fot. Materiały prasowe
Podziel się:
Skopiuj link:

Róża Janusz: Trzeba robić swoje i przygotować się, że porażek będzie więcej niż sukcesów

Biodegradowalne, ekologiczne alternatywy dla plastiku zmienią świat. Sukcesów w tej dziedzinie nie trzeba szukać za granicą. Innowacyjny pomysł naszej rodzimej projektantki, Róży Janusz, został już doceniony na całym świecie. Absolwentka School of Form Uniwersytetu SWPS stworzyła SCOBY – jadalny i w 100% naturalny rodzaj opakowania, który zrobił niemałe zamieszanie.

Materiał partnera edycji

Ekologiczna matematyka

Wisi nad nami widmo katastrofy klimatycznej. Po oceanach pływają ogromne plamy śmieci, rosnąca temperatura zagraża gatunkom, powietrze jest coraz bardziej zanieczyszczone, a nietknięte chciwą ręką przemysłu rejony z roku na rok maleją. Konsumpcyjny styl życia dodaje kolejne warstwy do nieustannie piętrzących się gór odpadów, które rozkładać się będą nawet kilkaset lat.

Jednym z najdłużej rozkładających się odpadów jest plastik. Foliowa torebka, którą dziś wyrzucamy, rozłoży się za 500 lat. Z kolei ta pierwsza wyprodukowana na świecie jeszcze się nie rozłożyła – potrzebuje kolejnych 450 lat. Dziś procesowi rozkładu uległaby sztuka wyrzucona w 1520 roku, czyli 6 lat po pierwszym rysopisie Mikołaja Kopernika, w którym pisze o teorii heliocentrycznej i 14 lat po wynalezieniu zegarka kieszonkowego. Liczby robią wrażenie.

Coraz więcej miast i państw decyduje się na przyjęcie przepisów o ograniczeniu wytwarzania plastikowych produktów, szczególnie tych, które wykorzystujemy jednorazowo. Aby coś zmienić, trzeba zacząć działać natychmiast. Prócz zmian w codziennym funkcjonowaniu każdego z nas potrzebni są też ludzie z pasją – odważni, kreatywni i nieustępliwi.

Jedną z takich osób jest Róża Janusz, której wynalazek doceniony został na całym świecie i który ten świat może całkowicie zrewolucjonizować. Róża wynalazła jadalne opakowanie – SCOBY, mogące zastąpić plastik i przyczynić się do zmniejszenia ilości odpadów.

Źródło: Archiwum prywatne

Grzybowa rewolucja

SCOBY (Symbiotic Culture Of Bacteria and Yeast) to tkanina o właściwościach przedłużających trwałość jedzenia, stworzona z grzybka kombuchy. Membrana SCOBY chroni pożywienie przed powietrzem i wilgocią, więc jest genialną alternatywą dla plastiku, który do tej pory najczęściej wykorzystywany był w tej roli. Co więcej, opakowanie jest w 100% biodegradowalne, ale możemy je również zjeść.

SCOBY powstaje w procesie fermentacji, który kojarzymy z kiszeniem ogórków, produkcją sera czy piwa. Jest symbiozą kultur bakterii i grzybów, fermentacją cukrów z wyciągu na przykład z odpadów rolniczych. Na powierzchni takiego płynu naturalny proces tka swoją formę, by po kilku dniach przeistoczyć się w wodoodporny, nieprzepuszczający powietrza i organiczny materiał.

Wynalazek projektantki nie potrzebuje specjalistycznej fabryki, ani nawet światła czy sterylnych warunków. Wystarczy temperatura 25 stopni Celsjusza i chwila cierpliwości. Biomasa przy udziale mikroorganizmów stworzy w tym czasie coś, co może zastąpić plastikowe odpowiedniki.

Wynalazek Róży Janusz został wielokrotnie nagrodzony i odbił się echem na całym świecie, co zmotywowało projektantkę do założenia startup’u Make Grow Lab i kontynuowania walki o środowisko naturalne i zmniejszenie ilości szkodliwych odpadów.

Źródło: Archiwum prywatne

Monika Zonenberg: W jaki sposób wpadłaś na pomysł, by zacząć przekształcać, do tej pory przeoczone w tym względzie bakterie i drożdże, w odpowiedź na światowy kryzys ekologiczny, wywołany nadprodukcją plastiku?

Róża Janusz: Pomysł o działaniu z naturą i technologią zaczął kiełkować w mojej głowie po dwóch podróżach w trakcie studiów. Najpierw byłam w Detroit, które niegdyś było centrum przemysłu, a teraz odradza się po ogromnym kryzysie. Do niedawna było opustoszałe, a w tym momencie na nowo odkrywa w sobie potencjał dzięki społeczności i nowym technologiom. Drugim ważnym momentem był wolontariat w Ekwadorze, podczas którego budowaliśmy domy z bambusa, krótko po trzęsieniu ziemi. Tam poznałam Josh’a Brito, z którym teraz wspólnie pracujemy nad SCOBY. Te dwa miejsca, mierzące się z różnymi typami katastrof, na nowo się odradzały. Choć to luźne połączenie wątków, w obydwu przypadkach okazało się, że natura i technologia umożliwiają nam uporanie się z wielopostaciowymi kryzysami.

MZ: Po powrocie z podróży odczułaś ten wymarzony przez wielu naukowców moment, w którym wykrzyknęłaś "Eureka", po którym podjęłaś decyzję o rozpoczęciu pracy nad alternatywą dla plastiku?

RJ: Nie, niestety tak łatwo nie było. Po powrocie, na ostatnim roku studiów rozpoczęłam planowanie przyszłości, pracę nad dyplomem. Były to próby tworzenia różnych rzeczy, czasem było to po prostu kręcenie się w kółko. 95 proc. tych prób trzeba było wyrzucić do przysłowiowego kosza, lecz 5 proc. dawało efekty, do których teraz wracamy, staramy się je ulepszać, zmieniać. Zaczęło się od kombuchy, jednak teraz próbujemy różnych innych rozwiązań.

*MZ: Jak wyglądał sam proces, czy też kolejność tych poszukiwań? Najpierw założyłaś sobie, że chcesz szukać alternatywy dla plastiku, czy obserwowałaś efekty swoich działań i na tej podstawie szukałaś przeznaczenia dla stworzonych przez siebie materiałów? *

RJ: Początkowo szukałam czegoś, co może zachowywać się jak bambus, którego wzrost można kontrolować. Chciałam eksperymentować z czymś, czym mogę manipulować jeszcze w fazie wzrostu, zanim uzyskam końcowy materiał. Bambus był inspiracją, która doprowadziła mnie do kombuchy i jej możliwości. Kombucha była tylko jedną z wielu materii, nad którymi pracowałam, jednak to na nią się zdecydowałam, kiedy rozpoczęłam przygotowania do pracy dyplomowej.

MZ: Czy podczas pracami nad swoim projektem czułaś się czasami jak szalony naukowiec, który krąży pomiędzy pojemnikami z kombuchą i przygląda się abstrakcyjnym dla laika procesom? Zwykli śmiertelnicy kojarzą kombuchę wyłącznie z herbatą...

RJ: Na początku nie traktowałam efektów jak wynalazku. Praca z takimi materiałami jest dla mnie czymś absolutnie normalnym. Moje studia były przesycone przeróżnymi interdyscyplinarnymi projektami, a zabawa z kombuchą była tak naprawdę jedną z najbardziej przyziemnych rzeczy, którymi się wtedy zajmowałam.

MZ: Twoi rodzice prowadzą ekologiczne gospodarstwo rolne, są znani jako Pan i Pani Ziółko, z kolei twój brat Mariusz jest fotografem i uwiecznia pracę na roli oraz jej efekty, czyli produkty. Czy w twoim domu zawsze mówiło się o szacunku do natury?

RJ: Zdecydowanie. Jako dziecko obserwowałam swojego tatę stojącego przy oknie i denerwującego się każdą burzą czy wiatrem, które mogły wpłynąć na zbiory. Wszystko u nas kręciło się wokół zjawisk naturalnych.

Galeria Uprawy Pana i Pani Ziółko

Rozwiń galerię

MZ: Czy to wpłynęło na twoją chęć walki o dobro planety, wykorzystując często pomijany potencjał natury?

RJ: Najważniejsze jest to, że z naturą możemy stworzyć wiele rzeczy. Lepiej stworzyć coś we współpracy z nią, a nie „nad” nią. My eksperymentujemy, jak uzyskać efekt w kooperacji z naturą, ale jednocześnie staramy się nie ingerować za bardzo w ten proces. Niekiedy warto pomóc naturze, stworzyć dobre warunki dla jej rozwoju, jednak nie próbować nad nią zapanować. Właśnie na tej zasadzie powstaje SCOBY.

MZ: Przemysłu i technologii nie pozbędziemy się już z naszego życia, nie wrócimy do punktu zero. Jesteś jednak najlepszym przykładem, że przy dobrym podejściu, technologia pomaga nam współżyć z naturą i jeszcze z niej korzystać.

RJ: Mali rolnicy, nowe technologie, nowe materiały - myślę, że kombinacja różnych podejść do natury to jest „to”. Z niektórych dziedzin życia nie da się wykluczyć plastiku, chociażby w medycynie. Jednak nie jest on niezbędny w życiu codziennym jednostek. SCOBY nie zastąpi wszystkich materiałów, ale prócz niego możemy używać jeszcze tworzyw z alg czy plastiku z recyklingu. Ważna jest tu różnorodność.

MZ: Konkurujesz z firmami, które proponują inne naturalne rozwiązania? Patrzysz na swoją markę, jak zbudowany na wartościach biznes, ale jednak taki, który musi zarabiać? Czy ważniejsza od sukcesu finansowego, jest dla ciebie wspólna idea, o którą razem walczycie?

RJ: W tej sferze biznesu, im więcej jest inicjatyw, tym lepiej. Sukces innego startup’u przekłada się na inne firmy. Tworzy się rynek, a wokół niego budują się kolejne technologie i łatwiej jest coś wprowadzić w życie. W tym momencie rynek biotechnologii się powiększa, a bez niego nie mielibyśmy dostępu do wielu możliwości. Konkurencja z kolei jest dobra, bo napędza do działania. Bez niej pewnie wszystko odbywałoby się wolniej.

Źródło: Archiwum prywatne

MZ: A jak teraz ma się SCOBY, na jakim etapie współpracy z markami jesteście?

RJ: W tym momencie dopracowujemy produkcję pilotażową i za cel stawiamy sobie już projekty z klientami. To jest już ten rok, kiedy planujemy kontakt z klientem końcowym.

MZ: Co byś doradziła osobie, która chciałaby rozpocząć pracę nad własnym innowacyjnym projektem? Jak nie poddać się i uwierzyć w swoją moc?

RJ: Kiedy już się zacznie, to taki projekt bardzo wciąga. Problemy i pomyłki zdarzają się jednak codziennie, każdego dnia się trzeba się motywować i robić swoje. Trzeba zacząć konsekwentnie działać i przygotować się, że będzie więcej porażek niż sukcesów. O tych pierwszych jednak nikt nie będzie mówił, kiedy osiągniemy swój cel. Warto próbować do skutku.

MZ: A ty spełniłaś już swój cel? Kiedy powiesz sobie głośno "zrobiłam to!"?

RJ: Dla mnie jest to pewien rodzaj uzależnienia. Po osiągnięciu jednego celu cieszysz się przez godzinę, a po chwili pojawia się kolejny. Nowy zamysł pojawia się automatycznie, a to na mnie działa jak prawdziwy narkotyk.

Materiał partnera edycji

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij