Podziel się:
Skopiuj link:

Majka Lipiak pomaga osobom z niepełnosprawnością znaleźć pracę: "Nie jestem żadną Matką Teresą"

Majka Lipiak to przedsiębiorczyni społeczna i CEO agencji "Leżę i Pracuję", w której zatrudnia głównie osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Krzysiek porusza tylko głową, a mimo to pisze i administruje strony internetowe, Nicole z zanikiem mięśni właśnie robi kolejne graficzne projekty, a Artur opowiada dzieciakom, jak wygląda życie wózkersa. Dlaczego tak trudno nam ich zauważyć?

W twoim słowniku nie funkcjonuje słowo "niepełnosprawny", prawda?

Maja Lipiak O, dobre pytanie. Prawda jest taka, że też go czasami używam, chociaż staram się stawiać na wyrażenie "osoba z niepełnosprawnością", które moim zdaniem jednak jest bliższe prawdzie, bo pokazuje podmiotowość konkretnej osoby, to że na pierwszym planie jest ona sama, a ta niepełnosprawność jest jedynie jakimś dodatkiem.

Jednak mówienie o człowieku "niepełnosprawny" to jest taki epitet, który od razu naznacza tę osobę. Często mówimy nawet "ci niepełnosprawni" - jakby ta niepełnosprawność zawłaszczała wszystko to, kim oni są i sprawiała, że osoby te nic, poza tym, że są niepełnosprawne nie mają więcej do dodania. Nie mamy dziś takiego terminu, który pozwoliłby ze względów czysto pragmatycznych nazwać pewną grupę mającą dysfunkcje ruchowe, czasami inne, np. intelektualne nie obrażając ich i nie używając słów, które są sztuczne – w języku angielskim istnieje przecież "special needs".

Z drugiej strony nie chcę bawić się w zabawę pt. "Lord Voldemort – ten którego imienia nie można wymawiać". Nie możemy ze słowa "niepełnosprawny" robić przymiotnika tabu.

Większa część twojej działalności jest związaną właśnie z osobami ze specjalnymi potrzebami, skąd taki pomysł i atencja na tę konkretną grupę? Mogłabyś przecież skupić się np. na domach dziecka czy wspieraniu fundacji prozwierzęcych. A niepełnosprawność jest przecież tak często "niewidzialna"…

Ciekawe jest to zestawienie, które wymieniłaś. Tak sobie myślę, że nie będę tutaj jakoś odkrywcza, bo są konkretne dane na ten temat. W top Organizacjach Pożytku Publicznego "OPP", w pierwszej dziesiątce prym wiodą organizacje, które robią coś dla dzieci, im chcemy oddać swój 1%. Dzieci są takimi bytami, które wzbudzają bardzo mocną empatię. Znam też wielu ludzi, którzy nienawidzą innych ludzi, ale kochają zwierzęta i ta miłość do niewinnych zwierząt, do piesków, kotków jest dość naturalna, bo łatwiej kochać kogoś kto nie chce dla nas źle.

Natomiast osoby z niepełnosprawnościami rzeczywiście znikają w tym zestawieniu. Dzieci, zwierzęta, samotne matki… Możemy mnożyć osoby i byty, które potrzebują jakiejś pomocy.

Osobistym powodem, dla którego zajęłam się pracą z osobami z niepełnosprawnościami było spotkanie konkretnego człowieka - sparaliżowanego Artura Szaflika, o którym wspominam w historii naszej agencji Leżę i Pracuję. Sądzę, że gdyby nie Artur to szansa na to, iż akurat pracowałabym z tą defaworyzowaną grupą byłaby niewielka. Ja zmieniłam życie Artura, ale on przede wszystkim zmienił moje.

Na studiach przeczytałam książkę Muhammada Yunusa "Przedsiębiorstwo społeczne" i już wtedy rzeczywiście wiedziałam, że chciałabym być przedsiębiorczynią społeczną, czyli osobą, która robi biznes, ale zarabia na nim, aby rozwiązywać jakiś problem społeczny - to fascynująca mnie idea. Interesowały mnie problemy globalne, głód na świecie - pisałam np. pracę magisterską o pomocy rozwojowej, o tym czy się bardziej opłaca się dać mikropożyczkę dla krajów rozwijających się czy ufundować piec lub kozę, a może adoptować dziecko z kraju rozwijającego się. Ale to Artur skierował moją ideę na inne tory. Nasza pierwsza rozmowa była takim kamieniem milowym - otworzyła mi oczy na pewne sprawy. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, zapytałam czym się zajmuje. Odpowiedział “nie pracuję, dlatego, że nie ma dla takich osób jak ja pracy”. To było takie mocne przeświadczenie, sceptyczne, dające do myślenia. Pomyślałam sobie “hej, no jak to, wystarczy mieć komputer i podłączenie do internetu, a możesz pracować z dowolnego miejsca na świecie, dlaczego więc nie z własnego łóżka?”. I tu się spotkaliśmy – ja byłam gotowa na to, żeby zostawić pracę dla kogoś I postawić na przedsiębiorczość społeczną, a Artur na to, aby po dwudziestu latach braku aktywności zawodowej podjąć pracę.

Istotnym wydaje się to, co powiedziałaś, że osoby z właśnie niepełnosprawnościami mają takie przeświadczenie, iż pracy dla nich nie ma. W jaki sposób Wy je przekonujecie? Jak dajcie im szansę, pokazujecie, że można?

My generalnie, takie mam poczucie, nie musimy ich przekonywać, że mogą pracować. Osoby, które aplikują do naszej agencji, (a w ciągu ostatnich trzech lat było ich w okolicach trzystu) same się często do nas zgłaszają, nawet bez otwartej rekrutacji. Gdzieś o nas przeczytały, usłyszały, zobaczyły wywiad np. w DDTVN czy może taki ja ten do So Magazynu. One uwierzyły, że w końcu powstała agencja, która nie stawia im barier.

Pamiętajmy, że jest to grupa, która generalnie ma problem z kompetencjami.

Oczywiście znajdziemy osobę z niepełnosprawnością, która jest programistą, dr habilitowanym, kimś z wyższym wykształceniem. Generalnie jednak osoby z niepełnosprawnościami wypadają gorzej w statystykach, ze względu na różnego rodzaju bariery. Wieloletnią izolację, bariery architektoniczne, niewyraźną mowę (osoby z mózgowym porażeniem dziecięcym), brak miękkich kompetencji czy nawet umiejętności napisania poprawnie maila do pracodawcy. Suma tych wszystkich braków i przeszkód sprawia, że po jakimś czasie zaczynają być przekonani, że nie ma sensu wysyłać CV, bo i tak nigdzie nie ma dla nich miejsca. A jeśli już coś znajdą, to jest to praca za najniższą krajową, bardzo podstawowa. Czasem firmy zatrudniają ich tylko po to, żeby otrzymać dofinansowanie z PFRON-U (Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych). U nas mamy odwrotny "problem", chętnych do pracy w Leżę i Pracuję jest zbyt wielu, nie jesteśmy w stanie tych wszystkich osób przyjąć, dlatego wymyśliśmy platformę kariery Zdalniacy. To taki portal, nad którym właśnie pracujemy, a ma docelowo łączyć pracodawców z pracownikami z niepełnosprawnością.

Za pośrednictwem Zdalniaków polecacie pracowników? Ręczycie za nich?

Z naszych rozmów z pracodawcami, a przeprowadzaliśmy takie badanie jakościowe - wywiady z pracownikami z HR-u z Huawei, BNP Paribas, Poczty Polskiej czy Ikea wynika, że jest duża otwartość. Poczta Polska na przykład jest takim liderem w zatrudnianiu osób z niepełnosprawnościami. Jednak to w dużej mierze sam potencjalny pracodawca potrzebuje wsparcia organizacji, żeby mógł przejść przez wszystkie prawne zawiłości związane z zatrudnieniem. Nazywamy nasz portal Zdalniacy takim portalem randkowym na rynku pracy. Tu nie chodzi o osiągnięcia w CV, programista na wózku już dawno znalazł pracę - chodzi o umiejętności, czasem podstawowe, ale ważne.

Dzięki tej pracy Zdalniak ma więcej niż tylko 1000 zł renty socjalnej, z której, umówmy się, nie da się samodzielnie wyżyć. Dlatego większość z nich mieszka w gospodarstwie domowym z osobą trzecią i liczy na jej opiekę. Ale tu nie chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze, chodzi również o zwiększenie poczucia własnej wartości. Nie jestem już rencistą, jestem specjalistą ds. marketingu, czy asystentem ds. PR jak Olek Wulkner, którego połączyliśmy z dużym mobilnym graczem. Teraz kiedy dostaję od niego maile, a w stopce ma wpisane Assistant, PR Dept., czuję dumę. Człowiek, który uległ kiedyś strasznemu wypadkowi, w wyniku którego ma uszkodzony rdzeń kręgowy i jest częściowo sparaliżowany, nie musi już być tylko i wyłącznie rencistą. Dla Artura z kolei, który wymaga osób trzecich do pomocy, praca zdalna też jest super szansą – logistyka dojazdu do biura jest droga i zawiła.

Jakie historie osób, które się do Ciebie zgłosiły, najbardziej Ci zapadły w pamięć?

Naprawdę sporo mam takich historii. Weźmy choćby Nicolę, dziewczynę w moim zespole, która zadziwia pracowitością. Ma dopiero dwadzieścia dwa lata, ukończone liceum plastyczne i trzyletnią córeczkę. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, ale nie przeszkadza jej to w rozwijaniu się na polu graficznym. Zaczynała od prostych projektów w Canvie (podstawowy program do obróbki zdjęć), a obecnie bez problemu działa w profesjonalnych programach graficznych. Nicole trafiła do nas jako dziewiętnastolatka, bez studiów, wykorzystuje swoje szanse nie na 100, ale na 1000 procent. Mocna i poruszająca jest też historia Krzyśka Białonia “Białego”, który rusza tylko głową. To człowiek, który ma wszelkie powody do tego, aby nie pracować, bo jego niepełnosprawność jest tak rozległa. A u nas w agencji "Biały" pisze teksty i zajmuje się administracją stron internetowych. To przykład tego, że bariery istnieją często głównie w naszej głowie. Krzysiek steruje ekranem za pomocą specjalnych okularów, które szczytują ruch gałek ocznych, a kosztują nas ok. 500 dolarów (czy to jest dużo jak na technologię pozwalającą przekraczać niemożliwe?). Za pomocą gryzaka w zębach z kolei naciska literki na klawiaturze. W skrócie steruje wzrokiem i zatwierdza zębami.

To brzmi dość niezwykle, dziwnie, ale równie inspirująco...

Można zadać sobie pytanie "kurczę czy chciałbyś po prostu gryźć gryzakiem przez trzy i pół godziny dziennie?". Nie brzmi to jak super atrakcyjna rzecz, ale jaki on ma wybór. Może cały dzień leżeć w łóżku albo siedzieć i oglądać filmy albo po prostu buszować po internecie, a dzięki temu, może zarabiać, robić coś produktywnego. Działać. Już osiem godzin pracy płatnej w tygodniu wystarczy, żeby zmniejszyć ryzyko zapadnięcia na choroby psychiczne o 30 procent. Te badania udowadniają, że my tej pracy potrzebujemy, a osoby z depresją są obciążeniem dla swoich rodzin i kosztem dla gospodarki.

Prócz Zdalniaków i agencji, w której Twoi pracownicy „leżą i pracują” masz w zanadrzu szereg innych inicjatyw np. Zatrudnij wózkersa, która pomaga zwalczać też te realne bariery np. architektoniczne.

Tak, "Zatrudnij wózkersa" to jest takie proste narzędzie, które stworzyliśmy w ramach inkubatora innowacji społecznych "małe wielkie zmiany". Chodziło o to, aby właśnie tym pracodawcom, którzy totalnie nie wiedzą od czego zacząć, jak tego "wózkersa" zatrudnić, dać narzędzie do odpowiedzi na najważniejsze pytania.

A co do barier realnych, o których wspominasz - żyjemy w XXI wieku, a niepełnosprawność ma różne oblicza. Czasem nawet jej nie widać gołym okiem. Niewidomy, głuchy, lekko lub mocniej upośledzony, jeżdżący specjalistycznym wózkiem. Dla Artura, o którym dużo już tu mówiłam, problemem jest podjazd do własnego bloku. To czysta prowizorka budowlana, podjazd 80 stopni. Tylko samobójca odważyłby się wjechać, a co dopiero wózek inwalidzki czy matka z dzieckiem.

O czym warto pamiętać przede wszystkim? Jesteśmy liderem jeśli chodzi o prognozy starzenia się społeczeństwa w UE. Musimy zatem pamiętać, że niepełnosprawność, jakkolwiek groźnie to brzmi, to nie jest jakiś abstrakcyjny problem, który dotyczy tylko 15 procent społeczeństwa. Ok, będziemy żyli dłużej, dzięki postępowi medycyny, część umrze wskutek wypadków czy chorób, ale ci którzy tej starości dożyją, sami będą w jakimś stopniu niepełnosprawni, będą napotykać te same bariery np. zwykłym wejściem po schodach. Tak naprawdę więc, te ograniczenia dotkną większość z nas, więc zróbmy sobie prezent i zainteresujmy się tematem.

Z czego wynika ta trudność w zauważaniu inności?

Przede wszystkim z braku edukacji, takiego na poziomie szkoły podstawowej. Ja nie pamiętam, a jestem rocznikiem '89, ani jednej lekcji o niepełnosprawności. Nigdzie, na żadnym przedmiocie czy to WOS, czy PO czy religia. Mieliśmy klasę integracyjną w szkole, ale pamiętam, że miałam tylko jakieś mgliste wyobrażenia kim są „ci integracyjni”, nikt z nami nie rozmawiał, nie zachęcał do bliższego poznania kolegów ze szkoły. Mamy nawet w zanadrzu taki społeczny projekt "Tour the school", w którym razem z Arturem i Nicole (jak pamiętasz, oboje na wózku) objechaliśmy kilka szkół (później tour przerwała nam pandemia). Dzieciaki pytały "Jak pan robi siusiu?", "Jak to się stało, że miał pan wypadek?". Zero tabu. Chcemy pokazywać najmłodszemu, najważniejszemu socjologicznie pokoleniu, że niepełnosprawność nie musi oznaczać końca świata, że można być grafikiem, grać w rugby czy po prostu robić fajne rzeczy, nawet będąc przykutym do wózka.

To jest taki nasz mały wkład, wiadomo, że nie zmienimy systemu edukacji tymi naszymi lekcjami, ale kto wie może jeśli jedna, druga, dziesiąta, setna szkoła nas przyjmą? A finalnie takie lekcje trafią do dzieciaków na stałe? Oswójmy ich i własne lęki, nie hejtujmy, to taki sam człowiek jak ty.

Ja nie mówię, że moja organizacja jest jedyną słuszną i robimy w ogóle nie wiadomo co, bo takich organizacji jest mnóstwo. Ale dajmy sobie wszyscy szansę. I popatrzmy na niepełnosprawność inaczej.

Rozmowa powstała we współpracy z kampanią "Organizacje społeczne. To działa". www.todziala.org.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij