fot. 123RF
Podziel się:
Skopiuj link:

SO Belli, Bellissimi, Fantastici! Jesienne wakacje w Rzymie

Kiedy najlepiej przyjechać do Rzymu? Nie ma lepszego czasu na to, by ulec urokowi Wiecznego Miasta, niż jesień, a ta we Włoszech trwa znacznie dłużej i jest przepiękna!

Znam tylko jednego człowieka, który otwarcie przyznaje, że nie lubi Rzymu. Nadal nie wiem, co z nim jest nie tak. Pozwólcie mi powiedzieć: żeby nie zakochać się w tym mieście, trzeba być ślepym, głuchym, a także przeżywać poważną awarię kubków smakowych. To jednak rzadkość. Częściej zdarza się być tak nieroztropnym, by przyjechać do Rzymu latem, w czasie największego, barbarzyńskiego najazdu na miasto hordów turystów z wszystkich stron świata.

Miałam szczęście mieszkać w Rzymie w szczenięcych latach dzieciństwa i tak wtedy, jak i dziś, nie pojmuję, dlaczego wszyscy pchają się tam w lipcu albo - o zgrozo!, w piekielnym sierpniu, kiedy każdy rzymianin wieje, gdzie popadnie przed nieludzkimi rzymskimi upałami.

Pozwólcie sobie powiedzieć: nie ma lepszego czasu na to, by ulec urokowi tego miasta, niż jesień. Dni są tu jeszcze ciepłe i słoneczne, kolejki do turystycznych atrakcji skurczone do minimum, turyści szczęśliwie zdziesiątkowani, a miasto nabiera rdzawo-złotego kolorytu, który służy Rzymowi lepiej niż jakakolwiek inna oprawa.

Źródło: Archiwum prywatne

Przybywajcie do tego największego na świecie muzeum pod otwartym niebem teraz! Podstępnie przemówię także do waszych podniebień. Listopad, a nawet grudzień, to kolorowa eksplozja najlepszych włoskich sezonowych smakołyków. To właśnie teraz jest najlepszy czas na: karczochy, nadziewane ricottą oraz anchois kwiaty cukinii, pieczone na każdym rogu kasztany, na dekadencką parmigianę z bakłażanów i wreszcie na niekwestionowanego króla jesiennej gastronomii: tuber magnatum pico, czyli białego trufla z Alby.

Żeby poznać prawdziwy Rzym i żyć przez chwilę jego rytmem, odważcie się zejść z utartych szlaków i skręcić w boczne uliczki, a nawet bezczelnie oddalić się od centro storico i jego wydeptanych ścieżek.

Pójdźcie do jednego z wielu parków, usiądźcie pod jednej z wielu majestatycznych pinii, wygrzebcie z szyszki orzeszki i rozłupcie je kamieniem. Gwarantuję: ten zapach i smak nie dadzą wam spokoju do końca życia. Zamieszkajcie poza ścisłym turystycznym centrum, na przykład w mojej ukochanej, pięknej dzielnicy Parioli. Nie potępiam zaliczenia obowiązkowej triady: Watykan, Schody Hiszpańskie i Fontanna di Trevi, ale Rzym ma o wiele więcej do zaoferowania. Oto moje rzymskie, jesienne SO belli, bellissimi, fantastici!

GHETTO EBRAICO

Synagoga w Rzymie

Synagoga w Rzymie

Źródło: Getty Images

Z niejasnych względów położone w samym sercu miasta żydowskie getto, w którym zamknął Żydów w 1555 roku papież Paweł IV, a które otwarto dopiero pod koniec XVIII wieku, znajduje się poza radarem większości turystów. Niesłusznie, bo jest to jedna z najpiękniejszych i najprawdziwszych części Rzymu. Po wizycie w monumentalnej Synagodze, która jest otwarta dla zwiedzających, mimo że pozostaje czynnym miejscem żydowskiego kultu, przejdźcie się uliczkami, wejdźcie do bram budynków, na których wciąż wiszą tabliczki z imionami wywiezionych stąd do Auschwitz. Rzym w getcie smakuje bardziej autentycznie, niż gdzie indziej. Także w sensie całkiem dosłownym, bo tutaj w trwającym ponad cztery wieki obowiązkowym odcięciu od świata, jak nigdzie indziej, pielęgnowano kulinarne tradycje stolicy Włoch.

Warto ich skosztować w jednej z wielu koszernych restauracji. Polecam Nonna Betta, w której właściciel Umberto, rzymski Żyd od pokoleń, serwuje najlepsze pod słońcem karczochy alla giudia, czyli po żydowsku właśnie. Smażone na głębokiej oliwie, chrupkie na zewnątrz, skrywają rozkosznie miękkie i smakowite serca.

Polecam Nonna Betta, w której właściciel Umberto, rzymski Żyd od pokoleń, serwuje najlepsze pod słońcem karczochy alla giudia, czyli po żydowsku właśnie.
Hanna Lis

ISOLA TIBERINA

Miejsce magiczne. Jedyna wyspa na Tybrze, położona w samym centrum miasta, a jakby z innego świata. Warto do niej dotrzeć przez Ponte Fabrizio, najstarszy czynny most Rzymu, zbudowany w 62 roku przed naszą erą.W czasach antycznych na wyspie stała świątynia Eskulapa, rzymskiego boga sztuki medycznej. Legenda głosi, że sam wybrał miejsce jej wzniesienia. Dziś na jej ruinach stoi Bazylika Bartłomieja Apostoła. Najlepsze miejsce na romantyczny spacer o zachodzie słońca, a także na kolację w jednej z najcudowniejszych rzymskich knajp: Sora Lella.

Źródło: 123RF

Nazwa przybytku pochodzi od imienia filmowej bohaterki Sory Lelli, którą przed laty grała Elena Fabrizi – zapalona kucharka i… aktorka. Swego czasu grała u boku wielkich włoskiego kina, w tym Marcello Mastroianniego.

Wyspa Tyberyjska

Wyspa Tyberyjska

Źródło: 123RF

Sory Lelli już nie ma, ale restauracja pozostała w rękach rodziny, a dziś rządzą w niej wnuki Eleny. Polecam genialne tonnarelli alla gricia (uboższa wersja carbonary, bez jajka), a miłośnikom piątej ćwiartki, w której specjalizuje się ta restauracja, ogony wołowe i flaki po rzymsku. Bajka.

Najlepsze miejsce na romantyczny spacer o zachodzie słońca, a także na kolację w jednej z najcudowniejszych rzymskich knajp: Sora Lella.
Hanna Lis

VIA PICCOLOMINI

Źródło: 123RF

Nazwa tej ulicy na wzgórzu Gianicolo pewnie niewiele wam nie mówi, ale to tutaj roztacza się najbardziej niecodzienny widok na majestatyczną kopułę Bazyliki Świętego Piotra. Dlaczego? Otóż, idąc ulicą, w kierunku er Coppollone, jak nazywają ją rzymianie, kopuła zamiast zwiększać się, odwrotnie, z każdym krokiem maleje.

Tajemnica tej zabawy perspektywą tkwi w budynkach okalających ulicę. Tworząc swoistą ramę dla jednego z najbardziej emblematycznych symboli Rzymu, fundują nam jedyną w swoim rodzaju iluzję optyczną. Za darmo i bez kolejek.

Villa Doria Pamphili w Rzymie

Villa Doria Pamphili w Rzymie

Źródło: 123RF

Tuż obok znajdziecie jeden z najpiękniejszych, a zarazem największych, parków miasta: Villa Doria Pamphili wraz z jego XVII wiecznym kompleksem architektonicznym. Na 184 hektarach starannie utrzymanych ogrodów turystów - szczęśliwie - jak na lekarstwo.

Tuż obok znajdziecie jeden z najpiękniejszych, a zarazem największych parków miasta: Villa Doria Pamphili.
Hanna Lis

TESTACCIO

Fontanna delle Anfore

Fontanna delle Anfore

Źródło: 123RF

Spotkacie tu ostatnich ulicznych grajków (takich prawdziwych, co grają z potrzeby serca, a nie pod publiczkę), starszych panów rozgrywających nad kawą partyjkę tradycyjnej gry karcianej "Scopa" i ostatnich w Rzymie prawdziwych macellai, którzy w swoich mikroskopijnych sklepikach uprawiają zapomnianą już niemal sztukę rzeźnictwa.

Testaccio było w czasach antycznych największym portem rozładunkowym na Tybrze. Spływały tu z całych Włoch dobra wszelakie, ale głównie włoskie złoto: oliwa z oliwek. To z kawałków 53 milionów amfor, którymi ją przewożono, powstało wzniesienie Monte Testaccio, które góruje dziś nad tą kiedyś przemysłową, później robotniczą dzielnicą.

Warto pochodzić sobie bez planu po jej malutkich ulicach, żeby poznać Rzym autentyczny, trochę robociarski, przepełniony tradycją, historią i najprawdziwszą "cucina romana". Wpadnijcie na jedną z najbardziej aksamitnych i kremowych carbonar w mieście do knajpki Flavio al Velavevodetto, przyrządzanej tu jak Pan Bóg przykazał, z makaronem rigatoni. Oparta o wzgórze Testaccio restauracja ma cudnej urody ogródek, ale także wewnętrzną salę na chłodniejsze dni, w której zza szyby zaglądają do wnętrza starożytne łupiny amfor, z których usypane jest monte.

Koniecznie odwiedźcie Mercato di Testaccio, jeden najstarszych miejskich targów, który po rewitalizacji stał się trendy, ale nie stracił nic ze swojego dawnego, autentycznego wdzięku. Legendą mercato i szerzej rzymskiego street-foodu jest Sergio Esposito oraz jego kanapkowy raj “Mordi e vai”- ugryź i idź.Jak sam mówi: "nie robimy zwykłych kanapek, my tworzymy emocje". Niniejszym potwierdzam.

W Testaccio znajduje się też Cimitero Acatollico, cmentarz niekatolicki, na którym spoczywają, ci których kiedyś, zgodnie z katolickimi normami, nie wolno było chować na wyświęconej ziemi. Protestanci, Żydzi, ortodoksi a także … samobójcy i aktorzy. Tych zabraniano grzebać w obrębie murów miasta, dzięki czemu anonimowi dziś desperaci i komedianci znaleźli miejsce swego ostatniego spoczynku obok wielkich angielskich poetów, którzy jednakowoż w Italii za życia przesadnego szczęścia nie zaznali. John Keats zmarł tu na gruźlicę, a Percy Shelley utopił się w wodach u wybrzeży Toskanii. Życie…

QUARTIERE COPPEDE

Źródło: 123RF

Gdyby Harry Potter urodził się w Rzymie, bez cienia wątpliwości zamieszkały w tej mini dzielnicy,będącej kilkoma ulicami i placem w obrębie bogatej dzielnicy Trieste (o ile oczywiście byłoby go stać na zakup kawalerki za milion euro). Na skrzyżowaniu ulic Via Tagliamento i Via Dora, rozpięty między dwiema kamienicami, stoi wzniesiony na początku XX wieku osobliwy łuk triumfalny, a z jego sklepienia niespodziewanie zwisa ogromny, kuty z żelaza żyrandol. Po przekroczeniu wrót do Coppede nic nie zdaje się być takie jak, chwilę wcześniej.

Wkraczamy oto bowiem do świata teatru, architektonicznego eklektyzmu, a raczej eklektycznego szaleństwa. Barok, antyk, art nouveau, średniowiecze, splecione w jednym urbanistycznym uścisku, zawartym przez florenckiego architekta Gino Coppede, który budował swoją bajkową, surrealistyczną dzielnicę przez 11 lat między 1916 a 1927 rokiem.

Umieścił w niej Dom Wróżek i Pałac Pająka, a także niezliczone maszkarony, skrzydlate lwy czy żaby, które władają fontanną na centralnym placu Piazza Mincio. Dziwne to piękno, nie z tego świata, kapryśne, szalone i do szaleństwa inspirujące.

Jeśli wierzyć legendzie, na tym spokojnym placyku, w niewielkiej fontannie pilnowanej przez cztery żaby, wykąpali się (w komplecie) Beatlesi po wieczorze spędzonym w pobliskim, legendarnym klubie nocnym Piper. Kąpieli nie polecam, nieśpieszny spacer jak najbardziej.

VILLA FARNESINA

Villa Farnesina w Rzymie

Villa Farnesina w Rzymie

Źródło: Getty Images

Położone w samym sercu modnego, a nawet hipsterskiego Trastevere, arcydzieło architektury włoskiego renesansu z jakiegoś powodu nie ściąga w swoje progi tłumów turystów.

Kuriozalne, zważywszy na fakt, że w tej podmiejskiej willi (w XVI wieku, gdy powstała, leżała na obrzeżach Rzymu), można obejrzeć, praktycznie bez kolejki, zapierające dech w piersiach freski Rafaela, Del Piombo i Bazziego.

Źródło: Getty Images

Znajdźcie czas na spacer po starannie utrzymanym francuskim ogrodzie, któremu kolorytu dodają cytrynowe drzewa. Willę zbudował dla swojej kochanki (stąd konieczność wzniesienia jej za miastem) jeden z najbogatszych ludzi tamtych czasów, bankier z Sieny, a zarazem skarbnik Papieża Juliusza II, Agostino Chigi.

Na parterze willi znajdziecie imponujący fresk opowiadający historię Kupidyna i Psyche. I tak jak tamta mitologiczna historia zakończyła się w gruncie rzeczy czymś na kształt happy endu, tak historia miłosna Agostina Chigego i jego pochodzącej z nizin społecznych Franceski Ordeaschi miała swoje szczęśliwe, choć niespotykane w tamtych czasach zakończenie.

Źródło: Getty Images

Para kochanków, po latach wspólnego życia w Farnesinie, w 1519 roku wzięła ślub. Mszę świętą koncelebrował sam Papież Juliusz II. Niesłychane? Cóż - odkąd świat światem, money makes the world go around.

Nasyciwszy się pięknem duchowym, zróbcie coś dla ciała. Zjedzcie pasta cacio e pepe. Wiem, już o niej tu wspomniałam. Wiem, jestem monotematyczna, ale cacio e pepe to sublimacja prostoty i piękna rzymskiej kuchni. Cztery zwyczajne składniki: makaron, woda, ser pecorino i pieprz, to przepustka do nieba.

W uwielbianej przez Anthonyego Bourdaina knajpce Roma Sparita podają to danie w koszyczkach z parmezanu. Podobnie jest tutaj – w Il Tonnarello. Zamówcie. Podziękujecie później. A ja będę wam zazdrościć. Niemiłosiernie.

Para kochanków, po latach wspólnego życia w Farnesinie, w 1519 roku wzięła ślub. Mszę świętą koncelebrował sam Papież Juliusz II. Niesłychane? Cóż - odkąd świat światem, money makes the world go around.
Hanna Lis

PASTICCERIA GIOLITTI

Źródło: Archiwum prywatne

Ok, wiem, są nowsze i bardziej trendy gelaterie na rzymskiej mapie entuzjastów lodów. Serwują gelato z mortadellą, czy o smaku amatriciany. Nie mówię nie. Jest coś perwersyjnie miłego podniebieniu w tak egzotycznym łączeniu smaków. Jednak jeśli mielibyście wybrać tylko jedne lody w Rzymie, zróbcie tak, jak od pokoleń czynią tubylcy. Zmierzajcie do świątyni gelato, założonej w 1900 roku cukierni Giolitti.

Lody z gorzkiej czekolady nie mają sobie równych w galaktyce, a tych z sycylijskich pistacji zamawiam zwykle 3 dokładki. Jeśli starczy wam miejsca, zakończcie deser kilkoma mini cassatami. Naprawdę mini, nie lękajcie się!

Lody z gorzkiej czekolady nie mają sobie równych w galaktyce, a tych z sycylijskich pistacji zamawiam zwykle 3 dokładki.
Hanna Lis

FONTANNA DI TREVI NOCĄ

Źródło: Getty Images

Ten, kto był w Rzymie i usiłował sobie zrobić zdjęcie przy ikonicznym dziele Berniniego, wie już, że tej fotografii nie oprawi w ramki. Nie. Poniedziałek, piątek, świątek - w kadrze zawsze będziesz mieć 782 wycieczki, z Tokio, Sztokholmu, Krakowa i Pekinu, ale fontanny na zdjęciu nie uświadczysz.

W zeszłym roku moja młodsza, wówczas 17-letnia, córka Ania pojechała na kurs językowy do Rzymu (miłość do stolicy Włoch przekazuję chyba w DNA, bo starsza też w "moim” mieście bez pamięci zakochana). Ruszyła uzbrojona w 188 dobrych rad i przestróg, w tym tę jedną, z punktu widzenia matki fundamentalną: nie szwendaj się po mieście nocą. Kiedy o trzeciej nad ranem zobaczyłam jej zdjęcie, ciśnienie skoczyło do trzystu, a numer wykręciłam w ułamku sekundy. Czyś ty oszalała, co ja ci mówiłam, bla, bla, bla… perorowała rodzicielka. Na co dziecko (zapalony fotograf) z anielskim spokojem odpowiedziało: mamo, to jedyna pora, o której mogłam zrobić zdjęcie Di Trevi. Amen. Bo z oczywistą oczywistością się nie polemizuje. Zatem polecam.

NA TRUFLE

Źródło: Getty Images

Tartufo d’Alba - białe, najrzadsze, najbardziej aromatyczne trufle to teraz ich czas we Włoszech. Schowana za jednym z najpiękniejszych rzymskich placów, Piazza Navona, jest malutka, niepozorna Hostaria Pietro Valentini, w której na truflach znają się, jak mało kto. Nie ma tu jednak (Bogu niech będą dzięki) wyszukanych dań nouvelle cuisine, dziwacznego fusion czy ciekłego azotu. Trufle towarzyszą prostej rzymskiej tradycji kulinarnej, podnosząc ją na hedonistyczne, orgiastyczne wyżyny.

Piemonckie białe trufle spotykają się tutaj z innym cudem włoskiej jesieni: kasztanami. Kto spróbuje raz tutejszych ravioli z musem z kasztanów, obsypanych płatkami tartufo d’alba, zawsze będzie tu wracał, jak niewolnik. Gnocchi z gorgonzolą i truflami można wziąć na deser, gdyby komuś, jak mi, było zawsze mało.

Kto spróbuje raz tutejszych ravioli z musem z kasztanów, obsypanych płatkami tartufo d’alba, zawsze będzie tu wracał, jak niewolnik.
Hanna Lis
Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij