fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Budżet bez tabu. "Nie jesteśmy nauczeni liczenia pieniędzy"

Kiedyś mówiło się, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Ale to nieodłączna część naszego życia. Bez względu na to, czy w danym momencie mamy ich więcej, czy mniej, warto ten temat oswoić, aby nie wywoływał w nas frustracji, konfliktów i zawiści - mówi psycholog biznesu i psychoterapeutka Izabela Kielczyk.

Marta Krupińska: Spowodowane pandemią obniżki pensji czy utrata pracy dla wielu z nas stały się sygnałem, aby podejść bardziej racjonalnie do zarządzania swoim budżetem. Mimo to, jak wynika z badania IMAS International na zlecenie Krajowego Rejestru Długów, tylko 1/5 z nas w razie zwolnienia ma oszczędności, które pozwolą utrzymać się przez pół roku. Z czego wynika nasza niechęć do oszczędzania?

Izabela Kielczyk: Niska jest u nas kultura oszczędzania. Po transformacji chcieliśmy się dorobić i z tego korzystać. Bardziej byliśmy skoncentrowani na konsumpcji niż na oszczędzaniu. W pandemii ludzie zobaczyli, że trzeba oszczędzać, odmawiać sobie różnych rzeczy. Ale to jest bardzo trudne. Wydawało nam się, że pieniądze zawsze się znajdą, od kogoś się pożyczy. Zachłystywaliśmy się kredytami, "chwilówkami", zwłaszcza w okresie wzmożonych wydatków, np. przed świętami, a potem trzeba było je spłacać. Nie jesteśmy nauczeni liczenia pieniędzy. Płacąc kartami, wydajemy je lekką ręką i nie widzimy, jak znikają z konta. Zamiast myśleć perspektywicznie, skupiamy się na zaspokajaniu swoich materialnych potrzeb tu i teraz, jakby jutra nie było.

Do czasu, aż z jakiegoś powodu musimy zacząć ograniczać wydatki. U wielu osób wywołuje to jednak ogromną frustrację i złość. Jak sobie radzić z tymi trudnymi emocjami?

Trzeba przyjąć, że są w życiu różne momenty. Ludzie XXI wieku przed pandemią byli przyzwyczajeni, że wszystko jest dostępne, wszystko możemy, a pieniądze stosunkowo łatwo się zdobywa. Ale teraz żyjemy w zmiennym świecie, nic nie jest pewne i nie wiadomo, co się wydarzy, powiedzmy za pół roku. Warto spróbować sobie wytłumaczyć, że to nie jest nasza wina, tylko są teraz takie czasy. Przypomnieć sobie, że w życiu zawsze były gorsze i lepsze momenty, z czegoś trzeba było zrezygnować. Ale też dać sobie do tego prawo, pogodzić się z tym, że może nam być ciężko, nie wmawiać sobie na siłę, że to jest najlepsza rzecz, jaka mogła nas spotkać.

Zwłaszcza, jeśli do tej pory poprawialiśmy sobie nastrój zakupami czy innymi materialnymi przyjemnościami. A gdy musimy z tego zrezygnować, pojawia się żal i poczucie pustki. Tę frustrację dodatkowo może potęgować Instagram, gdzie piękni i bogaci ludzie sukcesu chwalą się nowymi samochodami, torebkami czy luksusowymi wakacjami.

Warto pamiętać, że media społecznościowe są nastawione na to, by pokazywać radość, szczęście i dobrobyt. A prawdziwe życie wygląda inaczej, nawet u tego kogoś, kto jest na tych luksusowych wakacjach. Widzimy tylko kawałek wyrwany z kontekstu, nie wiemy, jak to wygląda w środku. Może kogoś stać na te wszystkie luksusy, ale w międzyczasie rozpada mu się życie albo jest chory. Ale tego już nie pokaże. Poza tym, to jest tylko jakiś procent ludzi, inni mają w tym czasie bardziej realne, przyziemne problemy, bliżej im do nas. Warto też poszukać, co innego może nam dać podobne poczucie spełnienia, jakie czuliśmy na wakacjach czy kupując sobie coś nowego. Miałam klientkę, która uwielbiała wyjeżdżać. Zaczęłam ją pytać, co takiego odnajdywała w tych podróżach, czego w normalnym życiu jej brakuje. Stwierdziła, że była wtedy bardziej spontaniczna i radosna, nie przejmowała się codziennością. Zaczęłyśmy wspólnie zastanawiać się, co teraz może sprawić, że będzie mogła się "oderwać". Okazało się, że dla niej jest to taniec. Niektórzy kompulsywnie kupują, aby zapomnieć o problemach. Jedna klientka powiedziała, że podobnie się czuje, gdy bawi się z synkiem w piratów. I nie potrzebuje już potem tej nowej szminki. Jeszcze inna traktowała wyjście na zakupy jako chwilę tylko dla siebie. Teraz codziennie po odprowadzeniu dzieci do szkoły chodzi do kawiarni po kawę i to jest jej czas, to jej przypomina dawne życie.

Inaczej zarządza się budżetem w pojedynkę, inaczej w parze. I to właśnie pieniądze są przyczyną wielu kłótni w związkach. Jak o nich rozmawiać, aby nie skończyło się to konfliktem?

Przede wszystkim należy wspólnie uzgodnić, jaki mamy budżet i na co go wydajemy, jak zaspokajamy swoje potrzeby. Jeśli musimy przyoszczędzić, to każdy z czegoś rezygnuje, żeby nikt nie czuł się poszkodowany. Warto przedyskutować to całą rodziną, również z dziećmi, jak już są większe, wytłumaczyć im, dlaczego tak się dzieje i liczyć się z tym, że np. dziecko może się popłakać. To nie jest łatwe, ale dzięki temu dzieci będą się uczyć, że są czasem trudne momenty, gdy trzeba z czegoś zrezygnować i to nie jest koniec świata. Możemy się wspomóc aplikacjami do zarządzania budżetem na smartfona. Inni wolą klasyczny zeszyt wydatków, jeszcze inni zbierają rachunki, bo często nie zdają sobie sprawy, gdzie te pieniądze uciekają, potrzebny jest im taki namacalny dowód.

Niektórzy w celu podreperowania budżetu kuszą się na tzw. łatwe sposoby zarobku, np. bez żadnej wiedzy inwestują w akcje czy kryptowaluty, bo znajomi tak robią i dobrze na tym wychodzą. Ale nie biorą pod uwagę, że takie inwestycje niosą za sobą spore ryzyko straty.

Trzeba pamiętać, że nie ma łatwych pieniędzy. Zawsze coś za tym stoi, choćby dobrze spreparowane sztuczki marketingowe, które mają nas utrzymać w poczuciu szczęśliwości. Dlatego ostrzegałabym przed zbyt szybkim i nieprzemyślanym podejmowaniem decyzji. Dajmy sobie chwilę po tym hurra optymizmie, pozwólmy emocjom opaść i przeczytajmy uważnie warunki takiej umowy. Poprośmy o radę znajomego prawnika czy nawet kogoś w rodzinie, kto zawsze ma jakieś "ale". To zabrzmi strasznie, ale dużo osób będzie chciało teraz wykorzystać czas i sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, żeby na tym zarobić. W tym celu będą stosować różne techniki manipulacyjne, które mają nas zachęcić i przekonać. Zresztą nawet w bankach pracują spece od marketingu, specjalnie szkoleni, żeby sprzedać nam dany produkt. Nie ulegajmy naciskom, że oferta jest ważna tylko do piątku i trzeba podpisać umowę "od ręki". Metoda przyciskania to też jest technika sprzedaży. A tak poważne decyzje wymagają czasu.

Podobnie jak decyzja o tym, czy po utracie pracy wydać oszczędności na kursy doszkalające. Część osób pomyśli: co w tym złego, przecież inwestuję w siebie i swoją przyszłość!

Samorozwój jest ważny, ale trzeba się zastanowić, co za tym idzie i kto na tym ucierpi, rozpatrzeć za i przeciw, wziąć pod uwagę całą strukturę, w której żyjemy. Przemyśleć, czy to dobry moment, zobaczyć, jak nasi bliscy na to zareagują. Często się okazuje, że może dla mnie byłoby to fajne na tę chwilę, ale najpierw muszę ogarnąć kredyt, rodzinę i bieżące zobowiązania.

Mam taką refleksję, że trudno o tym mówić nawet z bliskimi, bo jakoś w ogóle nie potrafimy rozmawiać o pieniądzach.

Pieniądze to był zawsze u nas temat tabu, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Kiedyś mówiło się, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, to są bardzo intymne, prywatne informacje. Wynika to również z ostracyzmu, z jakim spotykają się osoby zamożne, że skoro je stać, to na pewno ukradły, dostały albo mają znajomości. Nie chcą o tym mówić, bo boją się, że zaraz zostaną o coś posądzone, mimo, że harują ponad siły. Ta zawiść to też pokłosie silnego u nas rozwarstwienia społecznego. Oburza nas, że znana sportsmenka kupuje sobie torebkę za 20 tysięcy złotych, ale nie patrzymy na to, że ona od trzeciego roku życia trenuje. Widzimy tylko tę torebkę. A to, że mam pieniądze, to suma mojej odpowiedzialności, wykorzystanych możliwości i ciężkiej pracy. Stąd się bierze ta niechęć do mówienia o finansach, ale pandemia trochę to zmieniła. Ludzie zaczęli się dzielić trudnymi przeżyciami, wymieniać się radami, doświadczeniami. Jak mówił Elliot Aronson, człowiek jako istota społeczna potrzebuje innych, żeby poradzić sobie ze stresem i go przepracować. Kiedy jesteśmy sami ze sobą, nasz mózg uruchamia czarnowidztwo i negatywne myślenie. A gdy pojawiają się inne osoby, to dostrzegamy nowe rozwiązania, na które sami byśmy nie wpadli. Również w kwestii oszczędzania. Warto o tym rozmawiać, bo to też jest część życia, dotycząca każdego z nas.

Izabela Kielczyk od 18 lat pracuje jako psycholog biznesu, pomaga osobom zajmującym najwyższe stanowiska w firmach prywatnych i państwowych. Sama zarządza dwoma przedsiębiorstwami: zakładem produkcyjnym z branży spożywczej (w którym jest właścicielem, członkiem zarządu oraz dyrektorem generalnym) oraz placówka psychologiczna (którą od 13 lat prowadzi jako właściciel, członek zarządu i wiceprezes).

Źródło: Archiwum prywatne

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij