fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Powiedz "Kocham Cię" samej sobie! Jak nauczyć się samoakceptacji?

Aż chciałoby się zacząć – trust me, I’ve been there. Bo i która z nas nie była? Swoje odbicie w lustrze lubi raptem ledwo ponad połowa z nas, a niemal sześćdziesiąt procent porównuje się z innymi. Dużo? Mało? Wystarczająco, by stwierdzić, że powiedzenie sobie samej "Kocham Cię" przychodzi nam dość trudno. Może więc pora się tego nauczyć?

I’ve just called to say I love you

Bip… Bip… bip, słuchawka podniesiona, słyszę znajome Hello?

Mało kto wie o mnie więcej niż ona. Olha Mostova, przyjaciółka obdarzona niezwykłą wrażliwością i empatią, które z czasem okazały się jej niewątpliwymi atutami w pracy psychologa, zaangażowanego w pomoc zwłaszcza osobom LGBTQ+ i uchodźcom. Ta czułość – nakierowana na innych i na samą siebie – nie przyszła do niej jednak sama. Musiała się jej uczyć. Podobnie, jak mnie czy wielu innym, zajęło jej to lata, choć teraz, gdy słyszę jej głos w słuchawce, mam wrażenie, że bardziej pozytywny stan zen trudno jakkolwiek osiągnąć.

Jasne, to chyba niezbyt pokrywające się z etyką zawodową, by prowadziła dla mnie sesje – ale jako przyjaciółka wie, że temat samoakceptacji i polubienia siebie jest dla mnie ważny. Borykałam się z tym latami. Wchodziłam w formę, mówiąc językiem Gombrowicza, i pozwalałam światu przyprawić mi dogodną dlań gębę, samej zaś nie będąc w stanie znieść osoby, której imieniem i nazwiskiem na co dzień się legitymuję. Wiem zresztą, że w takim podejściu nie byłam wówczas odosobniona. My siebie po prostu nie lubimy – powiedziała mi kiedyś w rozmowie Dorota Minta, psycholog z wieloletnim doświadczeniem. Choć nie kryję smutku, trudno mi się z tą oceną nie zgodzić. Byłam przecież po drugiej stronie barykady. Może gdybym poznała wcześniej Olhę?… Trzeba nauczyć się spojrzeć na siebie z dystansu – tłumaczy mi – Bardzo często jesteśmy dla siebie samych srożsi niż bylibyśmy dla innej osoby. A gdyby to ktoś inny znalazł się na naszym miejscu? Pewnie znaleźlibyśmy dla niego dobre słowo. Czemu w takim razie nie potrafimy zrobić tego dla siebie?

No właśnie – czemu? Czemu, jak wskazują niedawno opublikowane wyniki badania "Kobiety silna płeć", aż 48% z nas nie wierzy w swoje zdolności czy też możliwość osiągnięcia sukcesu? Nie trzeba się zapędzać w gdybaniu tak daleko jak Fraud, by stwierdzić, że dzieciństwo mogło dla wielu okazać się bombą z opóźnionym zapłonem. Nie zrozummy się źle, trauma młodości to nie jest warunek konieczny – w innym wypadku i ja, i pewnie wiele innych osób bylibyśmy casus peculiares. Jednak często to właśnie tu zaczyna się podkopywanie swojej samooceny i poczucia wartości. A potem idzie już z górki.

Papa don’t preach

Strony medalu – jak zawsze – są dwie. Bo dzieciństwo z jednej strony może solidnie dać w kość naszej samoakceptacji, z drugiej – może dodać jej skrzydeł. Tak było w przypadku Joasi Hoffmann, na YouTubie i Instagramie znanej jako Freakery: Miałam ogromne szczęście wychowywać się w domu, który był otwarty i wyrozumiały. Nasiąknęłam pewnym nonkonformizmem i zamiłowaniem do tego, co znajduje się tuż obok wytartych ścieżek. Do rodziców głośno apeluje także Dorota Minta: Rodzice, pozwalajcie swoim dzieciom lubić siebie! Przypominajcie swojemu dziecku, że jest fajne, że jest kochane. Mówcie mu, że nawet jeśli coś nie podoba wam się w jego zachowaniu, to i tak jesteście po jego stronie. To przejaw solidarności, której, jak myślę wielu młodym brakuje ze strony rodziców. Bez równie solidnego fundamentu nasza "dorosła" samoakceptacja może trząść się w posadach. Tymczasem poczucie wyrozumiałości ze strony najbliższych pozwoli jej – już na bardzo wczesnym etapie – dobrze się ugruntować. Moje najbardziej jaskrawe i buntownicze wybryki przyjmowane były z czułością - to dawało mi oparcie, gdy nie rozumiało mnie otoczenie (zwykle miałam zupełnie inne zainteresowania niż rówieśnicy), a w mojej własnej głowie rodziła się zawiłość nie do odszyfrowania – chciałabym bardzo, by te 47% wciąż wątpiących w swój potencjał Polek mogło przytaknąć słowom Freakery.

Do dzieciństwa powraca w naszej rozmowie również Olha – i nie, wcale nie dlatego, że jesteśmy jakimiś przyjaciółkami z czasów piaskownicy i trzepaka! Mamy w sobie wrażliwe dziecko, które potrzebuje troski i opieki, wyjaśnia, odwołując się przy tym do założeń, jakimi posługuje się terapia schematów. Jej zdaniem to jedno ze skuteczniejszych narzędzi mogących pomóc w nauce miłości swojego ja.

Ważne, by okazać małej Ani, Asi czy Zuzi czułość, zapewnić opiekę. Wrażliwe dziecko jest bowiem bardzo podatne na zranienie, czuje się bezbronne, także w obliczu krytyki, która spotyka je ze strony krytycznego rodzica. Jego również znajdziemy w swoim wnętrzu – będzie nas krytykował, karał, wywierał presję perfekcyjności, dewaluował mniejsze i większe osiągnięcia. Droga do miłości swojej osoby przypomina trochę rozwój dziecka – słyszę od Olhi – To ciągły rozwój związany z poznawaniem siebie, którego efektem ma być przemiana w zdrowego dorosłego. Cóż, skoro podobno wszyscy mamy w sobie coś z dziecka, to może warto by zaopiekować się nim częściej niż tylko od święta?

Listen to your heart

Jeśli więc tyle zależy od naszych przeżyć z dzieciństwa, to jaka jest szansa, że w dorosłości w ogóle nauczymy się miłości do siebie?

Przerażają mnie statystyki z badania "Kobiety Silna Płeć", o których opowiada mi Dorota Minta. Wydawało mi się, że w ostatnich czasach staliśmy się bardziej wrażliwi na ideę wrażliwego, świadomego życia, że hasło slow life odbiło się już szerokim echem o wszystkie zakamarki Internetu. To bańka – komentuje Dorota Minta. Aż 47% kobiet przyznaje, że idea slow life nie jest im bliska, zaś 42% nie wie, co to właściwie jest. Te statystyki pokrywają się z tymi dla work-life balance i dla mindfulness. Polska to nie są tylko duże miasta, takie, jak Warszawa – wyjaśnia Dorota, przypominając o wielopłaszczyznowej rzeczywistości dzisiejszego świata. Trendy Instagrama to jedno. Codzienne życie wielu z nas, zapracowanych, zabieganych… to drugie.
Jednak plusem mediów społecznościowych jest to, że dostarczają solidnej dawki inspiracji. Pozwalają wybrzmieć głośniej tym pozytywnym przesłaniom, które pewnie każdy chciałby słyszeć jak najczęściej: Nic nie muszę. Nie muszę szlifować siebie – swoich drobnych ekscentryczności i wyglądu – by wpasować się w gładkie ramy, to dało mi wolność. Choć brzmi to górnolotnie, bezkompromisowe uświadomienie sobie własnych ułomności i otulenie ich płaszczem samoświadomości pomogło zauważać mechanizmy, które mnie ukształtowały i najzwyczajniej polubić siebie. Czułość Freakery koi, uspokaja, łącząc się w jeden, wartki nurt ze słowami Doroty Minty: Najważniejsze jest zrozumienie.

W jego osiągnięciu pomóc mogą proste ćwiczenia, które podrzuca mi Olha. Otóż, nawet jeśli z romansami Jane Austen macie trochę na bakier, to warto rozważyć… Pisanie listów. Pozwolę sobie podać ich angielską nazwę (self-compassion letters), bo jednak ta polska brzmi zdecydowanie demotywacyjnie (współczujący list?). Otwórz się na rozmowę z samą sobą – wyjaśnia Olha – nie krytykuj, spójrz na siebie i na całą sytuację z dystansu. Zacznij tak, jakbyś pisała do najlepszej przyjaciółki. Moja droga, wiem, że jest Ci teraz trudno, każdy miewa takie dni.
Chciałam Ci tylko powiedzieć, jak bardzo w Ciebie wierzę…

Kiedy to mówi, robi mi się ciut cieplej na sercu. Czuję tę czułość i wiem, że chciałabym móc nią obdarzyć siebie samą.

Time after time

By zanucić sobie samej I love you (głosem Bilie Ellish lub nie – zawsze można próbować), trzeba najpierw przejść swoje w rytmie Baby, don’t hurt me, a na pięciolinii drogi ku samoakceptacji szukać kluczy w postaci czułości, zrozumienia, słodkiego nic-nie-muszenia. I tak rosnąć w nas będzie samoświadomość swojej natury – nie narcystycznej, lecz cudownie ludzkiej, ozdobionej licznymi pęknięciami i niedociągłościami… Takiej do rozkochania!

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij