fot. Marcin Klaban
Podziel się:
Skopiuj link:

Dawid Woliński: Artyści nie są od tego, żeby ratować cały świat

- Kolekcji nie tworzą dziś projektanci, tylko ludzie, którzy kreują zjawiska. Spece od marketingu. Kiedyś moda była ekskluzywna, a obcowanie z nią uchodziło za unikalne doświadczenie. Dzisiaj wszyscy projektują to samo, a potem narzekają, że Chińczycy to kopiują - mówi w rozmowie z SO magazynem Dawid Woliński.

Miesiąc temu skończyły się tygodnie mody. Co cię najbardziej zaskoczyło na wybiegach w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku i Mediolanie?

Chyba to, że po raz kolejny absolutnie nic mnie zaskoczyło. Wrażenie wywarł na mnie jedynie pokaz Balenciagi, ale tylko dlatego, że Demna Gvasalia (dyrektor artystyczny tego domu mody) odtworzył w środku budynku w centrum Paryża śnieżycę. Jeśli chodzi o modę i trendy, to widziałem na wybiegach same trykoty.

Jeszcze niedawno tydzień mody był wielkim wydarzeniem. Ekscytowaliśmy się pokazami, wyłapywaliśmy co będzie modne i nie mogliśmy się doczekać aż te rzeczy pojawią się w sklepach. Dziś coraz głośniej mówi się, że trendów już nie ma. Nas samych bardziej martwi nasza przyszłość po pandemii, sytuacja w kraju i za naszą wschodnią granicą niż to, czy według projektantów powinniśmy wiosną nosić kratkę czy groszki. Czy to oznacza, że moda przestała nas obchodzić?

Moda, którą znaliśmy przed laty nie ma już znaczenia, a z krawiectwem w ogóle nikt się nie liczy. W fashion weekach chodzi bardziej o Instagram i blogerki niż o modę. Był moment, kiedy domy mody ogłosiły koniec z sadzaniem influencerek w pierwszych rzędach na pokazach. Ban potrwał chwilę - wróciły z jeszcze większą siłą. Przez chwilę stylistki i dziennikarki modowe chodziły w tej samej rzeczy na wszystkie pokazy, ale szybko im się to znudziło i znowu przebierają się pięć razy dziennie, jakby wstydem było pokazać się dwa razy w tej samej koszuli. Marki przestały inwestować w kampanie. Wyprodukowanie sesji to koszt nawet kilku milionów euro. Bardziej opłaca się wysłać blogerce karton ubrań, żeby zrobiła sobie parę zdjęć, bo wiadomo, że one dotrą do milionów jej odbiorców.

Kilka dni temu Balenciaga została uznana najbardziej wpływową marką świata, choć - moim zdaniem - od kilku sezonów nie pokazała nic odkrywczego. Odkąd w Saint Laurent projektuje Anthony Vacarello, kolekcje tego domu mody niczym się nie różnią. Na wybiegach jest coraz więcej rajstop, trykotów, obcisłych sukienek z biustem na wierzchu. Chociaż tyle się mówi o różnorodności w modzie, dla projektantów kobiecy biust ma nadal miseczkę 0,5A. Oznacza to, że kobiety, których biust potrzebuje choćby minimalnego wsparcia nie znajdą w ich kolekcjach niczego dla siebie. Wszędzie króluje lycra, którą na OLX czy AliExpess można kupić za 12 euro. Bylejakość w modzie niesie za sobą ogromne niebezpieczeństwo ekologiczne. Marki co chwilę wrzucają do sklepów dropy kolekcji. To nic innego, jak powiedzenie: "Załóż raz i wywal, za chwilę będziemy mieć dla ciebie coś nowego".

Zamiast szyć kolekcje z jedwabiu lub bawełny, które rozkładają się w ziemi, zalewają sklepy ubraniami z poliestru i innych sztucznych materiałów, będących pochodnymi smoły i asfaltu. Do tego świat stwarza nowe narzędzia wyrazu, które są jeszcze bardziej odrealnione. Trudno jest o nich dyskutować, bo - tak jak NFT - najczęściej nie istnieją.

A propos NFT - kupiłeś już token?

Nie kupiłem ani cyfrowej małpy Bored Ape za 1,5 miliona dolarów, ani wirtualnego jachtu Metaflower Super Mega Yacht za 2,7 miliona złotych. Niebezpieczeństwo tokenizacji rzeczy niesie ze sobą wielkie ryzyko. Ludzie uważają, że skoro podrasowali w Photoshopie zdjęcie torebki Hermes i wrzucili je do sieci, to ono do nich należy. Zapomnieli, że ktoś tę torebkę zaprojektował, ma do tego designu prawa autorskie i się o nie upomni.

Dla mnie moda jest czymś namacalnym. Czymś, co mogę dotkną, założyć albo trzymać w szafie. Zamożne Francuzki kupowały torebkę Chanel, naszyjnik z pereł, apaszkę Hermes albo suknię po to, żeby kiedyś przekazać je córce lub wnuczce. Co my przekażemy kolejnym pokoleniom?

But Nike, którego nie ma w rzeczywistym świecie.

Myślisz, że przestaniemy otaczać się pięknymi rzeczami, bo wystarczą nam tokeny?

Moim zdaniem są dwa główne powody, które wpływają na to, że tradycja modowa umiera. Pierwszy to cyfryzacja świata, które nikt i nic nie zatrzyma i na którą nie mamy wpływu. Drugi to fakt, że projektanci, choć dostali ogromne finansowe wsparcie od zamożnych biznesmenów, tworzą w czasach, w których dla konsumenta jakość przestała mieć znaczenie. Dziś rzeczy nie mają wielkiej wartości, ponieważ można je łatwo zastąpić – nowości w tzw. dropach pojawiają się w sklepach co chwilę. Po co więc projektować coś, co mogłoby przetrwać kilka pokoleń, jak choćby torebka Chanel 2,55, którą Francuzki noszą latami, a później przekazują córce lub wnuczce? Dziś must have tego sezonu jest w następnym już passe. Dopiero od niedawna głośno mówi się o tym, że warto kupić jedną rzecz a dobrą jakościowo, która posłuży nam lata, a to co już mamy w szafie zamiast wyrzucać, można naprawić i dalej nosić.

Tęsknisz za czasami, kiedy moda miała znaczenie?

Nie ma co rozpamiętywać, bo te lata nie wrócą - w nową modę zainwestowane są zbyt duże pieniądze. Kolekcji nie tworzą dziś projektanci, tylko ludzie, którzy kreują zjawiska. Spece od marketingu. Kiedyś moda była ekskluzywna, a obcowanie z nią uchodziło za unikalne doświadczenie. Dzisiaj wszyscy projektują to samo, a potem narzekają, że Chińczycy to kopiują. Inna sprawa, że dziś od projektanta nie wymaga się studiów czy stażu u mistrza krawiectwa. Wystarczy być wystarczająco ekstrawaganckim, żeby zostać wpływowym.

Pamiętam, jak mówiło się, że moda sprzedaje bajkę. Pokazy, sesje w magazynach były jak nie z tego świata. Co sprzedaje obecna moda?

Lajki i buty. Obecnie wyznacznikiem statusu są trampki. Musisz mieć nowe, a wręcz dużo nowych. Najlepiej Nike, ale zrobione przez Louis Vuitton albo z kolekcji Gucci i Balenciagi, bo zwykłe Nike czy Gucci może mieć każdy. Takie współprace są OK, bo jest w nich pomysł. Ale nie zmienia to faktu, że jeśli z kilkudziesięciu pokazów na nowy sezon zapamiętaliśmy tylko wypowiedź Demny Gvasalii z Balenciagi na temat wojny w Ukrainie, to znak, że moda stała się potwornie nudna.

O geście wsparcia dla Ukrainy Demny Gvasalii, który sam jest uchodźcą, mówił cały świat. Ale czy projektanci mają obowiązek zabierania głosu w sprawach wielkiej polityki?

Nikt nie ma takiego obowiązku. W dniu, w którym wybuchła wojna, Kim Kardashian sfotografowała się siedząc na Rolls Royce’ie w otoczeniu toreb z zakupami i reklamowała rozdawkę na swoim Instagramie. Kiedy to zobaczyłem, pomyślałem: "Mieszka w Kalifornii, wojna pewnie jej nie obchodzi. Być może nawet nie wie, gdzie leży Ukraina". Po chwili stwierdziłem, że przecież jest w połowie Ormianką i powinna mieć więcej empatii dla tej części Europy, z której pochodzi rodzina jej ojca. Bez względu na to, co myślę o Kim Kardashian czy projektantach mody, którzy poza Armanim w żaden sposób nie wsparli Ukrainy, uważam, że na nikim nie wolno wywierać presji w takich sprawach. Mnie też media pytały: "Czy może się pan wypowiedzieć?". Gdybym chciał zajmować się polityką, zostałbym politykiem. To czy kogoś wspieramy czy nie, powinno być indywidualną decyzją każdego z nas i wynikać z potrzeby serca.

Mimo tego internauci wymusili na domach mody oświadczenia potępiające wojnę w Ukrainie. To znak, że ludzie oczekują od projektantów i marek wyraźnie określonych poglądów. Czy moda przestała być neutralna?

Wspaniale, że marki wsparły Ukrainę - lepiej późno niż wcale. Tylko co to zmieni, że np. Gucci powie: "Solidaryzuję się z ofiarami wojny w Ukrainie"? Kogo najbardziej dotknęły sankcje na towary luksusowe? Nie najbogatszych Rosjan, oni piją szampana w Dubaju albo pływają na jachtach dokoła Malediwów. Na razie najwięcej stracił Bernard Arnault, właściciel koncernu LVMH, którego marki dają pracę setkom tysięcy ludzi na całym świecie i który co roku przekazuje dziesiątki milionów dolarów na działania charytatywne. Nie chcę bronić domów mody, ale przecież wiele marek prowadzi własne fundacje albo współpracuje z organizacjami non profit. Włoski Diesel od kilku lat finansuje renowację zabytków w Rzymie i Wenecji. Fundacja domu mody Chanel w ciągu 10 lat wsparła finansowo 157 organizacji i instytucji na świecie, walczących o równe prawa kobiet. Być może Gucci, Fendi czy Versace jako włoskie marki wolą wspierać finansowo uchodźców przypływających na włoską Lampedusę. Moim zdaniem mają do tego prawo tak, jak każdy z nas ma prawo zdecydować, czy chce pomóc mieszkańcom Ukrainy i w jaki sposób.

Projektanci są na świeczniku, dlatego wymagamy od nich więcej.

Ale artyści nie są od tego, żeby ratować cały świat. Od tego są politycy. Ludziom wydaje się, że są ekspertami od polityki, konfliktów narodowych, zdrowia czy pandemii, a tak naprawdę się tym nie znają. Kręci ich firma, która robi trampki i paski do spodni z literą G, dlatego piszą na jej Instagramie: "Zróbcie coś w sprawie wojny!". Gdyby mieli wiedzę na temat polityki, byliby świadomi jak skomplikowany jest problem wojny w Ukrainie i wiedzieliby, że w sprawie pomocy więcej powinniśmy wymagać od NATO, ONZ, organizacji rządowych czy choćby UNICEF-u. To do nich trzeba pisać, żeby reagowali a nie do projektanta, który szyje T-shirty.

Dlaczego tak bardzo wciągnął nas modowy aktywizm?

Ponieważ kiedy robimy coś dobrego mamy poczucie, że coś znaczymy. Tyle, że tak naprawdę często to nie ma znaczenia. Dam ci przykład: od lat używam toreb z recyklingu i segreguję śmieci. Mam w domu 5 koszy - każdy na inne odpadki. Kiedy idę do śmietnika, wyglądam jak nomada. Byłem pewien, że dzięki temu w mikroskopijnym stopniu przyczyniam się do ratowania planety, tymczasem niedawno dowiedziałem się, że plastik zebrany na wysypiskach w Europie stanowi niecałe 3 proc. światowego zanieczyszczenia plastikiem na świecie. 97 proc. pochodzi z Azji i Stanów Zjednoczonych. Zaczynam wątpić, czy to, że oddzielam butelki PET od tych nie-PET ma jakikolwiek sens, jeśli nie jest nawet jedną miliardową procenta tego, co trzeba zmienić w gospodarce odpadami, żeby ziemia nie utonęła pod tonami śmieci.

Może chociaż to, że odsprzedajemy ubrania ma pozytywny wpływ na planetę?

Obawiam się, że niewielki, choć sam sprzedaję swoje używane ubrania od lat i uważam, że tak właśnie trzeba robić. Pytanie co z tego, że ja odsprzedam jedną bluzę, jeśli w tym czasie ktoś kupi w sieciówce pięć T-shirtów za 9,99 zł, założy je 10 razy i wyrzuci. Wiesz, ile trzeba zużyć wody, żeby wyprodukować jeden T-shirt? 2,5 tony wody! Mówimy tylko o T-shircie, a przecież kupujemy jeszcze inne rzeczy. Gdybyś kupiła T-shirt za 500 złotych, dbałabyś o niego jak o najdroższy samochód. Prała ręcznie, tak, jak jest podane na metce, a nie z ręcznikami i skarpetkami. Ale taniej jest kupić 30 T-shirtów i po kilku praniach pociąć je na szmatki do ścierania kurzu. Jeśli tak bardzo zależy nam na ratowaniu środowiska, dlaczego wciąż promujemy fast fashion, marki wypuszczające co 2 tygodnie dropy kolekcji i blogerki, które pięć razy dziennie pokazują się w innej stylizacji?

W jakim kierunku zmierza moda?

Myślę, że będzie coraz bardziej wirtualna. W Metaverse już się odbył pierwszy Fashion Week, niektóre marki przymierzają się do otwarcia tam sklepów. Coraz więcej robi własne NFT. Prada, Balenciaga i Louis Vuitton współpracują z producentami gier komputerowych przy kolekcjach tzw. skins, czyli skórek. Grając w Minecraft możesz ubrać swojego awatara w bluzę, czapkę i buty zaprojektowane przez Balenciagę. Coraz łatwiej będzie przenieść się z produktem do rozszerzonej wirtualnej rzeczywistości. Do tego dorobi się już tylko show, bo jak wiadomo w modzie show must go on.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij