fot. GETTY
Podziel się:
Skopiuj link:

Święta po rozwodzie. "Wsiadłam do samolotu w czapce, wysiadłam na słońcu"

- Święta zawsze były u jego rodziny. Zawsze tak samo: potrawy, rozmowy, komentarze wujków o polityce. Po rozwodzie miałam poczucie, że wszystko to było nie moje - opowiada Sandra, która po rozstaniu z mężem spędza święta podróżując. Nie tylko ona musiała zmierzyć się z "nową" rzeczywistością.

Jeszcze kilka lat temu każda z nich siadała przy świątecznym stole obok męża, teściów i rodziny, z tym samym zestawem tradycji, które powtarzały się rok w rok: ta sama sałatka, te same kolędy, te same drobne spięcia, które w grudniowym gwarze brzmiały głośniej niż w inne dni. Potem przyszedł rozwód - i nagle okazało się, że trzeba poukładać nie tylko życie, lecz także święta.

"Nigdy nie zapomnę Wigilii, kiedy dzieci poszły do byłego męża"

Agata Bródnowska ma 38 lat, dwójkę dzieci w wieku 7 i 10 lat. Z mężem rozstała się po długim procesie, który - jak mówi - "zjadł cały poprzedni rok i pół małżeństwa". Kiedy podpisali papiery, ulżyło jej. Ale grudzień przyszedł szybciej, niż się spodziewała.

- Nigdy nie zapomnę Wigilii, kiedy pierwszy raz dzieci poszły do byłego męża - opowiada. - Siedziałam sama przy stole i miałam wrażenie, że słyszę echo w mieszkaniu. Zawsze byliśmy w biegu, a tu nagle cisza. Nawet barszcz brzmiał głośno, kiedy stawiałam talerz na stole.

Kopczyński nie zaprosi Markowskiej na ślub. Aktor ożeni się jeszcze w grudniu? "Święta spędzę z narzeczoną, a może żoną"

Pierwszy rok próbowała udawać, że to "normalne". Zrobiła nawet tradycyjne dania świąteczne: barszcz, pierogi, makowiec. - Ale to nie miało sensu. Robiłam to dla tradycji, której już nie było. I to mnie bolało najbardziej - dodaje w rozmowie z SO Magazynem.

Dziś "system" wygląda inaczej: dzieci Wigilię spędzają u taty, a Boże Narodzenie u niej. Choć nie była zachwycona takim rozwiązaniem, zrobiła to "dla świętego spokoju".- Były mąż uparł się, że Wigilia jest najważniejsza. A ja? Ja już nie miałam siły walczyć. Powiedziałam: dobra. I tak zaczęło się układanie życia na nowo - tłumaczy Agata.

Nie zostaje jednak sama. Drugiego dnia świąt w jej mieszkaniu jest gwarno - przychodzą jej rodzice, młodsza siostra z partnerem, czasem przyjaciółki.

- Stworzyłam nową tradycję: świąteczny brunch. Bez patosu, bez kolęd na pełen regulator. Dużo słodyczy, gorąca czekolada, w tle leci jazz, a dzieci robią własne ozdoby. To są najlepsze święta, jakie miałam - stwierdza.

"Zrozumienie, że nie muszę odtwarzać starych świąt"

Zofia ma 42 lata i 12-letnią córkę. Rozwiodła się po 14 latach małżeństwa. Pierwszym sygnałem, że w jej święta trzeba będzie wprowadzić nowy porządek, było pytanie: "Mamo, to z kim ja właściwie będę na święta?".

- To był cios. Bo ja sama nie wiedziałam. Przecież wcześniej to było oczywiste - mamy święta razem. Nagle musiałam ustalić grafik - wspomina. Ustalili więc: Wigilia u niej, pierwszy dzień świąt u byłego męża, reszta zależy od rodzinnych wyjazdów i planów.

- W pierwsze święta były łzy, nie ma co ściemniać. Ona płakała, bo nie chce jechać, ja płakałam, bo nie chcę jej oddawać. A były mąż stał w drzwiach i nie wiedział, co powiedzieć. Nikt nas nie przygotował - wyjawia Zofia.

Dziś jednak wygląda to inaczej. Z czasem dodali nowe elementy: własnoręczne robienie stroików, wspólne pieczenie pierniczków na początku grudnia.

- To, co zmieniło wszystko, to zrozumienie, że nie muszę odtwarzać starych świąt. Mogę zrobić swoje. Z córką oglądamy film "Holiday", pijemy kakao, a prezenty otwieramy w piżamach, często dopiero koło południa. Tego nie było, kiedy stałam z zegarkiem w ręku i wszystko musiało być idealne - zaznacza Zofia.

Podkreśla też: najważniejsza jest rozmowa. - Ludzie myślą, że dzieci cierpią przez podział świąt. Czasem tak, to prawda. Ale jeśli da się im poczucie stabilności, nie dzieje się tragedia. One są bardziej elastyczne niż dorośli - podsumowuje.

"To był najlepszy prezent, jaki mogłam sobie zrobić"

Sandra ma 35 lat i - jak mówi - "zawsze była nieco anty-tradycyjna". Rozwód przyszedł po pięciu latach małżeństwa. Bez dzieci, bez długich batalii, ale za to z ogromnym poczuciem pustki.

- Święta zawsze były u jego rodziny. Zawsze głośno, zawsze tak samo: potrawy, rozmowy, komentarze wujków o polityce. Po rozwodzie miałam poczucie, że wszystko to było nie moje - mówi w rozmowie z SO Magazynem.

Pierwsze święta po rozstaniu zapamiętała dokładnie: kupiła bilety do Porto trzy tygodnie przed Wigilią.

- Wsiadłam do samolotu w czapce, wysiadłam na słońcu. To był najlepszy prezent, jaki mogłam sobie zrobić. Wreszcie nie musiałam odpowiadać na pytanie: "A jak tam życie po rozwodzie?". Mogłam być anonimowa. Mogłam milczeć - opowiada.

Od tamtej pory wyjazdy stały się jej tradycją. - Moi rodzice próbują mnie namówić, żebym jednak spędzała święta z nimi. Mama mówi: "Ale to przecież rodzinny czas". A ja na to: "Mamo, ja też jestem rodziną - dla siebie" - tłumaczy.

Była już na Maderze, w Edynburgu, w tym roku planuje Maroko. Czasem wraca tuż po świętach, czasem w Nowy Rok. - Dla mnie to reset. Robię długie spacery, piję kawę na ulicy, patrzę na ludzi. Nie mam planu, obowiązków. Na początku czułam się winna, ale teraz wiem, że właśnie tak wyglądają moje święta i mam do tego prawo - dodaje.

Stała się też inspiracją dla koleżanek. Jedna z nich po rozwodzie pojechała z nią na wspólną "świąteczną ucieczkę". - To jest piękne. Można tworzyć swoje życie od nowa, bez scenariusza pisanego przez innych - podkreśla Sandra.

"Emocje rządzą wtedy bardzo mocno"

Psycholożka Joanna Nowak wyjaśnia w rozmowie z SO Magazynem, dlaczego okres świąteczny jest tak trudny po rozstaniu.

- Święta są jak soczewka - uwypuklają wszystkie braki. W grudniu mamy ogromne społeczne oczekiwania, że powinniśmy być razem, radośni, rodzinni. Po rozwodzie to zderza się z rzeczywistością i powoduje poczucie porażki: "Moja rodzina się nie udała". To nieprawda, ale emocje rządzą wtedy bardzo mocno - tłumaczy.

- Rodzina i znajomi często nieświadomie dokładają ciężaru. Komentarze: "A co z dziećmi?", "A dlaczego sama?", "Ale Wigilia jest najważniejsza!" - to wywołuje poczucie winy. Tymczasem każdy ma prawo do swoich świąt. Nawet jeśli wyglądają inaczej niż kiedyś - dodaje.

Zapytana o kwestię dzieci i "podzielonych" świąt, odpowiada: - Dzieci naprawdę są w stanie funkcjonować w dwóch domach, jeśli dorośli nie tworzą konfliktu lojalnościowego. To nie podział świąt szkodzi dzieciom, tylko atmosfera.

Dodaje, że najlepszym, co mogą zrobić rodzice, to odpuścić perfekcjonizm. - Nie trzeba odtwarzać tego, co było. Można tworzyć własne tradycje, nawet jeśli wyglądają "niecukierkowo". Święta nie są obowiązkiem, są propozycją - zauważa psycholożka.

Komentuje również pomysł na święta Sandry. - "Samotne" święta wcale nie są oznaką smutku. Wiele osób po rozstaniu potrzebuje oddechu, przestrzeni, odzyskania siebie. Jeśli ktoś wybiera podróż, ciszę, hotel w innym kraju - to też jest świętowanie. Po prostu inaczej - oznajmia.

- Pamiętajmy, że nowe święta to nie gorsze święta. To święta w zgodzie ze sobą. Mogą być prostsze, cichsze, ale często są prawdziwsze niż te z czasów małżeństwa - mówi.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka SO Magazynu

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij