"Czułam tylko dotyk jego dłoni". Przeżyły randki jak z filmu
Wiele z nas swoim sercu skrywa wyobrażenie o tej jednej, wyjątkowej randce, która stanie się nie tylko miłym wspomnieniem, lecz także spełnieniem naszych najskrytszych marzeń.
Romantyczny spacer w parku podczas zachodu słońca, kolacja przy świecach w urokliwej restauracji, podróż balonem nad malowniczym krajobrazem... Pomysłów jest wiele, ale wyśniona randka to nie tylko kwestia miejsca czy wydarzeń, ale przede wszystkim atmosfery i uczuć, które towarzyszą temu magicznemu spotkaniu. To chwila, w której czas zdaje się zatrzymywać, a świat wokół przestaje istnieć.
Historie Dominiki i Alicji pokazują, że nie chodzi wcale o wielkie gesty czy kosztowne prezenty. Liczy się przede wszystkim troska, zrozumienie i obecność, które sprawiają, że ten dzień staje się wyjątkowy.
Piknik z widokiem
- Nie wierzyłam, że może mi się to przytrafić - mówi mi Dominika. Gdy miała 23 lata, wyjechała w wakacje do Anglii, aby pracować w sklepie z pamiątkami na pirackim statku.
- Wraz z całą załogą mieszkaliśmy w hostelu. W tym samym miejscu pokój na dwa miesiące wynajął podróżnik z Izraela o imieniu Ori. Często mijaliśmy się w kuchni, aż w końcu zaczęliśmy pić poranną kawę razem. Świetnie nam się rozmawiało, czuliśmy się ze sobą coraz swobodniej.
W końcu mężczyzna postanowił zaprosić ją na randkę. To, co przygotował przeszło jednak najśmielsze oczekiwania Dominiki. - Na miejsce spotkania wybrał urokliwą plażę Babbacombe. Turkusowa woda, dziewicze wybrzeże z klifami, zapierający dech w piersiach krajobraz i doskonała pogoda... Było naprawdę wspaniale - opowiada.
Ori był niezwykle romantyczny. - Nosił mnie na rękach wzdłuż wybrzeża, mówił czułe słowa... Miałam poczucie, jakby czas zatrzymał się w miejscu!
Następnie puścił jej ulubioną playlistę i zaciągnął mnie tańca. - Miał doskonałe poczucie rytmu. Jeszcze z nikim tak dobrze mi się nie tańczyło - przyznaje.
Dominika nie wiedziała jednak, że najlepsze dopiero przed nią. - Spytał się mnie, czy jestem głodna. Było tak wspaniale, że w ogóle zapomniałam o głodzie! Odpowiedziałam, więc że nie, bo nie chciałam jeszcze opuszczać wybrzeża.
Minęła godzina i Ori spytał ponownie o to, czy nie miałaby ochoty czegoś zjeść. - Ponownie odmówiłam, licząc na jeszcze dłuższy spacer wzdłuż klifu.
Po dwóch godzinach Dominika w końcu przyznała, że faktycznie trochę zgłodniała. Jakie było jej zaskoczenie, gdy Ori, zamiast skierować się w stronę restauracji, otworzył swój plecak, z którego wyjął koc piknikowy i mnóstwo jedzenia.
- Gdybym wiedziała, że zaplanował piknik, to już dwie godziny temu powiedziałabym, że jestem głodna - śmieje się Dominika. - Po kolei wyciągał z plecaka sałatki, humus, pity, tofu, owoce... Okazało się, że on wstał o piątej rano, aby to wszystko przyrządzić. Z kolei dzień wcześniej chodził po sklepach, żeby znaleźć odpowiednie składniki, na przykład te potrzebne do przygotowania prawdziwego humusu od zera!
Na jedzeniu jednak się nie skończyło. - Po tym jak wypakował pojemniki z jedzeniem, zaczął wyciągać kolorowe serwetki, kwiatki, a nawet świeczki. Był środek dnia, a on na plaży zapalił świeczki! Siedzieliśmy i rozmawialiśmy tam aż do zachodu słońca.
- Byłam pod wielkim wrażeniem, bo jeszcze żaden mężczyzna tak się dla mnie nie postarał! Od tamtego czasu nie miałam już nigdy aż tak romantycznej randki. Cały czas czułam motylki w brzuchu! - przyznaje Dominika.
Choć spotykali się jeszcze przez jakiś czas, ostatecznie ich drogi się rozeszły. - Ja wróciłam do Polski, a Ori musiał pojechać do Izraela. Była pandemia, więc jako obywatel spoza Unii Europejskiej, nie mógł dłużej zostać w Europie. Kto wie, jak wszystko skończyłoby się, gdybyśmy wciąż mieszkali w jednym kraju - zastanawia się.
Kurs na lotnisko
Alicja jest z kolei dowodem na to, że najlepsza randka może zdarzyć się wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. - To był grudniowy poranek. Od tygodnia w słuchawkach leciała u mnie playlista "Last Christmas", choć do świąt były jeszcze trzy tygodnie.
28-latka pracowała wtedy na wyspie z jednej z krakowskich galerii, gdzie sprzedawała lakiery do paznokci. Jej pensja nie była jednak wystarczająco satysfakcjonująca, dlatego dorabiała sobie jako kierowca taksówki. Poza tym kochała samochody. - Jeździłam trzy godziny przed pracą, od szóstej do dziewiątej i dwie godziny wieczorem.
Tego dnia spadł ogromny śnieg. - Wstałam o piątej. Przywitała mnie śnieżyca. Zasypało drogi i ulice. Mimo niesprzyjających warunków pogodowych nie chciała jednak odpuścić kursu. Wszystko jednak szło nie tak, jak trzeba.
- Najpierw nie mogłam znaleźć kluczy. Poza tym rano skończyły mi się ziarna do ekspresu do kawy, co wywołało moją ogromną frustrację.
Jej cierpliwość została poddana największej próbie, gdy miała problem z odpaleniem samochodu. - Ostatecznie usiadłam za kierownicą i wściekła i zziębnięta. Do tego pierwszy kurs na lotnisko. Westchnęłam na myśl o korkach i kolejkach do wjazdu na płytę. Z niechęcią przyjęłam zlecenie.
Do taksówki wsiadł wysoki brunet, na około trzydziestoparoletni. Miał tylko mały bagaż podręczny. Okazało się, że leci z Krakowa do Warszawy na targi motoryzacyjne. - Choć zazwyczaj raczej milczę, tym razem rozmowa kleiła się jak nigdy. Okazało się, że mamy wspólne zainteresowania. Co więcej, w rozmowie wyszło na jaw, że mamy nawet wspólnych znajomych.
Choć droga była zakorkowana, bo służby nie nadążały z regularnym odśnieżaniem, czas mijał niezwykle szybko. - Dawno tak dobrze z nikim mi się nie rozmawiało - przyznaje Alicja. - Gdy już dotarliśmy na miejsce, było mi przykro, że nigdy więcej go już nie zobaczę.
Po odbyciu jeszcze kilku kursów pojechała do pracy. - Nie mogłam w ogóle się skupić! Nagle dostałam telefon. Zadzwonił do mnie mężczyzna z taksówki! Miał mój numer, bo wyświetla się on w aplikacji do zamawiania przewozów. Okazało się, że przez niesprzyjające warunki pogodowe, odwołali mu lot. Zapytał, czy nie chciałabym spędzić z nim wieczoru.
Ta informacja całkowicie wybiła ją z rytmu. - Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co powiedzieć, ale czułam, że nie mogę odmówić. Zgodziłam się. Przyjechał do mnie po pracy i zabrał do restauracji, która ma w ofercie kolację w ciemności.
To był strzał w dziesiątkę. - Znajdowaliśmy się w wyciemnionym pomieszczeniu. Kelnerzy przynosili nam kolejne dania, a my z uwagą je testowaliśmy. Spotkanie z nieznajomym, aura tajemniczości i niezwykłe doznania kulinarne. Czułam się jak w filmie! Przez ponad godzinę słyszałam jedynie jego głos i czułam dotyk jego dłoni.
Choć mężczyzna nie zdążył na targi, specjalnie tego nie żałował. Obydwoje świetnie się bawili. Para zaczęła spotykać się regularnie, a po roku zamieszkali razem. - Gdy opowiadam znajomym o tym, jak się spotkaliśmy, nie dowierzają. Samej często ciężko jest mi w to uwierzyć - śmieje się Ala.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl