fot. Marlena Stawarz / MAD illustrators
Podziel się:
Skopiuj link:

Tortellini, koktajl z krewetek i meduza, czyli wielki powrót smaków!

Czym zajadali się Włosi na przełomie lat 80. i 90.? Dlaczego Skandynawia kochała smak koktajlu z krewetek i co królowało na talerzu Polaka w czasach raczkującego kapitalizmu? Hanna Lis zaprasza was do kulinarnego wehikułu czasu!

Zepchnięta do kulinarnego narożnika, wzgardzona i poniżana przez blisko trzy dekady, polska kuchnia z czasów PRL-u ma swój zasłużony come back. Miejsca, które kiedyś zapełniały się ludem pracującym miast i wsi, dziś zajmują hipsterzy.

Kto by się spodziewał, że meduza i lorneta będą kiedyś en vogue? Z całą pewnością nie ja.

Nasze pokolenie chciało Zachodu, tak na bazarku, jak na talerzu. W czasach przełomu mówiliśmy NIE kulinarnym tradycjom naszych mam i z otwartymi ramionami witaliśmy fast foody. Przed pierwszym, otwartym w Warszawie 17 czerwca 1989 roku, polskim Mc Donaldem staliśmy w jednej kolejce z Agnieszką Osiecką, Jackiem Kuroniem czy Kazimierzem Górskim.

Te polskie, wspaniałe, choćby i biedne dania, które cudem przetrwały zuchwałą zachodnią agresję szybkiego jedzenia dziś wracają na polskie stoły w należnej im glorii i chwale. Zdecydowanie odnieśliśmy na tym polu zwycięstwo. Poniżej, moja top lista dań z (wcale nie tak) odległych czasów. Na koniec, na popitkę, a raczej „poczytkę” polecam Wam “Pięknych dwudziestoletnich” Marka Hłaski. Żeby PRL nie był tylko niezrozumiałą, niby - śmieszną, hipsterską pocztówką.

KOKTAJL Z KREWETEK I AWOKADO

Źródło: Hanna Lis

Wspominając kolejne, emblematyczne w czasach przełomu dania, zastanawiam się, jakim nadprzyrodzonym cudem świat przeżył lata 80. i nie padł gremialnie na zawał czy zator tętnic?

Ówczesne "sałatki" składały się bowiem w 70 proc. z majonezu lub śmietany albo kombinacji obu. Idealnym przykładem jest święcący triumfy na zachodzie w latach 80. koktajl z krewetek i awokado. Choć dotarł do nas z pewnym opóźnieniem, szybko zdobył uznanie polskich pań domu. Przez dekadę był obowiązkową pozycją przystawkowego menu każdej szanującej się knajpy, a w niektórych jedyną. Jeżeli chcecie wiedzieć, jak smakowały lata 90., dalej nie musicie szukać.

SKŁADNIKI:

• 2 dojrzałe awokado
• sok z cytryny
• 300 gr dużych krewetek koktajlowych lub mrożonych już ugotowanych (to te różowe).
• 1/3 pęczka pokrojonego drobno szczypiorku
• słodka papryka w proszku

SOS MARIE ROSE:

• 6 łyżek majonezu
• 1 łyżka kwaśnej śmietany
• 1 łyżka soku z cytryny
• 2 łyżki przecieru pomidorowego
• 2 łyżki ketchupu
• 20 ml brandy lub koniaku
• łyżeczka sosu Worcestershire
• Tabasco - wedle uznania
• sól, pieprz
• do przybrania szczypiorek lub inne świeże zioła (na zdjęciu bazylia grecka).

PRZYGOTOWANIE:

Przetnij awokado na pół. Usuń pestkę i skrop cytryną, żeby nie ściemniało. Wydrąż nieco miąższ (ale nie cały) i pokrój w kosteczkę.

W miseczce wymieszaj składniki sosu, dodaj krewetki i kostki awokado. Wypełnij awokado tą mieszanką, posyp słodką papryką oraz szczypiorkiem. Gotowe!

Ówczesne “sałatki” składały się w 70 proc. z majonezu lub śmietany, albo kombinacji obu.
Hanna Lis

TORTELLINI ALLA PANNA PROSCIUTTO E PISELLI

Źródło: Hanna Lis

Jeżeli, jak orzekła Joanna Szczepkowska, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm, to 2 października tegoż roku, półtora miliona warszawiaków na własne oczy zobaczyło, jak wygląda kapitalizm.

Do otwartego hucznie, pierwszego w Polsce pięciogwiazdkowego hotelu ustawiały się kolejki ludzi, spragnionych luksusu i przepychu. Niektórzy wysupływali ostatnie złotówki, aby móc go ocenić organoleptycznie przy stolikach pierwszej w kraju włoskiej restauracji z prawdziwego zdarzenia: Parmizzano’s. I faktycznie: było na bogato.

Bo, gdy w Polsce kombinowaliśmy, jak zrobić coś z niczego, we Włoszech lat 80. następowała eksplozja kulinarnej dekadencji, pod znakiem … majonezu i śmietany. Dotąd ascetycznie sobie z tymi produktami poczynający Włosi jęli podlewać nimi wszystko, co znajdowało się w zasięgu ich wzroku. To wtedy regionalne piemonckie vitello tonnato podbiło stoły całego Półwyspu Apenińskiego. Zamiast żółtek jajek w tuńczykowym sosie zaczęły lądować tony majonezu.

Jednak niekwestionowanym królem włoskich restauracji w tamtych czasach były tortellini w gęstym sosie ze śmietany kremówki, serwowane także w warszawskim Parmizzano’s. Moje ślinianki płaczą ze szczęścia na samo wspomnienie tej dobroci. I choć Parmizzano’s zniknął z mapy warszawskich knajp, a lata 90. wyrugowały z włoskiego menu większość dziwnych wynalazków poprzedniej dekady, tortellini ze śmietaną, groszkiem i szynką przetrwały kapryśne gastro-mody i wciąż cieszą podniebienia milionów ludzi na całym świecie. Oto cholesterol w najpyszniejszym i najprostszym wydaniu!

SKŁADNIKI:

• 500 gr tortellini z mięsnym lub serowym farszem z ricotty
• 250 ml śmietany 18 proc., lub 36 proc. w wersji zawał-serca-murowany
• 3 łyżki masła
• 1 łyżka oliwy extra vergine
• 200 gr mrożonego groszku
• 200 gr szynki gotowanej typu włoskiego, pokrojonej w kosteczkę
• szczypta gałki muszkatołowej
• sól, pieprz
• 4 łyżki parmezanu
• parmezan w płatkach do podania

PRZYGOTOWANIE:

Nastaw wodę na tortellini. Rozgrzej na patelni masło z oliwą. Dodaj szynkę i na niewielkim ogniu podsmaż lekko przez 2 minuty. Dodaj mrożony groszek i, mieszając, podsmażaj przez kolejne dwie minuty. Wlej na patelnię śmietanę, posól i popieprz, dodaj szczyptę lub dwie gałki muszkatołowej.

Zwiększ ogień, doprowadź śmietanę do wrzenia i natychmiast zmniejsz ogień do minimum. Gotuj, mieszając. Wrzuć tortellini do wrzącej wody i gotuj zgodnie z instrukcją na opakowaniu - około 4 minut. Łyżką cedzakową przenieś tortellini z garnka na patelnię z sosem, posyp parmezanem. Gdyby sos był za gęsty (przy użyciu śmietanki 36% może taki być), dodaj nieco wody z gotowania makaronu, aby doprowadzić go do pożądanej konsystencji. Podawaj z parmezanem w płatkach. Buon appetito!

Tortellini ze śmietaną, groszkiem i szynką przetrwały kapryśne gastro-mody i wciąż cieszą podniebienia milionów ludzi na całym świecie. Oto cholesterol w najpyszniejszym i najprostszym wydaniu!
Hanna Lis

KOTLET DE VOLAILLE CZYLI KURA NA BOGATO

Źródło: Hanna Lis

Niech was nie zwiedzie nazwa. Wbrew pozorom kotlet ten przywędrował do nas ze Wschodu, choć nie bez udziału Francuza, a konkretnie szefa kuchni na dworze Aleksandra I, Marie Antoina Careme'a.

Na próżno jednak szukać tego dania w jego książkach kucharskich. Careme przyrządzał bowiem dla cara inne zgoła ptactwa (po francusku volaille). Były to przede wszystkim perliczki faszerowane truflami i wątróbką metodą à l'anglaise (po angielsku) - smażone w złocistej panierce z bułki tartej.

Mniej wykwintny młodszy kuzyn carskiego de volaille’a, przyrządzony z kurzej piersi i tryskający czosnkowym masłem, narodził się w kijowskim hotelu Continental w 1918 roku. W takiej formie wrócił do matrioszki Rosji, a także ruszył na podbój Zachodu.

Przed wojną święcił triumfy na polskich stołach, jednak w przaśnym i biednym PRL-u tak zwany "devolay" był daniem wykwintnym i rzadko spotykanym. Uświadczyłeś go tylko w najlepszych, niedostępnych zwykłemu śmiertelnikowi przybytkach gastronomii, jak w stołecznej Adrii, czy legendarnej Kameralnej.

Masowy come-back "kury na bogato" nastąpił po przełomie 1989 roku. Przez niemal dekadę dominował na eleganckich bankietach i karnawałowych kolacjach, by ostatecznie ustąpić pod artyleryjskim ostrzałem chińczyków, fast food'ów i pierwszych mgnień polskiego fine diningu.

Dziś stary dobry de volaille wraca do łask. Jest głównie kompanem wieczornych hipsterskich gastro-harców od Bałtyku aż po Tatry.

Mała uwaga: Biada temu, kto zbezcześci to danie wkładką z żółtego sera albo - o zgrozo, pieczarkami! W oryginalnym kotlecie pływało ponoć tylko masło, ale dodatek natki i czosnku jest nie tylko akceptowalny, co pożądany.

Devolay bezwzględnie domaga się towarzystwa marchewki z groszkiem i purée z kartofli, które tworzą z nim tercet idealny.

SKŁADNIKI:

• cztery duże piersi z kurczaka
• 100 gr masła
• kilka łyżek siekanych listków natki
• 2 ząbki czosnku
• sól
• 1/2 łyżeczki startej skórki z cytryny
• 2 jajka zerówki albo 1.
• bułka tarta
• mąka
• masło klarowane lub olej rzepakowy do smażenia

PRZYGOTOWANIE:

Masło wyjmij z lodówki i poczekaj, aż lekko zmięknie. W moździerzu utrzyj na masę pokrojony drobno czosnek z poszatkowanymi listkami natki i 1/3 łyżeczki soli. Możesz też przecisnąć czosnek przez praskę i dodać doń drobno poszatkowaną natkę, ale gwarantuję, że moździerz lepiej "robi robotę".

Połącz masę natkowo-czosnkową z masłem, dokładnie ugniatając je w moździerzu lub widelcem na talerzu. Podziel masło na cztery części i każdą zawiń w folię plastikową, tworząc kształt wałeczka czy podłużnego cukierka. Odstaw masło do zamrażalnika na 10 minut.

Ostrym nożem przetnij piersi wzdłuż, zaczynając od ich cieńszej strony. Nie przecinaj ich jednak do końca, tnij do momentu, kiedy będziesz mógł je "otworzyć". Ułóż piersi między kawałkami grubej plastikowej folii (lub w dużej torebce foliowej) i rozbijaj tłuczkiem z obu stron. Kotlety powinny mieć grubość około 0,8 centymetra. Posól i popieprz piersi z obu stron.

Ułóż mięso powięziami do spodu (te zewnętrzne części piersi). Połóż batoniki masła 4-5 cm od brzegu mięsa, zaczynając od strony struktury mięsa, a nie powięzi. Zwijaj kotlety, zakładając boki, tak jak przy zwijaniu gołąbków, żeby przy smażeniu masło nie wydostało się na zewnątrz. Na koniec zepnij brzegi piersi wykałaczkami, wbijając je w mięso i przeciągając na drugą stronę.

Ustaw obok siebie 3 miseczki: z roztrzepanymi porządnie jajkami, mąką i bułką tartą.

Obtocz kotlety dokładnie w jajku, a potem w mące, dociskając palcami. Ponownie zamocz kotlety w jajku, potem w mące i na samym końcu obtocz porządnie w tartej bułce.

Nastaw piekarnik na 180 stopni.

Rozpuść na patelni 4 kopiaste łyżki klarowanego masła lub wlej na nią olej rzepakowy do wysokości ok. 3 centymetrów i porządnie rozgrzej.

Smaż kotlety z każdej strony, także po krótszych bokach aż będą przyrumienione. Odsącz je na ręczniku papierowym z nadmiaru tłuszczu.
Przełóż dewolaje do żaroodpornego naczynia i wstaw do piekarnika na około 15 minut- 20 minut.

Podawaj oczywiście z marchewką z groszkiem oraz purée ziemniaczanym.

MARCHEWKA Z GROSZKIEM:

SKŁADNIKI:

• 200 gr marchewki pokrojonej w talarki lub kosteczkę
• 200 gr mrożonego groszku
• 1/2 drobno poszatkowanej cebuli
• 50 gr masła
• 1 łyżeczka cukru
• sól, biały pieprz
• gałązka tymianku
• szczypta gałki muszkatołowej
• 2-3 łyżki białego wytrawnego wina
• 250 ml bulionu warzywnego
• łyżka mąki pszennej rozpuszczonej w wodzie.

PRZYGOTOWANIE:

Podgrzej masło na patelni, dodaj cebulę, posól ją oraz popieprz. Smaż na niewielkim ogniu, aż się zeszkli. Dodaj marchewkę i duś na maśle przez 4-5 minut. Dodaj mrożony groszek i cukier, duś przez kolejne dwie minuty. Dodaj wino i gałązkę tymianku, zamieszaj i gotuj przez kilka minut, aż wino się wchłonie. Dodaj bulion warzywny i gotuj do pożądanej konsystencji warzyw. Ja lubię al dente. Na koniec rozpuść mąkę w niewielkiej ilości wody, dodaj do marchewki i gotuj, aż całość zgęstnieje.

PUREE ZIEMNIACZANE:

SKŁADNIKI:

• 1 kg mączystych ziemniaków
• 4 łyżki masła
• ok. 200 ml gorącego mleka
• świeżo starta gałka muszkatołowa
• sól i pieprz

PRZYGOTOWANIE:

Ugotuj obrane ziemniaki do miękkości. Podgrzej mleko. Odlej z wody ugotowane ziemniaki. Dolej do ziemniaków część gorącego mleka, dodaj masło, sól, pieprz oraz pożądaną ilość gałki muszkatołowej (ja lubię dużo). Rozgnieć porządnie ziemniaki tłuczkiem i dolewaj mleko, aż purée osiągnie satysfakcjonującą cię konsystencję.

Biada temu, kto zbezcześci to danie wkładką z żółtego sera albo - o zgrozo, pieczarkami!
Hanna Lis

FASOLKA PO BRETOŃSKU

Źródło: Hanna Lis

Poczytne miejsce w historii PRL-owskiej gastronomii zajmuje słynna (choć zdaniem wielu raczej niesławna, ale o tym za chwilę) fasolka po bretońsku. Mylą się ci, którzy w nazwie emblematycznego dania wagonów jadalnych Warsu widzą typową dla przaśnej Polski owych lat skłonność do nadawania rodzimym daniom egzotycznych i niemających wiele wspólnego z rzeczywistością nazw.

O ile Japończyk doznałby zapewne głębokiego szoku na widok naszego "śledzia po japońsku", to już Francuz w poczciwej fasolce z Warsu odkryje bliskie sobie smaki. Różni się ona bowiem od francuskiego pierwowzoru “haricots à la bretonne” nieznacznie: doborem ziół i wkładką mięsną, której w wersji bretońskiej nie uświadczysz.

Właśnie owa wkładka mięsna była zmorą mojego i zapewne wielu innych, dzieciństwa. Identyfikacji mięsnych elementów pływających w PRL-owskich fasolkach po bretońsku, mógłby się podjąć tylko sprawny patomorfolog. W szkole podstawowej, do której uczęszczałam, krążyły iście zatrważające legendy o tym, w jaki sposób stołówkowe kucharki pozyskiwały mięso do fasolki. Wersja lajtowa stanowiła, że do gara po prostu wrzucano resztki z całego tygodnia. Wersja mrożąca krew w śliniankach, że owe resztki czerpano prosto z talerzy niedojadających uczniów. Z ostrożnością sapera omijaliśmy więc wszystko, co choćby mięso przypominało, uzupełniając żywieniowe braki potężnymi kromkami chleba, które moczone w zawiesistym sosie, były wszelako całkiem smakowite. Wprowadzenie na początku 1981 roku kartek na mięso spowodowało zniknięcie z fasolki "mięsnej wkładki", co cała szkoła powitała z nieskrywaną ulgą.

Dziś fasolka po bretońsku ma swój wielki i zasłużony come-back, bo przyrządzona w oparciu o dobre, ekologiczne składniki i podkręcona klasowo obcym w czasach PRL czerwonym winem oraz rozmarynem, naprawdę warta jest niejednego gastronomicznego grzechu.

SKŁADNIKI:

• 400 gr fasoli "Biały Jaś"
• 250 gr kiełbasy
• 150 gr boczku wędzonego
• 1 duża cebula
• 4 ząbki czosnku
• 250 ml przecieru z pomidorów
• 1 łyżka koncentratu pomidorowego
• 2 liście laurowe
• 4 ziarna ziela angielskiego
• 2 ziarna owocu jałowca
• 1 łyżka majeranku
• kilka gałązek świeżego rozmarynu
• 2l+ bulionu warzywnego
• chlust wytrawnego czerwonego wina (ok. 50-100 ml)
• oliwa
• masło
• sól i świeżo zmielony pieprz

PRZYGOTOWANIE:

W dużym garnku zalej fasolę wodą (ma być 15 cm powyżej poziomu fasoli) i odstaw na noc. Nazajutrz odlej wodę z moczenia fasoli. Umieść fasolę z powrotem w garnku, zalej ją taką ilością bulionu warzywnego, aby była nim całkowicie przykryta. Dodaj przyprawy, posól, popieprz, doprowadź do wrzenia, przykryj i gotuj na średnim ogniu.

Na patelni podsmaż pokrojony w kosteczkę boczek, aż wytopi się z niego tłuszcz i przełóż do garnka z gotującą się fasolą.
Do wytopionego z boczku tłuszczu dodaj łyżkę oliwy, pokrojoną w kostkę kiełbasę, posiekaną drobno cebulę i podsmażaj przez 3-4 minuty. Dodaj starty na tarce czosnek i kontynuuj smażenie przez kolejne 1.5 minuty.

Wlej na patelnię około 50-100 ml wina (jak kto lubi) i, mieszając, zdeglasuj ją (wino oderwie od spodu patelni resztki "wkładek mięsnych" i rozpuści soki, które się z nich uwolniły). Poczekaj, aż wino się nieco zredukuje i dodaj zawartość patelni do garnka z fasolą.

Gotuj pod przykryciem na małym ogniu przez co najmniej 2 godziny (im dłużej, tym smaczniej), raz na jakiś czas mieszając całość. W razie potrzeby dolej bulionu, bo fasola musi być cały czas nieznacznie nim przykryta. Po (co najmniej) 2 godzinach wyjmij z garnka chochlę fasoli, zmiażdż ją w miseczce widelcem na pastę i dodaj z powrotem do garnka. Dodaj teraz przecier i koncentrat pomidorowy zamieszaj i gotuj jeszcze przez minimum 1/2 godziny. Podawaj z bagietką lub pajdą wiejskiego chleba i kieliszkiem czerwonego wina.

Dziś fasolka po bretońsku ma swój wielki i zasłużony come back, bo przyrządzona w oparciu o dobre, ekologiczne składniki i podkręcona klasowo obcym w czasach PRL czerwonym winem oraz rozmarynem, naprawdę warta jest niejednego gastronomicznego grzechu.
Hanna Lis

SETA I GALARETA

Źródło: Hanna Lis

Czas moi drodzy na prawdziwy "oldskul". Zestaw seta i galareta, czyli setka wódki i galaretka z zimnych nóżek (lub zestaw powiększony, zwany meduzą i lornetą ergo duża porcja nóżek i dwie setki alkoholu) były w PRL towarzyszami nierozłącznymi. Z prostego powodu: komunistyczne władze dbały (rzekomo) o wychowanie ludu pracującego miast i wsi w trzeźwości, więc w lokalach wódkę wolno było sprzedawać tylko, jeśli klient zamówił do niej zagrychę. Popularna, bo tania seta i galareta, królowała we wszystkich przybytkach socjalistycznej gastronomii, od podejrzanych spelunek, po nieliczne restauracje uznawane w owych czasach za wytworne. Spożywanie galarety w tych pierwszych było męską sprawą, zarezerwowaną dla najtwardszych. Po pierwsze dlatego, że klientela znacznej części knajp w PRL-u gwarantowała w zestawie z nóżkami niemal pewne mordobicie i nocleg w izbie wytrzeźwień. Po drugie, było faktem powszechnie znanym, że w przemysłowych galaretach, oprócz nóżek, występowały w obfitych ilościach także świńskie włosy, kości, a nawet kawałki kopyt (jako się rzekło: męska sprawa).

Zapewne dlatego klienci wódkę wypijali do dna. Natomiast towarzyszące jej meduzy zwykle pozostawały nietknięte. Wtedy albo ruszały w obieg po sali (aby inni klienci mogli się legalnie napić), albo były powtórnie sprzedawane przez kelnerów kolejnym spragnionym gościom. Interes się kręcił.

Świadoma licznych zagrożeń czyhających w zimnych nóżkach, nigdy ich podczas mojego dorastania w komunizmie nie spróbowałam. Często zaś i chętnie przyjmowałam do organizmu hurtowe ilości galaretki z kurczaka, przyrządzane na wzór tej wieprzowej przez moją babcię. Tu na szczęście nigdy niespodzianek nie było.

SKŁADNIKI:

WYWAR:

1/2 kg podudzi z kurczaka eko
1 bardzo duża marchew
1 korzeń pietruszki
1 cebula
3 obrane, lekko zmiażdżone nożem ząbki czosnku
niewielki kawałek selera
niewielki kawałek pora
6 ziarenek pieprzu
5 goździków
2 liście laurowe
4 ziarna ziela angielskiego
4 ziarna owocu jałowca
4 gałązki świeżego tymianku
2 gałązki natki
łyżeczka soli

GALARETA:

750 ml wywaru z gotowania kurczaka
ugotowane podudzia z kurczaka
marchewka z wywaru
3 łyżeczki żelatyny wieprzowej instant
1 mała puszka groszku (180 gr. po odlaniu)
1 mała puszka kukurydzy (180 gr. po odlaniu)
listki natki pietruszki

PRZYGOTOWANIE:

Umieść wszystkie składniki wywaru w dużym garnku, zalej dwoma litrami wody i doprowadź wodę prawie do wrzenia. Zmniejsz ogień i gotuj wywar (ma delikatnie pyrkać) przez 2-3 godziny.

Wyjmij warzywa oraz kurczaka z wywaru, zachowaj marchewkę. Przyprawy odcedź i wyrzuć. Pozostałe warzywa zawsze znajdują w mojej kuchni zastosowanie (zero waste). Możesz je na przykład zmiksować i dodać do purée ziemniaczanego. Pokrój marchewkę w plasterki albo jak ci fantazja podpowiada, odsącz groszek i kukurydzę.

Oddziel mięso kurczaka od kości i porozrywaj je palcami na drobne kawałki. Przygotuj foremki do galaretek. Ja użyłam silikonowej w kształcie serduszek do małych galaretek i miseczki do zupy do zrobienia lornety. Sprawdź, czy wywar jest wystarczająco doprawiony, w razie potrzeby posól i popieprz.

Do 750 ml gorącego wywaru wsyp trzy łyżeczki żelatyny (ok.15 gramów) i energicznie wymieszaj, aż się rozpuści. Na spodzie każdej formy ułóż listek pietruszki bardziej zieloną stroną do dołu. Dookoła ułóż kilka plasterków marchewki, groszek, kukurydzę, wykończ ten pierwszy poziom galaretki mięsem z kurczaka. Buduj tak każdą formę aż do wyczerpania składników. Zostaw około 0,5-1 cm wolnej powierzchni od brzegu. Zalej każdą z foremek wywarem, odstaw do ostygnięcia i przełóż na kilka godzin do lodówki, żeby galaretki się ścięły.

Popularna, bo tania seta i galareta, królowała we wszystkich przybytkach socjalistycznej gastronomii, od podejrzanych spelunek, po nieliczne restauracje uznawane w owych czasach za wytworne.
Hanna Lis
Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij