fot. AKPA
Podziel się:
Skopiuj link:

Margaret: Po godzinach jestem po prostu Małgorzatą Jamroży

- Kobiecość w takim postrzeganiu, jak widzę ją teraz, zaczęłam rozumieć tuż przed 30-tką. Wtedy zaczęłam też szanować siebie jako kobietę. Zaczęłam słuchać mojego wewnętrznego głosu, podążać za nim - mówi w rozmowie z Natalią Hołownią dla SO:magazynu Margaret.

Natalia Hołownia: Jaką rolę na twojej drodze artystycznej odgrywa moda?

Margaret: Bardzo ważną. Dziś artysta może wyrażać siebie nie tylko przez muzykę. Bardzo ważne są social media, na przykład Instagram. Zwykle to tu zaglądamy najpierw, gdy chcemy się czegoś dowiedzieć o twórcy. Dla mnie jest to bardzo kreatywna przestrzeń, takie przedłużenie tego, kim jestem w moich piosenkach i na scenie. Ale dzięki mediom społecznościowym mogę też pokazać, jaką jestem osobą. Bo scena i moja codzienność to dwie zupełnie inne bajki.

Również, a może zwłaszcza, pod względem mody. Ta "zwyczajna" Margaret, gdy idzie po bułki do sklepu, wrzuca na siebie to, co ma pod ręką. Nie przykłada wagi do tego, jak wygląda – oby tylko było ciepło i wygodnie (śmiech). Czasem, gdy jestem w takim codziennym wydaniu, zdarza się, że ktoś mnie zaczepi i poprosi o wspólne selfie. Nie mam z tym problemu – najwyżej zdjęcie będzie słabe (śmiech). Bo po godzinach jestem po prostu Małgorzatą Jamroży.

A jaka jest Margaret-artystka, ta, która występuje na scenie?

Scena, wiadomo, rządzi się swoimi prawami. Pewne kroje nadają się na nią bardziej, inne mniej. Na przykład dżins wydaje się w kamerze płaski, a czerń wyraźnie wyszczupla i wydłuża. Tych wszystkich zasad artysta z czasem się uczy i razem ze swoimi stylistami bierze je pod uwagę przy tworzeniu swojego wizerunku. Scena to też miejsce, gdzie można coś zamanifestować, również strojem.

Margaret

Margaret

Autor: AKPA

Źródło: AKPA

Co masz na myśli?

Lubię na przykład epatować na scenie kobiecością. Robię to z rozmysłem. To dla mnie niełatwy temat, bo właśnie z tą kobiecością zawsze miałam problem. Trochę ją negowałam, wstydziłam się jej. Na plaży, w bikini, byłam zawsze skrępowana. Nie czułam się pewnie. To na pewno wiąże się z traumatycznym doświadczeniem z mojej przeszłości, o jakim opowiedziałam ostatnio w mediach. Z drugiej strony, zawsze miałam też potrzebę odkrywania i eksplorowania tej mojej kobiecej strony, mojej seksualności. Chyba na zasadzie kontry, takiego zmuszenia się do zajrzenia w głąb siebie, w to, co ukryte w najciemniejszym zakątku duszy. Wszystkie te odważne, krótkie czy przezroczyste szalone rzeczy, jakie zakładam, mają pomóc mi wyjść z tej skorupy, skonfrontować się z moją kobiecością.

Z jednej strony cię rozumiem, bo czytałam o twojej traumie. Z drugiej – jesteś młodą, piękną kobietą. Aż nie do wiary, że mogłabyś czuć się źle w swojej skórze.

Cóż, moja kobiecość i wszystko, co się z nią wiąże, zawsze mnie krępowała. Czułam się dziwnie nawet, gdy ktoś mówił mi komplement. Więc potem, im byłam starsza, tym bardziej zmuszałam się, żeby tę kobiecość podkreślać, żeby była mocno zaznaczona w moim wizerunku. To było dla mnie trochę jak terapia – duszy i ciała. Dlatego moje stylizacje bywały odważne, podkreślające sylwetkę, seksowne. Co zabawne, to nie wynikało z tego, że taka jestem, że mam łatwość w takim podkreślaniu swojej seksualności. Bo jest dokładnie przeciwnie. Ale walczę z tymi wewnętrznymi ograniczeniami i dlatego na scenie czy w teledyskach pokazuje się taka, jaką chciałabym być.

scena z: Margaret, SK:, , fot. Podlewski/AKPATop of the Top Sopot Festival 2022-

iDANCE, Margaret# scena z: Margaret, SK:, , fot. Podlewski/AKPA
Top of the Top Sopot Festival 2022- #iDANCE, Margaret

Autor: AKPA

Źródło: Licencjodawca

A jak jesteś dzisiaj? Polubiłaś siebie?

Kobiecość w takim postrzeganiu, jak widzę ją teraz, zaczęłam rozumieć tuż przed 30-tką. Wtedy zaczęłam też szanować siebie jako kobietę. Zaczęłam słuchać mojego wewnętrznego głosu, podążać za nim. Zastanowiłam się też nad tym, dlaczego tak tę moją kobiecą stronę zagłuszam. Stopniowo stawałam się coraz bardziej świadoma swojego ciała, można też powiedzieć, że coraz bardziej się sobie podobałam – i na zewnątrz, i od wewnątrz. Dziś kobiecość to dla mnie niezależność, ale też walka. Bo wiem, że my, kobiety, mamy jeszcze mnóstwo spraw, o które musimy zawalczyć. Ja walczę też o siebie, o życie i tworzenie na własnych warunkach. Staram się stawać w swojej obronie, a o tym, co czuję i kim jestem, mówić głośno.

Wizerunek jest więc dla ciebie czymś zdecydowanie więcej niż tylko gonieniem za aktualnymi trendami. Ale skoro już o nich mowa – lubisz być modna?

Na pewno jestem "fashion victim" (śmiech). Dlatego złamałam się i kupiłam sobie nową torebkę Balenciagi za kilka tysięcy złotych. Ale kocham też ubrania i dodatki vintage. Kiedyś godzinami potrafiłam szperać w second handach. Lubię się wyróżniać, lubię, gdy mój image jest jakiś. Wiele lat temu mama nauczyła mnie szyć na maszynie. Dzięki temu mogłam przerabiać swoje ubrania, robić z bluz sukienki i odwrotnie, mogłam ubierać się oryginalnie. U nas w domu może nie było jakiejś trudnej sytuacji finansowej, ale też się nie przelewało. A ja lubiłam modowe eksperymenty i chciałam mieć możliwość testowania granic mojej kreatywności. To zostało mi do dziś – kocham, gdy to, co noszę, ma autorski sznyt, jest wyjątkowe, takie "moje".

Które polskie marki wybierasz najczęściej?

Uwielbiam współpracować z Rafałem Michalakiem i Iloną Majer z duetu MMC. To oni ubrali mnie na niedawną galę "Party Fashion Night". Teraz, gdy jestem niezależna, mogę pozwolić sobie na takie odważne kreacje. Dawniej, gdy byłam zobowiązana kontraktem z dużą wytwórnią, taka stylizacja by raczej nie przeszła (śmiech).

Margaret

Margaret

Autor: AKPA

Źródło: AKPA

Wspieram też dziewczyny z Ukrainy, które od lat mieszkają i szyją w Polsce. Założyły markę Holy Spells i tworzą nieprawdopodobne torebki. Mam od nich taką granatową z pluszu, z wielkim napisem "Maggie" i z breloczkiem w kształcie cipki (śmiech).

Margaret

Margaret

Autor: AKPA

Źródło: AKPA

Zdaje się, że nie traktujesz mody zbyt serio.

Absolutnie nie. Potrafię zdystansować się do moich stylizacji, spojrzeć na nie krytycznie. Czasem oglądam zdjęcia sprzed lat i myślę sobie: o, to jednak nie zagrało, ale i tak fajnie, że spróbowałam. Gdybym była zachowawcza, nigdy nie zbudowałabym swojego stylu. Nie wiedziałabym, co lubię i w czym jest mi dobrze. Dlatego nie wypieram się nawet tych moich najbardziej pokręconych stylówek (śmiech). I zawsze będę orędowniczką piżam na czerwonym dywanie!

Kocham piżamy, uważam, że to bardzo niedoceniona część garderoby. Choć ostatnio coraz więcej osób nosi takie quasi-piżamowe garnitury, co mnie cieszy. Ja w piżamie poszłam na przykład do "Dzień Dobry TVN". Było fajnie, wygodnie, stylowo. Kocham ubierać się wygodnie, gdy nic mnie nie ciśnie, nie uwiera. Wygoda to zresztą ostatnio mój priorytet.

A kto lub co cię dziś inspiruje? Jakaś konkretna osoba, marka, a może idea?

Kate Moss. Ona jest absolutną ponadczasową ikoną. Nosi dużo czerni, ma bardzo spójny wizerunek. Zawsze, jak na nią patrzę, to myślę sobie: kurde, chciałabym być jak ona (śmiech). Z ciekawością przyglądam się też temu, co ze swoim wizerunkiem wyprawia Doja Cat. Podoba mi się, że nie stara się być ładna. A mogłaby stawiać tylko na urodę, bo jest piękną kobietą. Tymczasem akcentuje swoją dziwaczność. Często te jej przegięte stylizacje to też jakiś "statement". To coś, co mnie pociąga i co sama też staram się robić. Bardzo cenię taką umiejętność świadomej artystycznej autokreacji.

Ale tym, co inspiruje mnie najbardziej i odkąd sięgam pamięcią, jest natura. Wiem, że to może dziwnie brzmi w kontekście mody. A jednak rzeczywiście właśnie świat przyrody, zwierzęta, rośliny, to najbardziej wpływało na mój styl i twórczość. Wydaje mi się też, że w moich stylizacjach często są nawiązania animalne czy florystyczne, choć może nie są one aż tak oczywiste i widoczne dla każdego.

Chyba najczęściej zdarza ci się eksperymentować z fryzurą. Byłaś już platynową blondynką, miałaś różowe pasemka, a nawet gwiazdy we włosach.

Rzeczywiście, lubię bawić się włosami, kombinować, wymyślać niestworzone rzeczy razem z Bartkiem Januszem, fryzjerem i stylistą. Kiedyś uważałam, że muszę mieć totalną burzę włosów. Trzymałam się tego przez lata. Na głowie musiało się dziać - być mocno, dziko, dużo. Teraz mam natomiast czerwone włosy i jest ich jakby mniej, są zdecydowanie bardziej "uspokojone". Moja twarz wydaje się przez to drobniejsza, co mi się podoba. Szczerze mówiąc, ciężko jest mi już samą siebie czymś zaskoczyć.

Mam wrażenie, że wszystkiego próbowałam. Miałam nawet białe brwi, co nie było do końca przemyślanym posunięciem (śmiech). Dlatego przychodzą mi do głowy różne ekstrema – a może by tak ogolić głowę na łyso? Ale jednak nie, bo nie podoba mi się mój kształt czaszki (śmiech). Niemniej z tą czerwienią mam wrażenie, że trafiłam w dziesiątkę. Jestem zadowolona, mam coś nowego, ale wciąż jestem sobą. Oczywiście, dostało mi się za ten nowy wizerunek…

Zderzyłaś się z hejtem?

Z lawiną hejtu. Zaczęło się od tego, że zrobiłam sobie artystyczną przerwę, a potem wróciłam, wydając album całkowicie inny niż dotychczasowe. Był bardzo dosadny i naprawdę bardzo o czymś. Wiem, że to mogło być dla wielu zaskoczeniem. A do tego jeszcze schudłam. I teraz codziennie jest mi wmawiane, że coś jest ze mną nie tak. A czuję się świetnie. Ba, chyba nawet nigdy wcześnie nie funkcjonowałam równie dobrze! I fizycznie, i psychicznie. Tymczasem wmawia mi się jakiś "problem", ludzie chcą go zdefiniować. Piszą, że się staczam, bo jestem chudsza niż kiedyś. Albo raz się nie pomaluję i mam worki pod oczami, to od razu czytam, że jestem śmiertelnie chora lub od czegoś uzależniona (śmiech).

Margaret

Margaret

Autor: AKPA

Źródło: AKPA

Co ciekawe - bardzo cieszę się z ruchu body positive, ale nigdy nie przypuszczałam, że tak piękna idea może zrobić takie salto! Teraz, pod jej przykrywką, kobiety drobne czy szczupłe (z różnych powodów) mogą doświadczać "troski" podszytej ogromnymi pokładami agresji. Trzymam kciuki, żebyśmy przestali popadać w skrajności i akceptowali i tych, którzy mają krąglejsze kształty, jak i tych którzy są szczupli, lubią się dziwnie ubrać i tym samym dać upust swojej kreatywności.

Współczuję ci, bo widzę, że jesteś permanentnie oceniana. I to nie tylko za to, co tworzysz, ale też za to, jak wyglądasz.

To potrafi wejść na głowę. Wiesz, ja dziś jestem w stanie głośno powiedzieć, że tak, uważam się za piękną kobietę. I nawet jak ktoś po mnie jedzie, to myślę sobie: ale o co ci chodzi, przecież jestem świetna (śmiech). To nie zarozumiałość, po prostu w końcu całkiem nieźle czuję się we własnej skórze. Nauczyłam się siebie, stać mnie już na samoakceptację. Szczerze mówiąc, w eksperymentach z wizerunkiem chętnie pozwoliłabym sobie na jeszcze więcej.

Razem z moją stylistką Lindą Golińską miewamy naprawdę szalone pomysły. Ale w Polsce niestety tego robić nie wolno. Mogłabym na przykład, jak aktorka Florence Pugh, nosić fantastyczne suknie odsłaniające piersi. Bo nie mam problemu z nagością, lubię ją. Natomiast wiem, dziś bardziej niż kiedykolwiek, że muszę dbać o moje zdrowie psychiczne. A gdy pozwolę sobie na choćby odrobinę więcej, to zostanę zaszczuta. Dlatego moim zdaniem nie warto. I nie chodzi o to, że stracę jakiś kontrakt czy coś. Chodzi wyłącznie o tę nagonkę, pod którą i najsilniejszy by się ugiął. Wyrosłam już też z młodzieńczego buntu, żeby pokazać coś światu za wszelką cenę. I to raczej świadczy o mądrości aniżeli o braku odwagi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij