"Soczewka całego roku". Jak uniknąć napięć przy świątecznym stole?
Dominika Frydrych, Wirtualna Polska: Jak wpływają na nas święta?
Dorota Minta, psycholożka i psychoterapeutka: Przede wszystkim święta w polskiej tradycji mają bardzo duże znaczenie i to bez względu na poziom religijności. Dlatego mocno działają na nasze emocje.
Oczekujemy, że będą idealne jak z reklamy: piękny stół, wszyscy uśmiechnięci, kobiety w brylantach, grzeczne dzieci uroczo się bawią. Ten czas jest obarczony również emocjonalnymi oczekiwaniami. Zakładamy, że będzie miło, że spędzimy czas w rodzinnym gronie, że będziemy sobie miło rozmawiać... A jednocześnie tym mocniej odzywają się w nas wszystkie problemy z relacjami. Stąd dla wielu osób święta są dużym obciążeniem.
Przepis na świąteczny domek z piernika. Goście będą pod wielkim wrażeniem
Oczywiście pojawiają się też te ikoniczne pytania przy wigilijnym stole: "kiedy studia?" czy "kiedy dziecko?", ale chodzi w tym o znacznie głębsze rzeczy. Nierozwiązane konflikty między różnymi członkami rodziny, szczególnie między rodzicami i dziećmi.
Myślę też, że święta to soczewka całego roku. Czasem przypominają nam, że tak naprawdę nie umiemy ze sobą rozmawiać, nie spędzamy wspólnie czasu, jesteśmy powierzchowni w kontakcie – a chcielibyśmy, żeby przez te dwa dni nasza relacja z najbliższymi była nagle pogłębiona i serdeczna.
I wtedy zderzamy się z prozą życia, a napięcie eskaluje coraz bardziej.
Tak. Poza tym często sami nie umiemy łączyć tradycji z własnymi potrzebami. Z jednej strony u rodziców czeka na nas biały obrus i tradycyjne potrawy – a z drugiej czujemy, że chcielibyśmy przeżyć to inaczej, na przykład bardziej lekko i zabawnie. Ugotować tylko ulubiony barszcz z uszkami zamiast dwunastu potraw. Albo zwyczajnie odpocząć, zamiast zapraszać wszystkich z rodziny. Trochę sami się w tym miotamy.
Zanim więc będziemy mieć pretensje do dziadków czy rodziców, warto samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, czego oczekujemy. Co jest dla nas ważne, a co chcielibyśmy zmienić? Czego oczekuję od świąt, jakie potrzeby chcę zrealizować? Dla wielu z nas ważniejsze może okazać się pobycie razem, pójście na pasterkę albo po prostu na spacer po kolacji niż kilkudniowy maraton w kuchni.
Ale to wymaga asertywności. A dorosłe dzieci w święta czują się nagle jak pięciolatki, które "zawiodły mamę".
Tak się dzieje, gdy zderzamy się z tymi oczekiwaniami rodziców, którzy często po prostu zakładają tradycyjną formę spędzania świąt. Chodzi o to, żeby uświadomić sobie: jestem dorosły, wybieram. Dla niektórych przyjazd do rodziców to synonim świąt - i w porządku. Ale ktoś może powiedzieć jasno: "w tym roku chcę inaczej" albo "tam, gdzie mieszkam jest mój dom i tam chcę spędzić święta" i wziąć za to odpowiedzialność. Znam ludzi, którzy wykorzystali święta w ten sposób i pokazali rodzicom, że są dorośli.
Czyli z jednej strony regres przeżywają dzieci, ale też rodzice.
Zdecydowanie tak. Jeszcze mamy chwilę przed tegorocznymi świętami, żeby spróbować uzgodnić szczegóły i że może spróbujemy w tym roku spędzić święta inaczej, jeśli tego potrzebujemy. To wymaga czasem trochę wysiłku i odwagi, ale wolność to odwaga.
A jeśli siedzimy już przy świątecznym stole i następuje spirala: mama rzuca kolejny przykry komentarz, my milczymy, napięcie rośnie i w końcu następuje wybuch?
Przy stole to jest już akcja ratunkowa (śmiech). Ale jeśli wcześniej zdarzały się podobne historie, a mamy przed sobą jeszcze kilka dni do świąt, może warto spokojnie, ale szczerze powiedzieć, że pytania o dzieci, ślub, nieskończone studia czy inne osobiste kwestie są dla nas trudne i nie chcemy o tym rozmawiać przy wigilijnym stole w towarzystwie cioci Krysi i wujka Henia.
Ale kluczowe jest to, że jeśli czujemy lęk i stres przed spotkaniem rodzinnym, to powinien być dla nas sygnał, że mamy jakiś istotny temat do przepracowania. I nawet jeśli uda się nam dojść do porozumienia z rodzicami, żeby nie poruszać jakichś kwestii, wróćmy do tego po świętach, na spokojnie. Napiszmy sobie na kartce, co tak naprawdę nas dręczy, zacznijmy o tym rozmawiać, może skorzystajmy z pomocy psychologa czy psychoterapeuty. Wtedy nie tylko kolejne święta będą lepsze, ale przede wszystkim nasze codzienne relacje z bliskimi i z samym sobą.
Czy rodzice zdają sobie sprawę z tego, że ranią dorosłe dzieci swoimi przytykami – czy naprawdę wierzą, że "mówią, jak jest"?
Myślę, że często nie zdają sobie z tego sprawy. Tak samo jak przed laty, gdy mówili: "a ty znowu...", "ty zawsze", "jak ty wyglądasz?", "kto się tak ubiera?", "dlaczego czwórka, a nie piątka?". Jeżeli traktowaliśmy tak dziecko, kiedy miało 10 czy 15 lat, to często robimy to dalej, bezrefleksyjnie.
Ale odpowiedzialność za to, żeby święta były OK, nie leży tylko na barkach dorosłych dzieci. Dla ich rodziców to może być pretekst choćby do umówienia się z dzieckiem na rozmowę i przeproszenia za to, co robili kiedyś. Coraz więcej mówi się o tym, że pewne zachowania rodzicielskie zostawiają w nas traumy na całe życie. To, czy jesteśmy odważni, czy mamy adekwatną samoocenę zależy często właśnie od tych zdań, które padały, gdy byliśmy dziećmi.
Więc jeśli jesteśmy rodzicami i czujemy, że nasze 20-30-letnie dziecko nie chce przyjechać na święta, zastanówmy się, co na to wpłynęło. Dlaczego atmosfera jest sztywna? Jaki jest mój wpływ na to? Jakie my mamy nieprzepracowane rzeczy w stosunku do dziecka? Dla każdej ze stron jest chwila do namysłu.
Dobrze też nie zakładać, że dziecko będzie u nas na święta, tylko spytać, jakie ma plany.
A jeśli córka powie: miałam zamknięcie roku, stos raportów i tak ciężki grudzień, że mam ochotę tylko na odpoczynek, spotkajmy się po świętach na kawę i ciasto. To nie musi być przeciwko nam.
Jak radzą sobie pani pacjenci z trudnymi świętami?
Pacjenci opowiadają mi czasem, że celowo biorą dyżur w pracy w tych dniach i tak unikają konfrontacji. Przychodzą też liczne SMS-y od pacjentów w Wigilię późnym wieczorem z pytaniem, czy mogłabym przyjąć ich jutro, bo są po kolacji z rodzicami.
Bywa też, że ktoś przepracował swoje złe doświadczenia z dzieciństwa, podjął pracę nad sobą, dzięki czemu zachowuje się i mówi trochę inaczej, jedzie do domu i rodzice nie akceptują w nim tej zmiany. Mówią: "ale ten psycholog ci w głowie namieszał".
Dużo jest też historii z awanturami i wypominaniem sobie jakichś kwestii, ale też takich ze sztywną atmosferą, gdzie wszyscy są eleganccy, składają sobie życzenia, ale bez żadnych uczuć i pozytywnych emocji, bliskości. Właściwie wszyscy czekają tylko, aż ten spektakl się skończy.
Jak pracować nad relacją z bliskimi, żeby następne święta były spokojniejsze?
Najważniejsza jest otwartość i szczerość. Bez ranienia, ale szczerze możemy powiedzieć mamie, że na przykład zmienił się nasz system wartości. Albo pracujemy inaczej niż oni – nie na etat, ale projektowo, jako wolny strzelec.
Przypomina mi się historia jednego z moich pacjentów z branży IT, który ciężko pracuje nad projektem, a potem ma trzy miesiące wolnego. Dla rodziców to było bardzo trudne do zaakceptowania. W takim przypadku potrzebna jest oczywiście praca z dwóch stron. Ale jeśli chcemy być dorośli, traktujmy swoich rodziców jak dorosłych.
I pamiętajmy, że magia świąt sama z siebie nie zadziała. Sięgnijmy do tradycji adwentu, który jest czasem oczekiwania i namysłu, i zastanówmy się: jakich świąt właściwie chcemy?
Rozmawiała Dominika Frydrych, Wirtualna Polska