fot. Instagram.com
Podziel się:
Skopiuj link:

Marta Zawiślańska: Wybieram tylko to, co do mnie pasuje

Mówi o sobie "zwyczajna dziewczyna". Chyba jednak nie jest taka znowu zwyczajna, skoro na Instagramie obserwuje ją ponad 88 tys. osób. Prowadzi najmodniejszy salon fryzjerski w Warszawie – Atelier Stylissimo, a sama zaczyna uchodzić za ikonę stylu. Zdradzamy, co Marta Zawiślańska będzie nosić tej jesieni i jaką niespodziankę szykuje dla swoich fanek.

Jak zdefiniowałabyś swój styl?

Prosty, komfortowy, z nutką elegancji - taki jest dzisiaj. Myślę, że mój gust zmieniał się z wiekiem. Zawsze zwracałam uwagę na to, żeby rzeczy, które noszę, były wygodne. Kiedyś oczywiście nosiłam bardziej młodzieżowe, może bardziej odważne ubrania. Teraz, gdy mam prawie 40 lat, męża, dwie córki i własny salon, nie będę się ubierać jak podlotek. Podziękowałam więc kusym sukienkom i superobcisłym wdziankom. Nie czułabym się komfortowo, odbierając dziecko z przedszkola w ultrakrótkiej mini. Moja garderoba pomału staje się coraz bardziej elegancka, ale nie rezygnuję ze szczypty nonszalancji. Bardzo mi pochlebia, że moje klientki doceniają to, jak wyglądam, oraz że na Instagramie obserwuje mnie tak wiele wspaniałych kobiet. Pochodzę z małego miasta, do wszystkiego doszłam sama, swój styl też wypracowałam metodą prób i błędów.

Zawsze, gdy odwiedzam cię w twoim salonie, jesteś ubrana niezwykle prosto, a jednak zawsze wyglądasz świetnie.

Dziękuję, miło mi to słyszeć. Rzeczywiście, w pracy noszę tzw. "mundurek": t-shirt i dżinsy lub szorty, rzadziej legginsy. W salonie lubię wyglądać skromnie, ale czuć się komfortowo. Stawiam więc na estetyczną wygodę. To, co mam na sobie, musi być też praktyczne. Bywało, że ubrałam się trochę bardziej zobowiązująco, i zawsze kończyło się to katastrofą (śmiech). Przy kolejnej parze poplamionych farbą dżinsów, powiedziałam sobie: nigdy więcej. Z drugiej strony, lubię wyglądać fajnie, więc nie zapominam o dodatkach, jak nakładki, kolczyki, czy mój ukochany zegarek vintage od Cartiera, który upolowałam 3 lata temu. Takie akcesoria każdemu zestawowi dodadzą indywidualnego charakteru.

Ale przyznaj, że na wielkie wyjścia lubisz się trochę wystroić.

Tak, to prawda (śmiech). Wychodzę rzadko, a jeśli już, to zwykle na pokaz mody lub branżowy koktajl. Wtedy lubię zaszaleć. Jednak nawet przy takich okazjach wybieram wyłącznie sety, w których czuję się komfortowo i pozostaję sobą. Nie noszę rzeczy, które ograniczają, gdzie tu coś wystaje, tam coś ciśnie i jeszcze muszę wciągać brzuch. Dlatego kocham projekty Magdy Butrym i marki Saint Laurent, bo są zgodne z moim stylem, osobowością i filozofią mody.

A jak wyglądasz "po godzinach", w domowym zaciszu?

Zupełnie zwyczajnie. Gdy wracam z pracy, od razu wskakuję w ulubiony miękki dres, a włosy związuję w kitkę. Natychmiast po przejściu przez próg domu przełączam się na życie rodzinne.

Mam wrażenie, że od lat pozostajesz wierna kilku ulubionym markom. Jesteś otwarta na nowości w modzie?

Mam swoje ulubione brandy, ale nie zamykam się na nowych projektantów. Tak było np. z Aleksandrą Seweryniak. Zobaczyłam jej projekty i od razu poczułam, że są dla mnie, że będę wyglądać w nich dobrze. O tym, czy coś do mnie pasuje, wiem po kilku sekundach. Znam swoją sylwetkę, wiem, jak podkreślić jej atuty. Mam wąskie ramiona, więc wszystko, co poszerza mnie na górze jest idealne. Ale, niestety, mam wrażenie, ze większość oferty polskich marek nie jest dla mnie. Szkoda.

Czy właśnie dlatego zdecydowałaś się stworzyć własną minikolekcję? Wiem, że to jeszcze trochę tajemnica, ale może uchylisz jej rąbka?

Po prostu zdecydowałam się wypuścić na polski rynek coś, czego mi brakowało. Od dawna chodził mi po głowie zestaw, którego nigdzie nie mogłam znaleźć. To nic specjalnie odkrywczego, ale właśnie o proste rzeczy jest najtrudniej. Szukałam marynarki w stylu lat 80-tych, bez klap, raczej luźnej i z szerokimi ramionami. Do niej najchętniej włożyłabym luźne szorty. I kiedyś opowiedziałam o tym wymarzonym zestawie Mai Bohosiewicz, mojej klientce. Zaproponowała, że jej marka Le Collet mi go uszyje, a jak będę zadowolona, to zrobimy razem kolekcję. I tak się właśnie stało. Ciężko było utrzymać ten projekt w tajemnicy, ale ostatecznie się udało. Jedyną osobą z poza firmy Mai, która wiedziała, nad czym pracuję, był mój mąż. Realizacja kolekcji zajęła nam ponad pół roku. I mówię otwarcie, że byłam zaangażowana we wszystko, dlatego jest to naprawdę "moja" kolekcja. Adresuję ją do wszystkich kobiet, które chcą poczuć się trendy i cool, a do tego właśnie komfortowo – tak jak lubię. I najważniejsze - rzeczy z mojej kolekcji nie będą za miliony monet.

Założę się, że twoja kolekcja będzie hitem. Tym bardziej, że mocno wpisuje się w jesienne trendy. A skoro o nich mowa, jaki masz stosunek do tego, co aktualnie modne?

Śledzę trendy, bo po prostu to lubię – zresztą jak chyba każdy, kto kocha modę. Nie podążam jednak za nimi ślepo. Na przykład nie lubię zieleni, którą lansowała Bottega Veneta. Nie przepadam też za spodniami cargo. Baletki od Miu Miu również nie są dla mnie, bo wydają mi się zbyt infantylne. Jestem świadoma, co jest modne, ale z wachlarza trendów wybieram wyłącznie te, które korespondują z moim stylem. Nie inwestuję w trendy tylko po to, by udowodnić, że jestem z modą na bieżąco. Nie mam poczucia, że muszę mieć wszystko, na co aktualnie jest szał.

Co w takim razie wybrałaś dla siebie z tegorocznych kolekcji jesienno-zimowych?

Przyznam szczerze, że moja jesienna zakupowa "dream list" jest długa (śmiech). Wiadomo jednak, że sezon jesień-zima jest droższy niż wiosna-lato, a to ogranicza zakupowe szaleństwa. Jeśli chcę kupić coś superdrogiego, to wybieram rzeczy, które będą mi służyły przez lata. Stawiam na tzw. klasyki. Spodobało mi się dużo modeli z kolekcji Saint Laurent, myślę też o jakiejś sukience i fajnym płaszczu od Magdy Butrym. W mojej szafie nie zabraknie na pewno świetnej, dobrze skrojonej marynarki. Trochę już opatrzyły mi się modele oversizowe, typu męskiego – czas na bardziej kobiecy krój. W swoich kolekcjach jesiennych projektanci wyraźnie powracają do lat 80. i 90., czyli czasów mojego dzieciństwa i młodości. Wybiegi opanowały też białe topy, więc warto mieć co najmniej jeden w szafie. Taki t-shirt to coś, co nigdy nie wychodzi z mody, super baza dla każdej stylizacji. Powraca też długość maxi. Cieszę się z tego, bo lubię takie "inne" spódnice, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie królują mini. Ja zawsze wybierałam midi, a teraz chętnie spróbuję długości maxi. Wbrew pozorom, to nie jest łatwy trend. Pomyślę jeszcze, z czym najlepiej połączyć taką spódnicę.

A co będzie twoim prywatnym jesiennym hitem?

Na pewno mój nowy żakiet marki Saint Laurent. Jest w stylu lat 90., ma szerokie ramiona, a przy tym jest dopasowany, więc robi piękną kobiecą sylwetkę. To mój numer jeden w tym sezonie. Jesień to dla mnie też czas długich płaszczy, które bardzo lubię. Natomiast nawet gdy zbliża się zima, pozostaję wierna trampkom. To oczywiście wynika ze specyfiki mojej pracy – musi mi być wygodnie. Na co dzień nie chodzę w kozakach, wybieram płaskie obuwie. Jeśli zdradzam moje ukochane trampki z jakimś modelem, to tylko z krótkimi botkami. Nie noszę też czapek, nawet modnych kominiarek, które nazywam "czapkami pandemicznymi" (śmiech). Byłoby mi w nich za gorąco i zwyczajnie niewygodnie.

Zdarza ci się kupować w second handach?

Jasne! Dziś nie trzeba się rujnować na luksusowe marki. Choćby w Warszawie jest tyle rewelacyjnych komisów, gdzie rzeczy z metkami najlepszych domów mody można znaleźć w świetnych cenach, tańsze nawet o 70 procent. Uważam, że to super sprawa. Ubrania z tzw. drugiego obiegu są coraz bardziej modne i na pewno zdecydowanie bardziej etyczne. Sama regularnie wyprzedaję moją szafę. Cieszę się, że ktoś da moim niegdyś ulubionym rzeczom drugie życie. A gdy sama trafię na jakąś absolutną perełkę w super cenie, mam wielką satysfakcję.

Jesteś mamą dwóch córek. Zaczynasz już uczyć je dobrego stylu?

Moja starsza córka, Pola, zaczyna podkradać mi ubrania z szafy. Wybiera tylko te, w których dobrze się czuje i które pasują do jej osobowości. Na razie nie mam nic przeciwko (śmiech). Dziewczynki widzą, że mama czasem lubi się wystroić. Ale póki co nie zauważyłam, żeby ciuchowe sprawy jakoś specjalnie je fascynowały. Życiem Poli jest tenis, to jej pasja. A Nela jest na te sprawy jeszcze za malutka. Za to moja bratanica chyba idzie w moje ślady (śmiech). Jednak wydaje mi się, że styl każdy ma swój, to nie jest coś, czego można się nauczyć. Za to warto się, oczywiście, inspirować.

A na kim ty się wzorowałaś, budując swoją modową tożsamość?

Nie będę oryginalna, bo od zawsze podziwiam styl Kate Moss i sióstr Olsen. Jest też masa stylowych kobiet, które obserwuję na Instagramie. To zazwyczaj stylistki, modelki, piosenkarki czy aktorki. Bliski jest mi na pewno look francuski, łączący elegancję z nonszalancją. Podobają mi się też stylizacje klasyczne, ale proste, wyważone. Dziś naprawdę jest skąd czerpać inspiracje, kiedyś tak nie było. Wydaje mi się jednak, że nie warto naśladować czyjegoś stylu jeden do jeden. Ale podpatrzeć coś fajnego i wypróbować na sobie, czemu nie!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij