fot. Catherine Falls Commercial
Podziel się:
Skopiuj link:

"TikTokCore". Komu potrzebne mikrotrendy?

Cottagecore, regencycore, gorpcore, Barbiecore, Copencore czy wreszcie catholicore - neologizmy te brzmią jak nazwy dziwacznych zespołów muzycznych, kto jednak choć trochę obserwuje modę, ten doskonale wie, że sufiks "core" na dobre przylgnął do zjawisk określanych mianem mikrotrendów. Cóż to takiego? To bardzo szybko wzrastające i równie szybko przemijające tendencje, mogące dotyczyć zarówno konkretnego stylu, jak i po prostu konkretnej rzeczy. Wyskakują znienacka, bez ostrzeżenia i nagle czujemy, że jeśli chcemy pozostać na czasie, powinniśmy jak najszybciej je sobie sprawić.

Jak powstają? Ścieżka przypomina tę, którą przebywają klasyczne trendy, czyli tzw. krzywą dyfuzji innowacji, opracowaną przez Everetta M. Rogersa. To właśnie on wprowadził termin "early adopter", czyli "wczesny naśladowca", odnoszący się do osób szybko i pozytywnie reagujących na wszelkie nowości i równie szybko je sobie przyswajających. Dziś tacy ludzie często określani są mianem liderów opinii. A ponieważ internet sprzyja szybkiemu rozprzestrzenianiu się informacji, liderów opinii jest coraz więcej. Szczególnie w mediach społecznościowych, a dokładniej na TikToku, któremu branża mody od pewnego czasu przygląda się tyle nieufnie, co z ogromną fascynacją. Model dyfuzji innowacji dopuszcza pięć etapów danego trendu. Będzie on przechodził przez kolejne grupy osób: innowatorów, wczesnych naśladowców, wczesną i późną większość oraz maruderów. O ile jednak zwykle czas trwania trendu pozostawał wydłużony, a by zostać zaliczonym do maruderów, trzeba było ociągać się całymi latami, dziś nawet tydzień może zaważyć na naszej pozycji na krzywej Rogersa.

Być albo nie być… na czasie

W 2021 sporą popularność wśród tiktokowej społeczności zyskało słówko "cheugy". Oznaczało wszystko, co najbardziej obciachowe, w co włączało się nawet słowo "obciach" - kompletnie odrzucone przez pokolenie Zoomersów. Zoomersi, dawniej pokolenie Z (ze względu na wojnę i agresywną symbolikę litery Z, od pierwotnej nazwy się odchodzi), czyli osoby z datą urodzenia od połowy lat dziewięćdziesiątych do pierwszej dekady nowego tysiąclecia, a także te, które nie pamiętają czasów bez internetu, są obecnie postrzegane jako najważniejsze i najbardziej decyzyjne w modzie, choć nierzadko decyzjom wciąż towarzyszą finanse ich rodziców. I to właśnie Zoomersi zaadaptowali "cheugy" jako swego rodzaju odpowiedź na wszystko, co reprezentują sobą ich starsi koledzy i koleżanki, czyli Millennialsi. Niestety, wpadli we własną pułapkę, bowiem to, co chwilę temu określali mianem "cheugy", za moment stawało się najbardziej przez nich pożądane.

Przykłady? Choćby Birkenstocki, które według profilu @cheuglife jeszcze w 2018 roku stanowiły kwintesencję obciachowej mody, zaraz obok spodni cargo czy… Frappucino. No dobrze, z tego ostatniego śmiano się już w filmie "Zoolander" sprzed ponad dwudziestu lat, powiedzmy, że kubek z tworzywa kukurydzianego i papierowa rurka nieco rehabilitują poziom obciachu. Birkenstocki, a szczególnie prezentowany na koncie @cheuglife beżowy zamszowy model Boston, są obecnie przedmiotem pożądania przedstawicieli wszystkich pokoleń. To, co zalegało na sklepowych półkach, dziś znika z nich tak szybko, że niektórzy przez całe miesiące polują na swój rozmiar. Podobnie wspomniane cargo, czyli dawniej bojówki: spodnie z militarnymi konotacjami, charakteryzujące się szeroką nogawką i bocznymi kieszeniami, zwykle w kolorze khaki lub oliwkowym. Chwilę później modelami identycznymi z tymi z roku 1998 zalane są najbardziej młodzieżowe sklepy, w tym Urban Outfitters. I oczywiście media społecznościowe, z siostrami Hadid czy Kardashiankami na czele. To one, nierzadko jako innowatorki naszej dekady, decydują o tym, czy dany trend lub mikrotrend odniesie sukces. Jak widać, na razie wciąż z powodzeniem.

Babcia nad morzem

Czy jednak powodzenie trendu zależy tylko od influencerek? Niekoniecznie. Na popularność zjawiska może wpłynąć na przykład serial, jak było z Regencycore, trendem inspirowanym produkcją Netflixa, "Bridgertonowie". Nawiązujące do epoki georgiańskiej stroje zebrane pod hashtagiem #regencycore na samym TikToku notują ponad 50 milionów wyświetleń. Odniesienia bywają dosłowne, ale też, co znacznie bardziej interesujące, przełożone na grunt roku 2022. Propozycje w tym stylu szybko pojawiły się w asortymencie marek odzieżowych: od COSa po Helmstedt. A może zawsze tam były, tylko zostały odpowiednio pod hashtag zinterpretowane?

Z pewnością taki los miał mikrotrend o wdzięcznej nazwie Coastal Grandmother (ponad 214 milionów wyświetleń na TikToku). Tu nie trzeba było żadnych akrobacji, przytulne stroje statecznej babci w nadmorskim kurorcie można spokojnie skomponować z tego, co mamy w szafie, względnie na wieszakach większości sieciówek. Element obowiązkowy? Kremowe luźne spodnie. A do nich błękitna obszerna koszula lub mięciutki sweter. Obowiązkowo w pastelowych odcieniach. Królowa stylu? Bynajmniej nie babcia, a Matilda Djerf, pochodząca ze Szwecji influencerka, założycielka marki Djerf Avenue. Zarówno jej szafa, jak i asortyment jej marki, składają się na pełen obraz beztroskiej babci. Dalekiej od klimatów vintage, wybierającej Bałtyk od szwedzkiej strony lub, nawet chętniej, Long Island. Minimalistyczny, komfortowy, jasny.

Kim jest ta dziewczyna?

Od babci już niedaleko do estetyki That Girl (TikTok: 6 miliardów wyświetleń hashtagu #thatgirl oraz ponad 1 miliard #thatgirlaesthetic). Teoretycznie That Girl, czyli Ta Dziewczyna ma inspirować do zdrowego stylu życia, holistycznego dbania o siebie i przyjemnego spowolnienia. W rezultacie budzi sporo kompleksów, bo kto w tych czasach ma przestrzeń na codzienną poranną medytację, świeżo tłoczony w domu sok z zielonych warzyw czy nieśpieszne układanie włosów, najlepiej przy pomocy najmodniejszej wśród influencerek lokówki? That Girl to wszelkiego rodzaju nowinki kosmetyczne, mające na celu wygładzić i rozświetlić cerę, organiczne jedzenie z awokado i matcha latte na czele, bukiety świeżych kwiatów w designerskich wazonach i czyste okna z najpiękniejszym widokiem na świecie.

To również konkretne produkty konkretnych marek, nie dziwi zatem, że częścią działań marketingowych będzie używanie powyższych hashtagów. A nuż ktoś zaliczy kosmetyk do tego, bez którego nasza dziewczyna nie może się obejść i zechce go kupić, by choć trochę zbliżyć się do ideału? Byredo, Caudalie, koniecznie coś z CBD i możemy budować modną łazienkową półkę. Moda? Tu wszelkiego typu zestawy sportowe, powstałe jednak z myślą o jodze czy pilatesie, niż aktywnościach na boisku. Będą to ubrania gładkie, w odcieniach neutralnych, kojących, dyskretnie nawiązujących do matchy w ceramicznym kubeczku lub wiązki suszonej szałwii, którą That Girl regularnie okadza mieszkanie.

W przeciwieństwie do Coastal Grandmother, która wraz z końcem lata wraca do domu, That Girl ma się nadzwyczaj dobrze. Wszelkie powakacyjne postanowienia poprawy, przejścia na zdrową dietę czy regularnych treningów niosą za sobą chęć uzupełnienia garderoby i lodówki w nowe, niezbędne produkty. I dokumentowania życia po metamorfozie, przynajmniej dopóki hashtag dobrze się klika. Podobnie jak w przypadku mody na uduchowienie, czy może raczej pop-uduchowienie, pojawiają się zarzuty o spłycanie ważnych i wartościowych tematów, a także zagrożenia, jakie niesie za sobą aspiracyjny i wybiórczo prezentowany styl życia, chociażby zaburzenia odżywiania czy dysmorfofobia. Pół biedy, gdy That Girl odpowie, że przecież nie musimy jej obserwować. Gorzej, gdy codziennie przekonuje, że możemy być jak ona, wystarczy tylko odrobina motywacji. I strój odpowiedniej marki.

Przez różowe okulary

Zdarza się, że mikrotrend urasta do rozmiarów trendu i rozkłada się wygodnie na wiele miesięcy, jeśli nie lat. Ostatni przykład? Kolor hot pink, czyli intensywnie różowy, który zdominował jesienny pokaz domu mody Valentino. Róż ten był z nami od dawna, nigdy jednak w takim natężeniu. Sam dom mody, wraz z Pantone Color Institute opracował całkiem nową barwę w katalogu, mianowicie Valentino Pink PP. Dwie ostatnie litery to inicjały dyrektora kreatywnego marki, Pierpaolo Piccioliego. Ciekawa sprawa, bo dom mody pod sterami swojego założyciela, Valentino Garavaniego, był niezmiennie kojarzony z barwą czerwoną. Piccioli wielokrotnie zaznaczał, że róż pojawia się w każdej jego kolekcji, nigdy wcześniej jednak nie zdecydował, by stworzyć sylwetki różowe od stóp do głów (i zaprezentować je w równie różowej scenografii).

Ryzykowne? Być może. Sukces został odnotowany, a Valentino Pink PP wyraźnie detronizuje Very Peri, oficjalny kolor roku Pantone. Równolegle Greta Gerwig i Noah Baumbach pracują nad filmem o… Barbie. W rolach głównych Margot Robbie i Ryan Gosling. Premiera planowana jest na lato 2023 roku, natomiast w kwietniu tego roku pojawiły się pierwsze zdjęcia z produkcji. Nie trzeba być wybitnym detektywem, by domyślić się, jaki kolor zdominuje film. Choć w pierwszym udostępnionym ujęciu tytułowa Barbie ma na sobie top w biało niebieskie paski, siedzi we wściekle różowym kabriolecie na tle różowej ściany. Pojawienie się #Barbiecore było kwestią chwili. Co ciekawe, pod nazwą mieści się nie tylko typowy dla Barbie kicz, ale całkiem zgrabne, minimalistyczne stylizacje z różem w roli głównej. To przykład, jak mikrotrend nie określa konkretnego stylu, lecz raczej zbiera szersze zjawisko, łącząc modę z popkulturą. I odrobiną nostalgii, bo Barbie, choćby najbardziej postępowa i różnorodna, na zawsze pozostanie nostalgiczna.

Bez kontroli

Można też zabawić się konwencją, jak zrobiła pod koniec 2021 roku stylistka Sophia Roe w sesji dla skandynawskiej edycji magazynu Vogue. W grudniowo styczniowym numerze zebrała proste i przytulne stylizacje pod hasłem "Copencore" (od Kopenhagi), kulturalnie drwiąc z tiktokowych określeń. Czy tytuł sesji zaczął żyć własnym życiem? Oczywiście. Szczególnie po ostatnim kopenhaskim tygodniu mody, gdy stało się tożsame ze starym dobrym "Scandinavian style". Skąd sukces tych słowotwórczych akrobacji? Może stąd, że są krótkie i proste w odbiorze, etymologicznie zawsze korzystające z "core", czyli "rdzenia", dołączając do niego praktycznie każde atrakcyjne słówko.

Wszystko zaczęło się od "normcore", czyli swoistego antytrendu, będącego reakcją na światowy kryzys i kładącego nacisk na świadome odejście od mody na początku minionej dekady. Co ciekawe, nazwa łączyła w sobie słowa "normal" i "hardcore", mieliśmy zatem do czynienia ze skrajną normalnością. Końcówka "core" okazała się na tyle chwytliwa, by śmiało spajać się z kolejnymi klikalnymi zjawiskami. Cottagecore - odnosząca się do stylu uroczej chatki w środku lasu (lub domku na prerii). Gorpcore - wszelkie historie trekkingowe. Fetishcore - czarna skóra, lateks, ćwieki i uprzęże. I tak dalej. Jeśli nie "core", to "girl". Dziewczynę można dołączyć do dowolnego przymiotnika. Obecnie na czasie jest godnie reprezentowana przez Bellę Hadid estetyka "Weird Girl". Co oznacza? Wszystko, co wbrew logice, im dziwniej, tym lepiej. Czy aby na pewno jest dziwnie? Może po prostu chodzi o wyrażanie siebie, bez konieczności podpinania się pod konkretną tendencję? Jak widać, wszystko ma swoją nazwę, nie da się przed tym uciec.

Mikrotrendy to doskonałe towarzystwo dla ultra szybkiej mody. Już nie Zara czy H&M, lecz Shein czy Boohoo są dziś najszybciej reagującymi na zmiany markami. Bynajmniej nie zmiany klimatu czy świadomości konsumenta, lecz właśnie pędzące jak błyskawica tiktokowe mikrotrendy. Nawet jeśli nie śledzimy TikToka, a asortyment powyższych marek nas nie interesuje, skutki tego wyścigu prędzej czy później nas dopadną. Najważniejsza kwestia to nie tracić zdrowego rozsądku i wybierać takie rzeczy, które faktycznie nas przekonują, najlepiej długoterminowo. Ciekawie na ten temat wypowiada się badacz trendów, David Shah.

Na łamach książki "Trend Sociology v. 2.0" przyznaje, że coraz chętniej słowo "trend" zastępuje słowem "direction", czyli "kierunek". Według niego kierunki czekają na odkrycie w miejscach nietypowych, daleko od centrum. Kierunek niesie w sobie znacznie więcej niż konkretny fason czy kolor. To pojęcie szerokie, które możemy dostosować do własnych potrzeb. Dlatego coraz rzadziej spotykamy się w tradycyjnych mediach związanych z modą z komunikatem "musisz to mieć". Komunikat ten krąży między słowami w mediach społecznościowych, kryje się zwykle pod tymi wszystkimi nowymi nazwami i hashtagami, składając obietnicę trzymania naszej ręki na pulsie.

Na niwie opisanych zjawisk wywiązała się niedawno ciekawa dyskusja między przedstawicielami wspomnianych na początku tekstu pokoleń. Odbywa się, a jakże, na TikToku. Millenialsi zarzucają Zoomersom, że te wszystkie mikrotrendy nie są niczym innym, tylko nieudolnymi próbami kopiowania stylu znanego od dekad. A ponieważ Zoomersi zmieniają swój styl jak rękawiczki, tak naprawdę nie wnoszą do mody żadnych wartości, więc nie zostaną zapamiętani z niczego charakterystycznego. Zoomersi odpowiadają, że Millenialsi są leniwi i odporni na codzienne inspiracje, więc już na zawsze pozostaną w tyle. Kto ma rację? Być może dowiemy się tego za dwadzieścia lub trzydzieści lat. Na razie polecam pozycję uważnego obserwatora, bez względu na reprezentowane pokolenie czy kolejną fascynację z "core" w tytule.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij