, czyli "fairy dust", efekt plateau i body&mind
Na czym polega niezwykłość treningu Tracy Anderson? Każdy zaczyna się od półgodzinnej sesji cardio, która, jak na byłą balerinę przystało, jest sekwencją taneczną. To konkretny wycisk, który ma na celu spocenie się, jednak obudowany jest subtelną otoczką. Pot to według Anderson nic innego jak „fairy dust”, czyli… „czarodziejski pył”. Trzeba przyznać, że trening pod takim hasłem od razu staje się bardziej znośny. Kolejne pół godziny to już właściwe ćwiczenia mięśni pomocniczych wykonywane z obciążeniem własnego ciała lub ciężarkami, jednak o wadze nie większej niż półtora kilo, by nie spowodować niepotrzebnego rozrostu tkanki mięśniowe. Ćwiczyć należy aż sześć razy w tygodniu, a sekwencja ćwiczeń zmieniana jest raz na dziesięć dni. Wszystko po to, by mięśnie pomocnicze nie przyzwyczajały się do danego rodzaju ruchu, który przez to staje się dla nich nieefektywny i prowadzi do efektu plateau.
Pobudzane wciąż na nowe sposoby mięśnie zachowują odpowiednie napięcie, prowadząc do smukłej sylwetki tancerki. Pytanie, po co to robić. Według Tracy Anderson nie tylko dla wyglądu, choć oczywiście jest on zazwyczaj główną motywacją. Niektóre kobiety chcą mieć figurę nastoletniej tancerki, choć w dobie Kardashianek i ciałopozytywności ten kanon drobnej sylwetki odchodzi chyba jednak powoli do lamusa. Tracy Anderson swoją metodę zalicza jednak do dyscyplin body&mind. Skomplikowane układy choreograficzne, które składają się na cardio, stymulują mózg do lepszej koncentracji i działania. Każde z ćwiczeń siłowych musi być wykonywane precyzyjnie, co ma sprzyjać pozostawaniu w chwili obecnej.
20 kg mniej w pół roku! Tracy Anderson - maszynka do zarabiania pieniędzy
Od samego początku metoda Tracy Anderson przynosiła spektakularne efekty. Niektóre z badanych przez nią kobiet chudły dwadzieścia kilo w ciągu pół roku, inne odwoływały zapisy na operację plastyczną brzucha. Przełom nastąpił jednak dopiero w 2007 roku, kiedy Tracy Anderson pomogła Gwyneth Paltrow przygotować się do roli w filmie "Iron Man". Zachwycona gwiazda postanowiła zostać partnerką biznesową Anderson, a o jej treningu opowiedziała w programie Oprah Winfrey. Ruszyła machina. Z dnia na dzień Tracy Anderson stała się najbardziej rozchwytywaną trenerką show-biznesu.
Jennifer Lopez, Cameron Diaz i Świnka Piggy
Z jej usług korzystały m.in. Jennifer Lopez, Cameron Diaz czy Christy Turlington (a nawet Świnka Piggy w jednym z odcinków „The Muppet Show”). Anderson pomogła Kim Kardashian wrócić do formy po urodzeniu pierwszej córki North West. Przez trzy lata pracowała z Madonną, z którą jednak rozstała się w atmosferze skandalu. W 2017 trenerka przyznała, że praca z gwiazdą popu wymagała od niej wyłączności i tym samym zbyt wielu poświęceń. Gdy przegapiła koncert saksofonowy swojego syna poczuła, że musi zakończyć tę współpracę.
Tracy Anderson i treningi fitness online
Dziś Tracy Anderson nie potrzebuje celebrytów, by odnosić kolejne sukcesy – sama jest celebrytką. Ma swoje studia w Nowym Jorku, Los Angeles, Hamptons i Madrycie. Członkostwo kosztuje niebagatelne 900 dolarów miesięcznie plus 1500 dolarów opłaty wpisowej. W 2014 roku Anderson stworzyła także prężnie działającą sekcję TA Online Studio, a tym samym jej metoda stała się dostępna dla kobiet na całym świecie. Za 90 dolarów miesięcznie każdy zyskuje dostęp do stale aktualizowanych treningów emitowanych bezpośrednio z sali treningowej, które można wykonać w dowolnym momencie dnia i z każdego miejsca na kuli ziemskiej.
Hashtag #tracyandersonmethod ma 130 tysięcy odsłon na Instagramie. Trenerka ma swoją linię ubrań i ciężarków do ćwiczeń. Latem 2019 roku stworzyła kapsułową kolekcję dla domu towarowego Barney’s New York. Oferuje sygnowany swoim nazwiskiem catering oraz suplementy diety i odżywki białkowe. Wydaje własny luksusowy magazyn Tracy Anderson Mind, Body and Soul, w którym dzieli się z czytelnikami planami żywieniowymi, odkryciami ze świata urody i wellness, a także muzyki i mody. Wszystko po to, by jej fanki, a są ich miliony, mogły być jeszcze bliżej niej.
Tracy Anderson i kontrowersyjna sylwetka primabaleriny
Nie ma sukcesu bez kontrowersji. Zarówno trenerka, jak i jej metoda, bywają krytykowane. Dyskusyjny jest już sam wizerunek Tracy Anderson, opalonej blondynki w stylu Barbie, ze sztucznym biustem eksponowanym do granic dobrego gustu w obcisłych sukienkach. Oczywiście każdy ma prawo do swojej estetyki, jednak w czasach, w których coraz bardziej mówi się o presji idealnego wyglądu, w jaką od najmłodszych lat wtłacza się kobiety, determinacja Anderson do wpisania się w te standardy budzi obawy, zwłaszcza że trenerka ma specjalny program dla nastolatek już od 13 roku życia…
Trenerzy poddają w wątpliwość również konieczność ćwiczenia mięśni pomocniczych, bez stymulowania do pracy głównych grup mięśniowych. Wiele kontrowersji budzi fakt, że w swojej metodzie Anderson zabrania kobietom dźwigania ciężarków o wadze większej niż półtora kilo. Zdaniem ortopedów zbudowanie odpowiedniej masy mięśniowej jest bowiem kluczowe w profilaktyce osteoporozy u kobiet. Mocne mięśnie pomagają też szybciej spalać tłuszcz, zapobiegając otyłości. Jednocześnie, podnoszenie nawet dużych ciężarów nie sprawi, że mięśnie się rozrosną – wszystko z powodu naturalnie niskiego u kobiet poziomu testosteronu.
Nie zmienia to jednak faktu, że metoda Tracy Anderson ma rzesze zwolenniczek na całym świecie. Ich zdjęcia „przed i po” udowadniają, że praca nad mięśniami pomocniczymi daje efekty – i to naprawdę spektakularne. Wygląda na to, że smukła sylwetka primabaleriny jest w zasięgu każdej z nas. Oczywiście tylko pod warunkiem odpowiedniego samozaparcia i dyscypliny, czyli czynnika determinującego powodzenie w zasadzie każdego treningu.
Chcesz być na bieżąco i spodobał Ci się So Magazyn? Obserwuj nasze konto na Instagramie i dowiedz się więcej!