fot. svetikd
Podziel się:
Skopiuj link:

Dziesiąta muza robi raban na polskich osiedlach. Fenomen sąsiedzkich kin plenerowych

Kino sąsiedzkie - może być sekretnym podglądaniem sąsiadów z naprzeciwka, kiedy zapamiętale się kłócą. Może to też być forma budowania lokalnych społeczności z pełnoprawnym ekranem, repertuarem i aktorami, którzy są świadomi, że w czymś grają (w przeciwieństwie do pierwszej sytuacji). I ten drugi przykład podziwu dla sztuki filmowej przeżywa właśnie swój renesans.

Urok sąsiedzkiego kina plenerowego jest niezaprzeczalny. Lato, koc, dowolny prowiant - chociaż rybne przysmaki mogą wywołać lekki ostracyzm wśród współoglądających. Nic tylko uczestniczyć w uczcie kinomanów pod chmurką. Sęk w tym, że taką sielankę trzeba zorganizować, zaplanować, a żeby wydarzenie rzeczywiście miało aspekt społecznościotwórczy, jeszcze zaangażować w nie mieszkańców.

Bywa, że inicjatywa jest całkowicie oddolna, jak na jednym z wolskich osiedli w Warszawie, gdzie ze strefy kibica wyrosła prawdziwa letnia przestrzeń filmowych uciech - szybko jednak została ukrócona - bo wykorzystywanie dorobku artystycznego bez niezbędnych zezwoleń i licencji nie jest dozwolone. Nawet mieszkańcom Warszawskiej Woli.

Z kolei na Bemowie, na Osiedlu Parkowym, tuż przy Forcie Bema do tematu postanowiono podejść profesjonalnie.

Osedle Parkowe

Osedle Parkowe

Źródło: SO Magazyn

- Na Osiedlu Parkowym kino plenerowe wyrosło kilka lat temu ze strefy kibica. Pomysł stworzenia miejsca do kibicowania wyszedł ode mnie i przekonałem innych członków i członkinie rady osiedla do wynajęcia sprzętu do projekcji. Z czasem zdecydowaliśmy się go zakupić i gdy mistrzostwa świata w piłce nożnej się skończyły, my postanowiliśmy wykorzystywać nagłośnienie i rzutnik do pokazów kina plenerowego - mówi Robert Podpłoński radny Dzielnicy Bemowo i Przewodniczący Rady Osiedla Parkowego w Warszawie.

Z kolei we Wrocławiu jest cała grupa działająca nad integrowaniem mieszkańców właśnie za pośrednictwem dziesiątej muzy.

- Prowadzimy dwa projekty związane z kinem plenerowym. Pierwszy polega na tym, że po prostu wszelkim zainteresowanym – a odzywają się do nas rady osiedli albo centra aktywności lokalnej - świadczymy taką usługę. Przyjeżdżamy z naszym ekranem i organizujemy seans, pamiętając o założeniu kameralności i sąsiedzkości - tłumaczy mi Lech Moliński, animator kultury, prezes i fundator Wrocławskiej Fundacji Filmowej.

Co na ekran powiewający na wietrze?

Na seansach organizowanych przez Wrocławską Fundację Filmową, próżno szukać jednak w repertuarze amerykańskich blockbusterów – nasze założenia są takie, że filmy mają być raczej z gatunku ambitniejszych oraz być jak najlepiej dopasowane do odbiorców w danym miejscu.

- Na tym polega moje zadanie. Muszę przeprowadzić wywiad środowiskowy, podpytać, czy spodziewam się raczej seniorów czy młodych osób, to wpływa na wybór odpowiednich tytułów.. Współpracujemy z dużą grupą dystrybutorów, ale raczej polskich i niezależnych.

Lech podkreśla rolę doświadczenia. Nauka na błędach w doborze repertuaru też nie poszła w las, bo już wie, co się sprawdza, a co niekoniecznie.

- Kiedyś na Szczepinie wybraliśmy lekki komediowy dokument Grzegorza Brzozowskiego "Obcy na mojej kanapie" o couchsurfingu. Konceptem spotkania był seans na górce w centrum osiedla i ten film, w tamtych okolicznościach, kompletnie się nie obronił. Lokalna społeczność nie zaangażowała się w opowiadaną historię.

Okazuje się, że pewniakami są np. francuskie komedie – lekkie, ale zazwyczaj z elementem edukacyjnym, obśmiewające stereotypy i ukazujący ważne kwestie w lekki przystępny sposób

- Trzeba więc podkreślić, że mówiąc o kinie ambitnym wcale nie mam na myśli kina niszowego. Chodzi raczej o tzw. mainstream arthouse.

Jak podkreśla Lech Moliński, czasem jest wyraźne wskazanie na kino familijne, czasem trzeba dobrać film do osiedla zamieszkanego przez seniorów, a czasem seanse odbywają się na osiedlach deweloperskich, gdzie jest sporo młodych ludzi.

Z kolei o preferencjach najmłodszych najlepiej może powiedzieć Robert Podpłoński z Osiedla Parkowego na warszawskim Bemowie. Podkreśla też, że samo dobranie tytułów, z których prawnie można korzystać jest dość skomplikowane.

Osedle Parkowe

Osedle Parkowe

Źródło: SO Magazyn

- Sąsiedzkie emitowanie filmów wbrew pozorom wcale nie jest taką prosta sprawą - mam tu na myśli chociażby kwestie licencyjne i prawne. Są dwie formuły prowadzenia takiego kina. Jedna to licencja parasolowa, z której obecnie korzystamy. W ramach niej mamy dostęp do produkcji kilkuset wytwórni. Inna możliwość to wykupienie licencji na konkretny film i obecnie skłaniamy się właśnie ku tej drugiej opcji. Powód jest prosty - odbiorcami naszych filmów okazały się głównie dzieci. Produkcje wybierane pod kątem dorosłych gromadziły niewielką widownię - tłumaczy Robert Podpłoński.

W zeszłym roku wśród mieszkańców osiedla zapanowało poruszenie, żeby zorganizować seanse "Gwiezdnych Wojen", więc rada kupiła cały pakiet cały pakiet i... na projekcję nie przyszedł ani jeden dorosły. Dzieci domagały się bajki, więc zamiast Obiego Wan Kenobiego poleciała kreskówka. Prezes rady osiedla dodaje, że podobnie w tym roku. Na fali powrotu "Avatara" do kin, pojawiły się głosy, że fajnie byłoby przypomnieć sobie pierwszą część. Więc "Avatar" na rzutniku, a na leżakach same dzieciaki. Koniec końców po pół godzinie poleciał "Hotel Transylwania".

- Dlatego przymierzamy się do kupowania pojedynczych filmów, by mieć ich kilka w roku, ale przynajmniej wycelowane w konkretne potrzeby - przede wszystkim najmłodszych - dodaje Robert Podpłoński.

Wywczas Popowice, fot.Wojciech Chrubasik

Wywczas Popowice, fot.Wojciech Chrubasik

Autor: Wojciech Chrubasik

Źródło: Wywczas Popowice

Dla kogo ta rozrywka?

Czyli jest wola w narodzie, by się integrować przed ekranem, ale koniec końców brakuje mobilizacji, by wyjść z domu?

- Dorośli trochę się rozleniwili. Dzisiaj w zasadzie każdy film mamy w domu na wyciągnięcie pilota. Największa frekwencja w naszym kinie jest zazwyczaj w maju, kiedy czujemy jeszcze dużą potrzebę wyjścia z domu, socjalizowania się po zimie. Wakacje - mimo że idealne na kina plenerowe, są problematyczne, bo sporo osób jest w rozjazdach - tłumaczy mi radny z Bemowa.

A we Wrocławiu wręcz przeciwnie, ludzie pędzą z domów na seanse.

- W zeszłym roku mieliśmy całkowite szaleństwo, ale to najprawdopodobniej dlatego, że był to okres międzylockdownowy, więc ludzie byli spragnieni spotkań. Najbardziej wariackie było to jak w malutkiej mieścinie Wąsosz, na północy Dolnego Śląska, z dwoma tysiącami mieszkańców, na seans kina plenerowego przyszło 150 osób.

Zaznacza, że przy organizacji takiego seansu trzeba być wrażliwym nie tylko na repertuar. Bo kiedy z prośbą o zorganizowanie seansu zgłosiły się do niego seniorki z osiedla Tarnogaj, to wiedział, że z projekcją muszą poczekać do połowy sierpnia, kiedy szybciej się ściemnia. W końcu mało który senior czy seniorka są skłonni czekać do 22.00, by zacząć oglądać film.

Wojciech Chrubasik

Wojciech Chrubasik

Autor: Wojciech Chrubasik

Źródło: Wywczas Popowice

Kino sąsiedzkie kontra sąsiedzkie spory

- Jakie emocje wywołuje takie kino? Jest jedna grupa odbiorców, których ekscytacja nie ma sobie równych. To dzieciaki asystujące nam przy rozkładaniu sprzętu. Wypraszają zgody od rodziców na możliwość uczestniczenia w seansie i w końcu w nim nie uczestniczą, bo okazuje się, że już muszą iść spać (śmiech) - tłumaczy Lech Moliński.

Bywają też oczywiście nerwy i niechęć, ale jak podkreśla mój rozmówca, zazwyczaj uwagi zgłasza jedna osoba i zawsze starają się znaleźć kompromis.

Jedna konkretna osoba, zapadła w pamięć Robertowi Podpłońskiemu z warszawskiego Bemowa.

- Mam tu jedną mieszkankę, której przeszkadza hałas. Zmieniliśmy więc miejsce projekcji filmów, żeby głos był emitowany w stronę ulicy. Czasami brakuje po prostu dobrej woli. Ale ostatnio doszły mnie słuchy, że ostatecznie chyba jednak udało nam się spełnić jej oczekiwania.

Sekretne kino

WFF organizuje też inny projekt związany z kinematografią – sekretne kina w ramach Spółdzielni Kinowej Śródmieście.

Spółdzielnia Kinowa Śródmieście, fot. Jerzy Wypych

Spółdzielnia Kinowa Śródmieście, fot. Jerzy Wypych

Autor: JERZY WYPYCH

Źródło: Spółdzielnia Kinowa Śródmieście

- Pomysł był taki, żeby zrobić osiedlowe wydarzenia nie tylko dla dzieci i seniorów, ale też dla młodych dorosłych, którzy się po prostu nie znali. Wszystko zaczęło się w 2018 roku na osiedlu Ołbin, z którego i ja pochodzę. W tamtym czasie Ołbin miał problem z miejscami spotkań, pomyśleliśmy więc, że pokazy filmowe, które działy się w różnych miejscach osiedla będą fajnym pomysłem na integrację. Tym bardziej, że część projekcji odbywała się w prywatnych mieszkaniach.

Organizatorzy podkreślają, że projekt działa, bo to mała społeczność. Dzięki seansom można spotykać się regularnie. Zmianie uległa jednak formuła. Na początku nie było bowiem wiadomo, gdzie odbywa się seans, ani co będzie grane. Dzisiaj spółdzielnia rozrosła się do trzech osiedli Ołbin, Nadodrze i Grunwald – i to okazało się fajnym zastrzykiem energii. Pojawili się nowi ludzie i miejsca spotkań. Dzisiaj nie jest już tak sekretnie, bo miejsce i film są znane. Ale organizatorzy zawsze pracują nad jak najciekawszą formą seansów

Spółdzielnia Kinowa Śródmieście, fot. Jerzy Wypych<br />

Spółdzielnia Kinowa Śródmieście, fot. Jerzy Wypych

Autor: JERZY WYPYCH

Źródło: Spółdzielnia Kinowa Śródmieście

- Po pandemii nie wróciliśmy do mieszkań. Chcieliśmy odkrywać osiedla i ciekawe miejsca. Mieliśmy na przykład spacer z filmami krótkometrażowymi. W trakcie jednego spaceru oglądaliśmy filmy w kilku lokalizacjach np. w pustostanie, który czeka na wynajęcie, czy vintage shopie.

Lech Moliński zaznacza, że trend kina osiedlowego mocno wpisuje się w modę na decentralizację. By poznawać i odkrywać to, co ciekawe w najbliższej okolicy.

- Na Ołbinie mieliśmy spotkanie z lektorem Tomaszem Orliczem, który właśnie stąd pochodzi, i jest nawet radnym osiedlowym.

Spółdzielnia Kinowa Śródmieście, fot. Jerzy Wypych

Spółdzielnia Kinowa Śródmieście, fot. Jerzy Wypych

Autor: JERZY WYPYCH

Źródło: Spółdzielnia Kinowa Śródmieście

Czy mała grupa aktywistów nie zawęża możliwości dotarcia do nowych widzów? Nie, bo spółdzielnia zawsze wystosowuje dodatkowe zaproszenia. Np. kiedy pokazy odbywały się na ogródkach działkowych, to zaproszeni zostali także działkowicze. Grupa kinomanów nie jest więc hermetyczna, rotuje i zmienia się.

- Budowanie wspólnoty przez koncert, kulinaria i właśnie kino to zawsze najlepszy strzał. Zawsze działa – dodaje Lech Moliński.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij