fot. Instagram.com
Podziel się:
Skopiuj link:

Kasia Dziurska i Emil Gankowski: "Miłość to lekcja odpowiedzialności"

Wielką popularność przyniósł im program "Dance, dance, dance", gdzie wystąpili razem jako para. W tańcu, tak jak w życiu, łączą ich skrajne emocje. Ale każdy kryzys pozwala im przetrwać miłość. Poznali się przypadkiem, nie wiedzieli, że kilka miesięcy później powiedzą sobie "kocham cię". W internecie szczerze opowiadają o swoim uczuciu. Publikują zdjęcia, posty. Nie wierzą, że to przynosi pecha. Przeciwnie, traktują to jako misję, pozwalającą zmieniać myślenie o współczesnych relacjach. Tancerka i trenerka Kasia Dziurska oraz kulturysta Emilian Gankowski mówią o drodze, którą przeszli, by czuć się naprawdę szczęśliwi.

Damian Gajda: Wspólne zdjęcia na Instagramie, występ w programie "Dance Dance Dance”, wywiady – otwarcie opowiadacie o swojej miłości…

Emilian Gankowski: Bo szczerość, w miłości i w życiu, tak w ogóle, jest dla nas obojga najważniejsza…

Katarzyna Dziurska: Nasze poprzednie związki wydawały nam się kiedyś prawdziwe, ale w rezultacie były... ulotne. Gdy trafiliśmy na siebie, okazało się, że takiej właśnie miłości szukaliśmy. Jestem dumna z tego, że stworzyliśmy trwały związek. Dlaczego mielibyśmy więc to uczucie ukrywać? Nasi fani też chcą wierzyć w miłość. Tak jak my w nią wierzymy.

DG: Jesteście wzorem, zwłaszcza dla młodych ludzi. To duża odpowiedzialność?

KD: Tak, zdajemy sobie sprawę, że ludzie biorą z nas przykład. Gdy zmieniłam uczesanie, zaraz w internecie pojawiały się opisy: "fryzura na Kasię Dziurską". Czy gdybym ścięła się na łyso, też by mnie naśladowali? (śmiech). A tak poważnie, jeśli miałabym być wzorem, chciałabym stać się dla innych motywacją. By robić więcej, więcej, więcej. I lepiej!

EG: Może ktoś, kto jest w długim związku, spojrzy na nas i zobaczy, że wciąż, mimo upływu lat, można mówić sobie: "kocham"?

KD: Nagrywaliśmy nawet kiedyś filmiki: „Misiu, co robisz?”_

EG: A ja odpowiadam: „Kocham cię” (śmiech).

DG: Czujecie, że ta miłość Was zmieniła?

EG: Zawsze byłem chodzący zgrywus, żartowniś. Ale ludzie postrzegają mnie przez stereotyp kulturysty, czyli silnego, a więc groźnego i nieprzystępnego faceta, który wydaje się niesympatycznym gburem. (śmiech) Kasia pomogła mi chyba ocieplić mój wizerunek! Poza tym dzięki niej otworzyłem się na świat, inaczej podchodzę do pewnych spraw. Naprawdę dobrze się z tym czuję.

KD: Mnie się wydaje też, że ludzie polubili cię jeszcze bardziej, bo pokazałeś, że facet ze stukilowym bagażem mięśni może być wrażliwy, czuły, empatyczny. Może też się rozpłakać i to wcale nie oznacza, że jest niemęski.

Źródło: Instagram.com

DG: A co Emil zmienił w Tobie, Kasiu?

KD: Ja wcześniej byłam bardzo długo sama. Skupiona na sobie, na celu, na zawodach. Musiałam na nowo uczyć się bycia z drugą osobą. Byłam trochę Zosią-samosią. Emil pokazał mi, jak bardzo brakowało przy moim boku faceta.

EG: Cały czas uczę cię też, żebyś się nie stresowała, takiej, jak mówi mój kolega "luźnej gumy w majtach". Kasia wszystkim się przejmuje, więc pracujemy nad tym, by skupiała się na tym, co ma. Zaczęła to bardziej doceniać. A nie wciąż szukać kolejnych nowych wrażeń. I stresować się, że czegoś jej zabraknie.

DG: Emil, to domena perfekcjonistek!

KD: O, widzisz, Damian mnie rozumie! (śmiech) Zawsze byłam perfekcjonistką. Wciąż myślałam tylko o kolejnym celu. Gdy rozpisywałam plany na nowy rok, uświadomiłam sobie, że mam ich mniej niż w poprzednim. Wpadłam w panikę i wtedy Emil powiedział mi: "Spokojnie, to dopiero styczeń".

EG: I jeszcze: "Zobacz, co zrobiłaś przez cały poprzedni rok". Bo Kasia osiągnęła naprawdę wiele i powinna umacniać swoje poczucie wartości właśnie przez to, że czuje się dumna z tego, co już ma.

Źródło: Instagram.com

DG: Zakochaliście się w sobie od razu?

EG: Nie, poznaliśmy się, gdy byłem w innym związku. A że jestem porządnym gościem, nie adorowałem wtedy innych kobiet. Z Kasią widywaliśmy się na treningach, szkoleniach, akcjach charytatywnych. I tyle, koleżeńska relacja. Spotkaliśmy się potem przypadkiem kilka lat później. Umówiliśmy się na trening, a skończyło się na tym, że przegadaliśmy ze sobą godzinę. I zobaczyliśmy, że nadajemy na podobnych falach. Po tym spotkaniu chcieliśmy umówić się raz jeszcze.

KD: Po naszej pierwszej rozmowie pod szatnią na siłowni, poszłam robić trening, a on wyszedł z klubu. Od razu napisał. A później znowu ja: "Co robisz dzisiaj, o której kończysz?". No i tak od kawki do kawki, od spotkania do spotkania – zaczęło się.

EG: Rozmawialiśmy o wszystkim – treningach, rodzinie, uczuciach. Okazało się, że mamy zbieżny system wartości, że podobnie myślimy o tym, co ważne.

DG: Mówicie, że często spędzacie czas razem. A macie w tym związku przestrzeń tylko dla siebie?

EG: Oczywiście. W weekend byłem z kolegami na mieście. Sam, bez Kasi.

KD: Nie ograniczam go, bo to obróciłoby się przeciwko mnie.

EG: Pętli na szyi nie mam. Kasia musi też czasami za mną zatęsknić (śmiech).

DG: Długo się docieraliście?

EG: Na początku kłóciliśmy się tak, że dobrze, że nie mieliśmy w domu szklanych drzwi , bo dzisiaj pewnie mielibyśmy na ciele jakieś szramy. (śmiech) Wstyd mi było jeździć z sąsiadami windą, bo czasami naprawdę było ostro! Ja jestem zodiakalnym Lwem, więc stawiam na swoim, tym bardziej, gdy jestem przekonany, że mam rację.

KD: Ja też miałam podobne podejście. Lekcja odpuszczania nie była łatwa, bo w sporcie tego nie ma. Wszystko musisz zrobić na sto procent, za wszelką cenę. Ale nauczyliśmy się przyznawać do błędu po tych czterodniowych kłótniach… Za szybko życie płynie i... za bardzo się kochamy, by się kłócić.

EG: Ale z drugiej strony – musi być ogień w związku. Jak nie ma zazdrości, to nie ma pełni uczucia.

Źródło: Instagram.com

DG: W związku nie brakuje trudnych chwil. U Was jedną z nich była diagnoza Kasi. Zmienne nastroje, złe samopoczucie, osłabienie – Hashimoto naprawdę utrudnia życie.

EG: Gdy nie wiedziałem, że te zachowania wynikają z choroby, myślałem: "Wariatka, nie wytrzymam dłużej". Jedziemy samochodem i nagle, płacz, bez powodu. Nie było łatwo.

KD: Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Bo to było poza mną, niezależne od mojej woli.

EG: A ja zastanawiałem się, czy to może ze mną jest coś nie w porządku? Przecież nigdy nie spierałem się z nikim o takie drobnostki.

KD: Ciężko to przeżyłam. Miałam szczęście, bo szybko się dowiedziałam, że to Hashimoto i później, że SIBO. Ale to i tak był szok. Tyłam, nie wiedząc, dlaczego. Nigdy wcześniej nie miałam problemów z utrzymaniem formy. Depresja, dramat, wszystko do kosza. Nie
chciałam się nikomu pokazywać.

EG: 30 stopni, lato, a Kasia w dżinsach, bo nie założy wstydzi się założyć spodenki, chce wszystko maskować, wstydzi się tego, jak wygląda.

KD: Emil bardzo mi pomógł. Mówił, że mnóstwo osób na to choruje i że dzięki odpowiednio dobranej terapii, uda mi się przywrócić równowagę w organizmie.

EG: To było długoterminowe wyzwanie. Najpierw chodziliśmy od lekarza do lekarza. Potem w końcu znaleźliśmy tych właściwych specjalistów. A przełomowym momentem było powiedzenie szerszej publiczności, że Kasia się z tą chorobą zmaga. I właśnie napisanie tej książki, dlatego też tak długo o to walczyłem.

KD: Tak, to był Emila pomysł. Dzisiaj wiem, że dzięki niej domknęłam pewien etap w swoim życiu, przepracowałam niektóre traumy.

Źródło: Instagram.com

DG: W Waszym życiu terapeutyczne działanie mają trening i taniec…

KD: Tak, taniec rozładowuje negatywne emocje. Doświadczyliśmy tego na planie "Dance, dance, dance", programu, w którym wzięliśmy udział.

EG: Po treningu wracaliśmy zawsze do domu w dobrych nastrojach. Bywało ciężko, ale upór i determinacja bardzo pomagały w osiągnięciu celu.

DG: Ty, Kasiu, od dziecka tańczyłaś zawodowo, więc przyjęłaś rolę mistrza, a Emilian – ucznia. Jak to wpłynęło na Waszą relację?

EG: Bardzo się cieszyłem, że będę tańczył z Kasią. Wiedziałem, że ona jest najlepsza, ja będę musiał cały czas ją gonić. Motywowała mnie do tego, żeby wspinać się na kolejne etapy tanecznego wtajemniczenia.

KD: Na początku byłam przerażona, że on się zgodził. "Boże! Jak? On nigdy nie tańczył! Czy my to ogarniemy?" – zastanawiałam się. Na obcą osobę można krzyknąć, przywołać do porządku. A Emil? Jeśli się zdenerwuje – wyjdzie i trzaśnie drzwiami. Co wtedy! Byłam w panice. Ale przypomniałam sobie moje początki, że też bywało trudno, więc musiałam zachować wyrozumiałość.

DG: A uczucie w tańcu pomaga?

KD: Tak. Można się mocniej przytulić, pocałować. I to są szczere, niewyreżyserowane emocje. Nie wyobrażam sobie w programie "Dance, dance, dance" tańczyć z obcym facetem.

DG: Pewnie nie mogłabyś okazywać pełnego spektrum emocji. Widzowie by to wyczuli. Wielu mężczyzn, którzy oglądali ten program, podziwiało nie tylko umiejętności Kasi, ale też jej urodę. Jesteś o nią zazdrosny?

EG: Nie, jestem dumny z tego, że to ja mam tego ptaszka w klatce, a nie że sobie fruwa po mieście.

KD: O! Chyba to ukrócę (śmiech). Emil ma rację, jesteśmy zazdrośni, ale zdrowo. Znamy swoje PIN-y, ale nie mamy potrzeby ich używać. Czasami tylko spojrzę z kim Emil pisze smsy…

EG: Kobiety nie piszą do mnie z żadnymi propozycjami, bo wiedzą, że mam poukładane życie. A poza tym, z racji tego, że zajmujemy się ciałem, podziwiamy też sylwetki innych – kobiet i mężczyzn. Potrafimy komplementować innych.

DG: I Kasia się wtedy nie denerwuje?

EG: Nie. Nie denerwuje się, bo potrafimy normalnie o tym porozmawiać. Jak ktoś wygląda super, po prostu komplementujemy go, ale nie tak, że podchodzi to pod zazdrość czy niesmaczny flirt. No bo tak się przyjęło, że jak się jest w związku, facet już nie może skomplementować innej kobiety.

DG: Miłość, sport, taniec… Macie jeszcze jakąś pasję?

EG: MMA.

KD: Muzyka. I podróże. Mamy za sobą sporo wyjazdów, w różne części świata. Jesteśmy dobrze zorganizowani. Radzimy sobie, niezależnie od tego, czy hotel ma jedną gwiazdkę, czy pięć. Najważniejsze jest to, że spędzamy fajnie czas, razem.

EG: Nie lubimy rutyny. Nie wiem, po co jeździć dziesięć razy do Chorwacji. My wolimy wciąż odkrywać nowe miejsca.

DG: A co daje Wam poczucie bezpieczeństwa?

KD: To, że mamy siebie nawzajem. Zdobywając kolejne szczyty, wiemy, że możemy na sobie polegać. Dałabym sobie za Emila rękę uciąć.

DG: Myślicie, tajemnicą waszego sukcesu, jest szczerość? Jesteście autentyczni, przystępni, nie zadzieracie nosa.

EG: Pochodzę z małej miejscowości, ze wsi, która ma 152 mieszkańców. Przez kilkanaście lat do codziennie jeździłem rowerem, pokonując sześć kilometrów. Mało osób o tym wie, bo od 10 lat mieszkam w Warszawie. Tych wartości, które wyniosłem z domu, nie da się w żaden sposób kupić. Umiem zapracować sobie na wszystko. Niektórym nie zależy tak bardzo.

KD: Nasze pochodzenie sprawiło, że pozostaliśmy autentyczni. Zawsze byłam skromna. Nie doceniałam siebie. Dopiero Emil mi powiedział: "Uwierz w końcu w siebie! Głowa do góry!". To on pokazał mi, że mogę marzyć o wielkich rzeczach._

DG: Co chcielibyście zrobić w tym roku dla siebie?

KD: Chcielibyśmy jeździć na obozy treningowe, popracować nad angielskim, poszerzyć wiedzę na temat diety i treningów. Mam jeden duży plan, który na pewno zrealizuję. I wiele mniejszych, spontanicznych. Za kilka dni będzie już dostępna nasza strona, slimprojekt.pl, przeznaczona dla osób chorych i zdrowych, takich, które chcą schudnąć, nabrać masy albo zmienić swoją sylwetkę. Nasz portal skupia specjalistów z naszej branży. Marzy mi się też otwarcie restauracji sushi w Warszawie. Nie musi być duża…

DG: Czyli następnym razem zaprosicie mnie na fit sushi?

Razem: Bardzo byśmy chcieli móc to zrobić!

Chcesz być na bieżąco i spodobał Ci się So Magazyn? Obserwuj nasze konto na Instagramie i dowiedz się więcej!

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij