fot. Archiwum prywatne
Podziel się:
Skopiuj link:

Katarzyna Miller: Samodbałość to nie tylko auto-empatia, ale też różnorodność w działaniu

- Samodbałość określiłabym jak rodzaj dobrze rozumianego egoizmu. Jestem za tym, żebyśmy przestali nazywać egoizmem coś niedobrego, tylko zdali sobie sprawę, że w polskim języku istnieje jeszcze "egocentryzm" i "egotyzm" i to są określenia na niezdrową postawę wobec innych ludzi - mówi Katarzyna Miller, psycholożka.

Oscar Dąbkowski: Co rozumiemy pod pojęciem "self-care", czyli "samodbałość"?

Katarzyna Miller: Rozumiemy pod nim przede wszystkim to, że człowiek jest sam dla siebie ważny, że zdaje sobie sprawę, że za siebie odpowiada. Samodbałość to też poczucie tego, że wszystko, co wobec siebie robię, jak siebie traktuję, jak przyjmuję to, co mi zsyła los, jak reaguję na inne wobec siebie zachowania, zależy ode mnie. Ale też, że mam pewien - choć nie całkowicie - wpływ na swój los i że mogę się uczyć jak sobie coraz lepiej układać relacje z ludźmi i z samą sobą.

W ogóle samodbałość określiłabym jak rodzaj dobrze rozumianego egoizmu. Jestem za tym, żebyśmy przestali nazywać egoizmem coś niedobrego, tylko zdali sobie sprawę, że w polskim języku istnieje jeszcze "egocentryzm" i "egotyzm" i to są określenia na niezdrową postawę wobec innych ludzi. Egoizm jest normalny, wszyscy ludzie są egoistami i w przypadku każdego z nas ma zastosowanie powiedzenie "Koszula bliższa ciału". Naszemu ciało. Bo to nasza koszula i nasze ciało.

Trzeba jednak też wiedzieć, że niektórzy ludzie nie potrafią o siebie dbać, bo zostali tak wychowani albo tak potraktowani przez życie. Niektórzy nie wierzą, że takie działania są warte wysiłku albo, co gorsza, nie wierzą nawet, że takie zadbanie o siebie ma sens.

Czy Polki potrafią o siebie samo-zadbać kiedy nie przymusza ich od tego podbramkowa sytuacja zdrowotna, pobyt w szpitalu czy rehabilitacja?

Jeśli chodzi o kobiece dbanie o siebie to musimy o nim rozmawiać w kilku obszarach. Polki dbają o siebie przeważnie po to, żeby dobrze wyglądać, żeby być ładnie ubranymi, atrakcyjnymi. Są zresztą z tego znane i przez to podobają się facetom na całym świecie. Bardzo to lubią i często zajmuje je to wspólnie z koleżankami: wymieniają się adresami ulubionych wizażystek czy fryzjerów, chodzą wspólnie na zakupy. Powiedziałbym jednak, że w tej sferze dbają o siebie, żeby przypodobać się mężczyznom czy koleżankom. Mało jest w tym jednak prawdziwego dbania. Większość robi to ze swoistego poczucia obowiązku - bo tak trzeba, bo tak wypada, bo jeśli nie będę tego robiła, to przestanę być zauważana. Przez to jest w tym więcej zadaniowości, wewnętrznego imperatywu.

Polki dbają też celowo o zdrowie, ale głównie po to, żeby nie wypaść z roli, z pracy czy z zadań, które mają do zrealizowania. Za mało dbają o siebie jednak w sensie psychicznym, wewnętrznym. Wciąż za dużo od siebie wymagają, często są z siebie niezadowolone, karcą się, bardzo siebie poganiają, są w stosunku do siebie dość bezlitosne czy często nawet okrutne. Oczywiście dostają to w pakiecie wychowawczym, są w bardzo dużym stopniu wytresowane.

Obecnie na szczęście zmienia się to i poprawia, szczególnie w kontekście tego, że kobiety mają teraz znacznie więcej praw i wolności, są znacznie bardziej swobodne. Ciągle jednak posługują się takim trudnym zestawem, który powoduje, że chociaż chcą być szczęśliwe, to jednak nie bardzo potrafią docenić, co się na bieżąco dzieje w ich życiu dzieje. Mają wygórowane oczekiwania, standardy i marzenia. Przez to nie potrafią cieszyć się małymi rzeczami - tym, co tu i teraz. Często myślą, że przecież mogło by być milej, ładniej, lepiej, wyżej, szczuplej, drożej, bardziej ekskluzywnie. Stąd jedno z moich ulubionych powiedzonek: "Czego chcą kobiety? Kobiety chcą więcej!"

Z czego to wynika?

A no głównie z tego, że kobiety bardzo potrzebują takiego wyrównania, za to, że nie było im łatwo jako dziewczynkom. Bo najczęściej nie było im łatwo. Prawda jest taka, że przez mamusie preferowani są chłopcy, ciągle się to dzieje. A to dlatego, że te mamy nie są spełnione przez ich tatusiów. I tak się właśnie toczy ta nasza sztafeta międzypokoleniowa.

A co z kryzysami?

Jeśli chodzi kryzysy – zdrowotne, rodzinne, finansowe - to kobiety są w tych sytuacjach niezawodne. Zbierają się, solidaryzują, jednoczą, pomagają, biorą się z losem za bary. Można powiedzieć, że kobieta sobie zawsze ze wszystkim poradzi, co oczywiście jest szalenie wygodne dla mężczyzn. I oni często wtedy znikają albo umywają ręce. Albo, jak to się ładnie określa – "pomagają", co znaczy, że w sumie nie robią niczego pożytecznego.

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.

Ja bym do tego dostała jeszcze inny zabawne, acz dość przykre powiedzonko: "Kochanie, nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Wychodzę".

Smutne, ale często prawdziwe. I mówię to jako facet.

Żeby było jasne, ja nie mówię tego przeciwko facetom, tylko żeby uwiadomić kobietom, jak patrzeć na mężczyzn i jak komunikować to, czego od nich chcą i oczekują. Nie dostaną co prawda wszystkiego, ale warto się nauczyć cieszyć z tego, co mamy.

Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na to, jak o siebie dbamy? Pytam głównie o kobiety, którym nagle mnożyły się etaty. Na raz musiały być żoną, mamą, panią domu, planerką życia całej rodziny, opiekunką dla psa, zaopatrzeniowcem, a do tego wydajnym pracownikiem, w każdej chwili gotowym na dołączenie do kolejnego calla na Teamsach czy Zoomie?

Myślę, że w tej kwestii niedużo się zmieniło. Kobiety zawsze występowały w tych rolach, zresztą wszystkich naraz, niezależnie od tego, czy trwała pandemia czy nie. Choć oczywiście każdy robił, co mógł, żeby choć na chwilę się z tego domowego zamknięcia się wyrwać. Nie mam jednak poczucia, że pandemia koronawirusa cokolwiek w kwestii dbałości o siebie zmieniła. Przynajmniej w skali makro.

Tym, co obserwuję u swoich pacjentek i znajomych, jest raczej fakt, jak w tym czasie poradziły sobie różne pary: niektóre związki się polepszyły, inne się pogorszyły. Czas domowej izolacji był dla nich doskonałym weryfikatorem, w końcu musieliśmy pobyć dłużej ze sobą w domu. Ale czy pandemia nauczyła nas, kobiety, bardziej o siebie dbać? Mam poczucie, że nieszczególnie. Jeśli ktoś miał ten nawyk, to raczej z niego nie zrezygnował. Mam jedynie nadzieję, że ci, którzy o tym zapominali, w końcu mieli czas, żeby się swoim potrzebom bardziej świadomie przyjrzeć.

Rozmawia pani ze swoimi pacjentkami na grupach terapeutycznych o tym, jak ważna jest samodbałość? O tym, że jej brak może być powodować wiele napięć w duszy i w ciele, wiele stresów, dyskomfort psychiczny?

O tak, zdecydowanie. Powiem panu nawet więcej, one się tej samodbałości uczą od siebie nawzajem. To dzięki grupom kobiety dowiadują się, że inni też mają kłopoty, że radzą sobie z nimi na różne sposoby. Dzięki temu mogą szerzej patrzeć potem na innych - z większą ciekawością, współczuciem, czułością, empatią, ale też przenosić pewne zachowania czy wzorce na siebie.

Tym, co zauważam na moich terapiach jest też fakt, że kobiety często na tych grupach zmieniają swoje nastawienie do… innych kobiet. Zaczynają się sobą interesować, zachwycać. Czasami mówią mi: "ja nie lubiłam dotąd kobiet, ale zobaczyłam, jak jest wspaniale z nimi być". Z wielką radością obserwuję, ile od siebie wzajemnie biorą, jak serdecznie się rozumieją, jak się wspomagają, jak podbierają sobie najlepsze cechy. I uczą się siebie chwalić. Bo choć dużo w życiu osiągnęły, to jednak nie potrafią w sobie tego docenić. A powinny, bo mają być z czego dumne. To duża radość patrzeć na te procesy.

Widzi pani jakąś różnicę między tym, jak samo-dbają o siebie kobiety i mężczyźni? Czy my faceci, potrafimy być na tym polu znacznie bardziej egoistyczni?

Oczywiście, że tak. Szczególnie wtedy, kiedy mężczyzna jest samotny. Kiedy mężczyźni żyją sami, w ogóle siebie nie dbają, zazwyczaj są dosyć zapuszczeni. No chyba że są gejami, to zupełnie inna sprawa, bo mieszkania i garderoby większości gejów zakrawają na miano dzieł sztuki. Jeśli jednak mowa o facetach heteroseksualnych, o to ich dobrostan najczęściej musi dbać jednak kobieta. Czasami zdarza im się mieć świetny sprzęt muzyczny, motocykl czy samochód, ale ich codzienne obejście jest raczej godne pożałowania. To się zmienia, kiedy w końcu znajdą sobie partnerkę. I to na nią spada obowiązek zadbają o ich zdrowie, wygląd i kondycję. Są z resztą naukowe dowody na to, że kiedy mężczyzna mieszka sam, to żyje znacznie krócej niż ten, który żyje z kobietą. Ciekawe, prawda?

O tak, bardzo! Aż sprawdzę, ile ta różnica wynosi. To tyle o kawalerach. A co z singielkami?

No właśnie. Zupełnie inaczej sprawa się ma w przypadku samotnych kobiet. Te wtedy bardzo o siebie dbają, często nawet bardziej, niż kiedy są już w związku. Wtedy chcą się podobać, wyróżnić, zostać zauważoną. Jest to dla nich bardzo ważne i tę samodbałość bardzo skutecznie napędza.

Jak ważnym składnikiem samodbałości jest kontakt z drugim człowiekiem? I potrzeba dotyku, o który, zdaje się – w dzisiejszym czasie coraz trudniej.

To jest kluczowe, to ogromy temat. Pamiętajmy o tym, że małe dziecko bez dotyku umrze, nie wychowa się, to jest dla niego baza żywicowa, baza wychowania i późniejszego funkcjonowania. Także bliskość drugiego człowieka i dotyk to są podstawy naszego jestestwa. Zauważmy jednak, że dużo w tej kwestii załatwiamy sobie przy pomocy zwierzątek, szczególnie takich małych, przymilnych, włochatych. Nie wiem, czy pan zauważył, że na ulicach widać ostatnio więcej właśnie takich małych "przytulastych" piesków. Zgaduję, że to wynika z tego, iż takiego małego zwierzaka łatwiej wziąć na ręce, przytulić, pogłaskać. Takiej fizycznej bliskości cały czas bardzo nam jednak brakuje. Pokazała to też pandemia. Póki nie ma kolejnej fali koronawirusa, nadrabiamy ten czas społecznej izolacji. Korzystajmy póki możemy. Przynajmniej ci zaszczepieni.

Nie każdego, szczególnie teraz, w dobie post-pandemicznej zadyszki ekonomicznej, stać na zagraniczne wakacje czy wyjazdy do drogiego spa. Co możemy zrobić na mikro skalę, żeby o siebie skutecznie zadbać?

Nie każdego stać na ekskluzywne spa, ale raczej każdy ma w domu łazienkę i to tam może sobie urządzić małe, domowe spa. No właśnie, i tu poruszamy ważny aspekt, czyli wodę. Woda to dotyk, a ten – jak już powiedzieliśmy - w naszym samozaopiekowaniu jest niezwykle ważny. Woda jest dla człowieka niezbędna, znacznie bardziej potrzeba niż jedzenie. Nie tylko potrzebujemy jej, żeby przetrwać fizycznie, ale służy nam do tego, żeby nas dotknąć, otulić, opłynąć, oczyścić, zmyć z nas różne rzeczy – nie tylko dosłownie, fizycznie, lecz także metaforycznie. Dlatego zawsze każdemu polecam prysznice, które szalenie lubię - niemal tak samo jak wodospady. Musimy jednak pamiętać, żeby w tej kąpieli współuczestniczyć, żeby brać ją świadomie, mieć na uwadze, że coś nam ta woda zabiera, coś jej oddajemy: stresy, niepowodzenia, napięcia, smutki - wszystko to, co powinno z nas zejść, spłynąć i na dobre wsiąknąć w ziemię. Takie domowe spa zalecam nie tylko jako rytuał oczyszczenia dla ciała, ale także, a może przede wszystkim– dla duszy.

No a jak wanna, to oczywiście jakieś olejki, świece, kule do kąpieli, dobra książka cicha muzyka w tle.

No i oczywiście winko na stoliku obok wanny.

Winko bym zalecała akurat najmniej z tego zestawu. Uważam, że winka należy pijać rzadko, rozsądnie i w niedużych ilościach. Można sobie czasem zrobić oczywiście małe święto tylko dla siebie, ale wiele osób się w tym rozkochuje i potem sobie takie imprezy urządza coraz częściej. Także przestrzegam, że wszelakiego rodzaju "winkowania" trzeba w życiu bardzo pilnować. Z resztą uważam, że problem współczesnych kobiet polega na tym, że zaczęły się uczyć od facetów popijać. A to się najczęściej nieszczególnie dobrze kończy. I z koncepcją dobrze rozumianej samodbałości raczej niewiele ma wspólnego.

Co jeszcze możemy robić w domu? Możemy ćwiczyć, tańczyć, podśpiewywać, chodzić na luzaku, czyli w wolne dni albo podczas pracy zdalnej zrobić sobie piżama party; możemy gotować sobie pyszne rzeczy – takie, które normalnie byśmy zamówili tylko w restauracji; możemy zrobić piknik na dywanie; możemy coś uszyć albo pocerować; możemy pograć w gry, zorganizować sobie mały domowy koncert, puszczając ulubione kawałki z YouTube czy Spotify; możemy sobie przeczytać wiersz, ułożyć razem rodzina historyjkę; możemy posłuchać babci i dziadka, jak opowiadają o swojej młodości; w końcu możemy się zdrzemnąć albo porządnie wyspać i nie traktować tego jako czas zmarnowany.

A co z tego pani robi, żeby na bieżąco uprawiać w swoim życiu self-care?

Bardzo wiele! Przede wszystkim chciałabym, żeby dzień był dłuższy, bo ciągle brakuje mi czasu na lektury. Bardzo dużo czytam, książki zawsze były w moim życiu wielką wartością – czasem ratunkiem, czasem sposobem na życie, na poznawanie innych kultur, poglądów innych ludzi. Bardzo dużo się nauczyłam o świecie z dobrych i mądrych książek.

Poza tym sama piszę książki, piszę wiersze, układam piosenki, śpiewam, słucham sporo różnej muzyki, do której lubię sobie czasem potańczyć. Uwielbiam prysznice i wodę, więc kiedy tylko mogę to staram się z nią obcować. Bardzo lubię leżeć, spać, a czasem też nic nie robić – siedzieć i się gapić w chmury albo leżeć na werandzie w moim domu w Kazimierzu i patrzeć na kwiaty. To akurat mogę robić godzinami.

Jak pan widzi, opcji jest co nie miara. Najważniejsze to po nie sięgnąć i otworzyć się na świat, na różne doświadczenia, najmniejsze nawet aktywności, pozwolić sobie na kreatywność. Korzystajmy z niej nie tylko w pracy, ale też w naszym codziennym życiu domowym, a na pewno stanie się ono znacznie ciekawsze i bardziej zróżnicowane. Bo przecież w dbaniu o siebie chodzi nie tylko o auto-empatię, ale też o różnorodność w działaniu.

Katarzyna Miller - psycholożka, psychoterapeutka, felietonistka, filozofka, nauczycielka akademicka, piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów. Mini-wykłady o różnych aspektach ludzkiej psychiki znajdziecie na jej kanale na YouTube: Na chwilę - oficjalny kanał Katarzyny Miller.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij