fot. Materiały prasowe
Podziel się:
Skopiuj link:

Katarzyna Bujakiewicz: Wyspecjalizowałam się w pomaganiu na większą skalę

Katarzyna Bujakiewicz jest zaangażowana od wielu lat w działania Drużyny Szpiku, jest potencjalnym dawcą i ciągle czeka na ten najważniejszy telefon. - Wykorzystuję tę swoją popularność bez skrupułów, wiem, że osób, którym trzeba pomóc jest naprawdę dużo - mówi aktorka w rozmowie z So Magazynem.

Aga Kozak: Co pani daje pomaganie innym?

Katarzyna Bujakiewicz: Nieprawdopodobną radość i satysfakcję, z pewnością zaspokaja potrzebę sensu i wspólnoty. Myślę, że niektórzy mają to we krwi i działają od razu, inni potrzebują więcej czasu. Znaczenie ma wychowanie w empatii, wrażliwość na innych oraz to, co nam przekazują rodzice.

Mówi pani, że pomaga od dzieciństwa.

W dzieciństwie pomoc dotyczyła pluszowego króliczka czy kotka, potem ratowałam wróbelka, następnie nosiłam sąsiadowi zakupy. Dla mnie to naturalne - tak naprawdę całe życie komuś pomagam. Czuję taką wewnętrzną potrzebę: chcę wspierać innych. Nie tylko rodzinę i bliskich, ale też całkiem obce osoby i oczywiście zwierzęta. Kluczem jest empatia i uważność na drugiego człowieka oraz przekonanie, że potrzeby wszystkich są równie ważne.

Pani się już z pomagania może chyba doktoryzować…

Fakt. Robię to od wielu lat i się wyspecjalizowałam w pomaganiu na większą skalę. Dlatego mogę dzielić się z innymi swoim doświadczeniem i wiedzą.

Czyli?

Czasami w mediach społecznościowych pojawia się apel, chwytający za serce i natychmiast zaczynamy działać, nie sprawdzając komu konkretnie pomagamy i kto jest organizatorem akcji ani jakie treści czy wartości promuje. Może się okazać, że stoi za tym firma, która przede wszystkim realizuje swoje cele marketingowe. Jeśli faktycznie chodzi o pomoc - wspaniale, ale zawsze warto sprawdzić! No i zachęcam, żeby rozejrzeć się wokół i zacząć od własnego podwórka.

Czyli od swojej okolicy? Miasta, miasteczka, gminy?

Zgadza się! Na przykład ja jestem praktycznie od zawsze związana z Drużyną Szpiku z Poznania, działam na swoim terenie z ludźmi, do których mam pełne zaufanie. Znam wszystkich tych, którzy zajmują się organizacją i aktywnie wspierają, ale znam też osoby, którym pomagamy. Regularnie się z nimi spotykam, więc wiem, że to nie jest jakaś wirtualna akcja, lecz że działamy na korzyść konkretnej osoby.

Ale teraz, w dobie pandemii owo spotykanie się jest utrudnione…

Tak, ale mamy internet. Social media niewątpliwie ułatwiają pomaganie, ale też w pewnym sensie utrudniają! Dają duże możliwości – dotarcie do wielu osób z dużą ilością próśb o pomoc. Te apele oraz zbiórki są często formułowane podobnie i na poziomie komunikacyjnym, i emocjonalnym, więc odbiorca może się z łatwością pogubić, nie wie co wybrać. Dlatego zachęcam do świadomego wyboru i sprawdzania komu konkretnie pomagamy i czy na pewno chodzi o pomoc czy może o marketing lub sprzedaż. Kiedy angażuję się i wspieram konkretne dziecko, lubię mieć kontakt z jego rodzicami, chcę też je poznać. Jeżeli mam tylko taką możliwość to odwiedzam chorego malucha i się do niego przytulam, robię zdjęcie, żeby potwierdzić swoją osobą wiarygodność zbiórki. Zależy mi, żeby inni wiedzieli, że faktycznie tu warto pomóc, bo stoi za tym konkretny człowiek. Wierzę, że jeżeli ktoś chce naprawdę pomagać to będzie pomagał i znajdzie swoją drogę.

To znaczy?

Na przykład można pomóc sąsiadce na kwarantannie i zrobić jej zakupy czy wyprowadzić psa, jednocześnie zachęcając innych do pomagania. Siła społeczności lokalnych jest niesamowita i też kontakt osobisty oraz uśmiech bezcenne. Surfując po internecie warto wejść na grupy z dzielnicy - bo być może tam jest ktoś kto natychmiast potrzebuje pomocy. Można też odezwać się do jakiejś fundacji pro-zwierzęcej czy do Stowarzyszenia Brata Alberta lub Caritasu - tam zawsze, ale to zawsze potrzebna jest nasza pomoc. Zachęcam, żeby to robić jak najprościej, najbliżej nas.

Pani ma w tym pomaganiu jeszcze jeden taki atut: czyli rozpoznawalną, medialną twarz bardzo lubianej aktorki.

Mówiąc bez ogródek, wykorzystuję tę swoją popularność bez skrupułów, wiem, że osób, którym trzeba pomóc jest naprawdę dużo. Jak zaczynam działać, to wszystkich wokół staram się zachęcić do pomocy, trudno się mnie pozbyć!

Tak było w przypadku Aleksa z Poznania chorego na SMA, czyli rdzeniowy zanik mięśni. Na leczenie chłopca zebraliście 9 milionów. To była taka pierwsza zbiórka w Polsce?

Zaczęło się od Drużyny Szpiku: regularnie przynosiliśmy paczki na święta naszym podopiecznym, a nasi wolontariusze raz w tygodniu (to był czas przed pandemią) byli na oddziale i zajmowali się chorymi dziećmi, żeby mamy miały chwilę dla siebie, np. na pójście do fryzjera. Nagle, ponad rok temu, okazało się, że lekarka, która pracuje i opiekuje się naszymi dziećmi sama ma chorego synka. Jasne było, że jeśli nie podejmiemy walki, to jej dziecko umrze. Magda, owa lekarka, jest z Poznania, więc pojechałam do niej, zrobiłyśmy zdjęcia, nagrałyśmy filmiki, zmobilizowałyśmy jej i moich przyjaciół. Docierałyśmy do bliższych i dalszych znajomych oraz nieznajomych. Mnóstwo osób zaangażowało się w ratowanie Aleksa na terenie całej Polski. Na przykład mój przyjaciel, który ma Centrum Osteopatii w Poznaniu dzwonił do mnie i dawał znać, że jest u niego ktoś znany, np. gwiazda piłki nożnej.

Źródło: Materiały prasowe

Niech zgadnę: a pani w auto i…

…namawiałam do pomocy, zawsze się udawało – od razu wspólne zdjęcia i fanty na licytację. Chcąc nie chcąc musieli, ale tak naprawdę chcieli. Opowiadaliśmy historię Aleksa i jego rodziny, budowaliśmy relacje. To była astronomiczna suma do zebrania i konieczne było działanie na szeroką skalę, ja działałam na terenie Poznania i okolic, inni w całej Polsce. To było dokładnie rok temu, pamiętam, że listopadzie i grudniu dzień w dzień byłam u kogoś innego w sklepie. Odwiedzałam różne firmy - zaprzyjaźnione, mniej zaprzyjaźnione… Ludzie w Poznaniu już o tym słyszeli, mobilizowali się i sami pisali: Proszę dziś wpaść do nas! Brałam od nich przedmioty na licytację i leciałam dalej…

Pomagały też przyjaciółki-aktorki?

Nie tylko pomagały, same się angażowały i organizowały pomoc. Na przykład Kasia Zielińska, która przyjechała ze spektaklem. Zośka Zborowska to samo. Magda Różdżka. Mnóstwo znanych osób było z nami. Dodatkowo każdego dnia w czasie ostatnich dwóch miesięcy odbywały się kolacje charytatywne w restauracjach, które chciały nas wesprzeć. Plus cudowna grupa licytacyjna, którą pomagały prowadzić nawet lekarki na dyżurach.

W wigilię okazało się, ze macie 9 mln. Magda z Aleksem i z tatą mogą lecieć do Stanów na leczenie.

Poryczałyśmy się wtedy. Choć przyznam, że niestety pojawiło się też sporo hejtu. Były zarzuty dlaczego Aleks ma dostać, a inne dzieci nie. Staram się to zrozumieć, każdy walczy o zdrowie własnego dziecka, to zmienia perspektywę. Odpowiadałam wtedy: pomagając Magdzie, mamie Aleksa, która jest lekarką wrócić do zawodu, pomagamy setkom dzieci chorym onkologicznie - więc tak naprawdę pomagamy wielu z nas. Takie akcje zmieniają sposób patrzenia na świat i podejście do życia. Trudno zrozumieć dylematy typu czy auto kupić w automacie czy nie albo co zrobić, żeby schudnąć 5 kg, czy wybrać różowy czy czerwony dodatek. I wie pani co ja na to?

Co?

Serdecznie zapraszam – jak już skończy się pandemia - na onkologię dziecięcą w Poznaniu. Tam życie weryfikuje tego typu problemy. Jak się zobaczy matki siedzące przy łóżkach, przy tych chorych dzieciach – problemy dnia codziennego znikają.

Źródło: Materiały prasowe

Parę lat temu z Magdaleną Różdżką i Pawłem Małaszyńskim pomagała pani "motylkom".

"Motylki" to dzieci z rozszczepieniem naskórka. Zaczęło się od jednego chłopca, którego mama napisała do Madzi Różdżki. Magda wsiadła w pociąg, ja ją odebrałam na dworcu i pojechałyśmy do mamy chłopca pod Poznań. No i z tego się zrobiła potem cała wycieczka, jeszcze Paweł do nas dołączył. Jeździliśmy przebrani za Mikołaje do dzieci i uzbieraliśmy dla nich pieniądze.

Jak pandemia zmienia pomaganie?

Dzieci, w ogóle ludzi potrzebujących, jest bardzo dużo i niestety nie jesteśmy w stanie pomóc każdemu. Pandemia ograniczyła w znacznym stopniu możliwość kontaktu twarzą w twarz, ale to nie znaczy, że nie możemy pomagać. Teraz pomagam dwójce lekarzy i ich córeczce Laurze z SMA. Do zebrania jest 9 mln. Zbiórki są trudniejsze, ponieważ wiele osób boryka się z problemami. Praktycznie w każdej branży jest kryzys. Walczymy w pierwszej kolejności o życie nasze i naszej rodziny, więc może się wydawać, że nie po drodze jest pomaganie. Ale to ono daje siłę i poczucie wspólnoty, uważam, że jak z tego niewielkiego budżetu, oddamy symboliczną złotówkę to takimi złotówkami możemy dojść do wielkiej sumy, która zmieni czyjeś życie. Nie wielkimi, a małymi krokami. Przykładem jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Ale nie może pani pojechać do tej rodziny Laury, prawda? Zrobić zdjęcia, filmiku, a to zawsze pomaga.

To prawda, a tu liczy się każda chwila. Najtrudniejsze jest to, że w czasie pandemii lekarze skupieni są przede wszystkim na pomocy chorym na COVID, dlatego w pewnym momencie rodzice Laury mieli ograniczony dostęp do szpitala i kłopot ze zdobyciem leku dla swojego dziecka. Mierzyli się z lękiem o życie córeczki. Sytuacja jest już opanowana. Teraz nie trzeba lecieć do Stanów, tak jak to było w przypadku Magdy i Aleksa, lek jest dostępny w Lublinie. Tu też mamy dwójkę młodych lekarzy, którzy nie mogą pracować, bo cały czas rehabilitują i opiekują się swoją córeczką, gdyby wrócili do pracy pomogliby wielu innym… Więc, proszę: wybierając kolejne prezenty, zastanówmy się co nam jest tak naprawdę potrzebne. Pandemia pokazała, że tak niewiele. Wystarczy zajrzeć do swojej szafy, można wrzucić jakiś przedmiot na grupę licytacyjną, sprawdzić czy nie ma jakiegoś starszego pana, starszej pani czy dziecka w okolicy, którzy potrzebują naszej pomocy. Niektórzy z nas teraz mają trochę więcej czasu, więc warto podziałać. Ile możemy, to tyle róbmy. Wiem, że w czasie pandemii wymaga to większego wysiłku. Sama w zeszłym tygodniu zderzyłam się ze ścianą, kiedy próbowałam uratować znalezionego psa. Myślę, że to ważne, żeby sobie pomagać, to daje siłę, energię i poczucie sensu właśnie tym którzy pomagają! Warto wzbudzić w sobie trochę empatii i uśmiechu dla drugiego człowieka. Reagujmy, pomagajmy!

Czy to prawda, ze pani swoją szafę rozdaje teraz na licytacjach?

Tak, wyprzedaję suknie na licytacjach na szczytne cele, bo gdzie ja w nich pójdę? Mam czekać na bale? A tutaj, w przypadku potrzebujących dzieci - nie ma na co czekać!

A co możemy zrobić dobrego na święta?

Posprzątać w szafach i niepotrzebne rzeczy oddać potrzebującym. Pójść na wolontariat. Podarować komuś posiłek. Zadbać o bezdomnego. Pod choinkę podarować bliskiej osobie wpłatę na fundację charytatywną – w jej imieniu. I już myśleć o jednym procencie.

Katarzyna Bujakiewicz – aktorka. Grała w komediach ("Kochaj i rób co chcesz", "Zróbmy sobie wnuka", "Nigdy w życiu", "Listy do M"), w filmach sensacyjnych ("RH+", "Poranek kojota"), historycznych ("Sława i chwała", "Stara Baśń - kiedy słońce było Bogiem") oraz w dramatach ("Warszawa", "Inferno"). Jednak serca wielu widzów zdobyła dzięki rolom serialowym. Wcieliła się w postać uroczej, nieco zagubionej siostry Marty w "Na dobre i na złe" i energicznej, radosnej Marioli w "Magdzie M". Później związała się z serialem "Lekarze" przez rolę pełnej temperamentu instrumentariuszki Sylwii. Ceniona aktorka teatralna (Teatr Współczesny (Szczecin), Teatr Polski (Poznań)). Jest zaangażowana od wielu lat w działania Drużyny Szpiku, jest potencjalnym dawcą i ciągle czeka na ten najważniejszy telefon. Dzieli swoje życie na przed i po urodzeniu córki Oli.

Źródło: Materiały prasowe

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij