fot. Cristian Negroni / 500px
Podziel się:
Skopiuj link:

Cielesność jest w trendzie i tak właśnie powinno być – rozmowa z edukatorką seksualną Kamilą Raczyńską-Chomyn

89 proc. polskich dziewczynek nie jest zadowolonych ze swojego wyglądu. Następnie te dziewczynki stają się kobietami, dla których ciało to często temat wstydliwy, obarczony kompleksami. Potem te kobiety same wychowują córki i przekazują, zupełnie nieświadomie, krzywdzące wzorce. Całe szczęście, w przeciągu kilku ostatnich lat, ciałolubność i wszystkie jej akcepty zaczynają być trendy. Proces to mozolny, ale efektywny. Głównie dzięki takim osobom, jak edukatorka seksualna i propagatorka zdrowego podejścia do cielesności, Kamila Raczyńska-Chomyn.

Dobre ciało to, tak naprawdę, jakie ciało ?

Dla mnie dobre ciało to takie, które dogaduje się z nami na co dzień. Jest względnie zdrowe (nie wymagajmy od siebie cudów), nie boli bez powodu, jest źródłem przyjemności (niekoniecznie seksualnej, ale każdej przyjemności, choćby tej płynącej z pysznego jedzenia czy leżenia na słońcu), niesie nas przez życie, pozwala robić rzeczy, na które mamy ochotę i po prostu współpracuje z nami. Celowo nie mówię, że "służy nam", bo bardzo nie lubię tej narracji, że ciało ma nam służyć, jakby nie należało do nas lub jakby było nam coś winne. Nie, to raczej my często po latach zaniedbań, jesteśmy mu winne choćby odrobinę wdzięczności, czułości i uwagi.

Sporo uwagi aktualnie poświęca się ciału i seksualności - w mediach, w dyskusjach publicznych. Zauważyłaś może jakiś trend w mówieniu o swoim ciele? Swojej seksualności? Polki są bardziej otwarte?

W gabinecie widzę zmianę na plus. Przychodzą do mnie kobiety, które chcą się poznać, a czasem przeprosić ze swoim ciałem po latach odwracania od niego głowy, traktowania po macoszemu i bagatelizowania sygnałów z niego płynących. Coraz częściej słyszę, że kobiety zaczynają widzieć połączenie między emocjami a ciałem. Często mówią "jestem już po psychoterapii, wiem, że mam ten temat przegadany i poukładany w emocjach, ale czuję, ze wciąż mi to zostało w ciele i bardzo chcę z tym coś zrobić". Ten powrót do połączenia ciało-umysł szalenie mnie cieszy! Wydaje mi się, że po latach dyscyplinowania ciał, stawania się "lepszą wersja siebie", po latach łykania tabletki, gdy coś boli i ogłaszania (złudnego) zwycięstwa ducha nad materią rozumiemy w końcu, że ciało to my. I że to ciało ma nam coś do powiedzenia.

Z jakimi problemami, sprawami przychodzą do ciebie najczęściej dziewczyny?

Najczęściej konsultuję kobiety, które nie czują połączenia z ciałem, nie mają orgazmów lub wręcz cierpią z powodu bolesnego współżycia. Często trafiają też do mnie dziewczyny skarżące się na bolesne miesiączki. Ostatnio dużo pracuję z kobietami po utracie ciąży i okołoporodowej stracie dziecka, ponieważ zaczęłam się też zajmować wsparciem w żałobie. Pracuję też z kobietami po doświadczeniu przemocy seksualnej lub położniczej, czyli z takimi, które czują traumę w ciele i nie potrafią wrócić do siebie po tych zdarzeniach.

Jesteś doulą, edukatorką menstruacyjną i seksualną, robisz też masaże. W tym masaż wulwy – jest duże zainteresowanie? Czego oczekują twoje pacjentki po takich masażach?

Tak, zainteresowanie jest na tyle duże, że muszę robić sobie przerwy w masowaniu, żeby zadbać o swój nienajzdrowszy od zawsze kręgosłup (bo to absolutnie nie jest tak, że osoby pracujące z ciałem, mają te ciała zawsze zdrowe). Różne klientki oczekują różnych rzeczy. Niektóre przychodzą na masaż z ciekawości, inne robią sobie prezent z okazji zakończenia połogu, jeszcze inne czują, że masaż intymny pomoże im odzyskać kontakt z miednicą lub wesprze je w dochodzeniu do siebie po traumatycznym zdarzeniu, jak nadużycie seksualne czy poronienie. Z pewnością są zwykle zaskoczone tym, że masaż intymny w moim wykonaniu nie jest dotykiem erotycznym, ale czułym. Uważam, że każda część naszego ciała zasługuje na delikatny, nieerotyczny dotyk pełen czułości i uważności na potrzeby. Nasze genitalia zwykle są dotykane albo medycznie przez lekarzy/położne, albo erotycznie przez osoby partnerskie. Ja chcę dotykiem uhonorować całe kobiece ciało, łącznie z waginą i wulwą.

A menstruacja? To w końcu też temat rzeka, prawda?

Tak, to temat rzeka i wydaje mi się, że polskie kobiety wciąż mało zastanawiają się nad miesiączką i nad cyklem w ogóle. Choć oczywiście i tak więcej niż jeszcze kilka lat temu. Dzięki takim osobom jak Natalia Miłuńska, Samia Mandragora, czy Basia Pietruszczak prowadząca profil @panimiesiączka, coraz więcej mówimy o wadze cyklu, o tym, że można żyć z tym cyklem w zgodzie i można zmienić swój stosunek do samej miesiączki (który wciąż jest obarczony różnymi negatywnymi przekazami od naszych mam i babć). Kobiety zaczynają czuć mniejszą niechęć do swojej miesiączki i fizjologii w ogóle. Zaczynają ją doceniać, jako mądrość Matki Natury i widzieć w miesiączce objaw zdrowia.

Oczywiście mówię o tych, które nie cierpią z powodu endometriozy, bo tu mamy zupełnie inny zestaw wrażeń i ciężko przekonać osobę mdlejącą z bólu co miesiąc, że ma celebrować okres. Ale dzięki temu, że w ogóle mówimy o miesiączce wiele kobiet dowidziała się, że okres nie powinien boleć i zgłosiło się do lekarza lub fizjoterapeuty po pomoc. Wiele kobiet ma też ochotę celebrować pierwszą miesiączkę ze swoimi córkami, choć same tego nie doświadczyły. Często mówią, że chciałyby "odczarować" to, jak u nich w domu mówiło się o kobiecej fizjologii i ciele. Oczywiście tu też nic na siłę, nie każda z nas musi czuć taką potrzebę celebracji, ale pokazuję, że nasz stosunek do miesiączki naprawdę się zmienia na przestrzeni lat i bardzo mnie to cieszy.

Jak się oswoić ze swoim ciałem? W końcu ono nieustannie się zmienia, a my mamy tendencję do tęsknotek za poprzednim jego wyglądem, wciąż się oceniamy…

Myślę, że zawsze mamy tendencję do idealizowania przeszłości, zamiast być bardziej tu i teraz, w teraźniejszości. Ja oczywiście też to robiłam, po czym spojrzałam na swoje zdjęcie gdy miałam 20 lat i przypomniałam sobie jak wówczas narzekałam na wygląd i to, że "jestem za gruba" (ważąc maksymalnie 50kg). I myślę sobie - trochę żartem, rzecz jasna - że aż mi głupio, że wtedy tak się siebie czepiałam wyglądając naprawdę bardzo dobrze. I że zamiast cieszyć się tym ciałem i mniej bolącym kręgosłupem, spędzałam masę czasu oceniając je i trenując bez litości. Szczerze przyznam, że żal mi tego straconego czasu. I gdy dziś zdarza mi się znowu mieć jakieś "ale" do mojego ciała, myślę sobie "kochana, masz prawie 40 lat - to po pierwsze. A po drugie – za kolejnych dziesięć lat będziesz cofać się do tego czasu pamięcią i co? Znowu pomyślisz, że tylko marnowałaś czas czepiając się siebie? bez sensu!".

Sądzę też, że warto mieć po prostu realne oczekiwania wobec wpływu czasu na nasze ciała, być mu wdzięczne, że w tym brzuchu nosiło dzieci, tymi piersiami je wykarmiło, a te zmarszczki są od śmiechu z przyjaciółkami, a ta blizna powstała, bo nasze ciało się pięknie zagoiło w miejscu urazu, to przebarwienie jest po wakacjach, gdy byłam tak zakochana, że zapomniałam smarować twarz filtrem, a ten wrastający włos, to no cóż – wrastający włos, każdy taki ma gdzieś na ciele.

Często w social mediach pojawiają się zdjęcia, konta, które pokazują rozstępy, włosy na nogach i pod pachami, nieidealną cerę – to spotyka się jednak z różnymi reakcjami. Mimo, że ciałopozytywność jest hot, nie zawsze są to ochy i achy. Jak myślisz – dlaczego?

Bo według mnie zwyczajnie nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich obrazów. Kobiece ciała były fragmentaryzowane, estetyzowane i uprzedmiotawiane przez dziesięciolecia. Nie zmienimy tego dekadą istnienia Instagrama. Poza tym często to właśnie na profilach społecznościowych po raz pierwszy zobaczymy normalne ciała. Nie popatrzymy sobie na nie ani w saunie, ani w szatni na basenie, ponieważ Polki wciąż wstydzą się nagości i nigdzie się nie rozbiorą. Więc niektóre obrazy nasz szokują. Skandynawki na przykład mają zupełnie inny stosunek do (nagich) ciał; tam normą jest korzystanie całą rodziną nago z sauny, czy opalanie się topless w miejscach publicznych i nikt z tego nie robi afery. Szczerze wierzę, że gdy jesteśmy wybodźcowani takimi obrazami od dziecka, nie razi nas zdjęcie owłosionej pachy.

Które z historii swoich pacjentek zapamiętasz do końca życia? Które najbardziej cię poruszyły?

Oczywiście nie mogę tu przytoczyć konkretnej opowieści, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa oraz ze względu na szacunek do intymności moich klientek. Jednak myślę, że najbardziej zapadają we mnie historie trudnych porodów, zwłaszcza przemocy położniczej i niechcianych nacięć krocza. Jako doula i kobieta bardzo empatyzuję z tymi kobietami, których początek macierzyństwa był trudny, czasem dramatyczny i to z powodu "czynnika ludzkiego", a nie np. z powodu komplikacji podczas porodu. Zawsze mam wtedy myśl, że ktoś okradł tę kobietę z tak ważnego i intymnego doświadczenia, jakim jest poród. To samo myślę w kontekście poronień na oddziałach szpitalnych. To często nie sam fakt utraty ciąży traumatyzuje, ale to, jak kobieta została potraktowana przez lekarzy i położne. To mnie rusza za każdym razem, dlatego wraz z Joanną Frejus, autorką profilu @omatkodepresja realizujemy obecnie z funduszy Fundacji Batorego ogólnopolski, półtoraroczny projekt dotyczący sytuacji osób roniących w Polsce i mający na celu tę sytuację poprawić. Zapraszam na nasz profil na ig @siostryronie.

Równie ważne co opieka nad swoim ciałem, otaczanie go czułością, jest zadbanie o swoją głowę, o oddech. Co mogłabyś doradzić w tym temacie?

Jasne, zwłaszcza, że jak mówiłam, nie oddzielimy ciała od emocji i świata naszych przeżyć wewnętrznych. Oddech jest faktycznie szalenie ważnym narzędziem do codziennej autoregulacji emocji i radzenia sobie ze stresem, podobnie jak wszelkie metody relaksacyjne, medytacje, czy praktyka uważności, czyli mindfulness. I co ważne, mindfulness ma najwięcej udokumentowanych badań mówiących o tym, że faktycznie działa zbawiennie na nasz mózg i układ nerwowy. Zatem jeśli miałabym coś doradzić, to chyba, by poszukać takiej łagodnej metody pracy z ciałem, która pomaga nam uspokoić myśli, wyciszyć emocje i poradzić sobie z trudnymi sytuacjami. Ja swoim klientkom bardzo polecam w kontekście pracy z oddechem materiały świetnej fizjoterapeutki Sandry Osipiuk, często rekomenduję też pracę z ciałem metodą Alexandra Lowena lub TRE, ale zawsze zaznaczam, że nic na siłę. Szukajmy ścieżki, która jest najbardziej w zgodzie z nami.

Kamila Raczyńska-Chomyn fot. Barbara Bogacka

Kamila Raczyńska-Chomyn fot. Barbara Bogacka

Autor: Barbara Bogacka

Źródło: archiwum prywatne

EDUKATORKA SEKSUALNA, TRENERKA MIĘŚNI DNA MIEDNICY, DOULA

Pedagog, edukatorka seksualna oraz szkoleniowiec. Przez 10 lat prowadziła szkolenia, między innymi z zakresu work-life balance i profilaktyki wypalenia zawodowego, sama poszukując balansu między pracą, a dbaniem o zdrowie. Pomysłodawczyni i realizatorka projektu Dobre Ciało - Trening Mięśni Dna Miednicy. Wciąż poszukuje nowych metod pracy z ciałem, skupiając się na mięśniach głębokich. Interesuje się psychosomatyką, czyli wpływem czynników psychicznych na nasz stan zdrowia. Doula, czyli towarzyszka porodów.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij