fot. East News
Podziel się:
Skopiuj link:

Smutne losy gwiazd kina czasów PRL-u

Były piękne i utalentowane. W szarej, siermiężnej rzeczywistości lśniły niczym przybyszki z innej planety. Miały szanse na międzynarodową karierę i lepsze życie. Coś jednak poszło nie tak. Alkohol, zła miłość, chorobliwa zazdrość partnera czy po prostu niechęć ze strony władz złamały życia wielu aktorkom czasów PRL-u.

Polskie kino w latach 60. przeżywało swoje złote lata. Choć brakowało wszystkiego i nawet taśma filmowa była skrupulatnie wydzielana, a cenzura czyhała na najmniejszy choćby przejaw "wywrotowych" treści, to właśnie wtedy znakomite dzieła tworzyli reżyserzy tacy jak Wajda, Morgenstern, Kutz. Aktorzy i aktorki na ekranach często zmagali się z problemami, które dotykały wielu widzów. Kochali, cierpieli, płakali. I choć publiczności wydawało się, że gwiazdy wiodą o niebo lepsze życie od przeciętnego zjadacza chleba, polska rzeczywistość czasów PRL-u i dla niech nie była zbyt łaskawa. Wśród historii polskich aktorek tamtego okresu łatwiej niż spełnione kariery i szczęśliwe zakończenia łatwiej znaleźć tragiczne losy i złamane życiorysy.

Nie po linii

To, jak nakręcić wartościowy film nie narażając się przy okazji PRL-owskiej cenzurze spędzało sen z powiek niejednemu twórcy. Niedopowiedzenia, artystyczne metafory, zrozumiałe tylko dla nielicznych kody były kilkoma ze sposobów na to, by dzieło przeszło selekcję. A co z aktorami? Tu wystarczyło niewłaściwe zachowanie czy jedna niefortunna wypowiedź, by nawet najwspanialej zapowiadającą się karierę pogrzebać w gruzach. Najbardziej jaskrawym przykładem okrutnie złamanej przez niechęć władz kariery jest historia Teresy Iżewskiej.

Źródło: AKPA

Studentkę trzeciego roku szkoły aktorskiej wypatrzył Andrzej Wajda. Mistrz kina dostrzegł jej talent i postanowił ją obsadzić w swoim filmie "Kanał". Teresa Iżewska w roli młodej powstanki o pseudonimie Stokrotka zachwyciła widzów nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Wraz z ekipą filmową pojechała do Cannes i oczarowała tamtejszą publiczność. Kiedy 25-letnia aktorka przyjechała na Lazurowe Wybrzeże, powitały ją plakaty filmowe z jej wizerunkiem widoczne niemal na każdym rogu. Świetnie mówiąca po angielsku i francusku aktorka, obdarzona słowiańską urodą przyciągała zagraniczne gwiazdy. Ponoć sama Marylin Monroe podeszła do Iżewskiej podczas jednego z bankietów i zaprosiła ją do siebie do Hollywood. A dziennikarze, zachwyceni przejmującym występem Iżewskiej w "Kanale" zabijali się o wywiady z młodą polska aktorką. To właśnie jedna z takich rozmów, a właściwie jedno zdanie, które podczas niej padło, przekreśliły szansę Iżewskiej na międzynarodową karierę.

Zapytana przez francuskiego dziennikarza o sytuację aktorów w Polsce, Teresa Iżewska odpowiedziała zgodnie z prawdą, że jej zarobki są wręcz absurdalnie niskie w porównaniu do zachodnich gaży. PRL-owskie władze, delikatnie mówiąc, nie były zachwycone tą wypowiedzią. Iżewską uznano za zdrajczynię narodu i wymierzono jej niezwykle dotkliwą karę. Owszem, przekazywano jej propozycje, które po canneńskim sukcesie napływały od zagranicznych twórców. Ale za każdym razem, kiedy Iżewska prosiła o wydanie paszportu, jej wniosek odrzucano. Pogrzebana została nie tylko zagraniczna kariera aktorki. Również wielu rodzimych twórców przestało ją zatrudniać w obawie, że angażując "zdrajczynię" sami popadną w tarapaty. Teresa Iżewska nie wytrzymała psychicznie ostracyzmu. Ukojenia szukała w ramionach mężczyzn, ale źle wybierała partnerów, nie potrafiła zbudować trwałego związku. Zaczęła sporo pić, w stanie upojenia alkoholowego dzwoniła do znajomych i byłych kochanków grożąc, że się zabije. Tak też pewnego dnia się stało — Teresa Iżewska popełniła samobójstwo w wieku zaledwie 49 lat.

Walka z demonami

Na pieńku z władzami miała też inna PRL-owska gwiazda — Elżbieta Czyżewska. W jej przypadku jednak przyczyną złamanego życia były nie tylko względy polityczne, ale i wewnętrzne demony, z którymi zmagała się aktorka. Elka, jak nazywali ją znajomi, była jedną z najjaśniejszych gwiazd kina przełomu lat 60. i 70. Zachwycała talentem i charyzmą, reżyserzy wręcz bili się o jej udział w swoich produkcjach. Nazywano ją polską Marylin Monroe, pod wrażeniem jej występów był nawet Arthur Miller. Kiedy Czyżewska wyszła za mąż za amerykańskiego korespondenta, zazdrościły jej wszystkie koleżanki. Ale amerykański sen Elki okazał się koszmarem. Wyjazd do Nowego Jorku, zamiast dodać aktorce skrzydeł, stał się początkiem końca jej kariery.

Źródło: AKPA

Laureat nagrody Pulitzera David Halberstam, zakochał się w Czyżewskiej od pierwszego wejrzenia, gdy zobaczył ją na scenie w spektaklu "Po upadku" według tekstu Arthura Millera. Po krótkiej znajomości para powiedziała sobie sakramentalne "tak". Ale choć za dolary Elka mogła mieć w Polsce niemal wszystko, czego zapragnęła, małżeństwo żyło pod ścisłą obserwacją władz. A kiedy Halberstam opublikował artykuł krytykujący politykę ówczesnego I sekretarza KCPZPR Władysława Gomułki, stał się natychmiast w Polsce persona non grata. Czyżewska niezbyt paliła się do tego, by dołączyć do męża w Nowym Jorku. Ustąpiła, gdy w Polsce zaczęto na nią pisać donosy i obraźliwe paszkwile. Czas pokazał jednak, że miała rację obawiając się, iż w Ameryce bez znajomości języka ciężko jej będzie zrobić karierę na miarę tej, jaką zbudowała w Polsce. Czyżewska w Stanach nie dostawała ról na miarę swoich możliwości. W dodatku potwornie tęskniła za ojczyzną i przyjaciółmi, którzy tam zostali. Ale była zbyt dumna, by wrócić na tarczy. Smutki topiła w hurtowych ilościach alkoholu, odpalając jednego papierosa od drugiego. Kiedy zmarła na raka przełyku, "New York Times" nazwał ją "Królową bez kraju".

W polskim środowisku artystycznym lat 60. alkohol był stałym rekwizytem. Ale granica pomiędzy częstymi w tamtych czasach suto zakrapianymi imprezami, a skłonnością do autodestrukcji bywa bardzo cienka. W przypadku Teresy Tuszyńskiej osobiste demony aktorki przekreśliły jej szanse na świetnie zapowiadającą się karierę. Po znakomicie przyjętym występie w filmie "Do widzenia, do jutra" młoda aktorka miała świat u stóp. Zachwycała zjawiskową urodą, osobowością, talentem i wrodzoną klasą. Tuszyńskiej wróżono międzynarodową karierę. Dostawała propozycje z Francji, amerykańskie pismo "Show" nazwało ją najbardziej uzdolnioną polską aktorką. Ale kiedy francuska producentka filmowa specjalnie dla Tuszyńskiej przyleciała do Warszawy, aktorka nie stawia się na umówione spotkanie. Podobnie zbywała inne zagraniczne propozycje, m.in. z Włoch i Austrii. Wkrótce aktorka zapracowała sobie na łatkę nieobliczalnej — często albo nie stawiała się na umówione spotkania, albo przychodziła na nie nietrzeźwa. To sprawiło, że i polskie środowisko filmowe zaczęło się od Tuszyńskiej odwracać.

W życiu prywatnym, mężczyźni walczyli o względy Teresy Tuszyńskiej. Młoda aktorka mogła mieć niemal każdego. Ale i tu górę wzięła jej skłonność do autodestrukcji. Kolejni partnerzy nie wytrzymywali pijackich awantur i zdrad. Nałóg zniszczył też niegdyś zjawiskową urodę Tuszyńskiej. Kiedyś uwielbiana i podziwiana, pod koniec życia związała się z robotnikiem-alkoholikiem. Złamane życie sprawiło, że aktorka piła coraz więcej. W końcu jej organizm nie wytrzymał. Zmarła w wieku zaledwie 54 lat w tak skrajnej biedzie, że męża nie było nawet stać na jej pogrzeb.

Wszystko dla miłości

Miłość potrafi dodać skrzydeł, ale może też stać się przeszkodą. W skrajnych przypadkach, może nawet zniszczyć karierę. Tak było w przypadku Ewy Krzyżewskiej — aktorki nazywanej symbolem seksu czasów PRL i "polską Sofią Loren". Gwiazda, znana min. z roli w "Popiele i diamencie" zachwycała talentem i urodą. "Nie do końca była aktorką, miała jednak w sobie niezależność i odwagę, a jej uroda zwracała uwagę" – powiedział o młodej Krzyżewskiej po latach Andrzej Wajda. Aktorce wróżono spektakularną karierę, ale ona będąc na szczycie wycofała się w cień. Powodem był chorobliwie zazdrosny mąż.

Ewa Krzyżewska, będąc u szczytu kariery, wielu mężczyzn przyprawiała o szybsze bicie serca. Aktorka jeszcze w czasie studiów wyszła za mąż. Ale jej wybranek nie udźwignął ciężaru sławy żony. U szczytu kariery Krzyżewska poznała jednak mężczyznę, dla którego postanowiła poświęcić wszystko. Drugi mąż aktorki, architekt, prawnik i dyplomata Bolesław Kwiatkowski przez dwa lata znosił nagłówki nazywające jego żonę "kociakiem" i "seksbombą". Ale kiedy Ewa miała w filmie "Zazdrość i medycyna" wcielić się w rolę wyzwolonej, niewiernej Rebeki, powiedział dość. Krzyżewska w scenach erotycznych musiała występować na jego żądanie z częściami intymnymi zaklejonymi specjalnymi plastrami. Ale nawet takie poświęcenie nie usatysfakcjonowało chorobliwie zazdrosnego męża. Kwiatkowski wymógł na niespełna 35-letniej wówczas, będącej u szczytu sławy Krzyżewskiej zakończenie kariery.

Ewa Krzyżewska zakończyła karierę, ale z mężem wiodła szczęśliwe życie. Zdecydowanie gorszy los spotkał inną aktorkę — Zofię Marcinkowską, która za nieszczęśliwą miłość zapłaciła najwyższą cenę. Jej świetnie zapowiadającą się karierę przerwała samobójcza śmierć. Marcinkowska zasłynęła rolą w filmie "Nikt nie woła" w reżyserii Kazimierza Kutza. Okrzyknięto ją nadzieją polskiego kina. Ale choć wróżono jej wielki sukces, rola miała się okazać ostatnim występem na dużym ekranie. W tym przypadku nie zawinił ani brak talentu, ani sytuacja polityczna, a toksyczna miłość. Partner Marcinkowskiej — aktor Zbigniew Wójcik — własną karierę zaprzepaścił przez trudny charakter i alkohol. Nie mógł znieść, że podczas gdy on nie ma pracy, jego partnerka robi karierę. Na tym tle urządzał jej sceny zazdrości. Jedna z awantur zakończyła się tragicznie.

Źródło: East News

Pewnego wieczoru Wójcik wrócił do domu kompletnie pijany i już od progu rzucił się na Marcinkowską z wyzwiskami. Prawdopodobnie doszło do rękoczynów i aktorka broniąc się, odepchnęła mężczyznę. Ten stracił równowagę i uderzył głową w kant zlewu. Zofia widząc jak Zbigniew osuwa się na podłogę była przekonana, że zabiła ukochanego. Napisała więc pośpiesznie list pożegnalny i odkręciła kurki z gazem. Sekcja zwłok wykazała, że oboje kochankowie zmarli w wyniku zaczadzenia.

Przyczyn złamanych karier aktorek było wiele. Ale wiele z nich miało źródło w niełatwej rzeczywistości, która była ich udziałem. Patrząc na świetnie zapowiadające się kariery PRL-owskich gwiazd, ciężko nie zadać sobie pytania, czy gdyby przyszło im żyć w innych czasach lub w innym miejscu, ich losy potoczyłyby się inaczej?

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij