fot. APART
Podziel się:
Skopiuj link:

Małgorzata Socha: zawsze najchętniej wracam do domu

– Mam swoją bezpieczną przystań i to jest dla mnie najważniejsze. To moja rodzina, mój dom. Oni dają mi niesamowitą siłę i poczucie bezpieczeństwa – mówi Małgorzata Socha. To do tego domu aktorka tak chętnie wraca po intensywnym dniu na planie. Tu się wycisza i odnajduje równowagę.

Na wywiad z Małgorzatą Sochą niełatwo jest się umówić. Aktorka jest w ciągłym biegu, pędząc z jednego planu zdjęciowego na drugi. Trudno jej wygospodarować chwilę dla siebie i bliskich, nie mówiąc już o namolnej dziennikarce. W końcu się udaje, ale o idealnych warunkach do rozmowy obie możemy co najwyżej pomarzyć. Myśli wymieniamy w drodze na plan "Przyjaciółek". Niestety nawigacji nie mamy po swojej stronie. Niejedna myśl ucieka spłoszona wypowiadanym przez aktorkę ze stoickim spokojem "tym razem już na pewno się zgubiłam". Skąd my to znamy?

Monika Rosmanowska: "Co dzień nas gna w nowe strony zadyszany świat…" – śpiewa Zbigniew Wodecki w świątecznym filmie Apartu, w którym Pani także występuje. Gdzie wciąż Panią tak gna?

Małgorzata Socha: Aktualnie do pracy. Jestem w trakcie zdjęć do kolejnego sezonu "Przyjaciółek" (serialu w reżyserii Grzegorza Kuczeriszki, emitowanego od 2012 roku na antenie Polsatu – red.). Pomimo pandemii cały czas pracujemy, z czego jestem zadowolona, choć nie ukrywam też, że chwilami nie jest łatwo. Ciężko wychodzi się od dzieci, które zostają w domu. Niemniej cieszę się, że jestem potrzebna, że to co robię podoba się ludziom. Myślę też, że w obecnych czasach posiadanie pracy czy możliwość wychodzenia z domu do pracy jest przywilejem.

Jak radzi Pani sobie z tym pośpiechem? Co robi, by w tym pędzie nie zwariować?

Mam swoją bezpieczną przystań i to jest dla mnie najważniejsze. To moja rodzina, mój dom. Byłoby mi niezwykle trudno bez świadomości, że jest ktoś, kto na mnie czeka, że każdego dnia mam do kogo i gdzie wracać. To daje mi niesamowitą siłę i ogromne poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście przy trójce maluchów nie ma mowy o odpoczynku, ale wystarczy, że mogę złapać dystans, przewietrzyć głowę. W domu myśli biegną swoim torem, a ja doceniam każdą chwilę.

Źródło: APART

Zawsze może też Pani chwycić buty do biegania i uciec do lasu.

I tak robię. To jest czas, w którym mogę zrobić coś dla siebie. Dystans nie jest długi, więc szybko wracam, robię jeszcze krótki trening i już mogę oddać się innym sprawom domowym. Co ciekawe, podczas wiosennego lockdownu zdobyłam nową umiejętność. Ponieważ spędzałam wówczas z dziećmi praktycznie 24 godziny na dobę, starając się trzymać telefon i sprawy zawodowe na dystans, to w czasie biegania nadrabiałam wszystkie zaległości w rozmowach. Moja wydolność znacznie się poprawiła. Po pierwszych trudnościach z oddechem doszłam do takiej wprawy, że dziś rozmowa czy załatwianie zawodowych spraw w biegu jest czymś naturalnym (śmiech).

Dom to azyl, w którym czas zwalnia. Czy przechodząc przez próg, jest się Pani w stanie odciąć od pracy, zostawić za sobą niedokończone sprawy, odwiesić rolę jak kostium?

Staram się pilnować i nie mieszać dwóch porządków. W domu jestem sobą, wyciszam się, uspokajam. Oczywiście nie da się zupełnie odciąć od tego, co zostawiamy za drzwiami. Telefon nie przestaje dzwonić tylko dlatego, że przekraczam próg mojego azylu. Staram się jednak, by był wyciszony, odłożony na bok, a jeśli ktoś potrzebuje porozmawiać ze mną o pracy, to robię wszystko, by załatwić sprawę sprawnie i szybko. Będąc w domu w 100 proc. skupiam się na potrzebach mojej rodziny. A co z niedomkniętymi sprawami? Powtarzam sobie, że "jutro też jest dzień". Praca jest moją pasją, czy może raczej pasja stała się pracą, ale to rodzina jest najważniejsza.

Lubi Pani czytać… Czy to także jest sposób na ucieczkę przed szaleństwem codzienności?

Rzeczywiście moment sięgnięcia po książkę jest dla mnie czasem wyciszenia. Po intensywnym dniu próbuję w ten sposób skierować myśli na inne tory, spokojnie zasnąć. Książki to doskonały sposób na ucieczkę od codzienności. Gdy biorę w rękę kolejną historię, to znów robię coś dla siebie. Dużo czytam też dzieciom i proszę starszą córkę, która niedawno poszła do pierwszej klasy, by i nam zechciała poczytać. Widzę, że czerpie z tego przyjemność. Mówi się, że dziś rzadziej sięgamy po książki, a ja widzę, że jej sprawia to coraz większą frajdę.

Źródło: APART

Czy są historie, do których lubi Pani wracać?

Niedawno, także ze względu na werdykt noblowski, wróciłam do Olgi Tokarczuk, którą czytałam lata temu. I jest to bardzo przyjemny powrót. Gdy można się jeszcze było swobodnie przemieszczać i podróżować po Europie, wpadł mi też w ręce Carlos Ruiz Zafón. Dzięki tej lekturze odkryłam niezwykle ciekawe tajemnice Barcelony, na nowo spojrzałam też na miejsca, które w tym mieście uwielbiam.

A propos podróży. Często jest tak, że lubimy wracać pod adresy, które doskonale znamy. Czy Pani także ma takie miejsca?

Zdecydowanie jest to Hiszpania. Wybrzeże Costa del Sol, Marbella i dalej na zachód wzdłuż linii brzegowej… To jest absolutnie moje miejsce na ziemi. Uwielbiam Hiszpanów, ich optymistyczne podejście do życia. W ogóle mam wrażenie, że sporo nas łączy. Jesteśmy rodzinni i mamy w sobie tę swobodę, która ze względu na szerokość geograficzną, w jakiej przyszło nam żyć, jest oczywiście nieco ograniczona. Jednak wystarczy spojrzeć, co dzieje się w miastach, gdy zrobi się choć odrobinę cieplej. Ulice i ogródki restauracyjne pełne są ludzi. Zaczynamy się otwierać, coraz chętniej całymi rodzinami wychodzimy do ulubionych lokali, spotykamy się z przyjaciółmi. I bardzo mnie to cieszy. To już nie jest tylko tradycyjny obiad w domu, coraz chętniej eksperymentujemy ze smakami. Mam nadzieję, że pandemia koronawirusa, która mocno namieszała nam w życiu, wreszcie się skończy i znów będziemy mogli cieszyć się tymi wyjściami i spotkaniami. Do tego czasu będę wspierać restauracje, wierząc, że przetrwają ten trudny czas. Wracając do Hiszpanii, jestem zakochana w tamtejszej kuchni, to jedzenie jest genialne. Wszelkie tapas, pimientos de Padrón, owoce morza…

No właśnie, a co ze spotkaniami z przyjaciółmi, którzy także doskonale ładują nasze baterie? Jak dziś to wygląda? Jak radzi Pani sobie ze swego rodzaju izolacją, strachem o najbliższych?

Na szczęście nie jest źle. Nie pracuję zdalnie, nie zamknęłam się w domu, codziennie mam kontakt z ludźmi, jestem na planie zdjęciowym. Trudno w moim przypadku mówić o izolacji. Mam świadomość niebezpieczeństwa i codziennie podejmuję to ryzyko. Staram się też obracać w kręgu tych samych osób. Nie mam dziś wrażenia, że jestem odosobniona. Choć tęsknota za powrotem do normalności jest duża. Zastanawiam się też, jak to wszystko będzie wyglądało w przyszłości. Czy jesteśmy w stanie wrócić do życia, które znaliśmy dotychczas, czy coś jednak się zmieni, czy poczucie niepewności i obawa o bliskich nie zagości w nas na stałe? Na pewno będziemy bardziej ostrożni.

Lubi Pani wracać do przeszłości, pielęgnować w sobie wspomnienia? Jaką rolę pełnią te powroty?

Jestem osobą sentymentalną i dziś bardzo doceniam posiadanie w domu fotografii. Niewielkich kartoników, na których udało się zatrzymać i utrwalić ulotną chwilę. Lubię przeglądać albumy ze zdjęciami, pudełka, w których fotografie przechowuje moja mama. Staram się też pokazywać ten świat dzieciom. To ich historia, ich korzenie. Niezwykle ważne jest, by mieć tło czy doświadczenia, do których w każdej chwili możemy się odwołać. Dzięki tym zdjęciom wracam myślami do przyjemnych wspomnień. To one są naszym budulcem, niosą za sobą ważne wartości, dają poczucie przynależności. To dzięki nim wiemy, kim jesteśmy i skąd pochodzimy.
Miłe wspomnienia przywołują też drobiazgi, które gromadzę od lat. Również biżuteria. Przedmioty te potrafią wywołać niezwykle silne emocje, oczywiście pozytywne. Co ważne, biżuteria jest ponadczasowa, nigdy nie wyjdzie z mody. Przekazywana z pokolenia na pokolenie wiele też może powiedzieć o nas samych, o tym skąd pochodzimy, o naszej tożsamości.

Przed nami święta Bożego Narodzenia. Jak wyglądają w Pani rodzinie? I jak będą wyglądały w tym szczególnym, pandemicznym czasie?

Najbliższe święta na pewno spędzimy w okrojonym składzie i w domu. Jednocześnie zrobię wszystko, by dzieci nie odczuły zmiany, by w to nasze świętowanie nie wkradł się niepokój. Chciałabym, by ten czas był radosny, pełen ciepła rodzinnego i miłości. Niepokoi mnie, że wciąż do końca nie wiemy, jak tak naprawdę będą wyglądały te święta. Pandemia oduczyła nas planowania, choć z drugiej strony może to dobrze, że przestaliśmy kurczowo trzymać się pewnych założeń, już wiemy, że plan może się zmienić. Mam wrażenie, że mamy dziś w sobie dużo większą wyrozumiałość.

Czego życzy Pani sobie i czego będzie życzyć bliskim w tych wyjątkowych czasach?

Myślę, że dziś wszystkim nam trzeba życzyć przede wszystkim zdrowia. Słowa "i życzę ci dużo zdrowia" przestały być czymś trywialnym, banalnym, powtarzanym bez refleksji truizmem. Nabrały zupełnie nowego znaczenia, mają inny ciężar gatunkowy. I tego właśnie wszystkim szczerze dziś życzę – "zdrowia i jeszcze raz zdrowia". Sobie i swoim bliskim także.

I spokoju oraz większej uważności.

Zdecydowanie, dziękuję.

Małgorzata Socha – absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie, na szklanym ekranie debiutowała jeszcze w liceum, kiedy zagrała główną rolę w spektaklu telewizyjnym "Anka". Na egzamin do szkoły aktorskiej poszła prosto z planu filmu "To my" w reżyserii Waldemara Szarka. Aktorkę widzowie znają z filmów: "Jak poślubić milionera", "Och Karol 2" czy "Śniadanie do łóżka", a także seriali "Złotopolscy" "Przyjaciółki" czy "BrzydUla". Ambasadorka marki Apart. Prywatnie żona Krzysztofa Wiśniewskiego, mama Zosi, Basi i Stasia.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij