fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Lana del Rey. "Tak mroczna, że prawie niesłuchalna"

Oskarża się ją o gloryfikację przemocy oraz destrukcyjnych zachowań z samobójstwem i braniem narkotyków na czele. Na koncie ma także udział w scenie gwałtu, antyfeministyczne wypowiedzi i słowa, że chciałaby już nie żyć. Lana del Rey to artystka, którą jedni kochają, a inni nienawidzą - nikogo nie pozostawia obojętnym.

Przez dziesięć lat swojej kariery Lana Del Rey zdążyła narazić się wielu. Feministkom nie spodobało się, że pokazuje przemoc z romantycznej strony — na okładce singla "Blue Jeans" pojawiło się zdjęcie, na którym artystkę dusi męska ręka. Lana odpowiedziała, że feminizm to dla niej nieinteresujący koncept. Mówi się, że jej kariera to wymyślony od początku do końca produkt, będący wynikiem przemyślanej marketingowej strategii. Lanę del Rey krytykowano za to, że próbowała wymazać swoją przeszłość. I za to, że — zdaniem wielu — nie potrafi śpiewać. Mówiono, że sławę zapewniły jej miliony bogatego ojca i że poprzez swoją twórczość zachęca do samobójstwa i eksperymentów z narkotykami. Ale choć wielu nie pozostawia na Lanie del Rey suchej nitki, artystka ma sporą rzeszę darzących ją niemal boską czcią fanów. Ta ma szansę się powiększyć za sprawą wydanego w tym roku tomiku poezji, który pokazuje ponoć Lanę del Rey, jakiej nie znamy. Ale czy ktokolwiek zna Lanę naprawdę?

Wymazać siebie

Pseudonimy, wymyślone tożsamości i ubarwianie biografii to w świecie show-biznesu nic nowego. Ale w czasach internetu i mediów społecznościowych nie jest łatwo napisać życiorys na nowo i wymazać starą wersję siebie. Dlatego choć marketingowcy Lany del Rey starali się jak mogli, świat i tak szybko dowiedział się, że jej muzyczna droga wcale nie zaczęła się wraz z singlem "Video Games". Wówczas, w 2011 roku Lana del Rey zaistniała w masowej świadomości, a jej kariera błyskawicznie nabrała tempa. Utrzymany w nostalgicznym klimacie teledysk obejrzały miliony internautów. A dziewczyna, w kolejnym teledysku — "Born to die" — wystylizowana na gwiazdę złotej ery Hollywood, o pseudonimie będącym połączeniem nazwiska aktorki z tamtych czasów, Lany Turner i modelu Forda del Rey została okrzyknięta objawieniem, sensacją, Królową Hipsterów. "Born To Die" w ciągu kilku godzin znalazło się na 1. miejscu list sprzedaży w 11 krajach. Ale zanim tak się stało, Lizzy Grant, bo tak nazywa się naprawdę, działała w branży już kilka lat. Kiedy wyniki internetowego śledztwa wyszły na jaw, rozpętała się burza.

Elizabeth Woolridge Grant urodziła się 21 czerwca 1986 r. w Nowym Jorku jako córka przedsiębiorcy i szefowej księgowości. Lana del Rey po latach wspominała, że w dzieciństwie mieszkała w przyczepie i nie stać było jej nawet na płatki śniadaniowe. Trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę fakt, że ojciec artystki, Robert Grant jest bardzo majętnym człowiekiem. Co więcej, hojnie wspiera karierę córki. Ale dobrobyt nie pasował do tego, w jaki sposób Lana del Rey pragnęła być postrzegana. Dlatego w jednym z wywiadów przyznała, że jako 14-latka uzależniła się od alkoholu.

"W tym czasie byłam wielką alkoholiczką. Piłam każdego dnia. Chciałam pić sama. Myślałam, że cały ten pomysł był tak cholernie fajny. Dużo tego, co napisałam w "Born to Die", jest o tych latach dzikiej przygody. Kiedy piszę o tym, co straciłam, czuję, że piszę o alkoholu, ponieważ była to pierwsza miłość mojego życia. Moi rodzice się martwili, ja też się martwiłam. Wiedziałam, że to był problem, gdy lubiłam to bardziej niż cokolwiek innego (...). W pierwszej kolejności jest dobrze i myślisz, że masz ciemną stronę — to ekscytujące — a wtedy zdajesz sobie sprawę, że ciemna strona wygrywa za każdym razem, jeśli zdecydujesz się w niej zanurzyć (...). To najgorsza rzecz, która mnie spotkała" — zwierzała się w magazynie "GQ". Ponoć z nałogu pomogli Lanie wyjść rodzice — posłali niepokorną córkę do prywatnej szkoły z internetem. Czyżby ci sami rodzice, którzy mieszkali w przyczepie i z trudem znajdywali pieniądze na żywność? No właśnie.

Fani Lany del Rey poczuli się jednak przede wszystkim oszukani wówczas, gdy wyszło na jaw, że "Born to die" wcale nie było jej debiutem. Ten miał miejsce w 2005 roku — z tym, że artystka występowała wówczas jako May Jailer. Następnie, w 2008 roku postanowiła kontynuować karierę pod prawdziwym nazwiskiem, jako Lizzie Grant. Wówczas wydała EP-kę "Kill, Kill". Z tym, że kiedy "Born to die" zaczęło bić rekordy popularności, wcześniejsze dokonania wokalistki w tajemniczy sposób zaczęły znikać z sieci. Nic dziwnego, że internauci debatowali nad tym, dlaczego ktoś chce ukryć prawdziwą historię artystki.

Piosenki, przy których popełnia się samobójstwo

Zmieszanie z biografią Lany del Rey to nie jedyne, co ściągnęło na nią falę krytyki. Artystka ma pecha do niefortunnych wypowiedzi. Takich jak ta, która padła w wywiadzie udzielonym w 2014 roku magazynowi "The Guardian". Lana powiedziała wówczas, że "chciałaby już nie żyć". Wśród sporej grupy urażonych słowami artystki znalazła się min. Frances Bean Cobain, córka zmarłego przedwcześnie lidera zespołu Nirvana.

"Śmierć młodych muzyków to nic romantycznego" — skrytykowała Lanę Frances. Kontrowersyjne są też często teksty piosenek Lany del Rey. W jednej z nich — "Fucked My Way Up To The Top", pochodzącej z płyty "Ultraviolence" Del Rey śpiewa, że "dzięki pieprzeniu się z mężczyznami, zapewniła sobie miejsce na szczycie". Już to wywołało oburzenie przeciwników Lany, ale kiedy artystka postanowiła skomentować tekst w jednym z wywiadów, tylko pogorszyła sprawę. "Spałam z wieloma facetami w show-biznesie, ale żaden z nich nie pomógł mi zdobyć kontraktu płytowego, co bardzo mnie zdenerwowało" — wyznała wtedy.

Tekstom utworów Lany Del Rey — a także jej teledyskom — zarzucano też często promowanie autodestrukcyjnych zachowań, z narkotyzowaniem się i zachęcaniem do samobójstwa na czele. W rozmowie z BBC Del Rey przyznała, że wielu próbowało ją zachęcić, by zrezygnowała z melancholijnego stylu i tekstów o nieszczęśliwej miłości na rzecz bardziej optymistycznej tematyki. Nic z tego jednak nie wyszło bo — jak powiedziała sama zainteresowana — potrafi pisać tylko piosenki "przy których popełnia się samobójstwo".

Z kolei na głosy, że gloryfikuje przemoc Lana odparowała, że podobne treści można znaleźć u wielu innych wokalistek. Jakich? Tu pojawił się problem, bo wszystkie wymienione przez Del Rey były czarnoskóre, co ściągnęło na nią oskarżenia o rasizm. Ale naprawdę gorąco zrobiło się w listopadzie 2014 roku. Wówczas do sieci trafiło krótkie video pochodzące z tajemniczego projektu. Na kilku mrocznych ujęciach widać Lanę del Rey gwałconą przez reżysera teledysku, Eli’ego Rotha. Pojawia się też Marylin Manson, co wywołało spekulacje, jakoby klip miał być teledyskiem kontrowersyjnego wokalisty. Artysta stanowczo odciął się jednak od tych doniesień — stwierdził, że nie wiedział, iż w eksperymentalnym klipie zostanie wykorzystana scena gwałtu.

Druga płyta Lany Del Rey "Ultraviolence” była zapowiadana jako "tak mroczna, że prawie niesłuchalna". W tytułowej piosence artystka śpiewa: „He hit me and it felt like a kiss” — "Uderzył mnie i smakowało to jak pocałunek". Kiedy singiel zadebiutował w sieci, w magazynie "The Fader" pojawił się wywiad, w którym Lana del Rey mówiła, że nie obchodzi jej feminizm, bo „to po prostu ni jest interesująca koncepcja". "Bardziej interesuje mnie SpaceX i Tesla, to, co będzie się działo z naszym międzygalaktycznym potencjałem".

Środowiska feministyczne ostro skrytykowały wypowiedź artystki, a magazyn "Time" zastanawiał się, czy Lana pochwala przemoc domową. Gwiazda poczuła się urażona krytyką i postanowiła zabrać głos w swojej obronie. Nie wyszło najlepiej. "Czuję się mało powiązana z feminizmem. Nie wiem nawet, o co właściwie w nim chodzi. Nie potrafiłabym powiedzieć, kto jest czołową feministką ani co ona o mnie sądzi. Domyślam się, że mnie nie lubi, bo mnie nie rozumie. Powiedziałabym, że mam tendencje konserwatywne z lewicowymi odchyleniami. Posiadam tradycyjne wartości moralne, ale prowadzę niezbyt tradycyjny styl życia. Czuję się jakby pośrodku" – mówiła Del Rey w rozmowie z magazynem "Neon".

Prawdziwa Lana

Fala krytyki, jaka spadła na Lanę del Rey, odbiła się na jej psychice. "Jeżeli urodzisz się po to żeby być artystą, nie masz wyboru, musisz walczyć, aby móc nim pozostać. (..) Czuję, że robię coś ważnego, ale kiedy spotykam się z brakiem szacunku, chcę znów zacząć pić" — wyznała w jednym z wywiadów dodając, że brakuje jej docenienia.

Tymczasem występ Del Rey w programie "Saturday Night Life" wywołał komentarze, z których ten nazywający ją "12-latką udającą piosenkarkę w swoim pokoju" był jednym z łagodniejszych. Punktowano bezlitośnie rozbieżność pomiędzy tym, jak Del Rey brzmi na żywo, a tym, jak jej głos słychać na płytach. Nic z tych rewelacji nie zdołało jednak zburzyć uwielbienia, którym darzy Lanę del Rey spora rzesza fanów. Mówi się nawet, że artystka nie ma fanów, a darzących ją boską czcią wyznawców — lanaistów. Tych ostatnich z pewnością ucieszył fakt, że Del Rey wbrew temu, co kiedyś mówiła, wcale nie zamierza kończyć kariery. Właśnie powróciła bowiem z kolejną wersją siebie.

Tomik poezji zatytułowany "Violet Bent Backwards Over the Grass" miał pierwotnie zostać wydany w styczniu 2020 roku. Chwilę wcześniej rodzina artystki padła jednak ofiarą kradzieży, premierę więc przełożono. Wybuch pandemii znów pokrzyżował Lanie plany. Poetycki debiut artystki ukazał się dopiero we wrześniu zeszłego roku. 2 października na rynku pojawiła się płyta, na której Lana Del Rey czyta swoje wiersze w rytm delikatnej, choć lekko niepokojącej muzyki. Tomik zebrał świetne recenzje. Wielu uważa, że właśnie w zawartych w nim wierszach artystka wreszcie się odkryła, niczego nie udaje. Czy tomik poezji istotnie pokazuje prawdziwą Lanę? A może to tylko kolejny chwyt marketingowy, pomysł na ocieplenie wizerunku? Polscy czytelnicy już od 30 czerwca mogą sięgnąć po polską wersję "Violet robi mostek na trawie" i wyrobić sobie własną opinię.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij