fot. Anna Grzelczak / Instagram
Podziel się:
Skopiuj link:

Ograniczyła liczbę ubrań do minimum. Od 23 lat chodzi w jednych butach

W swojej szafie ma bikini kupione 15 lat temu i 23-letnie buty. Anna Grzelczak to prawdziwa minimalistka, która uczy innych, jak świadomie korzystać z dóbr, które nas otaczają.

Patrycja Ceglińska-Włodarczyk - SO Magazyn: Ile masz ubrań w swojej szafie?

Anna Grzelczak: Dzielę ubrania na zimowe i letnie. Dążyłam do tego, aby mieć tych ubrań ok. 50. Myślę, że ta liczba nie jest wysoka.

Kobiety zazwyczaj nie mają się w co ubrać przy pełnej szafie ciuchów. Czy Tobie łatwo było zminimalizować swoją garderobę?

Kiedyś nie byłam minimalistką, wręcz przeciwnie. Byłam maksymalistką. Kilka lat temu, może z 10, wyjechałam z Polski. Musiałam spakować się na cały rok do jednej walizki. Było to dla mnie olbrzymim wyzwaniem, bo miałam całkiem sporo rzeczy i każda wydawała mi się niezbędna do przeżycia. Kiedy musiałam dokonać wyboru, zastanawiać się, dlaczego chcę coś wziąć, to ilość tych samych ciuchów bardzo się zminimalizowała. To był moment, w którym zaczęłam sobie uświadamiać, że posiadam większość tych rzeczy, żeby mieć możliwość wyboru. Ale niekoniecznie to posiadanie możliwości wyboru ułatwiało mi życie.

Dlaczego?

Później, gdy wyjechałam, zobaczyłam, jak dużo łatwiej mi się żyje. Nie musiałam się zastanawiać, co na siebie założyć i na jaką okazję. Po prostu miałam jeden zestaw wyjściowy, jeden sportowy, ileś tam ubrań na co dzień, coś do pracy. Zauważyłam, jak bardzo dużo czasu zyskałam na robienie innych rzeczy, które są równie interesujące.

Dzięki temu zawsze wiesz, co na siebie założyć?

Myślę, że może zdarzyć się taki moment, że stanę przed szafą i uznam, że nie mam się w co ubrać. Ale wydaje mi się, że będzie to bardziej zależne od mojego nastroju, że po prostu nie mam ochoty na daną rzecz. Raczej to nie ma nic wspólnego z samymi ubraniami. Jeśli będę mieć gorszy dzień, to może stanę przed szafą i będę zła na siebie, że jestem minimalistką. Ale zdarza się to bardzo rzadko.

Jak odnajdujesz się w tym całym konsumpcjonizmie, który nas otacza?

Unikam galerii handlowych i raczej tam nie chodzę. Chyba że ktoś mnie prosi, żebym mu pomogła coś wybrać. Ta kwestia ubraniowa łączy się też u mnie z kwestią moralną. Jakiś czas temu dowiedziałam się o sytuacji rynku fast fashion i w jaki sposób te ubrania są szyte. W międzyczasie sama kupując różnego rodzaju ubrania „nacięłam się” i byłam rozczarowana tym, że jakiś ciuch rozpadł mi się po pół roku, roku. To jest dla mnie rozczarowujące. Takie sytuacje sprawiły, że nie chciałam już chodzić do sieciówek.

Źródło: Anna Grzelczak / Instagram

Domyślam się, że teraz częściej kupujesz ubrania z drugiej ręki. Czy to, że te ubrania są znacznie tańsze, nie sprawia, że chcesz ich kupować więcej?

Od najmłodszych lat kupowałam w second-handach, bo chciałam wyglądać inaczej niż reszta moich znajomych. We wcześniejszych okresach kupowałam ich rzeczywiście więcej, bo były tańsze. Natomiast kiedy zaczęłam limitować ilość kupowanych rzeczy, zaczęłam zadawać sobie serię pytań podczas zakupów. Jednym z najważniejszych jest pytanie, czy wydałabym na tę rzecz trzydzieści razy tyle. Jeśli odpowiedź brzmi "nie", to ją odkładam. Bo jeśli coś mi się bardzo podoba, to jestem w stanie za to dużo zapłacić. Jeśli wiem, że to świetna jakość i że będzie to ze mną długo, to nie mam problemu, żeby w coś zainwestować.

Masz wiele rzeczy, które są w Twojej szafie od kilkunastu lat. To dość zaskakujące, bo mówiłaś m.in. o kostiumie kąpielowym z lumpeksu, który kupiłaś 15 lat temu.

Jeśli mam być zupełnie szczera, to w momencie, gdy kupowałam ten wspomniany kostium kąpielowy, miałam jeszcze jeden. Zniszczył się dopiero niedawno. Przez jakiś czas nosiłam je naprzemiennie. Od ostatnich 5-7 lat mam tylko jeden, ale noszę go na tyle rzadko, więc nie jest dla mnie ważne, żeby mieć inny.

Kostium, który mam jest dobrej jakości. Nie zmechacił się, wygląda w miarę okej. Kiedyś wrzuciłam go do prania z ciemniejszymi rzeczami, więc trochę zmienił kolor, ale teraz lepiej wygląda z moją skórą. Jest to rzecz, o której nie myślę. Dużo mam takich rzeczy, które są ze mną od bardzo dawna.

Właśnie! Od 23 lat masz również te same buty.

Te Martensy kupili mi rodzice, jak byłam w podstawówce. Polubiłam je, nosiłam bardzo często i nawet jak pojechałam na wakacje do Włoch, gdzie było 30 stopni, to też w nich chodziłam. Były to moje ukochane buty. Później, w okolicach studiów, zauważyłam, że noszę je znacznie rzadziej i że mam ochotę na inne, bardziej dziewczęce. I kiedy rozmawiałam z moją ciocią, to ona powiedziała, że je weźmie, bo akurat potrzebuje takich butów. W międzyczasie kupiłam sobie inne buty, ale okazało się, że te Martensy mają taki fason, który mi się podoba.

I zabrałaś je od cioci?

W jakiejś rozmowie wyszło, że moja ciocia nie będzie ich już nosiła, więc ja z dużą chęcią przygarnęłam je z powrotem. Często zdarzają mi się takie sytuacje, że wymieniam się ubraniami. Z moją koleżanką wymieniałyśmy się już ciuchami chyba we wszystkie strony.

Źródło: Anna Grzelczak / Instagram

Jesteś odporna na wszelkie trendy, o których czytamy?

O tym, żeby nic już nigdy nie kupować w sieciówce, zdecydowałam dwa lata temu. Wcześniej kupowałam jeszcze np. bieliznę. Nie chcę wydawać na to pieniędzy. Kiedy podróżowałam dużo po Azji, spotykałam się z ludźmi, którzy pracują w fabrykach i produkują te rzeczy, to mną wstrząsnęło.

Kiedy obejrzałam Twój filmik "50 rzeczy, których nie kupuję", zastanawiałam się, czy w ogóle coś kupujesz. Bo nie kupujesz kosmetyków, ubrań, różnych rzeczy do jedzenia…

Myślę, że to kwestia priorytetów i wypracowania systemu. Ale też przyzwyczajenia do pewnych rzeczy. Te rzeczy do jedzenia, których nie kupuję, to nie jest minimalizm. To są kwestie zdrowotne, bo boję się tego, co jest w produktach, które kupuję. Mam ograniczony dostęp do produktów naturalnych.

Wszystkie urodomaniaczki złapałyby się za głowę, gdyby wiedziały, że po oczyszczaniu twarzy nie używasz toniku, czy kremów.

Kiedyś miałam straszny problem z trądzikiem. Wcześniej też dużo się malowałam, co chyba nie było dobre dla mojej skóry. Wydaje mi się, że całościowa zmiana stylu życia, powoli sprawiła, że zaczęłam się lepiej czuć i wyglądać. Ludzie czasem komentują, że wcale nie wyglądam lepiej. Że mogłabym wyglądać lepiej, gdybym nie miała np. zmarszczek. Ale to jest moim zdaniem w miarę naturalne, że te zmarszczki są.

Źródło: Anna Grzelczak / Instagram

Ile trwał ten cały proces zmian? Pamiętasz moment zapalny?

Na pewno kilka lat. Najciekawszym momentem, który skłonił mnie do myślenia, był powrót z Azji. Wtedy nie wróciłam do Polski, tylko do Anglii, gdzie konsumpcjonizm jest nakręcony trzysta razy bardziej niż w Polsce. W Azji żyłam natomiast dość skromnie, minimalistycznie i ludzie, którymi się tam otaczałam, też tak żyli. Nagle zdałam sobie sprawę, że to ciągłe kupowanie rzeczy było taką presją grupy. Chciałam się dopasować, chciałam wyglądać jak inne dziewczyny, znaleźć swoje miejsce. Nie umiem określić, dlaczego to robiłam, ale nie czułam się z tym szczęśliwa. Ta świadomość chyba była pierwszym momentem, kiedy zaczęłam zastanawiać się, czy warto kupować więcej i więcej.

Spotykasz się z niezrozumieniem, jeśli chodzi o Twój styl życia?

To się różni w zależności od kontaktów. W życiu codziennym chyba nikt nie zdaje sobie sprawy, że żyję w inny sposób. Nie mówię o tym szczególnie dużo. Chociaż w nowej pracy wiem, że moja szefowa się tym zainspirowała. To są raczej drobne, małe sytuacje. Z kolei w sieci, dosyć dużo ludzi jest pozytywnie nastawiona do takiego stylu życia. Zdarzają się zdziwieni, że można tego wszystkiego nie kupować. Ale chyba zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie tak reagował.

Zobacz też: Jak Polka stworzyła SCOBY - całkowicie biodegradowalne opakowania

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij