Podziel się:
Skopiuj link:

"Mamo, nie chciałem sprawić, żebyś płakała". Najsłynniejsi artyści, którzy malowali swoje matki

Artyści żadnym z modelek nie poświęcali tyle uwagi, co… własnym matkom. Lucian Freud malował swoją mamę przez 4 tysiące godzin. Natomiast matka Whistlera stała się amerykańską ikoną, którą docenił sam… Jaś Fasola.

"Mamo, nie było moim zamiarem sprawić, żebyś płakała…" ("Mama, I didn’t mean to make you cry…") śpiewał Freddie Mercury w piosence wszech czasów "Bohemian Rhapsody". Za to rzeźbiarka Louise Bourgeois matkę zamknęła w ciele potężnej stalowo-marmurowej pajęczycy opierającej się na ośmiu kończynach przed muzeum Guggenheima w Bilbao. Im bardziej ekscentryczny artysta, tym bliżej mu do matki – na początku XX wieku sporo do powiedzenia na ten temat miałby Zygmunt Freud, szczególnie gdyby wiedział, że za kilkadziesiąt lat dotyczyć to będzie również jego wnuka, Luciana.

Wizerunkowi matki w sztuce można by poświęcić całe życie, szczególnie, że za temat zabrała się również popkultura. W pełnometrażowym filmie z 1997 roku "Jaś Fasola – nadciąga totalny kataklizm", angielski komik Rowan Atkinson wciela się w słynną postać Jasia Fasoli, którego pracownicy amerykańskiego muzeum mylnie biorą za brytyjskiego kustosza, mającego uświetnić galę odsłonięcia obrazu "Matka Whistlera" pędzla (a jakże!) Jamesa McNeilla Whistlera. Obraz w filmie Fasola oczywiście przypadkowo niszczy, co wywołuje spazmy wśród pracowników muzeum. A to dlatego, że na co dzień wiszący w paryskim Musée d’Orsay portret, to jedno z najważniejszych dzieł amerykańskiego, ale i światowego, malarstwa. I od niego zaczniemy.

1871 rok. Kobieta w czerni siedzi w szarym pokoju, spokojna. Olej na płótnie jest spory, bo ma niemal 145 x 162 cm. Bardzo prosty kompozycyjnie. Jego prawdziwy tytuł to "Aranżacja szarości i czerni nr 1:matka artysty”. Tak postanowił nazwać obraz Whistler, Amerykanin, który karierę rozwijał na Starym Kontynencie. Matka, którą sportretował to Anna McNeill Whistler. Aż dziw bierze, że dzieło to przez długi czas nie było docenione, ani w Stanach (gdzie nikt nie chciał go kupić), ani w Londynie. Dopiero w 1934 amerykańska poczta z okazji Dnia Matki wypuściła znaczek z podobizną „Matki Whistlera”. To dobre skojarzenie, ponieważ Whistler chciał tym obrazem uhonorować wszystkie amerykańskie matki, które lata młodości dawno mają już za sobą (a tak naprawdę chodziło mu o kolorystykę i kompozycję, nie uczucia do rodzicielki). Poza tym wkrótce pojawiły się również pomniki z jej podobizną, choćby ten w Pensylwanii, któremu towarzyszy zdanie "Matka jest najświętszą z żywych istot".

Obraz Whistlera często nazywa się "Wiktoriańską Mona Lisą". Anna pozowała synowi w mieszkaniu w Londynie, gdy oboje mieszkali w dzielnicy Chelsea. Ponoć zastąpiła jedną z modelek, która akurat nie zdążyła na umówione z malarzem spotkanie. Inna plotka głosi, że wedle pierwotnego zamysłu Whistler chciał, żeby matka pozowała na stojąco, ale nie było jej dostatecznie wygodnie, więc po długich rozmowach doszli do porozumienia – posadzono ją na krześle. "Matka Whistlera" stała się dziś, w kulturze masowej, ikoną macierzyństwa. Ale nie tylko ona.

Od zawsze na zawsze

Matka była interesującym obiektem malarskim już w renesansie – wtedy zresztą zaczęto malować portrety, a najczęściej do roli modeli wykorzystywano członków najbliższej rodziny. Wyjątkowo ciekawe są wizerunki Barbary Holper pędzla Albrechta Dürera. Wcześniejszy portret, z 1490 roku, został namalowany, gdy malarz miał zaledwie 19 lat. Tu Barbara jest wyprostowana, dumna, piękna. Szkic węglem, zrobiony 20 lat później przedstawia już zniszczoną staruszkę, choć matka Albrechta ma na nim 63 lata. Sporo jak na średnią w XVI wieku. Ale to też sporo, gdy człowieka pożera choroba. To wyjątkowy portret, zrobiony zaledwie dwa miesiące przed śmiercią Barbary. Niby groteskowy, ale tak naprawdę boleśnie realistyczny. Krytycy twierdzą, że to najczulsza ze wszystkich prac artysty. Z jego zapisków wynika, że łączyła go z matką wyjątkowo bliska więź, przez całe życie. "Nie potrafię wyrazić ciężaru żałoby przez jaki przeszedłem", pisał potem Dürer. Barbara, razem z Albrechtem, urodziła 18 dzieci, z których w wiek dojrzały weszła tylko dwójka. Podobno była złotniczką, ale z tego co wiadomo, często chorowała, wiele wycierpiała.

Wiek później swoją starzejącą się matkę wielokrotnie malował również Rembrandt. Neeltgen starzała się z niezwykłą godnością, a przez to o pozowanie do portretów prosili ją również inni malarze. Poza tym fakt, że Rembrandt z taką chęcią malował matkę wynikał również z dość przyziemnych kwestii, jakimi były… finanse. Mimo tego, że był najważniejszym malarzem holenderskim swoich czasów, wciąż miał problemy z pieniędzmi. A mama za pozowanie rachunków nie wystawiała.

XIX wiek i matka (nie zawsze) wspierająca dziecko

Matki zwykle wspierają swoje dzieci i tak było w przypadku Paula Cézanne’a, francuskiego postimpresjonisty. Jego matka Anne Elisabeth Honorine Aubert od samego początku była przychylna jego karierze (ojciec natomiast wspierał syna groszem, z małą przerwą, gdy dowiedział się o nieślubnym dziecku, do którego Paul długo się nie przyznawał). Była ponoć przemiła, ale szybko można było ją urazić i na długo się obrażała. I tę cechę odziedziczył po niej syn.

Matka odegrała też ogromną rolę w życiu Vincenta Van Gogha. Anna Cabentus Van Gogh malowała amatorsko, raczej z przyjemności. „Portret Matki” z 1888 roku powstał na podstawie czarno-białej fotografii, którą Van Gogh wykorzystał, żeby stworzyć najwierniejszy obraz matki, której nie widywał od lat. Jednak w tym przypadku, matka nie była tak wspierająca jak u Cézanne’a. Relacje między Vincentem a Anną były pełne napięć i żalu. Wpływ na to bez wątpienia miało wydarzenie, do którego doszło w marcu 1852 roku, dokładnie rok przed narodzinami malarza. Anna poroniła w zaawansowanej ciąży syna, którego nazwała Vincentem Willemem Van Goghiem. Ciężko było jej się pozbierać po tej stracie. Gdy rok później rodziła kolejne dziecko, postanowiła nazwać je tak samo jak zmarłego syna. Urodził się Vincent Willem Van Gogh – jeden z najwybitniejszych malarzy, jakich nosiła Ziemia. Każdego dnia mały Vincent musiał mijać grób ze swoim imieniem wyrytym w kamieniu, a matka nadal rozpaczała, każąc małemu dekorować grób starszego brata kwiatami. Przyszły malarz mógł robić wszystko, starać się najbardziej na świecie, jednak nigdy nie mógł dorównać idealnemu wyobrażeniu pochowanego dziecka, który w swojej głowie uwiła Anna. Z tego powodu przez całe życie szukał miłości zastępczej. W tym wypadku Freud miałby wyjątkowo wiele do powiedzenia. Wszystkie problemy ze zdrowiem psychicznym Vincenta w przyszłości miały wynikać właśnie z niezagojonych ran. Mężczyzna nigdy nie pogodził się z matką. Choć przez całe życie poszukiwał jej uczucia i akceptacji, nie udało się.

Osiem lat po stworzeniu matczynego portretu Van Gogha, swój obraz pokazał matce 15-letni Pablo Picasso. To było rok po wyprowadzce z nadmorskiego miasta La Coruña, gdzie przez kilka lat mieszkali Picassowie. Tam też w szkole artystycznej wykładał jego ojciec. Tu więź matki z synem jest widoczna już na odległość. Bije z niego delikatność i ciepło. Pablo już na początku XX wieku przyjął nazwisko matki, jako pierwsze i jedyne pod jakim jest znany, choć hiszpańska tradycja nakazuje inaczej. María Picasso Lopez była bardzo skupiona na synu, z uśmiechem wspominała, że jego pierwszymi słowami było "piz, piz" – skrót od lápiz (ołówek, tłum. red.). W końcu Pablo nauczył się malować na długo przed tym, nim nauczył się mówić. Matka zawsze stała przy jego boku.

Wiek XX – skomplikowane więzi matki z dzieckiem

Marc Chagall pochodził z ubogiej żydowskiej rodziny, mimo to dzieciństwo wspominał jak najlepiej. Matka Feiga-Ita przelała na pierworodnego morze miłości. Rozpieszczała go jak mogła. Sama zajmowała się domem i ciężko pracowała w sklepie. Właśnie taką ją uchwycił ukochany syn na obrazie „Mother by the oven” z 1914 roku.

Dzięki matce w twórczości Chagalla czuć subtelność i ukochanie, szacunek do kobiet. Kolory, kompozycja, miłość do żony Basi. To wszystko układa się w niezwykłą historię jednego z najwybitniejszych współczesnych malarzy.

Miłość do matki – skomplikowaną – wyraził niedługo później Salvador Dalí, jeden z najbardziej kontrowersyjnych surrealistów. Tak powstał obraz "The Enigma of Desire, or My Mother, My Mother, My Mother, My Mother", dziś dostępny dla miłośników sztuki w muzeum w Monachium. Był 1929 rok, gdy zadowolony Katalończyk odłożył pędzle. "Skończone", syknął. Nie mógł swojego dzieła pokazać niestety matce, bo ta nie żyła już od ośmiu lat. W tym roku wstąpił do grupy surrealistów, zafascynowanych freudowskimi teoriami, których Dalí był najlepszym przykładem. Hiszpan zobrazował więc siebie we śnie (jego profil widoczny jest w lewym rogu obrazu) z unoszącym się brązowym kamieniem, skałą pokrytą słowami ma mère – moja matka. To wymalowana tęsknota, ale i pożądanie (mrówki). Podobno zrobił wielkie wrażenie na samym psychiatrze. Zresztą kilka lat później Freud i Dalí spotkali się w Londynie. Freud miał być pod wrażeniem złożoności psychologicznej swojego gościa i tak modelowego przykładu jego teorii.

Psychologiczne ujęcie postaci stosowała w swojej sztuce również Alice Neel, której portret "My Mother" z 1952 roku jest chyba jednym z najwrażliwszych przedstawień matki w historii malarstwa w ogóle. Alice przyzwyczaiła swoich odbiorców do tego, że zawsze malowała przyjaciół i znajomych z najbliższego kręgu. Musiała ich znać, żeby wydobyć to, na czym jej najbardziej zależało – prawdę. Mama Neel – również Alice, była dobroduszna, ale świadoma ciężkich czasów, w jakich przyszło żyć kobietom. Powiedziała córce pewnego razu: "Nie wiem czego oczekujesz od świata, jesteś tylko dziewczyną". Neel cierpiała na zaburzenia nerwicowe, depresję. To malarstwo pomagało jej w życiu.

Matka w rytmie pop

Jeśli pop to matka papieża popartu – Julia Warhola, mama Andy’ego Warhola. Julia z mężem wyemigrowali ze Słowacji w 1921 roku. Andrej – przyszły Andy – był najmłodszym z ich synów. Mówi się, że w dzieciństwie Warhola na lunch najczęściej podawała zupę z puszki marki Campbell. I ponoć to właśnie dlatego Warhol kilkadziesiąt lat później wykorzystał te puszki tworząc z nich jedną z najpopularniejszych prac popartu.

Tak naprawdę sama Julia miała talent, więc łatwiej było jej go dostrzec u syna. Pielęgnowała jego zainteresowania, wspierała. Syn się odwdzięczył nie tylko serią portretów, 66-minutowym filmem "Mrs. Warhol", ale również publikacją. W 1987 roku Warhol wydał książkę z rysunkami kotów, których autorką była Julia. Książeczka nosi tytuł "Holy Cats" i podpisana jest nie imieniem matki, ale: Andy Warhol’s Mother. Z mamą łączyła go niezwykła więź, uwielbiał ją, razem mieszkali przez wiele lat, nawet gdy Warhol prowadził już swoją słynną Fabrykę. Razem też w każdą niedzielę chodzili do kościoła.

Warhol kochał matkę nad życie, jednak jej choroba wymusiła na nim umieszczenie jej w domu opieki. Choć mieszkała tam w najlepszych możliwych warunkach, a syn dzwonił do niej każdego dnia, gdy nalegała na wizytę, odmawiał. Wizja choroby i śmierci matki przytłaczały artystę. Po jej śmierci nie poszedł też na pogrzeb, czego potem, jak wynika z pamiętników, gorzko żałował.

Częstą bohaterką obrazów syna była też Laura Hockney, mama Davida – artysty przez długi czas dzierżącego berło najdroższego żyjącego malarza. Hockney, podobnie jak Neel, lubi malować tych samych ludzi wielokrotnie. "Gdy poznaję ludzi bardziej i bardziej, dostrzegam coraz więcej w ich twarzach", mówi. Dlatego jedną z najczęstszych modelek była jego matka. Rzucała wszystko, gdy syn dzwonił, żeby chwilę z nią porozmawiać. Gdy tylko jej potrzebował. Ich więź snuje się od obrazu do obrazu, od szkicu do szkicu. Artysta sportretował matkę ponad 50 razy. Czasem śpiącą, czasem zamyśloną, innym razem wyjątkowo skupioną i obecną. Poświęcali sobie dużo czasu.

Ale pewnie nie więcej niż Lucian Freud, który nad portretami swojej matki spędził… 4 tysiące godzin. "The Painter’s Mother Reading" z 1975 roku jest tylko jednym z wielu portretów Lucie. Po śmierci ojca Luciana, architekta Ernsta Freuda (syna Zygmunta), Lucie wpadła w głęboką depresję, co, jak twierdził malarz, pozwoliło mu przez kolejnych siedem lat niemal przez cały czas ją malować. Lucie siedziała nieruchomo, była smutna i zamyślona. Syn próbował to wszystko przelać na płótno. Czy wykorzystywał matkę? Być może. W swoim życiu Freud skupiał się wyłącznie na sobie, co potwierdzają dziś jego dzieci – czternaścioro, do których się przyznał (choć podobno jest ich ponad 40). Z drugiej strony kochał ją nad życie i dbał o nią, jak tylko potrafił. Po jej próbie samobójczej, codziennie organizował wspólne śniadania w pobliskiej piekarence. Potem niemal każdego dnia malował ją przez 4 godziny. Powstało 9 obrazów.

Sam Freud unikał zazwyczaj komunikacji werbalnej, nie wychodził poza płótno. Jeśli chciał o czymś powiedzieć, po prostu to malował. Z obrazów jego matki można wyczytać wiele. Prawda jest taka, że zawsze starał się od matki uciec, bo czuł, że wie o nim wszystko. Ale gdy nadszedł odpowiedni czas, wrócił. I uratował ją.

Matka i nowe pokolenie

Tracey Emin zyskała sławę w latach 90., gdy podbijała świat wraz z brytyjskim ruchem Young British Artists. Był to czas wielkiego odrodzenia brytyjskiej kultury, z którego najbardziej dumny był premier Tony Blair. Zjawisko to nazwano Cool Britannia i dotyczyło muzyki, mody, kina, ale i sztuki. Emin mówi sztuką właściwie niemal przez cały czas o sobie. Początkowo radziła sobie z traumami (Emin w dzieciństwie padła ofiarą wykorzystywania seksualnego). W 1994 roku jednak pokazała portret mamy Pameli Cashin – "Mum Smoking". Mama w życiu szalonej Tracey była obecna zawsze. Z córką pojawiała się na jej wernisażach, dumę manifestowała przez cały czas. Dziś Tracey walczy z rakiem pęcherza moczowego, na którego kilka lat temu zmarła Pamela.

Dzień mamy

W sztuce wizerunków matek jest o wiele więcej. Paul Gauguin pięknie sportretował zniewalającą rodzicielkę Aline, od mamy Alicji pędzla Williama H. Johnsona nie można oderwać wzroku. W 2009 roku Daphne Todd namalowała umierającą 100-letnią matkę. Obraz nie wychodzi z głowy, to ból i umieranie. Cierpienie. Do tego stopnia, że rodzina Todd zerwała z nią kontakty. Czy przekroczyła granice? Twierdzi, że nie. Pytała matkę o zgodę. Realistyczne obrazy matki pokazuje dziś m.in. David Kassan.

Każda z bohaterek artykułu była silną postacią, wywierającą na dziecko ogromny wpływ. Większość z artystów zaczęła malować dzięki matkom. Albo pchnęły ich do tego trudne relacje z nimi. Warto się jednak przyjrzeć tym obrazom, bo kryją w sobie więcej emocji niż każda inna praca. To więź, ta niewidoczna nić oplatająca matkę i syna, matkę i córkę. A teraz? Sięgnijcie po telefon. Zadzwońcie do mamy.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij