fot. APART
Podziel się:
Skopiuj link:

Świat jak z bajki. Święta i życie według Marcina Tyszki

Marcin Tyszka to specjalista od świątecznej atmosfery. Każdego roku, razem z Apart, i na przekór grudniowej szarości, wyczarowuje nam nierzeczywisty, bajkowy świat. – Tylko taki mnie interesuje. Każdy, kto mnie zna, wie, że taki świat chcę tworzyć i pokazywać innym – mówi.

Z jednym z najzdolniejszych i najpopularniejszych fotografów w kraju, a także – o czym wciąż niewielu wie – reżyserem filmów reklamowych rozmawiam m.in. o miłości do Lizbony, Madrytu i egzotycznych roślin. Podczas tego wywiadu niejednokrotnie łapię się na tym, że uśmiecham się do telefonu. Dla mnie, w ciągu zaledwie godziny, Marcin Tyszka wyczarował bajkę.

Monika Rosmanowska: Wrócił Pan właśnie z Grecji. Takie powroty nie są łatwe.

Marcin Tyszka: Obecna sytuacja jest dla mnie nietypowa. Zazwyczaj, i tak to wygląda u wszystkich, którzy zajmują się fotografowaniem mody, gdy w Polsce zaczyna się jesień, ja jestem już pod palmami i pracuję nad sesją letnią. Z kolei świąteczną kampanię Apart realizowaliśmy… w sierpniu.

To, gdzie byłby Pan dziś, gdyby świat nie zwariował?

W Lizbonie, Barcelonie lub jeszcze dalej. W Grecji pracowałem na planie "Top Model" podczas Athens Fashion Week. Złapałem dużo słońca na zapas. Muszę jednak powiedzieć, że lubię ten przedświąteczny czas w Polsce. Mimo szybko zapadającego zmroku i wszechobecnej szarości.

Tegoroczne święta będą wyjątkowe, żeby nie powiedzieć dziwne…

Od dawna święta spędzamy z rodzicami w Madrycie. Wiele lat pracowałem i mieszkałem w tym mieście, mam tam mnóstwo przyjaciół. I mam nadzieję, że w tym roku tradycji stanie się zadość. Święta to jest taki czas, który każdy z nas, bez względu na okoliczności, chce spędzić w określony, zgodny z rodzinną tradycją sposób. Madryt jest wspaniały w grudniu. Na każdym kroku czuć świąteczną atmosferę, ulice są pięknie przystrojone, a z drugiej strony mamy słońce i możliwość wypicia kawy na zewnątrz.

Mówi się, że jest Pan specjalistą od świątecznego klimatu.

Co ciekawe, nigdy nie ubieram choinki i nie lubię świątecznych ozdób w mieszkaniu. Niemniej od lat przygotowuję kampanie Apart. Co więcej, w pewnym momencie z propozycją pracy przy świątecznych sesjach zaczęły się do mnie zgłaszać inne marki. Apart jest dla nich przykładem, a zdjęcia z kampanii traktują jako wyznacznik najwyższej jakości.

Czym jest dla Pana świat jak z bajki?

To świat moich zdjęć. Bajka to jedyne, co mnie interesuje. Im więcej jest szarości dookoła, im bardziej jest buro na ulicach, tym bardziej zwracam się w stronę koloru. Moja estetyka to ta, którą widzimy w Hiszpanii czy Ameryce Południowej. Nieszablonowa architektura, pełne kolorów stroje. W Madrycie często można spotkać eleganckiego mężczyznę w fioletowych spodniach, różowych skarpetkach i niebieskim krawacie. Tam to jest klasyka.

Moja światowa kariera zaczęła się w Portugalii i Hiszpanii. To tam musiałem przesiąknąć tym wszystkim. Za każdym razem, gdy biorę do ręki aparat, staram się stworzyć kolorową, beztroską wersję świata, lepszą wersję każdego z nas. I to się nigdy nie zmieni. Nadal inspirują mnie dawne, dekadenckie historie, magazyny modowe sprzed lat, klasycy fotografii, jak Slim Arrons czy drapieżny Helmut Newton - każdy z nich miał swoją estetykę, czy moda robiona przez Avedona lub amerykańki "Harpers Bazaar" za czasów Alexander Brodovitch.

Karmi Pan ludzi fikcją?

Raczej marzeniami. Wszystko, do czego doszedłem, zbudowałem od zera. Moi rodzice: mama ekonomistka, tata inżynier, byli zaskoczeni wyborem mojej zawodowej drogi. Ale wracając do marzeń… Gdy byłem dzieckiem, telewizja emitowała magazyn "Bliżej świata", w którym pojawiały się relacje z pokazów mody. Pomyślałem, że chciałbym być częścią tego świata, choć wtedy – w smutnych latach 80. – wydawało się to być nierealne. Ja jednak, nie zważając na nic, jako 14-latek napisałem list do producentów programu "5-10-15", który bardzo mi się podobał, że jestem świetny i bez mojego udziału ten program dużo traci. Gdy oddzwonili, mama była przekonana, że to żart. To nie był żart, a ja spędziłem w programie wspaniałe lata. Gdy coś sobie człowiek wymarzy, to dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia osiągnie sukces. Wystarczy spojrzeć na mnie, pracuję w mediach od 30 lat, mam staż emeryta.

Ale chyba nie wybiera się Pan na emeryturę?

Ani myślę! Patrzę na zmieniający się świat i do wielu spraw podchodzę dziś z dystansem, ale wciąż uwielbiam być na planie, i to po obu stronach kamery. Coraz bardziej kręci mnie reżyseria, ale też design, a i moja pasja do roślin nabiera kolorów. Właśnie pracujemy nad nowym programem dla TVN Style o pasjonatach egzotyki, właścicielach niesamowitych ogrodów. Kolejny raz pokażę zupełnie innych świat i tych, którzy go tworzą.

Bardzo dużo Pan podróżuje. A czy ma Pan swoje miejsce na ziemi?

Oczywiście, to Portugalia i Lizbona, która z tymi wszystkimi swoimi kolorami jest wręcz nierzeczywista. Portugalia to był kraj, który otworzył przede mną, młodym fotografem, inne rynki. W pewnym momencie osiągnąłem w Polsce wszystko, a w tym zawodzie, jeśli stoisz w miejscu, to tak naprawdę się cofasz. Postawiłem wszystko na jedną kartę i udało się. Najpierw była Portugalia, później Hiszpania, a jeszcze później Paryż. 15 lat spędziłem niemal nie wysiadając z samolotu.

Kolejnym moim miejscem na ziemi jest Madryt, w którym – jak już wspominałem – mieszkałem i pracowałem przez wiele lat. Hiszpańska harmonia, architektura, sztuka, to zdecydowanie moja estetyka. Choć paradoksalnie nie lubię hiszpańskiej ani portugalskiej kuchni.

Świat jak z bajki stworzył Pan w świątecznym teledysku Apart do piosenki Zbigniewa Wodeckiego "Lubię wracać tam gdzie byłem".

To jedna z moich ulubionych piosenek. Jestem wielkim fanem twórczości Zbigniewa Wodeckiego. Jego utwory towarzyszą mi już od ponad 20 lat. Wszyscy wiedzą, że podczas sesji prędzej czy później musi się pojawić muzyka Julio Iglesiasa czy Zbigniewa Wodeckiego. Jestem sentymentalny.

Kiedy z marketingiem Apart zastanawialiśmy się nad tegoroczną kampanią, pomyśleliśmy, że warto sięgnąć po ten utwór, bo choć nie jest świąteczny, to tak naprawdę każdy "lubi wracać tam, gdzie był", a na Boże Narodzenie wszyscy wracamy lub chcemy wrócić do domu, do wspomnień, do normalności. Ta piosenka budzi bardzo dobre skojarzenia, wywołuje uśmiech na twarzy. Większość z nas coś miłego przy niej przeżyła.

Pomyśleliśmy, że warto zrobić teledysk do tej piosenki, miły obrazek. Szukając pomysłu na kampanię Apart, zawsze wymyślamy najbardziej nierzeczywiste sytuacje, w których chcielibyśmy się znaleźć podczas świąt. Chwile, które cieszą, bawią, wywołują uśmiech na twarzy. Pokazujemy świat, który nie istnieje, świat z naszych marzeń.

Jak tworzy się taki świat?

Inspiruję się największymi hollywoodzkimi czy disnejowskimi produkcjami. Zaczęło się od bardziej rodzinnych klimatów, a później poszliśmy w zabawę, mrugając do odbiorcy okiem. W ubiegłym roku Małgosia Socha wystąpiła obok uczestników "Top Model" jako szalona contessa jeżdżąca na łyżwach w pałacowej sali balowej. To zawsze jest fantazja, absolutny surrealizm, który ma wywołać uśmiech i miłe skojarzenia. Tylko tyle. Tak naprawdę chcemy dać ludziom odrobinę radości.

W tym roku na planie spotkały się trzy kobiety. Każda z nich jest spełniona zawodowo i w życiu prywatnym. Chcieliśmy pokazać beztroski weekend dziewczyn spędzany w niesamowitym miejscu. Plener to prawdziwy unikat – Nowy Gurewicz, najpiękniejszy Świdermajer w Polsce. Budynek, który znajduje się w Otwocku, pokazali mi znajomi. Zrujnowany dawny pensjonat został odrestaurowany z niezwykłą dbałością o każdy szczegół. Dwa lata czekał na odpowiedni projekt, na kolejną kampanię Apart. Zwieźliśmy tam tony śniegu i przez tydzień intensywnie pracowaliśmy.

Dlaczego tak chętnie oglądamy tego rodzaju świat? Za czym tęsknimy?

Ludzie na święta chcą bajki. Nie ma znacznia, czy słuchasz opery, czy heavy metalu - podczas Świąt chcesz się uśmiechnąć, wrócić do domu, zjeść tradycyjną potrawę i dostać odrobinę ciepła. Co więcej, każdego roku oglądamy "Kevina samego w domu" i słuchamy "Last Christmas". Zmienia się moda, zmieniają się nasze upodobania, ale na święta marzymy o choince, pięknie przybranym stole, migoczących lampkach i pierwszej gwiazdce. Każdy chce w tym czasie być z bliskimi lub tych bliskich wspomina. Każdy lubi wracać tam, gdzie był.

Może po prostu potrzebujemy magii?

Taką magią jest właśnie biżuteria. Sięgamy po pierścionek, kolczyki czy zegarek, dlatego, że wiążą się z miłą dla nas chwilą, z ważnym momentem w naszym życiu.

A do jakich chwil Pan lubi wracać myślami?

Mam mnóstwo takich wspomnień. Choćby ta piosenka Zbigniewa Wodeckiego budzi wiele ciepłych skojarzeń. W gruncie rzeczy jestem nostalgiczny. Pracuję w wielkim świecie, zawodowo jestem bardzo wymagający, ale w głębi duszy skrywam słowiańską nostalgię.

Jak udaje się Panu uciec od pandemicznej rzeczywistości?

Zdecydowanie nie jest to dobry czas, wiele się zmieniło w moim życiu. Straciłem sporo międzynarodowych projektów, które się nie wydarzyły albo wydarzyły beze mnie, bo nie mogłem dolecieć. Pracy nadal mam dużo, ale jest to inna aktywność. Byłem przyzwyczajony do pewnego rytmu, adrenaliny. Samolot, nowy kraj, kolejne miejsce. Dziś tego nie ma. Martwię się też o rodziców.

Przed marazmem, szczególnie wiosną, uratował mnie dom i egzotyczne rośliny. Kiedy zostaliśmy zamknięci w czterech ścianach, oddałem jeszcze więcej serca mojej plantacji. W tym czasie stworzyłem też parę ogrodów znajomym. Mój dom jest moim rajem. Szalony, nietypowy. To mieszkanie moich roślin. Nie mam dywanów, bo podłoga jest cały czas zalewana, w większości pomieszczeń wyłączone jest też ogrzewanie, bo palmy lubią, gdy zimą jest chłodno. U mnie rządzą rośliny, a goście – no cóż – zimą siedzą w kurtkach.

To jest nierealny świat i każdy, kto mnie zna, wie, że właśnie takie światy lubię budować. Raz zasypane śniegiem, innym razem wśród palm, ale zawsze skąpane w słońcu.

  • Marcin Tyszka – fotograf specjalizujący się w fotografii mody. Do jego zdjęć pozowały m.in. Naomi Campbell, Anja Rubik, Rita Ora, Antonio Banderas, Eva Herzigova czy Elizabeth Hurley, a efekty jego pracy można było podziwiać w międzynarodowych magazynach, takich jak: "Elle", "Vogue", "Harper's Bazaar" oraz "Vanity Fair". Od 2010 roku Marcin Tyszka jest jurorem w programie "Top Model". Fotograf staje często także za kamerą, tworząc kampanie reklamowe z dziedziny beauty, jest autorem spotów m.in. dla Apartu czy Avonu.
Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij