fot. Agencja Gazeta
Podziel się:
Skopiuj link:

Małgorzata Minta organizuje wycieczki kulinarne po kraju. "Polska jest dla mnie jak otwarta kanapka"

Małgorzata Minta pokazuje obcokrajowcom, ile dobra skrywa polska ziemia. Udowadnia, że Polska to nie tylko pierogi, bigos i wódka, ale też wspaniałe wina i sery. "Ja myślę o polskiej kuchni przez pryzmat produktów, z których jest zbudowana, a niekoniecznie jakiś konkretnych dań" - mówi dziennikarka kulinarna w rozmowie z So Magazynem.

Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim jak wycieczki kulinarne. Wspaniały pomysł! Jak na to wpadłaś?

Małgorzata Minta, dziennikarka kulinarna: Lubię dzielić się dobrymi rzeczami. Mam wrażenie, że poprzez pokazywanie smacznego jedzenia w Polsce, daję upust swojemu patriotyzmowi. Chcę pokazywać, także Polakom, że ta nasza kuchnia często wykracza poza stereotypy i stereotypowe pojęcie kuchni polskiej. W ostatnich latach scena kulinarna wzbogaciła się o ciekawych szefów kuchni, wspaniałe restauracje, ale też fenomenalnych producentów żywności. Jakość tych produktów, często robionych metodami rzemieślniczymi, bywa naprawdę imponująca. A ich różnorodność i asortyment wzrastają z roku na rok. Te produkty są czasem dużą niespodzianką, nawet dla nas samych, choć pochodzą z Polski.

Jeśli podróżuję, to sama poszukuję osób, które pokażą mi, co jest najlepsze poza klasykami z przewodnika turystycznego. Wierzę, że warto, żeby karma krążyła, dlatego sama zaczęłam dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniami kulinarnymi.

Mam wrażenie, że coraz więcej osób poszukuje jedzenia od małych, lokalnych producentów.

Rzemieślnicy nie produkują masowo, ale jest ich coraz więcej. Dzisiaj nie trzeba jechać na drugi koniec Polski po dobry ser. Czasem takie serowarnie można znaleźć bardzo blisko swojego miejsca zamieszkania. Wystarczy popytać: znajomych, producentów innego jedzenia i czasem można natrafić na takie niespodziane odkrycia.

Jak przedstawiasz Polskę podczas wycieczek?

Chcę pokazywać Polskę w inny sposób, niż jest to w przysłowiowych przewodnikach turystycznych: że Polska to głównie pierogi, kapusta kiszona i wódka od śniadania do kolacji. Mówię na przykład, że Polska to także wina, że mamy 250 winnic w naszym kraju, że te wina są wszelakie: musujące, macerowane na skórkach, z późnego zbioru, zrobione ze szczepów szlachetnych, ale też hybrydowych. Pokazuję, że mamy ule w miastach i że na co dzień używamy różnych rodzajów miodów, a nie tylko jeden, czy dwa. Że mamy różne kasze, że chodzimy zbierać grzyby…

Nie pytają cię o wódkę?

Nie da się uciec od tematu wódki. Nie twierdzę, że wódka nie jest produktem, którym nie wypada się chwalić, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że stosunkowo mało wiemy i nie pokazujemy jej w tak dobrym świetle, jak na to zasługuje. Wódka jest niezwykle szlachetnym produktem. Z wielką estymą podchodzimy do whisky, do koniaku, a w naszej świadomości wódka służy temu, żeby się upić.

A przecież jakościowe wódki, robione z wielkim pietyzmem w dobrych destylarniach, są produktem premium. Sommelierzy, czy barmani sugerują, żeby pić je niezmrożone tylko w temperaturze pokojowej, żeby je sączyć, aby poczuć wszystkie aromaty i niuanse smakowe. Staram się, aby osoby, które oprowadzam, spróbowały dobrych win, ale też unikalnych wódek, które mają smak, a nie tylko alkohol.

Mało kto kojarzy Polskę z winami, o których wspomniałaś.

W tej chwili polskie wina są proponowane gościom w gwiazdkowych restauracjach za granicą. W XVI-XVII w. robiono w Polsce wina, głównie na Śląsku. Potem trochę kultura picia wina zanikła, a to współczesne winiarstwo w Polsce rozwinęło się przez ostatnie 30 lat. Wtedy zaczęły powstawać pierwsze winnice, często hobbystycznie, z czasem coraz mocniej się profesjonalizujące. Mi jednak najbardziej imponuje tempo wzrostu jakości polskich win oraz ich rosnąca różnorodność, z jednej strony to jak winiarze się doskonalą, ale i jak są otwarci na eksperymenty.

Polskie wina podawane są w Londynie, eksportujemy je do Danii, do Szwecji. Niedawno widziałam, że jeden winiarz informował, że wysyła swoje wina do Korei. Czy to nie jest wspaniałe?

Mówi się, że dobre wino powinno odzwierciedlać klimat, krajobraz, otoczenie, w którym powstaje, moim zdaniem dzięki temu idealnie pasuje do lokalnych produktów. Białe wina produkowane w Polsce są bardzo rześkie, mają wysoką kwasowość, sporo nut owocowych takich jak agrest, czy białe porzeczki. Doskonale pasują do ryb słodkowodnych, które są charakterystyczne dla naszego kraju, czy do szparagów, wszelkich nowalijek.

Z twojej oferty korzystają głównie obcokrajowcy, czy Polacy również?

Głównie pracuję z obcokrajowcami. Moim głównym zajęciem jest dziennikarstwo i często piszę o kulinarnych ciekawostkach z Polski - o producentach, szefowych i szefach kuchni, winiarkach i winiarzach, ale także przygotowuję artykuły-przewodniki kulinarne po miastach. Otrzymuję też, w tym temacie, sporo zapytań przez kanały społecznościowe i zawsze chętnie dzielę się dobrymi adresami z osobami, które do mnie piszą.

Organizowałam wyprawy dla szefów kuchni z innych krajów, ale też dla prywatnych osób. To jest niezwykle satysfakcjonujące, kiedy słyszę podczas tych wycieczek "Wow!". Ich zdumienie, kiedy próbują polskich win, polskich serów, kiedy idą na targ, jest niesamowite. Wtedy odkrywają np. całą różnorodność jabłek, które są na jesieni, ale też jakość naszych warzyw.

Czym sugerujesz się, wybierając miejsca na wycieczki?

Jeśli to jest wycieczka dla szefów kuchni, to mniej więcej wiem, co ich może interesować. Prawdopodobnie będą to restauracje, ale też miejsca, z których pozyskiwane są produkty. Jeśli są to wycieczki organizowane np. przez Biuro Promocji Turystyki Urzędu Miasta Stołecznego Warszawa dla zagranicznych dziennikarzy, to zawsze staram się porozmawiać z redaktorem, jaki materiał przygotowuje, co go interesuje albo sama podrzucam ciekawe tropy. Staram się, żeby to było dostosowane do preferencji i potrzeb uczestników.

Co obcokrajowcy mówią o polskiej kuchni? Co im pokazujesz?

Tu pojawia się pytanie: czym jest polska kuchnia? Ja myślę o polskiej kuchni przez pryzmat produktów, z których jest zbudowana, a niekoniecznie jakiś konkretnych dań. Dla mnie to są słodkowodne ryby: pstrąg, sandacz, szczupak, czy nawet karp. Wszystkie kiszonki, kasze, grzyby. Jeśli mam osobę, którą oprowadzam, to pokazuję restauracje, które budują z tych klocków. Żyjemy w 2020 r. i kuchnia ewoluuje. To jest element kultury i zmienia się w czasie.

Pokazuję więc restauracje prowadzone przez młodych, utalentowanych szefów i szefowe kuchni, którzy we wspaniały sposób czerpią z tradycji polskiej kuchni, z bogactwa tutejszych produktów, ale wykorzystują to we współczesny sposób.

Takie wycieczki trwają 3-4 dni. Wszystko kręci się wokół jedzenia?

Zdarzają się też dłuższe, ale wtedy jeździmy, np. do 3 miast albo 2 miast i na wieś. To nie jest tak, że cały czas jemy. Poznajemy też miasto, mamy czas wolny dla siebie. W końcu to ma być też przyjemność, a nie maraton.

Pandemia koronawirusa mocno zweryfikowała plany wakacyjne wielu Polaków. Z pewnością wielu z nich pojedzie w Polskę. To sprawi, że lepiej poznamy też polską kuchnię i jej zasoby?

Od kilku lat panuje mania jedzeniowa. Kiedy wyjeżdżamy za granicę, mocno skupiamy się na jedzeniu, szukamy fajnych restauracji, czytamy o lokalnych potrawach. A skoro teraz będziemy podróżować po Polsce, to uważam, że warto penetrować kraj w podobny sposób. Popytajmy znajomych, poszukajmy informacji na blogach, na Instagramie, zapytajmy gospodarzy naszego noclegu, czy ktoś w okolicy nie robi serów, miodów. Często przywozimy zza granicy różne oliwy, przyprawy. Czemu nie przywieźć takich pamiątek z Polski? Tu jest sporo niespodzianek!

Myślisz, że przez możliwość podróżowania staliśmy się bardziej świadomymi konsumentami, a co za tym idzie, jakość restauracji jest coraz lepsza?

Na pewno. Nasza wiedza szybko wzrosła, bo pojawiło się więcej źródeł. To zaczęło stymulować rynek gastronomiczny. Niestety, boję się, że koronawirus sprawi, że niektóre z tych miejsc przestanie funkcjonować za jakiś czas. Będziemy dysponować mniejszymi budżetami, wiele osób wciąż boi się wychodzić z domu… To nie wpłynie dobrze na rynek gastronomiczny.

Mocno promujesz to, żeby jeść sezonowo.

Wyszliśmy z domów w takim momencie, aby czerpać z tych sezonowych produktów garściami. Rozpoczął się sezon nowalijkowy: pojawiły się pierwsze sałaty, rzodkiewki, szczaw, szpinak, młodziutkie marchewki. Są czereśnie, porzeczki, jagody, które są bombami witaminowymi. Trzeba z tego czerpać!

Polacy jedzą sezonowo?

Dużo wynosimy z domu. Miałam szczęście, że mieszkałam w domu z ogrodem, w którym było kilka grządek. U mnie jadało się to, co rosło w ogródku i sama też korzystam z tego, co oferuje dana pora roku. Owszem, jest czerwiec, ale jak mam ochotę na awokado, to zjem raz, czy dwa razy w miesiącu. Wydaje mi się, że w Polsce łatwo jeść sezonowo. Ten trend na sezonowość pojawia się nawet w restauracjach i to też nas uczy tego, że większość tych produktów jest ulotna i trzeba z nich korzystać, póki są.

W sezonie wiosenno-letnim łatwiej jest ograniczyć mięso.

Oczywiście! Mamy tyle wspaniałości, że to nie staje się nudne. Jednego dnia można zrobić chłodnik, drugiego młode ziemniaki z miętą i czosnkiem, trzeciego dnia szparagi, a czwartego placki z truskawkami. Jak jest bardzo ciepło, to nie wyobrażam sobie smażyć kotleta.

Masz przepiękne zdjęcia jedzenia na blogu i na Instagramie. Aż ślinka cieknie! Zgadzasz się z opinią, że je się również oczami?

Jedzenie jest jedną z nielicznych czynności, która angażuje wszystkie zmysły. Czujemy smak, dotyk, jego teksturę, powonienie. Zwracamy uwagę na to, jak wygląda. Faktycznie, najpierw jemy oczami. Kiedy zobaczymy danie, to nasz mózg uruchamia cały proces trawienia. Wydaje mi się, że warto otaczać się pięknymi rzeczami. Zwracamy uwagę na obrazy w domu, na zastawę, na nasze ubrania. Skoro dbamy o to, to czemu nie zadbać o to, co dajemy naszemu organizmowi. Ładnie podane jedzenie sprawia więcej przyjemności. Wybierzmy piękny talerz, ulubioną filiżankę do kawy, estetycznie zaserwujmy danie… Nie czujmy przymusu, aby to robić. Znajdźmy balans.

Czy masz ulubiony region w Polsce pod kątem jedzenia?

Warszawa. A oprócz niej kursuję między dwoma regionami. Jeden z nich to Warmia, gdzie jest bardzo dużo fajnych serowarów, ale też świetny producent cydru - Kwaśne Jabłko. Poza tym są przepiękne tereny, lasy, jeziorka, pagórki. Cudownie się tam wypoczywa. Drugi taki region to Dolny Śląsk. Są tutaj świetne winnice, jedne z najlepszych w Polsce, świetne sery. Oprócz tego mam jedno magiczne miejsce – Beskid Niski.

Jakbyś miała opisać Polskę poprzez danie, to jakie byś wybrała?

To zależy o jakiej porze roku. Teraz Polska byłaby chłodnikiem z botwinki. Ale dla mnie Polska też jest otwartą kanapką z chleba. Właściwie mogłaby być kanapką z białym serem i miodem. Nie obraziłabym się. To może zabrzmieć dziwnie, ale Polska jest też trochę wędzoną makrelą.

W lecie byłaby fasolką szparagową z bułeczką tartą, szparagami w maśle albo ciastem z rabarbarem.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij