fot. Materiały prasowe
Podziel się:
Skopiuj link:

"Jestem wyczulona na niesprawiedliwość społeczną". Rozmowa z Mają Ostaszewską

Na ulicy toczy bezkompromisowe walki o prawa kobiet, mniejszości seksualnych, uchodźców, zwierząt. Maja Ostaszewska od lat pokazuje, że czynne działanie ma wielką moc, a swoją energią skutecznie zaraża innych. Zapytałam aktorkę o początki jej aktywizmu, o to, skąd czerpie siłę do walki i o to, jak możemy razem budować lepszą przyszłość.

Agnieszka Małgorzata Adamska, Wirtualna Polska: Czym jest dla pani siostrzeństwo?

Wzajemnym wsparciem. Solidarnością kobiecą, niepodcinaniem skrzydeł, nieocenianiem. Radością z sukcesów innych kobiet. I odpuszczeniem sobie poczucia, że tylko nasza wizja życia jest słuszna. Dajmy prawo innym kobietom żyć po swojemu. To także gotowość do stawania w obronie innych kobiet. Wkład w budowanie herstorii.

Od lat angażuje się pani w działania na rzecz praw kobiet. Kiedy poczuła pani tę misję?

U mnie to było naturalne. Wychowałam się w otwartym, liberalnym domu. Patrzyłam na moją mamę i babcię (obie wspaniałe i bardzo różne), mam cudowne siostry, przyjaciółki. Dziś jestem mamą nastoletnich dzieci: syna i córki, dla nich, dla niej chce się walczyć. Mamy mocno wyemancypowane społeczeństwo i archaiczne, fundamentalne prawo. Prawo, którego konsekwencje są zagrożeniem dla zdrowia i życia Polek. Nie możemy się na to godzić. Mamy prawo stanowić o sobie, być równo traktowane. Jestem wyczulona na niesprawiedliwość społeczną, to, co dotyczy kobiet, dotyczy mnie bezpośrednio. Nie życzę sobie, żeby prawicowi radykałowie dyktowali nam, jak mamy żyć.

"Kobieca siła" to termin, który na przestrzeni ostatnich lat pojawiał się w mediach bardzo często. Co on dla pani oznacza?

Właśnie tę naszą zdolność do wspierania się. Jeśli tylko chcemy, możemy, niczym stado lwic, wilczyc, walczyć wspólnie. Kobiety w Polsce są niezwykle wszechstronne, wykształcone, świadome. Prezes pewnej partii wulgarnie i bez rozumu uderza w młode kobiety, bo wie, że to nie jest jego elektorat. One się na niego i średniowieczne brednie już nie nabiorą. Patrzę z zachwytem na kolejne pokolenia młodych Polek. Coraz bardziej świadome swojej wartości, niedające się już wpędzić w kąt poczucia winy i stereotypu udręczonej, zaniedbanej matki Polki. Od początku Czarnych Protestów brałam w nich udział, widziałam i czułam tę siłę.

Pani aktywizm oraz szerokie zaangażowanie społeczne imponuje i wzbudza prawdziwy podziw. Czy wierzy pani, że to właśnie kobiety mogą zmienić świat i sprawić, by kolejnym pokoleniom żyło się lepiej?

Jestem feministką, czyli osobą, która jest za równością. Obecny patriarchalny system, kultura macho jest straszna i szkodliwa również dla wrażliwych mężczyzn. Działania na rzecz lepszego świata nie są zarezerwowane dla kobiet. Wspólnie musimy dokonać zmian. Ale istotnie zarówno w moich działaniach na rzecz praw człowieka, ekologii czy praw zwierząt spotykam zdecydowanie więcej kobiet. Mamy większą zdolność do empatii, wrażliwość społeczną. Jesteśmy bardziej gotowe na zmiany, umiemy się przystosowywać do nowych warunków. Umiemy rozmawiać o uczuciach, rozwiązywać konflikty, zarządzać zespołem w tzw. miękki sposób. Ale to również dlatego, że chłopcom od dziecka wmawiało się, że mają być twardzi, nie płakać. Wrażliwość była postrzegana jak naiwność. A słuchanie intuicji (bezcenne moim zdaniem) jak marzycielstwo i brak rozsądku. To się na szczęście zmienia. Również to stereotypowe przypisywanie cech płciom. Postrzeganie tego, co męskie i żeńskie.

Jakie problemy obecnie panią nurtują? Co uważa pani za absolutny priorytet do zmian?

Musimy walczyć o to, aby nasze prawo dotyczące praw człowieka było spójne z wartościami europejskimi. Prawo do godności, leczenia, edukacji, bezpieczeństwa. W naszym kraju ciągle niedopuszczalnie traktowane są kobiety, mniejszości seksualne, osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie. Osobiście, jako wolontariuszka Grupy Granica, nie mogę się także pogodzić z odmawianiem przez państwo polskie pomocy humanitarnej osobom w kryzysie uchodźczym i z notorycznym łamaniem przez nasze służby zapisów Konwencji Genewskiej, która jest częścią naszego prawa, Konstytucji, a nawet Ustawy o Straży Granicznej. Wywózki na terytorium niedemokratycznej Białorusi, bez wszczęcia procedur identyfikacyjnych są całkowicie nielegalne i narażają osoby w drodze na utratę zdrowia i życia. Teraz, przy minusowych temperaturach to tortury. Współpracuję także intensywnie z fundacjami przeciwdziałającymi niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt. Dziś wiemy doskonale, że chów przemysłowy jest jednym z najpoważniej wpływającym na kryzys klimatyczny czynnikiem. Przeciwdziałanie katastrofie klimatycznej, przejście na odnawialne, bezemisyjne źródła energii jest priorytetem. Musimy być świadomi i odpowiedzialni.

Nieraz wykorzystywała pani popularność, by mówić o rzeczach ważnych. Mam wrażenie, że także filmy, w których bierze pani udział, mają w sobie ważny i potrzebny przekaz. Czy sztuka i kultura mogą być polem do działań społecznych?

Nie muszą i dobrze, kiedy czasem są czystą podróżą wyobraźni. Staram się brać udział w różnorodnych projektach, nie stronię także od komedii, jeśli jest inteligentna. Świeżo skończyłam zdjęcia do drugiej części kinowej komedii "Teściowie". Ale owszem, nawet tam mimo czystej radości, jaką mamy nadzieję zaoferujemy widzom, jest sporo przemyśleń na temat naszej kondycji, relacji, przywar.

Mój Nowy Teatr w Warszawie jest miejscem wrażliwym społecznie. Dużo się u nas dzieje okołoteatralnie, a spektakle, choć dalekie od publicystyki, są ważnym głosem o dzisiejszej rzeczywistości. Uniwersalnym, ale osadzonym w europejskim systemie wartości. To dla mnie ważne. W Teatrze Powszechnym gram gościnnie w spektaklu "Odpowiedzialność" Michała Zadary o kryzysie humanitarnym i prawnym na granicy polsko-białoruskiej. To spektakl dokumentalny, przygotowany z prawnikami Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Grałam w filmach z głębokim przekazem. W planach mam dwa mocno zaangażowane. Sztuka ma wielką siłę, a artyści – dar otwierania serc i głów. Marnotrawstwem byłoby tego mądrze nie wykorzystać. Ale tak jak powiedziałam, dbam o różnorodność projektów. Dla siebie i widzów. Jestem przekorna, lubię zaskakiwać czy też wybijać z utartych torów zarówno siebie, jak i widzów.

Jest pani mamą. Czy wierzy pani, że dzisiejsze starania na rzecz środowiska, równouprawnienia i innych ważnych oraz aktualnych kwestii sprawią, że pani dzieci będą żyły w lepszej, bardziej przyjaznej i zdrowszej rzeczywistości?

Muszą, inaczej ta ich przyszłość nie będzie kolorowa. Ale głęboko wierzę w to młode pokolenie. Kiedy patrzę na osoby zaangażowane w Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, widzę, jak są świadomi, mądrzy, zdeterminowani. To samo, kiedy wychodzą na ulice w obronie praw kobiet, prawa do różnorodności, równości, otwartości, np. na Paradach Równości. To jest inne pokolenie niż moje, nieobarczone tak mocno poczuciem winy. Otwarte, wrażliwe. Musimy sprzątać bajzel, jaki im zafundowaliśmy prze zaniechanie i pęd do bezmyślnego bogacenia się, konsumpcjonizmu.

Kampania marki YES "Jestem przyszłością" porusza temat kobiecej siły, stereotypów i więzi międzypokoleniowej. Jak przyjęła pani propozycję udziału w tej wyjątkowej akcji?

Z ogromną radością. Od ponad roku zachwyca mnie działanie YES. Dawanie przykładu innym markom, że biznes może być odpowiedzialny, że za pięknem biżuterii może stać ważny przekaz, tak bardzo w Polsce potrzebny. Przekaz, z którym młode pokolenie i otwarta część starszego może się identyfikować. YES zaprasza też wspaniałe kobiety do współpracy, takie, z którymi mi po drodze. Nie wahałam się zatem ani chwili. Nie jest też tajemnicą, że uwielbiam biżuterię. To bardzo szczera, dająca mi radość współpraca.

Mottem kampanii marki YES jest walka dziś o lepsze jutro, a także umacnianie dziewczynek w silnym poczuciu własnej wartości i uświadamianie im, że mogą wszystko. Czy w pani domu takie wsparcie i przekonania były obecne?

Mój dom rodzinny był otwarty. Rodzice nigdy nie wywierali presji ani na mnie i siostrach, ani bracie, jaką drogę mamy obrać, jak mamy żyć. To dom artystyczny, odwiedzali nas bardzo różnorodni goście, artyści, nauczyciele buddyjscy (rodzice praktykowali buddyzm japoński Zen). Świat wydawał mi się naturalnie otwarty. Bardzo zdziwiło mnie, kiedy w szkole podstawowej spotkałam się z nietolerancją, uprzedzeniami. To było dla mnie zupełnie nienaturalne. Razem z partnerem, nasze dzieci wychowujemy także w otwartości i szacunku dla innych. Bez lęku przed tym, co inne od nas. W poczuciu ciekawości, a nie uprzedzeniach.

Marka YES mówi "tak" dla różnorodności, wolności i lepszego świta bez ograniczeń. Tę przyszłość budujemy już dziś. Co poradziłaby pani osobom, które chcą się zaangażować w zmiany, ale nie wiedzą, jak zacząć?

Liczy się każdy gest. Zaczęłabym od najbliższego otoczenia. Od nas samych. Nic nie znaczą piękne słowa o tolerancji, jeśli źle traktujemy bliskie nam osoby. Zobaczmy, co dobrego możemy zrobić wokół nas. Poświęcić komuś czas, zaoferować pomoc, oddać rzeczy, które nam już nie są potrzebne, a komuś sprawią radość. Zmieńmy nawyki na bardziej ekologiczne, nie kupujmy bez opamiętania, nie marnujmy jedzenia, segregujmy śmieci, ograniczmy spożycie mięsa, a najlepiej z niego zrezygnujmy. Potem włączmy się w działania lokalne – w naszej kamienicy, pracy, dzielnicy, mieście. Jeśli jakiś temat jest nam szczególnie bliski, poszukajmy fundacji, które działają w tym obszarze. Napiszmy do nich, zgłośmy swój wolontariat. Nie do przecenienia jest także wspieranie finansowe fundacji i stowarzyszeń, które działają w naszym imieniu. To również forma aktywizmu. I bądźmy solidarni z tymi, którzy walczą o swoje prawa, którym dzieje się krzywda. Wesprzyjmy ich w protestach, podpiszmy petycje. Bądźmy po prostu bardziej empatyczni i odpowiedzialni, a wszystkim nam będzie lepiej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij