fot. Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu
Podziel się:
Skopiuj link:

Blanka Lipińska: Feministki są na mnie wściekłe? Niech spojrzą na "Piękną i Bestię"!

Jeśli spotkasz ją na ulicy, nie uwierzysz, że ta drobna dziewczyna o blond włosach i niewinnym spojrzeniu rodem z bajki o "Bambim" to sex guru tysięcy polskich kobiet. Blanka Lipińska – autorka bestsellerowych powieści erotycznych – zna kobiece serce, jak mało kto i wie, jak je zdobyć. "365 dni" – ekranizacja książki (polska wersja "50 twarzy Greya") już za kilka tygodni wejdzie do kin. Jak zapowiada autorka, zamierza wsadzić kij w mrowisko i już szykuje się na ogólnonarodowy hejt.

Aleksandra Nagel: Grudniowy magazyn oscyluje wokół baśniowych klimatów i pomyślałam, że być może tylko pozornie to nie jest temat dla ciebie. W końcu wciąż jest wiele kobiet, które marzą o księciu z bajki.

Blanka Lipińska: Bez wątpienia kobiety mają syndrom księżniczki. To nie przypadek, że w większości powieści erotycznych mężczyzna zawsze jest przystojny, bogaty, inteligentny, męski i wyrzeźbiony niczym Eros. W realnym świecie próżno szukać takich mężczyzn, więc kobiety potrzebują odskoczni i właśnie dlatego sięgają m.in. po moje książki.

AN: Dlaczego Polki oszalały na punkcie twoich książek? Jesteś świetnym marketingowcem, z pewnością znasz odpowiedź na to pytanie…

BL: Na pewno zadziałał tu między innymi lokalny patriotyzm – Polki zapragnęły mieć polską wersję "Greya". Poza tym, siłą moich książek jest to, że są napisane w bardzo prosty sposób i mówią o seksie bez ogródek. Nie piszę o berle namiętności czy płonącym konarze. Mówię wprost, jak jest.

AN: To może być odczytane nie jako prostota, ale wulgarność…

BL: Ale kobiety bluzgają okrutnie. W mojej ocenie często są w tym gorsze od facetów. Mężczyzna, jak zapyta kolegę: "Jak było?", to on odpowie: "Dobrze". Gdy kobieta zapyta kobietę o to samo, ta opowie całą historię z najpikantniejszymi szczegółami. Moja książka to jak rozmowa z przyjaciółką, która nazywa rzeczy po imieniu. To moja misja.

AN: Jaką można mieć misję, pisząc powieści erotyczne?

BL: Misja rewolucji seksualnej. Moje książki zmieniają życie. Zmieniają związki. Co z tego, że wylano na mnie w mediach wiadro pomyj. Wiedziałam, że tak będzie i zaryzykowałam. Chciałam dać głos tysiącom kobiet, które lubią właśnie taki seks – nie "po bożemu" i nie z obowiązku. Kiedy na spotkaniach autorskich przychodzą do mnie kobiety i opowiadają, że dzięki mnie zrozumiały, że facet, z którym są, to życiowa pomyłka, że od dawna nie kleiło się i że dopiero teraz podjęły decyzję o odejściu, czuję, że to, co robię ma sens.

AN: Blanka, a może to jest egoizm? Może ten seks nie jest aż tak ważny? Nie uważasz, że jest coś ważniejszego w związku dwojga ludzi?

BL: Najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Dla mnie seks to nie jest sama czynność fizyczna, ale cała gama emocji i zaspokojonych potrzeb. Myślisz, że dlaczego tak wiele kobiet lubi tzw. BDSM, czyli uległość w łóżku? Lubimy być uległe w seksie, bo taka jest nasza natura. Kobiety są coraz silniejsze w życiu społecznym, zawodowym. Z tego też powodu w łóżku czasem potrzebujemy oddać kontrolę. Poddać się komuś. Jednak to nie może się wydarzyć bez poczucia bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania. Czy da się żyć bez seksu w związku? Nie sądzę. Wiem, bo napisałam książki właśnie z tego powodu.

AN: Niektórzy się na to decydują. Są przecież białe małżeństwa…

BL: Wiem, czytałam o tym, ale ostatecznie uważam, że każdy potrzebuje czegoś innego. Jeden lubi ciastko z kremem, drugi jak mu nogi śmierdzą. Jeden będzie lubił kochanie się przy zgaszonym świetle, po cichutku, pomalutku, a drugi będzie lubił wrzaski, wiązanie i bicie po twarzy. Każdy ma prawo do swojej seksualności i nikt nie ma prawa narzucać nam, co mamy lubić. Poza tym seks jest studnią bez dna. W związku może nie być pieniędzy, świetnego samochodu, dobrej pracy, wyjazdów zagranicznych, ale jak masz dobry seks, to wszystko się układa. Wyrzut hormonów szczęścia jest tak silny, że i świat staje się piękniejszy. Gdybyśmy uprawiali dobry seks, mielibyśmy fajne związki, a jakbyśmy mieli fajne związki, to 70 proc. małżeństw nie kończyłoby się rozwodem. Ludzie byliby szczęśliwi, mniej sfrustrowani, bardziej zadowoleni. To jest proste. Powiedziała Blanka singielka. (śmiech)

AN: "W domach z betonu nie ma wolnej miłości…" – śpiewała Martyna Jakubowicz…

BL: Jesteśmy spętani, to fakt. Ostatnio już zaczęłam wątpić, że w mojej klatce ktokolwiek uprawia seks. I pewnego dnia o 7:50 obudził mnie sąsiad na górze "zwierzęcymi odgłosami". Biłam mu brawo! Nikt nie powinien wstydzić się seksu. Każdy z nas, jak mówiła Michalina Wisłocka, wziął się z waginy. Wziął się z seksu.

AN: I Bóg stworzył seks…

BL: Ja bym Boga w to nie mieszała, bo akurat nie jestem szczególnie wierząca. Myślę, że seks stworzony został przez matkę naturę, która dała nam zdolność prokreacji. Gdyby natomiast chciała, żebyśmy tylko rodzili dzieci, to seks nie byłby przyjemny i nie chodzi mi tylko i wyłącznie o fizyczną ekstazę, ale o całą otoczkę. Nas kręci to, co sobie wyobrażamy, nas kręci głowa, mózg...

AN: Czyli wracamy do tematu bajki…

BL: Nie wiem, czy nazwałabym to bajką. Wyobraźnia to nasza siła. Orgazm rodzi się w głowie, a nie między nogami.

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Często powtarzasz, że kobiety zmieniły się pod wpływem twojej książki, a jak ty zmieniłaś się pod ich wpływem?

BL: Diametralnie! Stałam się osobą publiczną. Przeżyłam hejt, ale taki prawdziwy, który truje i niszczy. Z tego powodu 15 września zeszłego roku dostałam stanu przedzawałowego.

AN: To nie jest żadna przenośnia?

BL: Nie, niestety. Wydaje mi się, że za szybko odniosłam sukces. Zapominałam o tym, że muszę odpoczywać, spać, jeść. W nocy pracowałam jako manager klubu. Rano wstawałam, by udzielać wywiadów przez telefon, bo mieszkałam w Trójmieście. Zarżnęłam sama siebie. Tego dnia wjechałam na SOR w Gdańsku. Pan doktor przeczytał moją kartę przyjęcia i mówi: „O, pani Blanka Lipińska! A pani to przypadkiem książki ostatnio nie wydała?”, a ja mówię do chłopa: „Ta książka właśnie próbuje mnie zabić”.

AN: Zrobiłaś kilka kroków wstecz?

BL: Nigdy się nie cofam. Opamiętałam się. Zrezygnowałam z pracy w klubie. Przeprowadziłam do Warszawy. Nauczyłam się też żyć na świeczniku.

AN: Tego trzeba się uczyć?

BL: Jasne, że tak! Czasami mam ochotę na taki "srogi pocisk" z rana, bo coś, co zobaczyłam po przebudzeniu, mnie rozjuszyło. Przychodzi mi jakaś myśl do głowy i natychmiast mam pokusę, by podzielić się tym z całym światem na Instagramie. Po kilku trudnych sytuacjach zrozumiałam, że czasami trzeba zastanowić się dwa razy, zanim wrzucisz do sieci kolejny post.

AN: Autocenzura?

BL: Za dużo ludzi mnie obserwuje. Mam za duże spektrum rażenia, by być lekkomyślną. Mam świadomość, że mogę wpływać na ludzkie życie. To z jednej strony jest przerażające, z drugiej – wspaniałe. Dlatego chcę dzielić się z moim obserwującymi tylko dobrymi rzeczami, dobrą emocją. Nie chcę, by oglądali Lipińską, która marudzi, jaka jest nieszczęśliwa, jak cierpi. Choć pamiętajmy, że jestem kobietą i moim ulubionym zajęciem jest narzekanie. (śmiech)

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Ryczysz czasami?

BL: Tak, trzy dni przed okresem. Jem wtedy słoik musztardy. Jestem wówczas typową babą i szukam "ofiary", z którą mogłabym się pokłócić. (śmiech)

AN: Jestem pewna, że wiele kobiet, które to teraz czytają, łączą się z tobą w bólu. Solidarność jajników…

BL: Matka natura naprawdę słabo to zaplanowała. Ten roztrój hormonalny. Jeszcze czeka mnie menopauza niebawem, to już w ogóle będzie dramat...

AN: Właśnie, menopauza. Co myślisz o seksie ludzi w podeszłym wieku?

BL: Starość to jest stan duszy i umysłu, a nie cyferki. Mam bardzo otwartych rodziców, mają około sześćdziesiątki. Z tego, co wiem, życie erotyczne układa im się bardzo zgrabnie. Z drugiej strony jest ta cholerna menopauza. Jeśli kobiety w tym czasie czują się non stop, przez kilka lat, jak ja trzy dni przed okresem, to strach pomyśleć!

AN: Muszą jeść więcej musztardy. (śmiech)

BL: Kupię sobie na ten czas całą cysternę! Przeraża mnie ta perspektywa. Nienawidzisz swojego ciała, nie możesz na siebie patrzeć. Jeśli masz partnera, to też go nienawidzisz. Wszystko jest źle. I teraz weź w to wszystko wsadź seks. Na szczęście jest nowoczesna farmakologia. Są tabletki, plasterki, zastrzyki – przeróżne możliwości. I widzę, że to kobietom pomaga i ich partnerom również. Wielu kobietom, które znam, pomogło.

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Wiele badań na temat samooceny polskich kobiet potwierdza, że jesteśmy bardzo samokrytyczne, zakompleksione, nie doceniamy siebie. Co o tym sądzisz?

BL: Wierzę. Mój seks też bardzo długo opierał się na tym, że zastanawiałam się w trakcie, jak wyglądam. Jakbyś zapytała mnie, czy wtedy czerpałam przyjemność z seksu, to powiem szczerze: "Nie wiem". Za bardzo byłam skupiona na tym, czy mój tyłek dobrze wygląda, czy widać mi cellulit, czy mam krosty? Jeśli natomiast zapytasz faceta, na co zwraca uwagę podczas stosunku, to odpowie: "Na nic". On jest zajęty czynnością. Działa, czerpie, korzysta.

AN: To też matka natura trochę źle wymyśliła…

BL: Ta różnica jest poważnym problemem. Bardzo często piszą do mnie dziewczyny, pytając jak poprawić pewność siebie w łóżku?

AN: Co odpowiadasz?

BL: Olej to! Nie podoba się jemu twój tyłek, to niech znajdzie sobie lepszy. W ostateczności zgaś światło, ale nie dlatego, żeby się ukryć w mroku, ale żeby wyostrzyć inne zmysły. A pewność siebie przyjdzie z czasem, najpierw musi pojawić się komfort.

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Czy to prawda, że obejrzałaś pierwszy film porno w wieku 7 lat? Chyba trochę za wcześnie…

BL: To było niemieckie porno o paniach i panach jeżdżących na motorach. Nie wiem, jaka bym była, gdybym go nie obejrzała. Zaspokoiłam swoją ciekawość. Poza tym to było trochę inne porno, niż to, które mamy dzisiaj, a ja nie wiedziałam też do końca, na co patrzę.

AN: Co sądzisz na temat edukacji seksualnej?

BL: Sądzę, że nie istnieje. Pamiętam lekcje z przygotowania do życia w rodzinie w szkole średniej. Pani, która prowadziła zajęcia, była zażenowana. Wszyscy w klasie też. Nikt o nic nie pytał, bo wiedział, że jak zapyta, to wyląduje u pedagoga. W końcu, jeśli zadajesz jakieś pytania techniczne, to oznacza, że jesteś gotowy do współżycia, albo przynajmniej je planujesz. Lepiej jest siedzieć cicho. Z drugiej strony, patrzę sobie dzisiaj na moje statystki na Instagramie. Mam bardzo duże zasięgi w grupie 13-17 lat i to mnie przeraża.

AN: To według ciebie dobrze czy źle?

BL: Zawsze mówię, że ani moja literatura, ani mój film, nie są dla dzieci. To jest dla ludzi, którzy naprawdę z niejednego pieca chleb jedli. Musisz wiedzieć, co lubisz, by lubić Lipińską. A jeżeli dziewczynka 17-letnia, która jest jeszcze dziewicą, czyta moją książkę i jej się wydaje, że tak wygląda seks i miłość, to nie daj Boże, żeby trafiła na faceta, który faktycznie za pierwszym razem da jej taką miłość, bo to ją może skrzywić do końca życia. I o tym powinniśmy z młodzieżą rozmawiać. W szczególności rodzice.

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Mama i tata rozmawiali z tobą o seksie?

BL: No jasne, do dziś rozmawiają, tylko teraz trochę inaczej. Pamiętam jak pewnego dnia, prawie dwadzieścia lat temu, tata przeprowadził wykład dotyczący współżycia. Zaczął od „tańca godowego waleni”, a skończył na używaniu prezerwatywy. Wysłuchaliśmy z godnością. Brat na koniec poklepał tatę po plecach i powiedział: "Tato dzięki, ale ja to już wszystko wiem". Ja natomiast miałam rozmowę z mamą. Gdy miałam prawie 18 lat, powiedziałam jej, że potrzebuję tabletek antykoncepcyjnych. Mama zrozumiała, opowiedziała mi o zagrożeniach, chorobach, wyjaśniła wszystko, wysłała do lekarza.

AN: Nie masz wrażenia, że żyjemy w czasach, gdy zgubiliśmy gdzieś po drodze jeden ważny okres z życia kobiety, pomiędzy byciem dziewczynką a dorosłością. Moment, gdy jesteśmy dziewczętami – Aniami z Zielonego Wzgórza, Filipinkami, bohaterkami książek Małgorzaty Musierowicz?

BL: To prawda. Dzieci rodzą dzieci. Średnia wieku inicjacji seksualnej to 14 lat, gdzie ja – będąc w podobnym wieku – dopiero zaczynałam się całować. I to jest między innymi powód, dla którego nie chcę mieć dzieci. Jestem przerażona światem, w którym musiałyby żyć i tym, że nie umiałabym ich przed tym uchronić. Wiem, że nie zatrzymamy postępu, ale moim zdaniem w żadnych czasach i żadnej kulturze 14-letnia dziewczynka nie jest przygotowana do tego, by rozpocząć swoją przygodę z seksem. Jaką przyjemność może odczuwać dziecko ze stosunku seksualnego? Gdzie ono nie do końca rozumie, co czuje? Nie miało czasu przeżyć miłość, zakochania, zauroczenia, rozpaczy. Przecież te wszystkie emocje pomagają nam potem budować relacje w łóżku, budować bliskość, jaką ma być seks.

AN: To jest na tyle silny strach, że paraliżuje cię przed posiadaniem potomstwa?

BL: Przeraża mnie odpowiedzialność, a poza tym jestem człowiekiem, który bardzo szybko się nudzi. Żyję bardzo intensywnie. Co będzie, jeśli sprowadzę na ten świat istotę i okaże się, że to nie jest dla mnie? Nie wezmę takiej odpowiedzialności na siebie, dlatego, że nie chodzi o mnie. Chodzi o inne życie. Żyję bez zobowiązań. Nie mam własnego mieszkania, bo nie wiem, gdzie będę za rok. Nie potrafię stworzyć związku dłuższego niż dwa lata. Nie udaje mi się pociągnąć tego na dłuższą metę.

AN: Problem leży po twojej stronie?

BL: Myślę, że mam zdaniem mężczyzn horrendalne oczekiwania w stosunku do partnera.

AN: Musi być ten książę z bajki?

BL: Właśnie nie. Problem leży, gdzie indziej. Po ogłoszeniu rankingu „Wprost” ludzie wiedzą mniej więcej, ile zarabiam. Ja tymczasem lubię czuć się w związku (bo w biznesie to nie biorę jeńców) tą słabszą. Jestem pod tym kątem "typową" kobietą. Mój facet nie musi być przystojny, ale musi być inteligentniejszy, mądrzejszy, bogatszy, zaradniejszy życiowo. Musi być mentorem i kochankiem w jednym. No i teraz jesteśmy w czarnej…

AN: Dziurze.

BL: Otchłani. Bo ciężko jest lwicy biznesu znaleźć silniejszego od siebie samca.

AN: Chyba zaczynam rozumieć… Skąd to się u ciebie bierze?

BL: Miałam starszego brata, który jest geniuszem. Całe życie z nim rywalizowałam. Chyba mi tak zostało. W związkach wjeżdżam jak Pendolino na Centralny. Rozmawiam ostatnio z jednym z filmowców i mówię mu, że ja ciągle szukam faceta, któremu nie urwę jaj, a on mnie pyta: "Czemu w ogóle chcesz te jaja urywać?". Zabił mi tym gwoździa. To jest dobre pytanie…

AN: Znasz już odpowiedź?

BL: Pracuję nad tym. Istnieje spora szansa, że do końca życia będę sama. I to też może być bardzo wesoła perspektywa, pod warunkiem, że jestem z tym pogodzona.

AN: Pod warunkiem, że kupisz cysternę musztardy. (śmiech) Słucham cię i mam wrażenie, że wiele pytań już w swoim życiu sobie zadałaś i na wiele już znasz odpowiedź. Nie przytłacza cię ta wiedza?

BL: Czasami tak, ale z drugiej strony nigdy się nie nudzę. Gdy nie mam nic do roboty, staram się ulepszać siebie. Jestem zadaniowcem. Lubię wyznaczać sobie cele. Na wszystko mam plan i listę. Być może dlatego odnoszę sukcesy. Jakbyś zajrzała do moich notatek w telefonie, to zobaczyłabyś listę zakupów podzieloną na sektory, w zależności od tego, do którego sklepu jadę i do której półki idę.

AN: Nie wierzę, pani tabelka! (śmiech)

BL: To bardzo pomaga w biznesie, ale nie w życiu prywatnym, bo mężczyzn to drażni. Mam wszystko zaplanowane co do minuty.

AN: Blanka, życia nie da się zaplanować.

BL: To nie znaczy, że nie jestem spontaniczna. Mogę z godziny na godzinę zawinąć się i wyjechać na koniec świata. Albo wybrać się na nocny spacer po cmentarzu z moją przyjaciółką Anką, bo np. naoglądamy się jakichś głupot. Dużo też krzyczę, kocham się drzeć, bo tym sposobem uwalniam emocje. Wracając do tej samoświadomości, przeszłam długą drogę. Byłam typową kobietą bluszczem. Wydawało mi się, że bez faceta nic nie znaczę. Facet mnie utrzymywał. Wiem też, czym jest znęcanie fizyczne i psychiczne. Musiałam wiele przejść, by wreszcie siąść i powiedzieć sobie samej: "Wiem, jaka jestem". Wiesz, że byłam gruba? Dlatego mogę mówić kobietom, że wiem, jak to jest i że da się to zmienić. Ważyłam 84 kilogramy przy wzroście 162. A teraz 49 kg i krata na brzuchu.

AN: Niesamowita przemiana! Poza tym witaj w świecie małych kobiet!

BL: Mężczyźni lubią drobne kobiety, a do tego możesz ubierać się w działach dziecięcych. (śmiech) Noszę na przykład legginsy, które kupiłam za 39 złotych tylko dlatego, że są z działu "Kids".

AN: Jesteś oszczędna.

BL: Pieniądze fajnie jest zarabiać, ale wydawanie na siebie bawi mnie średnio.

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Wspominasz o spontanicznym wyjeździe, to gdzie teraz chciałabyś wyruszyć?

BL: Marzy mi się sylwester w Omanie. Bo nie mam czasu, a tam jest blisko i ciepło. Chcę zabrać ze sobą rodziców.

AN: Czy to dobra destynacja dla tak wyzwolonej kobiety? Nie boisz się, że cię aresztują, gdy wyjdziesz w bikini?

BL: Ja nie wyjdę w bikini, tylko w stringach i topless. (śmiech) Nie martw się, zawsze sprawdzam hotele i szukam takich, w których nie jest to zakazane.

AN: Lubisz prowokować.

BL: Po prostu nie lubię mieć białych śladów, gdy zakładam sukienki z odkrytymi plecami i dekoltem, a taką właśnie kreację planuję na premierę filmu "365 dni" w lutym.

AN: Wyczuwam plan realizowany punkt po punkcie…

BL: Cała ja (śmiech) Początek roku będzie "very busy". Po 6 stycznia, gdy ruszamy z promocją, Lipińska już nie odpocznie. Będzie w wirze i będzie kręcić się coraz szybciej.

AN: To oczywiście nie przypadek, że ruszacie ze swoim filmem tydzień przed walentynkami. To będzie film o miłości czy o seksie?

BL: Nie będzie tam słodko pierdzących magicznych jednorożców. To będzie film, jak i książka, o posiadaniu i pragnieniach, ale też o kobiecie XXI wieku - spełnionej zawodowo, silnej, która ulega mężczyźnie.

AN: Czyli opowieść o księżniczce, tylko że bez jednorożców, jak ze średniowiecznej bajki z dziewicą i smokiem…

BL: Zgadza się, tylko u mnie próżno dziewic szukać. Kiedy rzucono się na moją książkę, że promuję materializm i wulgarność, przyszła mi na myśl "Piękna i Bestia". Zobacz, co zrobiła Piękna. Została z nim, by ratować ojca. Teoretycznie została zmuszona, a jednak się zakochała – klasyczny syndrom Sztokholmski. Bestia był bogaty - wiadomo. Gdyby był biedny i mieszkał w jaskini, Piękna z krzykiem by od niego uciekła, wbijając mu gadający nóż w oko. Bo przypominam Ci, że tam sztućce mówiły. Chłop brzydki, ale bogaty, a więc materializm, utrzymanka, rozumiesz? To się dzieje od zarania dziejów, jak świat długi i szeroki. Dlaczego? Dlatego, że matka natura wlała w nasze DNA pewną słabość. A czym są pieniądze?

AN: Dają na pewno poczucie bezpieczeństwa.

BL: Pieniądz to siła i – masz rację – bezpieczeństwo, a bezpieczeństwo to spokój. Feministki mnie za to zakrzyczały i kompletnie nie rozumiem dlaczego. Jeśli któraś z nas to lubi, dlaczego ma nam przeszkadzać, że kobieta jest słabsza, a facet silniejszy? Wbrew pozorom uwielbiam być małą dziewczynką. Przekraczam próg mieszkania, zdejmuję zbroję lwicy i z Blanki Lipińskiej zamieniam się w Blanię.

AN: Masz papcie z jednorożcem?

BL: Nie. Mam białe klapki od Karla Lagerfelda. W domu uwielbiam służyć mężczyźnie i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, gotować, opiekować się, dogadzać. Czekam aż będzie chory, by się nim zająć. Lubię, gdy to on wkręca żarówkę i naprawia kran, nosi zgrzewki z napojami i odkręca słoiki. Oczywiście, umiem to zrobić sama, ale lubię, jak on to zrobi. Potrzebuję tej odskoczni, bo na co dzień muszę być silna, pewna siebie, waleczna. O tym też jest moja książka i ten film. O potrzebie balansu.

Źródło: Katarzyna Kiełbasińska dla So Magazynu

AN: Byłaś bardzo zaangażowana w produkcję "365 dni". Jak to jest tworzyć film na podstawie własnej książki?

BL: Gdy rok temu usiedliśmy z moim obecnym wspólnikiem Maćkiem Kawulskim do planowania, to od razu powiedziałam, że chcę mieć nad tym kontrolę. Nie dlatego, że nie ufam produkcji, ale dlatego, że tak wiele błędów popełniono w ekranizacji "Greya", a "365 dni" to moje dziecko

AN: Wiele osób, które czytały "50 twarzy Greya", było rozczarowanych filmem.

BL: Ja byłam rozczarowana na maksa, szczególnie głównym bohaterem. Dostałam świetną Anastasię Steele i dramatycznego Greya. Wiedziona tą myślą, stwierdziłam, że nie popełnię tych samych błędów, które popełnili Amerykanie. Zaangażowałam się w produkcję, bo ja najlepiej wiem, na czym polega siła mojej książki.

AN: Byłaś upierdliwa?

BL: Czasami. Podam ci mój ulubiony przykład. Prosiłam ich, by zrobili szerszy kadr, bo w danej scenie istotne są buty. Pukali się w głowę. To upewniało mnie tylko w przekonaniu, że powinnam tam być. Dla nich to tylko buty, ale ja wiem, że w kolejnych częściach i te buty i nawet pudełko po nich, będą mieć znaczenie. Poza tym to nie jest tylko film o seksie i miłości, ale też o tych butach, generalnie o modzie. Jak Blahniki w "Seksie w wielkim mieście". Mają znaczenie?

AN: Mają.

BL: Więc właśnie. Kobiety to detalistki. Wyobraź sobie, że ten film robią w większości mężczyźni i mają zekranizować powieść dla kobiet. Na palcach jednej ręki mogę policzyć facetów, którzy zrozumieli moją książkę.

AN: Kto jest wśród tych wybrańców?

BL: Mój pierwszoplanowy aktor - Michele Morrone. Przeczytał scenariusz i powiedział: "Słuchaj Blanka, to jest gotowa recepta na kobietę". Właśnie! Ja dałam facetom gotową instrukcję obsługi, tylko trzeba to umieć przeczytać. Ale nie dosłownie, wbrew pozorom tam jest drugie dno. Mam nadzieję, że film to odczaruje i odsłoni to, co pod spodem.

AN: Większość facetów powie pewnie, że to nie dla nich, że to dla bab…

BL: To będą bardzo zaskoczeni po obejrzeniu. Dałam im dwa w jednym i w lutym podziękują mi za to. Mają gotowy prezent na walentynki, a film zrobi za nich grę wstępną. Więc wszystkim mężczyznom w Polsce powiem: "nie ma za co panowie”.

AN: Aż tak?

BL: Puściliśmy fragmenty filmu dla dziennikarzy. Były takie momenty, że ludzie przestawali oddychać. Po filmie pierwsze pytanie od mediów było: "czy oni naprawdę uprawiali seks".

AN: I…?

BL: To pozostanie słodką tajemnicą Lipińskiej i siedmiu innych osób, które były przy scenach erotycznych na planie.

AN: Przygotowujesz się na kolejne tsunami hejtu?

BL: Polska na milion procent nie jest na ten film gotowa. Ale ja jestem gotowa na hejt, zarówno po stronie wojujących feministek, jak i religijnych fanatyków.

AN: Masz kogoś po swojej stronie?

BL: Moich fanów. Ich historie. To, jak zmieniam ich życie na lepsze. Trzecią część książki otwierają słowa: "Rak szyjki macicy nie boli. On cię po prostu zabije. Zrób cytologię, żebyś mogła wciąż żyć i cieszyć się seksem". Bardzo wiele kobiet przeczytało ten apel. Dzisiaj napisała do mnie kolejna dziewczyna, że prawdopodobnie uratowałam ją przed rakiem. Jeżeli mogę uratować choćby jedno życie, to ja mam w dupie ten hejt.

AN: Prowokacja to twoje drugie imię.

BL: Prowokacja ? Ja po prostu jestem szczera. Nie będę jednak ukrywać, że owszem wsadzam kij w mrowisko, w tym kraju i bawi mnie patrzenie, jak w popłochu mrówki uciekają. Jakby mi ktoś 10 lat temu powiedział, że będę zmieniać życie obcych ludzi, to bym parsknęła śmiechem. Dziś faktycznie tak jest. I tak, jak moja książka zmieniła życie wielu kobiet w Polsce, tak mój film - mam nadzieję - zmieni życie kobiet na całym świecie.

AN: Ambitne plany. Tylko nie przeholuj, bo znowu trafisz na SOR. Uważaj na siebie.

BL: Właśnie muszę umówić się do kardiologa. (śmiech) Nie martw się, teraz biorę już leki i ubrałam grubszy pancerz.

Sesja zdjęciowa na zlecenie So Magazynu:

Zdjęcia: Katarzyna Kiełbasińska
Stylizacja: Różena Opalińska
Make up: Blanka Lipińska
Włosy: Amadeo Wilczewski
Produkcja: Aleksandra Nagel
Miejsce realizacji: Bar Wozownia w Warszawie

Spodobał ci się So Magazyn? Zajrzyj na nasz Instagram po więcej!

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij