fot. Agencja Gazeta
Podziel się:
Skopiuj link:

Beata Kozidrak: "Szczęście mam zapisane w imieniu"

- Człowiek uczy się na błędach. Wychodzę z założenia, że jeśli już coś przeżywam, czegoś doświadczam, to dzieje się to po coś. Jak mawia klasyk: co nas nie zabije, to nas wzmocni. I tak zawsze było ze mną - mówi Beata Kozidrak w rozmowie z Oscarem Dąbkowskim.

Oscar Dąbkowski: "Miasto Muzyka" będzie jednym z pierwszych festiwali, w których będziemy mogli uczestniczyć po długim czasie pandemicznego zamknięcia w domach. Tęskniła pani za publicznością?

Beata Kozidrak: Co za pytanie, oczywiście, że tak! Tęskniłam i kiedy dowiedziałam się, że nasza branża na dobre zostaje odmrożona, poczułam się niesamowicie szczęśliwa, że znów spotkam się z fanami przy okazji różnych koncertów i festiwali.

Została pani ogłoszona jako jeden z pierwszych headlinerów. Drugim póki co jest Jimek. Zna i ceni pani jego muzykę? Mieliście okazję już się spotkać?

Bardzo się cieszę, że będę miała okazję poznać Jimka, bo choć nie mieliśmy okazji się poznać, bardzo go cenię. To niezwykle nowatorski, fantastyczny, wizjonerski twórca i bardzo mi się podoba to, co robi, jaką muzykę produkuje. Mam nadzieję, że nasze spotkanie zaowocuje czymś naprawdę wartościowym i ciekawym. Chętnie bym kiedyś połączyła swój głos i swoje doświadczenie z jego orkiestrą, z tą muzyczną siłą, którą reprezentuje on i jego muzycy.

Czy to znaczy, że na festiwalu zagracie coś wspólnie?

Tego nie mogę jeszcze zdradzić, bo sama nie wiem. Zobaczymy, jaki plan mają na nas organizatorzy.

Na okoliczność festiwalu nagrała pani nawet specjalny kawałek "Bliżej". To piosenka o tęsknocie za ukochanym rodzinnym Lublinem. Co dał pani Lublin, czego nie zaoferowało pani żadne inne miejsce na ziemi?

Przede wszystkim tam się urodziłam, tam spędziłam dzieciństwo, tam dorastałam, tam powstał Bajm, tam poznałam swojego przyszłego męża, z którym razem ten zespół stworzyliśmy. Tam mieszkali moi rodzice, mój brat Jarek, także współtwórca Bajmu. To moje rodzinne miasto, kolebka mojego życia. Dlatego tak bardzo spodobał mi się pomysł festiwalu, który łączy artystów z ich ukochaniami miastami i pozwala nam w ten sposób oddać im hołd. Tym bardziej się cieszę, że piosenka „Bliżej” spodobała się i fanom, i radiowcom. Tym milej nam się ją teraz gra na koncertach.

Źródło: Agencja Gazeta

Jak to było stanąć na widowni po ponad roku zamknięcia branży muzycznej, choćby podczas koncertu w ramach "SuperHit Festiwal 2021" w Sopocie? Jakie to było uczucie dla artystki, która jednak przywykła do tego, że żyje sceną?

Był festiwal w Sopocie, ale były też już dwa inne koncerty. Festiwal w Sopocie różni od nich się tym, że nie gramy jako jedyni artyści. Inaczej jest jednak, kiedy wchodzimy na scenę i mamy przed sobą jedynie naszą publiczność, to jest inny rodzaj emocji, wibracji, inna energia. Ale absolutnie nie narzekam, ludzie się cudownie bawili, reakcja była fantastyczna. Prawda jest taka, że po tak długiej przerwie trudno jest od razu nasycić się kontaktem z fanami. Poza tym publiczność nie była aż tak blisko nas. Na koncertach biletowanych mogli podejść do nas trochę bliżej, widziałam dużo emocji i to, że oni też tęsknili za spotkaniami z nami, artystami.

Nie zmarnowała pani jednak czasu zamknięcia w domu. Napisała pani książkę biograficzną „Gorąca krew”. Jak się pani spodobało pisanie dłuższych treści? A może zamierza pan pójść w ślady Kasi Nosowskiej i też skupić się teraz na pisaniu książek?

Bardzo cenię Kasię Nosowską, Kasia jest fantastyczna w tym, co robi i to poletko zostawiam tylko jej. Na „Gorącą krew” miałam pomysł już od bardzo dawna, ale z uwagi na dużą ilość koncertów nie miałam na nią po prostu czasu. Kiedy przyszła pandemia, nagle okazało się, że tego czasu jest więcej i że jest to siłą rzeczy idealna okazja do tego, żeby spisać wszystkie wspomnienia.

Koncept książki miałam już kilka lat temu, więc wzięłam laptopa i zaczęłam pisać. Bardzo chciałam, żeby książka miała fajne, dynamiczne tempo, dwuwątkowość i lekkość. Wiem jednak od fanów, że są w niej też takie momenty, że się bardzo wzruszają. To są jednak emocje, które towarzyszą nam w codziennym życiu, ale też na naszych koncertach. Nie mogło ich zatem zabraknąć także w moich wspomnieniach.

W książce pisze pani m.in. o swoich wielkich idolach muzycznej młodości. Padają takie nazwiska jak Czesław Niemen, Pink Floyd, Led Zeppelin, The Beatles, Breakout, Queen, Suzi Quatro. Nieco potem Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Budka Suflera. Który z tych artystów czy zespołów miał na panią największy wpływ?

Dziś, z perspektywy czasu, ciężko już wybrać jednego. Na początku, jako nastolatka, słuchałam głównie płyt mojego rodzeństwa - na szczęście była to dobra, ambitna muzyka. Wokalistów, zespołów, które cenię, do dziś jest sporo. Nie jestem w stanie wytypować najważniejszego. Na pewno bardzo ukształtowała mnie muzyka zespołu Led Zeppelin, Robert Plant i jego niezwykły głos, magiczny. Wtedy to była rewolucja, jeśli chodzi o wokalistykę. Pink Floydów słuchałam jeszcze jako podlotek i "kręciłam" sobie w głowie do nich teledyski.

Muzyka zaskakiwała mnie na każdym etapie życia. Bardzo mi pomogły wyjazdy do USA, gdzie mogłam słuchać muzyki, której wtedy w Polsce nie było i cieszyć się kolorowymi płytami, których przecież u nas wtedy brakowało.

Źródło: Agencja Gazeta

Jeśli dziś zaczynałaby pani swoją karierę muzyczną, jakich błędów by pani nie popełniła?

Trudno sobie tak z marszu odpowiedzieć na to pytanie. A ty, co byś zmienił?

Ja bym akurat kilka rzeczy zrobił inaczej.

No właśnie, pewnie każdy tak może powiedzieć. Ja też bym pewnie kilka rzeczy zmieniła. Jak to się mówi, człowiek uczy się na błędach. Wychodzę z założenia, że jeśli już coś przeżywam, czegoś doświadczam, to dzieje się to po coś. Jak mawia klasyk: co nas nie zabije, to nas wzmocni. I tak zawsze było ze mną.

Mam tego farta, że moje życie było i wciąż jest niezwykle ciekawe, barwne i szczęśliwe, jeśli chodzi o mój zawód. Kocham to, co robię, moja praca cały czas jest moją pasją i mam nadzieję, że jeszcze długo się to nie zmieni. Przeżywam wszystkie kolejne projekty bardzo głęboko, staram się do nich przykładać jak najlepiej, na tym polu jestem perfekcjonistką.

Zawsze cieszę się, kiedy trafiają się nam spotkania z fanami, kiedy ludzie podchodzą do nas i mówią, jak ważne są dla nich nasze piosenki – piosenki, których słuchają już trzy pokolenia. Na moje koncerty przychodzą czasami wnuczkowie naszych pierwszych fanów, bardzo młodzi ludzie. Kiedy zaśpiewałam po raz pierwszy "Co mi panie dasz", miałam zaledwie 20 lat. Teraz śpiewają to ludzie dokładnie w tym samym wieku!

Źródło: Agencja Gazeta

Jest pani teraz szczęśliwa?

O tak, zdecydowanie jestem szczęśliwa, bo się cały czas realizuję, rozwijam i spełniam. Grafik mam bardzo napięty, a skrzynkę mailową pełną. Mam w planach kilka ciekawych projektów, o których oczywiście nie mogę jeszcze mówić. Zdradzę za to, że nagrywam nową płytę, której będziecie mogli posłuchać już na wiosnę przyszłego roku.

A jeśli miałaby pani opisać szczęście słowami z którejś swojej piosenki, to jak by one brzmiały?

Hm. To trudne pytanie. Nie wiem, czy jestem w stanie wybrać jeden fragment. Zresztą o to trzeba by zapytać moich fanów, bo wiem, że dla wielu z nich teksty naszych piosenek bywają życiowym drogowskazem albo remedium na trudne chwile, ciężkie czasy i przeżycia.

Zwróć uwagę, że ja mam szczęście zapisane w imieniu. Beata pochodzi od Beatrycze, a to oryginalnie wywodzi się od słowa beatyfikacja, czyli uszczęśliwianie. Wygląda na to, że szczęście było mi pisane, jest ze mną już od urodzenia, a przynajmniej od dnia chrztu. I tak już całe życie. Absolutnie nie zamierzam tego zmieniać.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij