Fot. Magda Franczuk
Podziel się:
Skopiuj link:

Orina Krajewska. Aktywistka w trybie zen

- Na niepokój odpowiadam działaniem. Byłam w zeszłym roku na strajku klimatycznym w Londynie, całe centrum zostało zablokowane, głównie przez protestujące dzieciaki. Jest mi to bardzo bliskie, bo tak naprawdę jedyne, co nam pozostaje, to połączyć siły i wspólnie budować większe dobro. Tylko tak możemy się uratować - mówi Orina Krajewska.

Jesteś aktorką, ale nie ma cię na "ściankach" ani w serwisach plotkarskich. Za to robisz mnóstwo dla promocji zdrowego trybu życia: prowadzisz fundację Małgosi Braunek "Bądź", organizujesz Kongres Medycyny Integralnej, wydałaś książkę "Holistyczne Ścieżki Zdrowia. Bądź". Pamiętasz, kiedy zaczął się u ciebie zwrot w stronę eko?

Wychowałam się w nietypowym, zwłaszcza jak na tamte czasy domu. Moja mama była wegetarianką, ale w latach 90. panowało przeświadczenie, że dzieci powinny jeść mięso, więc się trudziła, jak mogła, żeby nam je jakoś przemycić. A mi to mięso nigdy nie smakowało, pamiętam, że z przedszkola wracałam z kieszeniami wypchanymi kotletami. Tak jakbym od początku czuła, że mi nie służy. Gdy miałam 14 lat, zapytałam mamę, czy mogę już nie jeść mięsa, a ona się zgodziła. Nie wiem, na ile to było wtedy świadome. Tak naprawdę moja droga proekologiczna zaczęła się wraz ze wzrostem świadomości prozdrowotnej, w związku z chorobą onkologiczną mojej mamy. Zaczęliśmy wtedy szukać wszelkich sposobów wsparcia, nie tylko tych oferowanych przez system zdrowotny i medycynę konwencjonalną. To był pierwszy etap. Z czasem ta podróż zaczęła zmierzać w kierunku profilaktyki i holistycznego podejścia do zdrowia, które jest kluczowe w medycynie integralnej, przy chorobach przewlekłych, ale i w każdym kryzysie zdrowotnym. Chodzi o to, aby nauczyć się, jak zarządzać swoim zdrowiem zawczasu. A najlepsze jest to, że odpowiedzi jest mnóstwo. I gdy zaczynasz wchodzić na tę ścieżkę, to nie ma już z niej odwrotu.

To świetnie pokazuje twoja książka, gdzie wspominasz i medycynę chińską, i makrobiotykę czy genetykę. Pojawiają się w niej eksperci z diametralnie różnych dziedzin i światów.

Choć wydają się różne, to wiele je łączy i o to właśnie chodzi w tym integralnym, holistycznym podejściu. Tak samo jest ze świadomością, jedne decyzje pociągają za sobą kolejne, zmienia się system wartości, spojrzenie na świat. Dla mnie zmiana diety z powodów prozdrowotnych zaczęła się nierozerwalnie wiązać ze świadomością ekologiczną. Gdy się zaczyna czytać etykiety, to nie da się tego robić wybiórczo i nie zwracać uwagi na to, że w tym produkcie jest olej palmowy, przy produkcji którego cierpią zwierzęta a do wyprodukowania innego zostało wycięte pół lasu. Do tego zdrowego trybu życia niezbędne jest też dla mnie funkcjonowanie w naturze. Czyta-łam, że stwierdzono już nawet nową jednostkę chorobową "nature deficit disorder". Brakuje nam natury, do tego dochodzi elektrosmog, wszechobecne detergenty, zanieczyszczone powietrze, co skutkuje masą chorób, zaburzeniami psychicznymi i fizycznymi.

Najlepiej by było wyjechać w Bieszczady i hodować swoją marchewkę, ale nie wszyscy mogą. Ty nie dałabyś rady zarządzać fundacją z górskiej chatki. Jak to pogodzić?

Miałam w zeszłym roku bardzo duży kryzys z tego powodu i w kółko zastanawiałam się, gdzie leży granica mojego zaangażowania. Przykro mi, że teraz w pandemii znów wróciły plastikowe rękawiczki, torby, a już byliśmy na dobrej drodze, plastik zaczął uchodzić za obciach. Miałam ogromny dysonans, jak mam się zachować, bo przecież nie jestem w stanie skontrolować wszystkiego i wycofać się z życia. Mojego tatę odwiedził przyjaciel, który jest wspaniałym nauczycielem buddyjskim i podzieliłam się z nim swoimi wątpliwościami. On to pięknie ujął, że wszystko zależy od tego, jaką masz misję w życiu i czy ona się przekłada na większe dobro. Na ten moment nie wyprowadzę się z miasta ale robię, co w mojej mocy, aby minimalizować nieekologiczne działania. Myślę że to ważne, by nie wpadać w ekstremizmy, bo następuje potem polaryzacja. Jestem za wyważonymi, ale zdecydowanymi zmianami, takimi które biorą pod uwagę złożoność problemu. Dlatego tak bardzo podoba mi się koncept diety planetarnej, która z jednej strony jest prozdrowotna - dobra dla nas, ale wprowadzenie jej poskutkuje wsparciem planety. Wszyscy naukowcy i profesorowie, którzy nad nią pracowali, mówią, że takie podejście wymaga radykalnych zmian, na poziomie globalnym.

I dla wielu osób to jest dobra wymówka albo usprawiedliwienie, bo po co mam coś robić, skoro mój wpływ na losy świata jako jednostki jest minimalny i to i tak nic nie zmieni.

Mamy wpływ na te zmiany swoimi małymi krokami, codziennymi wyborami. Np. kilka lat temu mleko roślinne było w jednym sklepie, teraz jest wszędzie, i to tylko dlatego, że my jako konsumenci wybieramy taki produkt. Dlatego wierzę, że jesteśmy w stanie wpłynąć na rynek świadomymi decyzjami, bo on momentalnie odpowiada na nasze zapotrzebowanie. Nie chodzi o radykalizację, aby od razu wyrzucić pół domu. Trzeba w to uwierzyć, wtedy to przychodzi samo, naturalnie, bez wysiłku, w konsekwencji przekonań, że słusznie rezygnuję z czegoś, co nie zgadza się z moim poczuciem moralności i systemem wartości. Tak było u mnie np. z rzuceniem palenia. W pewnym momencie po prostu przestałam mieć ochotę na papierosy. W ogóle mam wrażenie, że to podejście mnie uratowało. Kiedyś doświadczałam różnych stanów wewnętrznych, nie byłam w dobrych miejscach sama ze sobą. A ta wewnętrzna aktywizacja nawet w takich malutkich codziennych wyborach, wzięcie za siebie odpowiedzialności ma ogromne przełożenie na jakość życia.

A zdarzają ci się jakieś słabości, odstępstwa, guilty pleasures?

No pewnie, uwielbiam dobre jedzenie i czasem mnie nachodzi na fryteczki (śmiech) czy wino. Na szczęście na Żoliborzu odkryłam winiarnię, gdzie mają świetne organiczne wina. Wszystko jest dla ludzi, nie chodzi o to, by sobie czegoś odmawiać na zawsze, bo wtedy prędzej czy później i tak się złamiemy. Profesor Li Jie, wspaniały profesor tradycyjnej medycyny chińskiej powiedział mi, że jeśli ktoś ma się stresować tym, że nie zje ciastka, to niech je sobie zje, jak ma ochotę, cieszy się tym i nie robi sobie wyrzutów sumienia, bo bardziej sobie zaszkodzi tym stresem niż ciastkiem. Ja robię to wszystko nie po to, żeby się napinać, tylko żeby czuć się lepiej. Nie jestem stricte weganką, bo zdarza mi się zjeść nabiał kozi czy jajko z dobrego źródła, jak czuję, że potrzebuję protein. Nie zjadłabym jajka z chowu klatkowego, ale gdy mój organizm się czegoś domaga czy jestem osłabiona, to nie odmawiam sobie tego. Na pewno warto wybierać jedzenie świadomie, wiedzieć, skąd pochodzi. Dobrze, by było lokalne, bo takie nam najbardziej służy, i organiczne. Choć od Agnieszki Cegielskiej, która jest ekspertką w tym temacie, dowiedziałam, się, że np. dynia nie musi być organiczna, bo ma tak grubą skórę, że i tak nic przez nią nie przejdzie. Za to np. goździki muszą, bo zbierają wszystkie toksyny.

W Warszawie i dużych miastach ta świadomość w kwestii diety, ekologii, zdrowia rośnie. Ale ty starasz się też dotrzeć tam, gdzie ta wiedza jeszcze nie dotarła.

Bardzo się ucieszyłam, gdy ostatnio przeczytałam w didaskaliach scenariusza serialu w którym na co dzień gram, że moja postać pije wodę z adnotacją "nie z plastikowego kubka". Cieszę się, że produkcja zaczęła zwracać na to uwagę, to ma wielką siłę dotarcia. Choć obserwujemy wielki skok świadomości, to przecież wciąż są miejsca, gdzie pali się w piecu kaloszami, a rak uchodzi za chorobę zaraźliwą. Od dawna zastanawialiśmy się w Fundacji jak wyjść z prozdrowotną, wiarygodną wiedzą do ludzi którzy nie mają jej skąd czerpać. Jestem bardzo dumna że we wrześniu rusza nasz nowy fundacyjny projekt, który przeprowadzimy dla mieszkańców powiatu piaseczyńskiego. Będą to dwa cykle webinarów poświęconych zdrowemu stylowi życia i prewencji chorób cywilizacyjnych. Bardzo się cieszę, że samorząd dał nam tę możliwość. Chcemy ten projekt w przyszłości skalować. Mam nadzieję że kolejne gminy będą nim zainteresowane. Wierzę, że trzeba dotrzeć tam, gdzie wiedza jeszcze nie dotarła.

Wiedzę na temat zdrowia szerzysz też podczas Kongresu Medycyny Integralnej. Niestety, pandemia, pokrzyżowała wam plany.

Za nami bardzo trudna decyzja, niestety ze względów bezpieczeństwa musieliśmy odwołać kongres stacjonarny, zdecydowaliśmy się jednak na organizację kongresu online. Nikt z nas w Fundacji nie jest specem od IT, więc to duże wyzwanie, uczymy się i ciężko pracujemy. Premiera zaplanowana jest na październik. Nagrane wcześniej wykłady będą dostępne cały czas, aby każdy mógł je obejrzeć w dogodnym dla siebie momencie. Doktor Partap Chauchan, autor wielu książek, który wspaniale tłumaczy ajurwedę na język zachodni, nagrał dla nas swój wykład w Indiach.

Wspomniałyśmy o pandemii, która dla większości z nas była trudnym okresem. A Ty jak go przetrwałaś?

Poza tym, że bardzo brakowało mi natury, to dobrze się czułam sama ze sobą, dbałam o siebie, dużo czytałam, ćwiczyłam jogę, czasami nawet dwa razy dziennie. Trudny okazał się dla mnie powrót, aby ze stanu "intro" wejść znów w tryb codziennej aktywności. Rozluźniłam się wtedy z praktyką, nie ćwiczyłam regularnie i bardzo to odczułam na psychice. Joga tak samo jak terapia jest jednym z moich filarów dobrostanu. Ostatnio intensywniej wróciłam do wszystkich pomocnych mi metod. Gdy czuję, że się gubię, potrzebuję trybu awaryjnego, wtedy wprowadzam wszystko to, co mi pomaga. Wróciłam do swoich rytuałów, codziennej praktyki jogi, medytacji, akupunktury, która stawia mnie na nogi. Staram się uważnie i regularnie jeść. Byłam też w cudownym miejscu - Kalejdoskop Terapie Holistyczne w sonorze. To rodzaj instrumentu w kształcie tuby, w której leżysz przez godzinę a przez twoje ciało prze-chodzą fale dźwiękowe. Po takim seansie czuję się naprawdę zrelaksowana i skontaktowana ze sobą. Podobnie po spacerze w lesie. Mieszkam na Starówce, mało tam zieleni, ale niedaleko mam park Krasińskich. Kiedy tylko mogę, staram się wychodzić tam popracować, aby jak najwięcej być w naturze.

Pozostając w temacie natury, często podkreślasz, że takim wyjątkowym miejscem są dla ciebie nadmorskie Dębki.

To moje miejsce na ziemi. Plaża morze, wydmy, las. Nie żyję bez Dębek, chyba bym uschła, gdybym raz w roku tam nie pojechała. Dla mnie to jest miejsce mocy, tam się "ładuję", drugiego dnia nie pamiętam kiedy przyjechałam i do kiedy mam zostać. W tym roku pojechałam z przyjaciółką, jak tylko dojechałyśmy wzięłyśmy wino i poszłyśmy na plażę. Idąc przez las, zobaczyłyśmy że był cały w świetlikach, magia! Nie widziałam ich od lat. Jeżdżę tam od dziecka, mój tata ma tam domek. Po drugiej stronie jest pole namiotowe, mój brat do tej pory na nim nocuje. Jesteśmy bardzo związani z tym miejscem, chciałabym mieć tam całoroczny dom i siedzieć w nim od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Boli mnie, jak widzę śmieci czy brukowaną ścieżkę pośrodku lasu. Wszystko, co związane z degradacją środowiska jest dla mnie skrajnie egoistyczne. A jednocześnie destrukcyjne, bo przecież mamy jedną planetę i szkodzimy sami sobie.

Dużo się ostatnio mówi o depresji klimatycznej. Ale ty zamiast załamywać ręce, pokazujesz, że można, a wręcz trzeba zakasać rękawy i działać.

Dopada mnie czasem lęk o przyszłość, ale wzbudza to we mnie postawę proaktywną. Na niepokój odpowiadam działaniem. Byłam w zeszłym roku na strajku klimatycznym w Londynie, całe centrum zablokowane, głównie dzieciaki. I jest mi to bardzo bliskie, bo tak naprawdę jedyne wyjście to działać, budować większe dobro. Tylko tak możemy się uratować. Mnie dzięki temu udało się poznać wspaniałych ludzi, od naukowców, lekarzy, którzy są dla mnie autorytetami, po moich współpracowników z fundacji. To poczucie wspólnoty buduje, napędza. Wzmacniamy się i uzupełniamy. Jestem bezgranicznie wdzięczna wszystkim najbliższym mi osobom w fundacji od których tak dużo się uczę i od których mam ogromne wsparcie. O wszystkich rzeczach związanych z zarządzaniem, nie miałabym bez nich zielonego pojęcia. Fundacja nie może istnieć w chmurze. Przed kongresem, który jest dla nas wielkim wyzwaniem, gdy ktoś ma chwilę zwątpienia, nawzajem się podbudowujemy i motywujemy. Integracja mówi o łączeniu, byciu i działaniu razem. Bardzo w to wierzę. Medycyna integralna jako podejście w medycynie jest oparte na racjonalnych przesłankach i naukowych dowodach. Zawsze się trochę obawiam oporu ze strony ścisłych umysłów, naukowców, ale myślę że jest coraz więcej otwartych, świadomych lekarzy którzy chcą z nami współpracować, bo wierzą, że zmiany muszą być zaprowadzone. Wśród nich są choćby Ania Wójcicka, prezeska fundacji Warsaw Genomics, profesor neurochirurgii Paweł Nauman czy wybitny profesor genetyki Jan Lubiński. Nie chodzi o to, by dzielić, budować podziały, tylko tylko jednoczyć się i szukać tego, co dla nas najlepsze. Bo możliwości jest wiele, jeden pójdzie na jogę, drugi na spacer, trzeci pobiegać. Ktoś będzie jadł wegańsko, inny makrobiotycznie, a jeszcze ktoś będzie jadł mięso, bo tego potrzebuje, ale będzie wybierać to mięso ze świadomego źródła.

Dziś w zasadzie nie wypada już nie być eko. Widać to też w polskiej modzie i branży kosmetycznej. Cieszy cię to?

Bardzo! Podoba mi się, że jest tak dużo fajnych marek naturalnych kosmetyków, które powstają z serca, są proekologiczne i lokalne. Ważne dla mnie jest wspierać ich działalność. Do moich absolutnych ulubieńców którym ufam bezgranicznie należą Purite, używam ich kremów, dezodorantów i mydeł. Naturativ ma wspaniałe balsamy, scruby do ciała, uwielbiam Iossi, zwłaszcza za cudowne zapachy. Rzadko się maluję, ale mam problem z przebarwieniami, moim nowym odkryciem jest wspaniały, odżywczy krem koloryzujący Fridge. Prawie całkowicie przestawiłam się na naturalne polskie kosmetyki, zostały mi tylko szampony i odżywki. Wybieram Kevin.Murphy albo Balmain. Mam też słabość do perfum Toma Forda Patchouli Absolu, ale od kilku miesięcy właściwie całkowicie przestawiłam się na olejki eteryczne. Szczególnie kocham kadzidłowy i z drzewa kadamb, który dostałam od przyjaciół wracających Waranasi. Tak bardzo zakochałam się w tym zapachu że jak mój tata jechał do Indii poprosiłam go, żeby przywiózł mi ten olejek. Nakupował różnych, ale to nie było to. Kolejny podróżujący do Indii przyjaciel mojego ojca się nade mną zlitował i odnalazł źródło - pana który wytwarza olejki. Jestem mu bardzo wdzięczna. Te dwa flakoniki są dla mnie cenniejsze niż złoto. Aromaterapia jest niesamowita, naturalne oleje eteryczne są bardzo pomocne przy leczeniu wielu schorzeń.

Zapachy, wiadomo, to subiektywna, bardzo indywidualna kwestia. A na co zwracasz uwagę przy wyborze kosmetyków?

Ważny jest dla mnie nie tylko skład, ale i przesłanie, unikam kosmetyków z dużych koncernów. Tak samo z ubraniami, nie chodzę do sieciówek, bo rzeczy stamtąd, choć tanie, po trzech praniach nadają się do kosza, a to wszystko odbywa się kosztem ogromnego wyzysku i szkód dla planety. Na szczęście jest dużo polskich marek, np. NAGO, mają ubrania z organicznej bawełny. Znad morza przywiozłam sobie bluzy Baltiki. Od Ani Kuczyńskiej mam spodnie, to są ubrania od zawsze na zawsze. Jestem teraz w procesie zmniejszania szafy, dużo rzeczy oddaję, sprzedaję. Powoli dążę do tego, żeby mieć to, co najpotrzebniejsze ale takiej jakości żeby służyło przez lata.

I to podejście wydaje mi się bardzo spójne z tym, co mówisz o profilaktyce i o czym pisałaś w swojej książce "Holistyczne ścieżki zdrowia. Bądź". Będzie druga część?

Pracuję nad nią, do końca roku planuję skończyć. Ale ten proces jest inny niż przy poprzedniej. Nie chcę jej robić pomiędzy innymi aktywnościami, potrzebuję skupienia. Uczę się tego, aby nie pędzić, uspokajać się, dawać sobie przestrzeń. Po prostu być w zgodzie ze sobą.

Źródło: Materiały prasowe

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij