fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Moda w rytmie disco

Taniec to coś dobrego dla ciała i dla umysłu. Rozładowuje negatywne emocje, dodaje pewności siebie, pomaga nawiązać relacje z innymi ludźmi. Choć o jego zaletach wiedziano od wieków, to jednak nigdy wcześniej nie podkreślano ich aż tak bardzo, jak w czasach świetności muzyki disco.

Taniec w latach 70. był doskonałym sposobem na przełamywanie własnych barier i wyrażanie siebie. Odważny, energetyczny, przyciągający spojrzenia. Miał dokładnie taki sam charakter jak ówczesna moda. Obowiązkowy dress code? Sukienki mieniące się jak kule dyskotekowe, opinające sylwetkę kombinezony, krótkie topy i spódniczki oraz niebotycznie wysokie platformy.

Jak zostać królem i królową dyskoteki?

Gwiazdy muzyki disco zapewniały swoich słuchaczy, że tak naprawdę każdy może brylować na parkiecie. Wystarczy tylko miłość do tańca i muzyki. Dodatkowe atuty to oczywiście ładna sylwetka i modne ubrania - najlepiej takie z metką "Halston, Gucci, Fiorucci", o których śpiewały w swoim hicie "He’s the Greatest Dancer" Sister Sledge.

Źródło: Sister Sledge / Getty Images

Najlepszy tancerz z piosenki słynnych sióstr przyciągnął ich uwagę na dyskotece na przedmieściach San Francisco. Był nie tylko "zabójczo ubrany", ale też pięknie wyrzeźbiony. Miał "ciało, które zawstydziłoby Adonisa", a jego "ruchy wprawiały w trans". Poprzeczka nie do przeskoczenia? Nic z tych rzeczy! W końcu taniec doskonale spala kalorie i jest równie skuteczny co dobry trening na siłowni. Nawet jeśli w garderobie próżno było szukać ubrań od najlepszych projektantów, to wystarczyła odrobina fantazji w wyborze stylizacji.

Italian keyboard player Andrea Arcella, Italian bass player Luciano Liguori, Italian guitarist and singer Gianfranco Caliendo and Italian drummer Gianni Averardi, members of the band Il Giardino dei Semplici, kneeling on the dance floor at the discotheque 2001 Odyssey. New York, 1970s

Italian keyboard player Andrea Arcella, Italian bass player Luciano Liguori, Italian guitarist and singer Gianfranco Caliendo and Italian drummer Gianni Averardi, members of the band Il Giardino dei Semplici, kneeling on the dance floor at the discotheque 2001 Odyssey. New York, 1970s

Źródło: Il Giardino dei Semplici - włoski zespół muzyczny - w dyskotece "Odyseja 2001" / Getty Images

Zasada była prosta: ubrania na co dzień mogą być nijakie i skromne, ale na parkiecie trzeba błyszczeć. Dokładnie tak jak bohater "Gorączki sobotniej nocy" Tony Manero. Prosty chłopak z Brooklynu w klubie "Odyseja 2001" zawsze wyglądał jak milion dolarów.

Źródło: Gorączka Sobotniej Nocy / Getty Images

Taniec niczym gra wstępna?

Szwedzki zespół ABBA również miał swoją królową dyskoteki. Bohaterką ich słynnej piosenki "Dancing Queen" została "młoda i urocza siedemnastolatka", która doskonale "czuje rytm tamburynu", "umie tańczyć jive’a", kokietuje wszystkich wokół, rozpala zmysły, a potem znika.

Źródło: ABBA / Getty Images

W hicie hiszpańskiego duetu Baccara "Yes Sir, I can boogie" taniec jawił się jako silne doznanie erotyczne. "Kochanie, chciałabym zachować swoją reputację. Jestem doznaniem. Jeśli zasmakujesz mnie raz, będziesz błagał o więcej" - śpiewały gwiazdy disco.

W końcu taniec od zawsze działał jak magnes na potencjalnych adoratorów. Wystarczyły odpowiedni ruch biodrami, wyprężona pierś, kołysanie ramionami, a tancerz czy tancerka od razu stawali się bożyszczami seksu. Zresztą taką opinię podzielają psychologowie, z których obserwacji wynika, że dobrzy tancerze kojarzą się z osobami atrakcyjnymi i mają o wiele większe szanse na znalezienie równie atrakcyjnego partnera. O tym potencjale przekonywała Donna Summer w piosence "Last Dance", tłumacząc, że ostatni taniec tego wieczoru to jej ostatnia szansa na romans.

Źródło: Donna Summer / Getty Images

Rewia mody na parkiecie

Wraz z narodzinami muzyki disco, nastała moda na dyskoteki. Weekend w modnym klubie był nie tylko doskonałą odskocznią od szarej codzienności, ale też idealnym pretekstem do wyboru efektownej stylizacji.

Źródło: Dyskoteka pod koniec lat 70. / Getty Images

Strojenie się na piątkowy lub sobotni wieczór było dość przyjemnym obowiązkiem. W końcu w modnych kolorowych ubraniach, które świetnie prezentują się w trakcie tańca, można było się poczuć jak prawdziwa gwiazda. Ogromną popularnością cieszyły się wówczas opięte kombinezony z elastycznych materiałów, krótkie sukienki i spódniczki mini, odsłaniające brzuch topy, tzw. disco pants z połyskujących tkanin oraz obuwie na platformach.

Źródło: Getty Images

Mile widziane były detale, takie jak cekiny, frędzle czy falbany. W garderobie panów królowały z kolei koszule z obowiązkowo odpiętymi górnymi guzikami, odsłaniającymi nagi tors, oraz dżinsy-biodrówki i spodnie-dzwony. Wśród fryzur ogromną popularnością cieszyły się przede wszystkim bujne loki, tapiry oraz afro.

BEE GEES -- 1979 -- Pictured: The Bee Gees: (l-r) Robin Gibb, Maurice Gibb, Barry Gibb -- Photo by: NBCU Photo Bank

BEE GEES -- 1979 -- Pictured: The Bee Gees: (l-r) Robin Gibb, Maurice Gibb, Barry Gibb -- Photo by: NBCU Photo Bank

Źródło: Bee Gees / Getty Images

Sex, drugs & disco

Ignorowanie zasad dress code’u często wiązało się z ryzykiem odmowy wejścia do klubu. Z ostrej selekcji słynęło nowojorskie Studio 54, cieszące się opinią najmodniejszej dyskoteki końca lat 70. Klub założony przez trójkę przyjaciół, Steve’a Rubella, Iana Schragera i Jacka Dusheya, mieścił się w ogromnym budynku na przy 254 West 54th Street na Manhattanie, w miejscu dawnej siedziby amerykańskiej stacji CBS.

Źródło: Studio 54 / Getty Images

Wystrój Studia 54 robił piorunujące wrażenie. Efekty świetlne i dźwiękowe, sterowane przez komputer, były pierwszym tak innowacyjnym rozwiązaniem zastosowanym w klubie w Stanach Zjednoczonych. Meble i rampy były ruchome, co dawało możliwość ekspresowej zmiany wystroju klubu. W przestronnym wnętrzu pojawiły się prowokacyjne dekoracje, takie jak półksiężyc z ludzką twarzą, wciągający kokainę ze srebrnej łyżeczki.

Źródło: Robin Williams jadący na imprezę do Studia 54 / Getty Images

Gwiazdorskie imprezy na Manhattanie

Studio 54 zyskało popularność jeszcze przed otwarciem. Fama miejsca była tak wielka, że już na pierwszej imprezie klub wypełniły po brzegi same znane nazwiska. W nowojorskim klubie pojawiły się m.in. takie gwiazdy jak Bianca i Mick Jagger, Grace Jones czy Cher. Od tego momentu w Studio 54 bawiła się cała artystyczna śmietanka.

Źródło: Blanca Jagger i Andy Warhol na imprezie w Studio 54 / Getty Images

W gronie stałych bywalców znalazły się takie nazwiska jak aktorki Liza Minelli i Brooke Shields, projektanci mody: Halston, Yves Saint Laurent i Calvin Klein czy muzycy: Elton John i Michael Jackson. Do częstych wizyt w klubie przyznawał się Andy Warhol.

- Muszę wychodzić każdej nocy. Jeśli zostanę w domu na jedną noc, to zaczynam plotkować z moimi psami - powiedział artysta.

Źródło: Liza Minnelli i tancerz baletu Mikhail Baryshnikov w Studio 54 / Getty Images

Co ciekawe, sławni i bogaci wcale nie byli jedynymi gośćmi klubu. Na parkiecie Studia 54 znalazło się miejsce dla każdego. Na tej samej imprezie mogli tańczyć studenci, biznesmeni, modelki, artyści i transwestyci. Warunkiem przejścia selekcji były po prostu ciekawy wygląd i charyzma.

Źródło: Cher / Getty Images

"To Sodoma i Gomora"

Krótka, acz burzliwa historia Studia 54 miała równie mocny początek, jak i koniec. W czasie trzech lat swojej działalności klub zyskał opinię miejsca pełnego zepsucia, tonącego w morzu alkoholu i lawinie narkotyków. "To Sodoma i Gomora z dyskotekowym bitem" - mówili niektórzy. Do ostatecznego upadku Studia 54 doprowadziły oszustwa podatkowe jego właścicieli. 14 grudnia 1979 roku, w trakcie przeszukiwań nowojorskiego klubu agenci federalni znaleźli setki tysięcy dolarów ukryte w ścianach. Ostatecznie drzwi Studia 54 zostały zamknięte w marcu 1980 roku.

Źródło: DJ w latach 70. / Getty Images

Disco dancing w czasach PRL-u

Moda na dyskoteki nie ominęła również Polski. Za pierwszą imprezę z rytmiczną taneczną muzyką uważa się dyskotekę w sopockim Grand Hotelu w 1970 roku. Została ona zorganizowana przez dziennikarza muzycznego Franciszka Walickiego, uważanego za "ojca polskiego bigbitu i rocka". W efekcie już połowie lat 70. w Polsce działało aż stu didżejów. Czasem w rolę osoby prowadzącej imprezę wcielał się kelner, a czasem znajomy lub członek rodziny kierownika dyskoteki. Podobnie jak u zagranicznych sąsiadów, w stylizacjach polskich imprezowiczów dominowały błyszczące ubrania, mocny makijaż i natapirowane fryzury.

Hity, jakie rozbrzmiewały z głośników, często były piosenkami nagrywanymi z radia. Królowały zagraniczne piosenki z angielskich lub amerykańskich list przebojów: Boney M, ABBA czy Bee Gees. Zabawa na takiej imprezie była miłą odskocznią od ponurej rzeczywistości, kiedy w polskich sklepach próżno było szukać albumów zagranicznych wykonawców, a jednym ze sposobów na dostanie wymarzonej płyty było pirackie podziemie. Na dyskotece można było zapomnieć o codziennych problemach, szaleć w cekinowej sukience i śpiewać całą noc "Boogie Wonderland" grupy Earth, Wind & Fire.

Choć minęła złota era disco, wciąż mamy sentyment do szalonych i kolorowych lat 70., a hity z tamtych lat wciąż królują na imprezach i domówkach. Po prostu zostały stworzone do tańca!

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij