fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Isabelle Huppert: czasami musimy pogodzić się z tym, że na coś nie mamy wpływu

Isabelle Huppert to ikona francuskiego kina. Filigranowa, rudowłosa, mimo skończonych sześćdziesięciu ośmiu lat wygląda niemal dziewczęco, ale na ekranie nie boi się niczego. Jedna z najbardziej zajętych europejskich aktorek gra po francusku, włosku i angielsku. Z "Obietnicami" była w ubiegłym roku na wrześniowym festiwalu w Wenecji, premierę "Co się tyczy Joan" zaliczyła w lutym w Berlinie, a już w maju na ekrany kin wejdzie następny film z jej udziałem, "Paryż pani Harris". Znana z "Pianistki" aktorka zdaje się uwielbiać przekraczać granice - dlaczego? Czy uważa, że kino powinno być polityczne? Co ją śmieszy i czy zawsze jest ambitna? Z Isabelle Huppert rozmawia Anna Tatarska.

Anna Tatarska: Przez lata kino francuskie najchętniej trzymało się Paryża, metropolii, życia elit. Ostatnio to się zmienia. "Nędznicy", "Gagarine", a także prezentowany na ostatnim festiwalu w Wenecji film "Obietnice" z pani udziałem, wyglądają poza historyczną stolicę, do okolic biedniejszych, mniej popularnych wśród filmowców. Cieszy panią ten zwrot?

Myślę, że wszystkie filmy są w jakiś ogólny sposób polityczne, bo odzwierciedlają kondycję naszej rzeczywistości. Kino francuskie rezonuje ze światem, w którym powstaje i rzeczywiście jakoś powoli zaprzyjaźnia się z tematami społecznymi, z których dotąd słynęło choćby kino angielskie, a czasami też i włoskie, które w pewnym momencie miało wręcz specjalistów od tych tematów, jak Pietro Germi [aktor, scenarzysta i reżyser znany m.in. z "Rozwodu po włosku" (1961) czy nagrodzonego w Cannes "Panie i panowie" (1966) - przyp. red].

Dla mnie takie projekty są ciekawe, o ile są dobrze napisane. Na przykład wspomniane przez panią "Obietnice", rozgrywające się w małym miasteczku. Z jednej strony film opowiada o politycznej walce o stołki, z drugiej o problemach mieszkaniowych, właścicielach mieszkań w slumsach, usiłujących zarabiać na ludzkim cierpieniu. Mimo zaangażowania w tematy polityczne obraz pozostawia pewien margines interpretacji, nie jest ideologicznie nachalny. To film bardziej o tym, czym jest władza. Co możliwość jej posiadania robi z człowiekiem, który mógłby na pierwszym miejscu postawić zadbanie o obywateli i poprawę ich życia, a zostaje owładnięty żądzą władzy, która jak nic potrafi przestawiać priorytety.

Opowiadamy o napięciach na linii jednostka - grupa, o dobru wspólnym i aktualnych społecznych tematach. Mamy coś osadzonego konkretnie we francuskiej rzeczywistości, ale jednocześnie bardzo uniwersalnego. Acha, jest jeszcze jedna rzecz, którą tamten projekt miał, a która jest dla mnie w kinie bardzo ważna: omijanie stereotypów. W "Obietnicach" ani strona "tych dobrych" ani "tych złych" nie jest jakimś monolitem: są tu pęknięcia, nieoczywistości, naturalnie wpisane w człowieczeństwo.

Pani bohaterka z "Obietnic" odbiera trudną lekcję, że w życiu nie zawsze podejmujemy decyzje sami - czasami musimy pogodzić się z tym, że na coś nie mamy wpływu. Pani jest z tym pogodzona?

W życiu właściwie nie zdarzają się sytuacje, w których samodzielnie pociągamy za wszystkie sznurki. To sytuacja, która mnie, aktorce, jest doskonale znana. Wkładam w coś całą swoją energię, ale efekt finalny zależy od wielu czynników, które pozostają całkowicie poza moim wpływem. Aktor nie jest żadnym demiurgiem, bardziej takim obiektem pożądania, który dopasowuje się do okoliczności, stara odnaleźć w gąszczu niezaplanowanych zdarzeń - lub ich braku. Nie frustruje mnie to, choć nie ukrywam, że czasami kończę swoje przygody rozczarowana. Mam gorącą nadzieję, że politycy mają większy wpływ na podejmowane decyzje niż aktorzy. Jeśli nie, to mamy wielki problem!

Aktorzy i politycy mają więcej wspólnego?

Zdecydowanie tak! Nie każdy aktor jest politykiem, ale bez wątpienia każdy polityk jest trochę aktorem. Musi nieustannie występować. Dysponuje mocą obrazu, może poruszać wyobraźnię. Może ma nawet większy zasób środków, niż my? Aktorzy, poruszając się po planie filmowym, operują na bardzo ograniczonym polu. Polityk działa w o wiele większej przestrzeni. Tak to widzę, jako aktywna obywatelka zainteresowana tematem, ktoś, kto ogląda telewizję, czyta gazety, obserwuje polityków i polityczki - a nawet czasami ich spotyka twarzą w twarz.

"Pianistka", "Elle", praca w teatrze z Warlikowskim... Odnoszę wrażenie, że jako aktorka lubi pani przekraczać granice.

Och, z Krzysztofem to przesuwanie granic to norma! On jest w tym mistrzem i uwielbiam w nim tę cechę. Podobnie wygląda praca z Hanekem [razem zrobili słynną "Pianistkę" - przyp. red.] czy Verhoevenem [za rolę w jego świetnym "Elle" Huppert dostała pierwszą w karierze nominację do Oscara - przyp. red]. Są oni twórcami z bardzo charakterystycznymi, wyrazistymi światami i mocnym punktem widzenia. Dla mnie przyjemnością jest dawać swoją twarz ich produkcjom. Ale nie analizuję, jakie dokładnie guziki we mnie przyciska dana rola. Nie mówię sobie "O rety, Isabelle, ależ to będzie wywrotowe!"; "Wow, ależ kontrowersyjne stanowisko zajmujemy, prowadząc aktorów tak, a nie inaczej".

Autor: Christopher Polk/NBC

Źródło: Getty Images

Lubię przesuwać granice, to moja naturalna inklinacja. Ale nie widzę tego jako jakiejś wewnętrznej walki, choć wiem, że widzowie mogą to postrzegać inaczej. Kiedy jestem w dobrych rękach, po prostu gram. Przesuwanie granic podwyższa stawkę w tej przygodzie. Wymaga śmiałości, bawi, ekscytuje. Pozytywnie wpływa na moją pewność siebie. Wydaje mi się, że kino - ale też praca w teatrze, na scenie - są stworzone do przesuwania granic. Jeśli zawsze robilibyśmy tylko rzeczy konwencjonalne, przewidywalne, to gdzie byłby sens tej pracy?

Czy to działa trochę jak lustro? Podejmuje pani kolejną, wymagającą rolę i poprzez zmiany w swoim podejściu do tego wyzwania odkrywa zmiany w sobie?

Nie do końca. Oczywiście przy każdej kolejnej roli człowiek jest troszkę inny, ale jednocześnie wciąż jest przede wszystkim sobą. Konfrontowanie się z kolejnymi propozycjami, rolami, jest stałym procesem odkrywania siebie - a raczej wielu odsłon i wersji siebie w obrębie jednej ramy. Zresztą nikt nie jest pojedynczy w środku, wszyscy mamy wiele wcieleń.

Ja mam czasami wrażenie, że niektórzy jednak mają tylko jedną, bardzo płaską płaszczyznę...

Wolę myśleć, że każdy ma wiele płaszczyzn, po prostu niektórzy nie pozwalają sobie ich dostrzec. Ale potencjał w nich jest!

Za kilka miesięcy na ekrany trafi film "Paryż Pani Harris", w którym gra pani po angielsku. Jak wspomina pani tę przygodę?

Wspaniale. To duża premiera, za którą stoi studio Universal, spodziewam się wokół niego intensywnej promocji. Znowu, tak jak lubię, jest to film który staje w kontrze do kanonu. Komedia, ale podejmująca ważne zagadnienia, przyglądająca się światowi zbudowanemu na pozorach, wyobrażeniach, pierwszych wrażeniach. Moja postać to osoba niejednoznaczna, ma dwie twarze, zaskakuje.

Grając po angielsku jest pani kimś innym niż gdy gra po francusku?

W pewnym sensie tak! Fascynujące jest, jak praca w obcym języku wpływa na człowieka. Nawet twarz, nasze narzędzie pracy, porusza się inaczej, pracują inne mięśnie, usta układają się w zaskakujący sposób. To nowe wyzwanie, ale jest w nim coś wyzwalającego. Pamiętam, że kiedyś bałam się, że grając po angielsku nie będę umiała być zabawna ze względu na blokadę językową, ale okazuje się, że nie jest to problem. Zrobiłam wiele śmiesznych, anglojęzycznych filmów, w "Paryżu Pani Harris" też, jak sądzę, gram zabawną postać.

Jest pani ikoną francuskiego kina, mistrzynią trudnych ról, ale poczucie humoru to także prywatnie coś, co panią określa.

Na pewno nie wszystko mnie bawi, pewnie pod tym względem jestem wymagająca. Ale lubię się śmiać, to fakt.

Czy postrzega pani siebie jako aktorkę ambitną?

Ambicja, a może pragnienie... Tak, to coś co mi w pracy bez wątpienia towarzyszy. Nie mam problemu z byciem osobą ambitną. Nie wstydzę się tego, że chcę pracować z najlepszymi twórcami i grać świetne role. Ale nie wstydzę się też pragnienia, by przez pół roku odpoczywać od grania, na to też czasami mam ochotę. Choć nie oszukujmy się - w rzeczywistości udaje mi się wyrwać raczej miesiąc a nie sześć.

Według portalu IMDB na przestrzeni ostatnich 50 lat wzięła pani udział w 147 projektach. Zdarzyło się pani, że miała dość, chciała rzucić aktorstwo?

Wiem, że ta odpowiedź może panią rozczarować, ale nie. Nigdy nie przyszło mi to nawet do głowy.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij