fot. Wirtualna Polska
Podziel się:
Skopiuj link:

Jest mamą czwórki dzieci. "Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę"

- Usłyszałam to od przypadkowego mężczyzny: "O, 800+!". Niektórzy, widząc czwórkę dzieci, od razu zakładają, że nie pracuję, że żyjemy z zasiłków, że dzieci są "z przypadku". To bardzo krzywdzące uproszczenia - mówi Klaudia Goryszewska, która jest mamą czwórki dzieci.

Agnieszka Woźniak: Twoja rodzina jest naprawdę duża. Ile dzieci masz pod swoimi skrzydłami?

Klaudia Goryszewska, autorka profilu @modena.home: Mam czwórkę – trzech synów i córeczkę. Po stracie ich taty moje starsze dzieci - synowie, którzy dziś mają 17 i 13 lat - zostały półsierotami. Z obecnym mężem, Włochem, mamy dwoje dzieci - sześcioletniego syna i córkę, która ma rok i siedem miesięcy. Jak sam mówi – "wziął mnie z dobrodziejstwem inwentarza".

Z obecnym mężem poznaliście się we Włoszech?

Tak, podczas służbowego wyjazdu. To był trudny czas – wciąż bardzo przeżywałam stratę. Nie byłam gotowa na relację. Nasza znajomość zaczęła się nietypowo – nie od flirtu, wręcz przeciwnie. Mój mąż był wtedy z kolegą, który zachowywał się bardzo natarczywie. On natomiast zareagował spokojnie i z klasą – stanowczo go powstrzymywał. Tym mnie ujął: był uprzejmy, powściągliwy, taki prawdziwy dżentelmen. Potem zaczęliśmy pisać – po prostu o życiu. Po kilku miesiącach wiedzieliśmy, że musimy podjąć decyzję. Przeprowadziłam się do Włoch. Uznałam, że łatwiej będzie mi nauczyć się włoskiego niż jemu polskiego. Teraz jednak mieszkamy w Warszawie.

Co przeważyło o tym, że jednak Polska, a nie Włochy?

To była decyzja, która dojrzewała długo. Złożyło się na nią wiele czynników. Mój mąż ma starszych, schorowanych rodziców, którzy nie byli w stanie nam pomagać. We Włoszech nie było świetlicy szkolnej – dzieci trzeba było odbierać o 16. Do tego dochodziła logistyka, codzienne zmagania, brak systemowego wsparcia, a także zdrowie trzeciego syna, który wtedy często chorował. We Włoszech zwolnienia lekarskie nie są płatne, więc każda infekcja oznaczała realne straty finansowe. To wszystko się kumulowało. Po prawie pięciu latach stwierdziliśmy, że lepiej będzie nam wrócić do Polski. Tu mam rodziców – mogę liczyć na ich pomoc, ciepły obiad od mamy czy to, że tata zostanie z dziećmi. To naprawdę ogromna ulga.

Udało ci się znaleźć pomysł na siebie. Jak dziś wygląda twoja praca?

Prowadzę konsultacje marketingowo-strategiczne, głównie dla branży kosmetycznej, z którą jestem związana od 2009 roku. Działam jako firma zewnętrzna, więc nie muszę być codziennie od 9 do 17 w biurze. Mam też dochody pasywne, współpracuję z markami, promuję życie bez chemii i większą świadomość codziennych wyborów. Bywają trudne momenty – zwłaszcza gdy mąż wyjeżdża służbowo. Zdarza się, że wstaję o 6 rano, żeby popracować, zanim dzieci się obudzą.

Czy mama z czwórką dzieci wywołuje obecnie kontrowersje?

Niestety tak. Hejt w sieci jest ogromny, a ludzie potrafią być naprawdę okrutni. Ktoś nazwał mnie "królikiem rozpłodowym". Inni piszą, że "żyjemy z 800+", choć pracuję zawodowo. Rodzinom wielodzietnym często przypina się łatkę – że korzystają z państwowych świadczeń i tylko "produkują dzieci".

Zdarzyło się, że ktoś powiedział to wprost?

Tak, nawet w sklepie. Usłyszałam to od przypadkowego mężczyzny: "O, 800+!". Niektórzy, widząc czwórkę dzieci, od razu zakładają, że nie pracuję, że żyjemy z zasiłków, że dzieci są "z przypadku". To bardzo krzywdzące uproszczenia. Sytuacja materialna czy liczba dzieci nie mówią nic o tym, jak wygląda codzienne życie danej rodziny. To się robi krzywdzące, gdy ktoś ocenia bez żadnego kontekstu, nie mając pojęcia, jak wygląda życie tej osoby.

Wielodzietni

Klaudia Goryszewska ma czwórkę dzieci

Źródło: Archiwum prywatne

Hejt to polska specjalność?

Nie powiedziałabym. Kiedy pokazałam w sieci kilka hejterskich komentarzy, wiele osób pisało: "Typowo po polsku". Ale takie rzeczy zdarzają się też za granicą. Gdy byłam w ciąży z naszą najmłodszą córką, nawet niektórzy znajomi mojego męża z Włoch zadawali pytania typu: "To wpadka?" albo wprost: "Nie rozważaliście aborcji?". To były osoby z jego otoczenia, nie anonimowi hejterzy. Byłam w szoku, że ktoś w ogóle ma czelność zadawać takie pytania.

We Włoszech duże rodziny to jeszcze większy ewenement niż w Polsce. Tam kobiety często decydują się na pierwsze dziecko dosyć późno. Dla wielu szokujące jest to, że ktoś może świadomie chcieć mieć czwórkę dzieci.

Zawsze marzyłaś o dużej rodzinie?

Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Mam dwóch braci i siostrę, a także dwóch braci przyrodnich z poprzedniego małżeństwa taty. Moja mama była z czwórki, tata z piątki. Wigilia u nas to było wielkie wydarzenie – dużo ludzi, dużo miłości. To był dla mnie naturalny model rodziny.

Chyba dopiero po pierwszym dziecku poczułam, że chcę czegoś więcej. Że duża rodzina to coś, co jest mi bliskie. Trzeci syn był przez dłuższy czas najmłodszy – różnica wieku między nim a starszymi braćmi wynosiła 11 i 7 lat. Chcieliśmy, żeby miał rodzeństwo w zbliżonym wieku. Teraz razem z naszą najmłodszą córką tworzą zgrany duet – bawią się, rozumieją i dorastają blisko siebie.

Co jest najtrudniejsze w byciu mamą czwórki? Finanse? Logistyka?

Czas. Najtrudniejsze jest to, że nie da się każdemu dziecku poświęcić tyle samo uwagi, ile bym chciała. Czasem mam wyrzuty sumienia, ale zrozumiałam, że najważniejsza jest jakość wspólnie spędzonych chwil, a nie ich ilość. Staram się mieć z każdym dzieckiem osobne momenty – kino z synem, wspólny serial, spokojna rozmowa wieczorem. Logistykę mamy już dobrze opanowaną, finansowo też sobie radzimy. Uczymy dzieci samodzielności – każde ma swoje obowiązki, pomaga w domu, dba o wspólną przestrzeń. To nie tylko je rozwija, ale też bardzo mnie odciąża w codzienności.

A jak dbacie o relację z mężem? Jest czas na bliskość?

Staramy się. Wspólna kawa rano, rozmowa wieczorem – ale nie o dzieciach! Buziak w kuchni, przytulenie – to drobiazgi, które naprawdę cementują związek. Staramy się też okazywać sobie wdzięczność – nawet za te najmniejsze rzeczy, które łatwo przeoczyć w codziennym biegu. Nie byliśmy jeszcze na randce we dwoje, odkąd urodziła się nasza najmłodsza córka, ale powoli to się zmienia. Wcześniej staraliśmy się raz na jakiś czas pójść do restauracji. Taki czas tylko dla nas bardzo zbliża.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij