fot. Fot. Łukasz Bąk
Podziel się:
Skopiuj link:

Nowe polskie kino na jesień to powrót do przeszłości

Brutalne morderstwa gejów w 1985 roku, historia śmierci Grzegorza Przemyka, która stała się symbolem walki o wolności i pozbawiony hagiograficznej nudy film o Edwardzie Gierku. Jesienią twórcy polskiego kina rozprawiają się z ważnymi i często bolesnymi tematami z przeszłości. To kino udowadnia, że mimo upływu lat wciąż zmagamy się z takimi samymi problemami. Uniwersalność tych historii daje do myślenia. A wnioski są raczej niewesołe.

"HIACYNT", reż. Piotr Domalewski

Autor: BARTOSZ MROZOWSKI

Źródło: Netflix

15 listopada 1985 roku władze Rzeczpospolitej Ludowej pod pretekstem walki z epidemią AIDS i rozpoznania "wysoce kryminogennego środowiska" rozpoczęły akcję "Hiacynt". Jej inicjatorem był ówczesny szef MSW, generał Czesław Kiszczak. Prawdziwą motywację do podjęcia tych brutalnych działań przeciwko homoseksualistom stanowiła jednak chęć zastraszania i szantażowania środowisk opozycyjnych. W archiwach MO znajduje się ponad 11 tys. "różowych teczek" z danymi opozycjonistów i członków podziemia, których wszelkimi możliwymi sposobami starano się skompromitować. Brutalna akcja "Hiacynt" dotknęła polskich gejów, ale nie wzbudziła żadnej reakcji środowiska. Ludzie przyjęli argumenty władz, wierząc, że ich działania ograniczą "demoralizację".

I choć od tamtych wydarzeń minęło 36 lat, to właśnie obojętność społeczna na problemy mniejszości LGBT+ sprawia, że film Piotra Domalewskiego "Hiacynt" brzmi dziś niepokojąco aktualnie. Jego fabuła osnuta jest właśnie wokół "Hiacynta". Młody policjant (w roli Roberta znakomity Tomasz Ziętek) wpada na trop seryjnego mordercy gejów. Aby lepiej poznać środowisko, wybiera się na pikietę (tak nazywano spotkania homoseksualistów w parkach, publicznych toaletach, na dworcach). Tam spotyka studenta germanistki, który odważnie mówi o swojej seksualności, wprawiając go w zakłopotanie.

Robert im lepiej poznaje Arka, tym bardziej się do niego zbliża. Ta relacja uruchamia w nim emocje, które wcześniej tłamsił. Ojciec, wysoko postawiony pułkownik, zastraszona matka i zakochana w nim do szaleństwa dziewczyna naciskająca na ślub - presja oczekiwań społecznych sprawiła, że Robert wyparł swoje homoseksualne skłonności i "żył tak jak trzeba". Dopiero dzięki Arkowi zrozumiał, jak bardzo jest nieszczęśliwy.

Film Domalewskiego to przede wszystkim opowieść o wolności, która daje szczęście. Zastraszeni, wykluczeni społecznie inni bohaterowie filmu, których poznajemy (wspaniały Sebastian Stankiewicz czy Tomasz Wołosk), obawiają się, że orientacja może pozbawić ich pracy, narazić na kompromitację w oczach najbliższych i społeczny ostracyzm. Nie umieją poradzić sobie z prawdą o sobie, żyją w poczuciu niespełnienia. Czasami sprawia to, że podejmują dramatyczne decyzje i targają się na swoje życie, sądząc, że władza, jeśli chce, i tak ich go pozbawi. "Hiacynt" dostępny będzie na platformie Netflix w kilkudziesięciu krajach na świecie.

Kiedy go oglądałem, zastanawiałem się, jak zostanie przyjęty przez dużo bardziej liberalne od Polski społeczeństwa. I, muszę przyznać, towarzyszyło mi uczucie wstydu - właśnie ze względu na paralelę między przeszłością a teraźniejszością. Nie chciałbym sprowadzać "Hiacynta" wyłącznie do roli filmu ilustracyjnego, bo to przejmujące kino psychologiczne ze świetnymi kreacjami aktorskimi. Ale historia miłości, która, gdyby wydarzyła się w innych okolicznościach, mogłaby dać bohaterom szczęście, ma uniwersalny wymiar i uświadamia nam, że mimo upływu lat, wielu z nas wciąż pozostaje więźniami cudzych uprzedzeń.

"GIEREK", reż. Michał Węgrzyn

Ariadna Gierek, znana śląska o okulistka, w swojej wspomnieniowej książce, pisała, że "Edward Gierek był celebrytą swoich czasów". I coś w tym jest - jego postać budziła i budzi wielkie emocje. Nawet u mnie, 31-latku, dla którego "epoka Gierka" jest równie odległa jak czasy paleolitu. Kiedy myślę o tej postaci, przywołuje podręcznikowe hasła. Film w reżyserii Michała Węgrzyna wolny jest od książkowej, historycznej nudy. Twórcom filmu udało się stworzyć pełnokrwisty, niejednoznaczny portret człowieka, którego historia najpierw wyniosła na wyżyny, a potem ściągnęła na samo dno.

Akcja "Gierka" obejmuje lata od 1970 do 1982 roku, czyli okres, gdy był pierwszym sekretarzem KC PZPR, a następnie został pozbawiony tego tytułu. Przez rok internowany, prawie otarł się o śmierć. Nie jest to jednak film o polityce, ale o człowieku, który odnosi sukcesy i zmaga się ze słabościami, poddawanymi ocenie milionów Polaków. Ciekawie zostaje przedstawiony tu portret żony Gierka, Barbary. Poznali się, gdy miała 18 lat. On, o 5 lat starszy górnik, wrócił z pracy w kopalni we Francji, gdzie wyjechał w wieku 12 lat. Imponował jej siłą, zaradnością. Spędzili razem 60 lat, wychowali trzech synów.

Edward żartował, że tak samo się kochają, jak i nie znoszą. Oszczędny w uczuciach, powściągliwy, ale oddany rodzinie. Kiedy ktoś źle mówił o jego żonie, krytykując jej stroje czy brak obycia, potrafił się piekielnie zirytować. Nie lubił plotek na swój temat, mimo że niejednokrotnie sam je prowokował. W postać Edwarda Gierka w filmie wcielił się Michał Koterski. Żartował, że przygotowania do roli były przyjemne - musiał przytyć 17 kilogramów, więc nie ograniczał się w jedzeniu, chyba pierwszy raz w życiu.

Nauczył się też mówić po francusku. Barbarę gra (i bez ironii - robi to naprawdę świetnie!) Małgorzata Kożuchowska, która świetnie pasuje do tej roli, oddając złożoność charakteru żony Gierka - jej niepokoje, fascynacje. Producent filmu, Janusz Iwanowski, poświęcił życie tej produkcji - prawie 30 lat gromadził informacje na temat życia sekretarza, zresztą znał go też osobiście, więc miał dostęp do prywatnych informacji na temat sekretarza. "Gierek" wpisuje się w popularny trend kinowych portretów wielkich postaci historycznych. Wolny jest jednak od patosu i nieznośnej hagiografii. I to jego wielka wartość.

"ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW", reż. Jan P. Matuszyński

Autor: Lukasz Bak

Źródło: Fot. Łukasz Bąk

Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku. Doceniony na festiwalu w Wenecji, świetnie przyjęty w Gdyni. Historia brutalnego zabójstwa warszawskiego maturzysty Grzegorza Przemyka stała się symbolem prześladowań PRL-owskiego reżimu. Po śmierci przyjaciela walkę z systemem podejmuje Jerzy Popiel (Tomasz Ziętek), jedyny świadek skatowania licealisty przez milicjantów. Popiel za punkt honoru stawia sobie udowodnienie, że to, co się wydarzyło to nie nieszczęśliwy wypadek, ale świadome działanie władz, za wszelką cenę ograniczającej wolność obywateli. I choć poddawano jest manipulacjom i próbom zastraszania, obstaje przy swoim. Nie chce być konformistą, takim jak jego ojciec (Jacek Braciak), zachowujący polityczną poprawność. I matka (Agnieszka Grochowska) - która prowadząc własny biznes, boi się, że jakakolwiek forma sprzeciwu, odbierze jej jedyne źródło zarobku. Postawa syna zsyła na nich nieoczekiwane kłopoty - burzy spokój, wystawia rodzinne więzi na próbę.

Scenariusz "Żeby nie było śladów" powstał na podstawie książki Cezarego Łazarewicza. Reporter dużą uwagę poświęcił matce Przemyka, opozycyjnej działaczce, poetce, Barbarze Sadowskiej (w tej roli znakomita Sandra Korzeniak). W filmie ta postać jest nieoczywista - obserwujemy dramat matki, która traci syna. Jej cierpienie, walkę o sprawiedliwość, skazaną na niepowodzenie. Sadowska staje przed trudną decyzją - czy brnąć w konflikt z władzą, mimo że nie ma szans na wygraną, a może odpuścić i pogodzić się, że system może z nami zrobić wszystko? Jej decyzji nie warto oceniać - niewyobrażone cierpienie, z którym musi się zmierzyć, zmienia perspektywę.

Wątek romansu Sadowskiej z Popielem, który nieoczekiwanie wychodzi na jaw, sprawia, że portret bohaterki wymyka się jednoznacznym schematom. To bardzo ciekawe, że udało się reżyserowi zmienić chociaż na chwilę perspektywę - matka opłakująca syna, a zaraz potem kobieta, która jest w związku, który wydaje się skazany na niepowodzenie. "Żeby nie było śladów" boli, wywołuje skrajne emocje. To kino angażujące widza bez reszty, zmuszające do myślenia i gorzkich refleksji. Czy dziś, mimo upływu lat, naprawdę jesteśmy wolni?

Autor: Lukasz Bak

Źródło: Fot. Łukasz Bąk

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij