fot. Azzie Glasser / Instagram
Podziel się:
Skopiuj link:

Azzi Glasser - Królowa Bee Johnny'ego Deppa

Stworzyła osobiste perfumy Johnny'ego Deppa, Heleny Bohnan Carter czy Jude'a Lawa. Współpracuje z największymi sławami świata show-biznesu i kultury. Jej unikatowe perfumy są jak sztuka - utwór muzyczny, obraz czy film. Azzie Glasser to kobieta, która oczarowała zapachem największe sławy Hollywood!

W życiu poznałem wiele znanych osób. Dla wielu z nich pracowałem. Ale to nie jest tekst o mnie, a o jednej z najbardziej skromnych, a jednocześnie utalentowanych osób, jakie miałem przyjemność poznać. Po czym rozpoznać wśród tysięcy sztucznie kreowanych na utalentowane, osobę z prawdziwym talentem? Taka osoba świeci od wewnątrz. Bije z niej blask. Zupełnie jak kiedyś w Polsce fosforyzujące w nocy butelki z wodą świeconą w kształcie Maryi z odkręcaną głową. Taka osoba nie potrzebuje instagramowych filtrów, ścianek, fleszy czy lajków. Bo w jej obecności to wszystko nie ma znaczenia. Ten sztuczny świat się kończy, rozmywa, zawstydzony jej prawdziwością, której nie dorówna żaden filtr ani kupiony w mediach nagłówek przez sprytnego PR-owca. Kiedy zaczyna opowiadać swoją historię uwodzi urokiem i wiedzą. Słucha się jej jak baśni z tysiąca i jednej nocy. W totalnej hipnozie.

Na wywiad z Azzi Glasser, brytyjską właścicielką marki The Perfumer’s Story by Azzi i kreatorki perfum, umówiłem się pewnego słonecznego popołudnia w jej studiu, które znajduje się na ukochanym przeze mnie Camden Town. Na wywiad postanowiłem pójść po raz pierwszy kompletnie nieprzygotowany. Mimo że jej prawa ręka, polski asystent, Grzegorz (cześć!) – podesłał mi wszystko, co możliwe na jej temat. Uparłem się - nic nie czytam. Chciałem jej historię otwierać jak kiedyś butelkę swoich pierwszych perfum "Opium" YSL. Miałem wtedy 16 lat i wydałem na nie wszystkie swoje urodzinowe oszczędności. Jej historię chciałem odpakować z takim samym namaszczeniem. Kiedy zadawałem pierwsze pytanie, nie wiedziałem, że to spotkanie zmieni moje życie. Ale po kolei...

Bartek Fetysz - SO Magazyn: Muzycy mówią: "pokaż mi swoje płyty CD, a powiem ci kim jesteś". Chociaż dzisiaj byłyby to pewnie bardziej playlisty na Spotify albo winyle. Myślisz, że na tej samej podstawie można ocenić człowieka po tym, jakich perfum używa?

Azzi Glasser: Muzycy dorastają w nieco innym środowisku. Jest ono wypełnione konkretnymi zespołami, nazwami. Kiedy ja byłam dzieckiem, nie miałam pojęcia o istniejących markach perfum. Nie wiedziałam nawet, że istnieje taki rynek! Pamiętam z tego okresu moich rodziców i to, jak szykowali się do wyjścia. Mojemu ojcu zajmowało to ponad godzinę (śmiech). Kochał swoje perfumy, miał ich zawsze co najmniej dziesięć w swojej gablotce. Pamiętam moment, w którym rodzice, zaraz przed wyjściem, całowali mnie na dobranoc. W powietrzu pozostawiali po sobie mgłę perfum. Ta zawsze pachniała tak samo: dekadencko, drogo, luksusowo...

Co to znaczy pachnieć "drogo" albo "luksusowo"?

Dobre pytanie, bo w dzisiejszych czasach, szczególnie w branży perfumeryjnej, trudno to zdefiniować. Dzisiaj patrzysz na cenę butelki i myślisz: "skoro tyle kosztuje, to na pewno tak samo pachnie". Cena zaś niekoniecznie oznacza jakość. Czasami płacisz za markę, innym razem za kompozycję, formułę, składniki, za efekt jaki na tobie wywiera i na tych, którzy cię otaczają. Znam tyle opowieści, gdzie ludzie inwestowali w drogie perfumy, a te pachniały po prostu jak odświeżacz powietrza. Były ciężkie, słodkie, wręcz lepkie. Zakładając markę The Perfumers’s Story by Azzi, chciałam przywrócić dawny sposób tworzenia perfum. Szkołę uwodzenia zapachem. Teraz, kiedy myślę o twoim pierwszym pytaniu, to zgadzam się, perfumy są jak muzyka. Muzycy tworzą dźwięki, ja formuły, akordy, nuty głowy, serca i głębi. W ten sposób każdy mój zapach to osobna historia.

Źródło: Azzie Glasser / Instagram

Skąd pochodzisz i skąd te inspiracje?

Urodziłam się w Anglii, ale wiele lat spędziłam w Indiach. W jednym ze swoich zapachów chciałam odtworzyć moment, w którym zaczyna padać tam deszcz. Wiesz, jak pachnie wtedy powietrze? Anglia jest bardzo deszczowym krajem, ale kiedy pada w Indiach, to jest to prawie monsun. To niesamowicie zjawiskowy moment. Pozostaje w pamięci na zawsze.

Uwielbiam ten zapach. Podobnie jak zapach skoszonej trawy.

Ten też odtworzyłam. Jest mi bardzo bliski jak i wiele wspomnień z dzieciństwa. Jest z nim związany na przykład zapach "Worth" Je Reviens, który nosiła moja matka. Opowiem ci o "Old Books". Ten zapach jest dosyć ekscentryczny, chciałam w nim odtworzyć spuściznę po moim wspomnieniu, które do dzisiaj przywołuję do siebie z ogromną czułością. Zapach starej książki, która praktycznie rozpada się w twoich rękach zaraz po otwarciu. Dla mnie ta woń to bardziej wspomnienie niż tylko perfumy. Mądrze porównałeś perfumy do playlisty na Spotify. Kilka tych zapachów to taka moja perfumeryjna playlista, bo odtwarzam w nich właśnie wspominki. Tworząc "Old Books", nie chciałam, żeby osoba, która je nosi pachniała tylko jak stara książka. Zależało mi na efekcie: "Boże, co Ty masz na sobie?" Chciałam, aby ten zapach był również bardzo seksowny. Zapach musi być dopasowany do osobowości, konkretnego stylu danej osoby.

(Azzi wyciąga blotter i spryskuje go wspomnianymi "Old Books", pierwszym perfumami, które mam okazję wąchać w trakcie naszej rozmowy. Podaje mi go po chwili, kontynuując swoją opowieść. Nie przerywam jej. Nie mówiłem, że będzie to bajka wypełniona zapachami?).

Przez moment poczułem się jak w starej bibliotece... Jakie były pierwsze perfumy, które wykreowałaś?

Różowy "Agent Provocateur". Stoję za wszystkimi pierwszymi zapachami marki od 2010 roku. Te, które wyszły parę lat później, już nie mają tej specyficznej nuty - możesz zdecydowanie wyczuć różnicę. Wszystkie ostatnie pachną kwiatowo albo owocowo. To nie moja bajka.

Cieszę się, że o tym wspomniałaś - uprzedziłaś moje pytanie. Dzisiaj wszystko pachnie dla mnie tak samo. Szczególnie jeśli chodzi o mainstream. W latach 90-tych, a ja naprawdę kocham perfumy, było tak ogromne zróżnicowanie na rynku. Był "Envy" czy "Rush" Gucci, moje ukochane "Opium" YSL, później "Black Cashmere" Donny Karan, a dzisiaj wszystko jest praktycznie jednakowe. Jak klony dziewczyn na Instagramie.

Bo dzisiaj wszystko podlega marketingowi, w którym chodzi o sprzedaż. Dzisiaj rynkiem perfumeryjnym nie rządzi sama marka, tylko ogromne koncerny takie jak Procter & Gamble, L’Oreal czy COTY. Oni zarządzają tysiącami marek. Kiedy kupujesz perfumy od Prady i myślisz, że zaprojektowała je Miuccia Prada, to jesteś w błędzie. To samo z YSL, który należy do L’Oreala i oni nawet ze sobą nie rozmawiają w sprawach zakupów. Powiem więcej – nie sadzę, że firmy perfumeryjne mają dobre relacje z domami mody. To trochę jak z wytwórnią, która produkuje parówki. Publika nie widzi tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Dzisiaj nie chodzi o kreatywność – ale o trend. Jak jest trend na zapachy owocowe czy kwiatowe – to wszystkie takie będą. Ostatnio panuje moda na oud. I wszystko nim pachnie.

Źródło: Azzie Glasser / Instagram

Oud czasami przypomina mi zapach fekaliów ... Szczególnie ten bardzo luksusowy.

Liczy się sprzedaż. Konsument i jego pragnienia się nie liczą. Kiedy ja tworzę swoje zapachy, patrzę na to, co dzieje się w modzie, muzyce i sztuce. To one definiują czasy, w których żyjemy. Kreują styl każdego pokolenia. Nasze pokolenia są różne. Moje jest różne od twojego i ja wyczuwam te różnice. Pamiętam czasy bez telefonów komórkowych czy social mediów.

Ja też je pamiętam. Myślisz, że telefony i social media zmieniły branżę? Sądzisz, że dzisiaj jest trudniej czy łatwiej zyskać klientów?

Myślę, że ciężej jest pozyskać nowych klientów. Dzisiaj każdy może firmować albo i mieć swój zapach. Wystarczy spora liczba fanów na Instagramie. Oni po prostu ślepo podążają za idolem. Kupią ich produkt w ciemno, nieważne kim jest osoba go promująca.

Tak jak dżinsy Khloe Kardashian "Good American", które ona tylko promują twarzą, a sprzedaje je jako własny produkt. Fałszywy marketing, na który nabierają się jej fanki.

Kiedy ja zaczynałam pracę w branży, musiałam zapracować na własne nazwisko. Wtedy wiele zależało od dziennikarzy, oni budowali marki. Media były opiniotwórcze. Musiałeś czekać w kolejce, aby artykuł na twój temat ukazał się w "Vogue" czy w "Tatler". Magazyny pisały szczere recenzje, a dzisiaj, mimo że wciąż dookoła jest wielu dobrych dziennikarzy...

Większość recenzji jest sponsorowana?

Poniekąd, ale przede wszystkim zależą od teg,o czy masz pieniądze na reklamę i ile chcesz przeznaczyć na marketing. Wiesz, nie zamierzam narzekać. Takie są dzisiejsze czasy. Ignoruję je i robię swoje. W sumie, to wszystko działa na moją korzyść. Moje perfumy są unikatowe pośród tych wszystkich trendów. Obiecałam sobie już dawno temu, że nigdy nie będę za nimi podążać.
Każdy zapach składa się ze stu do stu dwudziestu składników. W każdym z nich, na przykład, jaśmin może pachnieć inaczej. Tak samo jak róża. Delikatna, klasyczna róża w towarzystwie oud czy szafranu zaczyna nagle być mroczna, niebezpieczna. Wszystko zależy od towarzystwa. Zawsze wybieram najpierw bohatera do roli głównej, a potem składniki supportujące. Zupełnie jak dobiera się aktorów w filmie. Tak opowiada się historię. Powąchaj "Mystère Vetivert", który bardzo lubię na mężczyznach. To taki zapach dla alfa samca, ale klasycznego – jak Sean Connery czy filmowy James Bond, w którego się wcielał. On z założenia ma pachnieć bogato, superluksusowo, bardzo klasycznie. Nawet jeśli tak nie wyglądasz, to poczujesz się nim, gdy go poznasz zapach.

(Wącham blotter. To rzeczywiście luksusowy zapach. Nosili go dawniej bardzo klasyczni mężczyźni. Wetiwer, cypryśnik, sekwoja i szałwia to mieszanka dosyć orzeźwiająca, ale i niesamowicie magnetyczna. Joanna Krupa powiedziałaby “hipnotajzing”).

Kojarzy mi się z zapachem mojego dziadka. Pachnie jak jego szalik.

I chcesz się zaciągać tym zapachem coraz bardziej, prawda? "Mr Vetiver" uwielbiają Jude Law i Douglas Booth. Kiedy pomyślisz o nich, to nagle rozumiesz, dlaczego go noszą. Pasuje do sposobu ich życia, do ich osobowości. "Old Books" noszą z kolei Johnny Deep i Stephen Fry, mimo że Johnny ma własny, spersonalizowany zapach (bespoke fragrance). Tu właśnie jest różnica pomiędzy mną, a tymi popularnymi na rynku markami. One tworzą zapachy dla konkretnych grup wiekowych, załóżmy od 18-25 czy 30-40. Ja zawsze byłam przeciwko jakiemukolwiek systemowi. Jestem rebeliantką – łamię zasady odkąd pamiętam. Nie istnieje dla mnie coś tak ograniczającego jak grupa wiekowa. Moje zapachy są ponadczasowe. Z zapachami jest jak z ubraniem czy fryzurą, którą nosisz na co dzień. One w jakiś sposób określają cię jako człowieka, mówią o twoim charakterze. Perfumy są tego dopełnieniem.

Źródło: Getty Images

Co sprawiło, że postanowiłaś założyć własną firmę The Pefumer’s Story by Azzi i odejść z mainstreamu?

W tamtych czasach pracowałam jeszcze z projektantami, nie z koncernami. To było świetne doświadczenie. Pewnego dnia jeden z dziennikarzy zapytał mnie po prostu, dlaczego nie założę własnej marki, bo moje perfumy są fantastyczne i powinnam iść solo. Trochę winny jest też Johnny Deep. Pracowałam wówczas z wieloma hollywoodzkimi aktorami. To był okres, w którym oni odkryli świat perfum robionych na zamówienie, na miarę. Ci ludzie, artyści, mają ogromną wiedzę, czytają mnóstwo książek, robią poszukiwania do roli, poznają charakter, w który się dogłębnie wcielają. Mają dostęp do każdego zapachu na tej planecie, ale co z tego, skoro każdy z nich pachnie jak coś, co już znają? Nie ma w tym nic oryginalnego. Dlatego zaczęli współpracować ze mną.
Spędzałam z nimi czas, poznawałam jako ludzi, godzinami rozmawialiśmy o tym co lubią, a czego nie. Zazwyczaj wtedy zauważasz dysonans, pomiędzy nimi jako ludźmi, a celebrytami. Oni wszyscy mają dwie twarze. Jedna, to ta z okładek "Vogue" czy tabloidów - kreowana przez media. Druga, to ich własna, do której niewiele osób ma dostęp. Spersonalizowany zapach to praktycznie ich kod DNA zamknięty w butelce. Ja też mam swój własny zapach.

Opowiesz mi o nim więcej? Bo w Twoim studio wszystko pachnie zjawiskowo.

W zasadzie to jeden z bestsellerów. Nazywa się "Sequoia Wood". Za każdym razem, kiedy mam go na sobie, dostaję całe mnóstwo pytań i komplementów.

(Azzi wręcza mi kolejny spryskany perfumami blotter. Pachnie czerwonym drzewem, którym jest sekwoja, z orzeźwiającymi nutami neroli, cedru, paczuli i białego piżma. Szkoda, że nie możecie poczuć tej mieszanki poprzez ekran, ale kto wie - może kiedyś technika tak pójdzie naprzód, że stanie się to możliwe?)

Nie chciałam kreować zapachu, który jest dosłownie "seksowny". Chciałam coś bardziej awangardowego, co mogę nosić przez cały dzień. I voila. Oto ja. W butelce. To w zasadzie zapach unisex. Używa go też Tom Hardy.

Źródło: Jude Law w perfumerii Azzie Glasser / Instagram

Dzielisz zapachy na damskie i męskie czy kreujesz właśnie bardziej dla wszystkich, bez podziałów?

Kreuję je dla wszystkich, ale czasami wydaje mi się, że jakiś będzie jednak zorientowany bardziej męsko, a inny damsko. Większość z nich jest unisex. Powiem ci jednak, że wiele kobiet nosi te, które uznałabym za bardziej męskie. To ty kreujesz swój charakter. Noś to, co tobie odpowiada. Chyba, że kupujesz perfumy dla twoich przyjaciół. Znasz ich. Wiesz co lubią i tutaj dochodzimy do meritum tego, na czym polega dobór zapachu do osobowości. Od razu wiesz, który zapach znienawidzą, a który pokochają. Bo znasz tych ludzi.

Ciężko się kreuje taki spersonalizowany zapach? Wiem, że pracowałaś z Heleną Bohnam Carter. Nigdy jej nie poznałem, ale ma wokół siebie bardzo ekscentryczną aurę. Słyszałem też, że tworzyłaś dla niej perfumy na potrzeby serialu "The Crown", w którym gra?

Z Heleną współpracuję od dziesięciu, może jedenastu, lat. Pokażę ci zapach, który zrobiłam specjalnie dla niej. Prywatnie jest jak angielska róża. Jest przepiękna. Nieważne, czy ma na sobie makijaż czy nie. Helena jest bardzo zabawna i wybitnie inteligentna. Prawdziwa kobieta z krwi i kości. Taka trochę królowa. Ona sama nazywa ten zapach swoją cielesną zbroją. Musiałam zrobić coś niesamowicie unikatowego, bo ona jest jedyna w swoim rodzaju. To było wyzwanie.

(Pomieszczenie wypełnia bogaty, ciężki aromat, który automatycznie kojarzy mi się z bogato zdobionym materiałem, czymś ciężkim, ale ultra kobiecym).

Do głowy przychodzą mi dwa słowa: "haute couture". Tak wyobrażam sobie zapach ekskluzywnego buduaru.

Dokładnie. Jest seksowny i bardzo ekscentryczny. Jak ona. Helena przedstawiła mnie później swoim znajomym. Pracowałam z nią wcześniej przy "Harrym Potterze". Ostatnio, właśnie, przy roli księżnej Margaret. Pamiętasz film "Wielkie Nadzieje", w którym grała Ms Havisham? To rola kobiety porzuconej przed ołtarzem, która nigdy nie zdjęła z siebie sukni ślubnej, którą miała wtedy na sobie i nie opuściła swojego domu. To bardzo tragiczna historia. Postanowiła porzucić wszystko i zamknać się w swoim domu i bólu. Zastanawiałam się, jak pachniałaby taka kobieta na starość. Jedyną rzeczą, która przyszła mi do głowy, której taka kobieta mogłaby używać, był zapach starego, suchego mydła. Znasz ten zapach?

Tak, mnie on się kojarzy z kwiatem dzwonkiem. To zapach, który większości kojarzy się ze starszymi kobietami. Zapach pudrowy, zapach starości.

(Wącham blotter i rzeczywiście jest to taki zapach, jaki sobie wyobrażałem - ciężki, nieco mydlany, mdły, zapach starczej samotności, wyprany z emocji, wręcz wymaglowany z uczuć).

Tak, to właśnie taki zapach.

Zapach kogoś, kto rzeczywiście nie wyszedł nigdy z domu.

Taki, jak jej bohaterka.

Teraz rozumiem, po co kreujesz zapachy na plan filmowy. Ułatwiają wcielenie się w konkretną rolę.

Chcesz powąchać, jak pachniał Johnny Deep na planie "Alicji w Krainie Czarów" w roli Szalonego Kapelusznika?

Tak! Twoje studio to jaskinia zapachów i historii!

Johnny to moim zdaniem najseksowniejszy mężczyzna na tej planecie. On nie musi chcieć nim być. Po prostu taki jest. Jest bardzo awangardowy, kreatywny, mega inteligentny. Wielki ekscentryk, szalenie charyzmatyczny, ale niesamowicie czarujący. To wręcz niewyobrażalne, jak czarujący jest prywatnie. Ten zapach pasuje do jego oliwkowej karnacji. Dopiero, kiedy poznasz moje perfumy, możesz tak naprawdę powiedzieć, kim jestem i czym się zajmuję.

(Szalony Kapelusznik pachnie... jak ciasto cytrynowe w cytrynowej polewie. Ciężko, ale i orzeźwiająco. Deep, w filmie, pachniał jak ciasto połączone z herbatą, którą notorycznie pił bohater, którego odgrywał)

Każdy z zapachów, które mi pokazałaś pachnie zupełnie inaczej. Są jakby portretami psychologicznymi. Czy jest ktoś z kim chciałabyś pracować, a nie miałaś jeszcze okazji?

Zdecydowanie Leonardo DiCaprio. Byłam niesamowicie rozczarowana, że nie przyjechał do UK, mimo że wysłałam wiadomość do Orlando Blooma z pytaniem: "Kochany, możesz mnie skontaktować z Leo?". "Pewnie" - odpisał – "Wyślę mu twoje namiary”. Niestety nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać. Leonardo jest niesamowicie utalentowanym aktorem.

Jak myślisz, jaki zapach by do niego pasował?

Nie wiem, bo nie poznałam go osobiście. Wiem tylko, że musi być to coś unikalnego, ale czarującego i nieodpartego jednocześnie.

Wiem, że pracowałaś też z Kate Moss. Grzegorz mi to zdradził (prawa ręka Azzi, przyp. red.). Kocham ją. To moja ikona, #spiritanimal.

Kate używa "C". Podobał się jej się też "Sequoia Wood". Wydaje mi się, że zakochała się w "C", dlatego że to zapach niesamowicie magnetyczny i musisz być niesamowicie pewną siebie osobą, aby go nosić. Ale on też pachnie zupełnie inaczej na każdej osobie. Jeśli na przykład nie jesteś pewny siebie, ale chcesz sprawiać takie wrażenie - to zapach dla ciebie. Cała idea tego zapachu wzięła się od... narkotyku.

(Dostrzegam wtedy butelkę i widzę na niej literę "C". Przez moment zastanawiałem się - Kate Moss pachnie "Sea" (morze)?! Słowo "sea" wymawia się podobnie, jak samą literę "C". Nagle mnie oświeca, bo w amoku perfum mam spóźniony zapłon).

Yvess Saint Laurent stworzył "Opium", bo to był narkotyk popularny w tamtych czasach.

Dopiero teraz zrozumiałem, że "C" pochodzi od "cocaine"! (śmiech).

Bardzo dobrze (śmiech)! Zgadłeś! Byłam zafascynowana tym, dlaczego ludzie biorą kokainę. O co chodzi? Co ona im daje? Co się kryje w tym narkotyku, że tak uzależnia? To samo z Coca Colą. Dlaczego ludzie ją tak nałogowo piją?

Wiesz, wydaje mi się, że chodzi o jakąś przynależność. Coca Colę firmowały wszystkie największe nazwiska w świecie sportu, mody czy muzyki. Ja zawsze wolałem jednak Pepsi. Bo reklamowały ją Spice Girls... No wiesz, Posh Spice, ha.

Widzisz, a ja nie znoszę Pepsi. Wolałam zawsze Coca Colę. Szczególnie w szklanej butelce.

Rozumiem to, bo mam z tym związane wspomnienie z dzieciństwa. Szło się z dzieciakami do spożywczego, brało butelkę z lodówki i te pierwsze łyki zawsze powodowały takie dziwne mrowienie w okolicach zatok. Od zimna napoju właśnie. Za każdym razem chciałem poczuć to ponownie.

Masz odpowiedź. Jest w tym coś uzależniającego.

A jeśli o kokainę chodzi, wydaje mi się, że daje ludziom, może fałszywe, ale jednak duże poczucie pewności siebie.

Dokładnie. Dlatego pomyślałam, kiedy tworzyłam ten zapach – czy możliwe jest noszenie kokainy na sobie zamiast jej wciąganie? Z pewnością byłoby to o wiele zdrowsze (śmiech). Długo zajęło mi stworzenie tego zapachu. Kombinowałam z wieloma akordami, nutami. To było prawie jak tworzenie jakiegoś eliksiru. Powąchaj, bo to taki zapach, który później przechodzi w coś drzewnego, również animalistycznego, piżmowego. Natomiast kiedy go nosisz, to po prostu go nie czujesz. Ale czują go wszyscy dokoła ciebie i mówią: "Jezu, ale mocny zapach!" Ten zapach świetnie współpracuje z temperaturą twojego ciała.

Co wchodzi w skład tego zapachu?

"C" składa się z trzech różnych składników. Pierwszy to bursztyn, który ma wiele odcieni. Potem piżmo i kastoreum (wydzielina z gruczołów bobra), oczywiście syntetyczne. Dzisiaj nie używa się tych zwierzęcych. Na końcu cedr, drzewo sandałowe i nieco nut ziemi.

Rzeczywiście, na początku pachnie bardzo chemicznie. Ale jest w nim coś niesamowitego. Nie mogę przestać go wąchać! Chyba jestem uzależniony!

Tak myślałam, że będziesz typem "C".

W sensie, że wyglądam jakbym lubił wciągać kreski (śmiech)?

Nie, nie (śmiech) zupełnie nie o to mi chodziło. Raczej o twój styl bycia.

Powiem Ci, dlaczego tak jest. Ja od dziecka lubię jakby "brudne" zapachy. Moim ulubionym jest męska woda perfumowana YSL "Opium". Niestety przestali ten zapach produkować. Można go dostać w niektórych sklepach, ale jego formuła nie jest już taka sama, jak kiedyś. Moja Mama i wszyscy przyjaciele kojarzą mnie wyłącznie z tym zapachem. Kiedy pracowałem wiele lat później, w jednej z perfumerii zakochałem się w zapachu "Oud" L’Artisan...

Naprawdę? Dla mnie ten zapach jest odrzucający!

Bo pachnie dla niektórych jak pot... Ale kiedy miałem go na sobie, wszyscy pytali co to za perfumy i nikt nie mógł uwierzyć, że to właśnie "Oud". Boże, najpierw opium, teraz kokaina, nawet nie chcę wiedzieć jak to o mnie świadczy (śmiech). Ale powiedz mi, kto był najłatwiejszy we współpracy?

Johnny Deep, chociaż ze wszystkimi pracowało mi się tak samo przyjemnie, ale Johnny... Och, do niego mam wybitny sentyment. Nie tylko dlatego, że jest szalenie przystojny i zabawny, ale kiedy pracuję - kocham się śmiać. Johnny sprawiał, że śmiałam się ciągle i czułam jak nastolatka. Kocham uczyć się od innych. To on właśnie zainspirował mnie do stworzenia mojej marki The Perfumer’s Story by Azzi.

*Opowiedz mi proszę historię z Johnnym. *

Kiedy go poznałam, pracował nad drugą częścią "Alicji w Krainie Czarów". To jest niesamowita historia. Wcześniej jak wiesz, pracowałam z Heleną Bohnam Carter. Ona zaś pracowała z Johnnym w filmie "Mroczne Cienie" ("Dark Shadows"). Na plan weszła, pachnąc jak jej bohaterka – paląca jak lokomotywa, alkoholiczka i psycholog w jednym. Wyobraź sobie zatem jak odurzający był jej zapach. Johnny powiedział do niej wtedy: "Wow, wzięłaś tę rolę na poważnie, co? Znowu zaczęłaś palic?". Ona zaś odpowiedziała: "Nie, ale pracuję z tą z niezwykłą perfumiarką". "Co masz na myśli?" - zapytał. Poprosił, abym natychmiast przyjechała do nich na plan. Helena zadzwoniła do mnie i przekazała mi tę informację. Odpowiedziałam: "Nie ma szans, Boże, w życiu nie przyjadę na plan, ale stworzę dla niego zapach...".

Jak to?! Nie chciałaś się spotkać z Johnny Deepem?!

Wymyśliłam sobie, że spotkam się z nim dopiero wtedy, gdy wybierze odpowiedni zapach, który stworzę. Miałam na to jakieś pięć dni. To nie jest długo. Jego asystent dzwonił do mojego. On i Helena nalegali, abym się z nim spotkała, a ja ciągle odmawiałam. Zadzwoniła do mnie i powiedziała (Azzi szeptem): "Naprawdę powinnaś tu przyjechać i się z nim spotkać." Na co ja powiedziałam: "Nie ma szans." Skomentowała to w typowy brytyjski sposób a’la "awkward" ("niezręcznie").
Wytłumaczyła mu, że ona (ja) chce stworzyć naprawdę idealny zapach i jest perfekcjonistką w tym, co robi, dlatego zanim jej się nie uda – nie chce się z tobą spotkać. Johnny musiał pomyśleć, że jestem jakąś dziwaczką. Helena załatwiła to jednak dyplomatycznie i kiedy zapach był gotowy, powiedziała żebym pojechała z nią na plan. Ja oczywiście odmówiłam i dałam jej perfumy w sakiewce, aby mu przekazała. Jej reakcja była mniej więcej taka: "Chryste, co z tobą nie tak?". Później jego asystent zadzwonił do mojego i powiedział, że Deep uwielbia zapach numer trzy.

*I pojechałaś? *

Niestety wtedy było za późno. Skończyli filmować na ten moment i wylecieli z Anglii. Powiedzieli, że możemy się spotkać następnym razem. Pomyślałam, że jednak to spieprzyłam (śmiech). Kiedy wrócili, byli w studio niedaleko Heathrow. Pojechałam. Johnny był w pełnej charakteryzacji. "Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie" - powiedział do mnie. Wyściskaliśmy się tak, jakbyśmy znali się od lat. Ja byłam strasznie zdenerwowana i onieśmielona. To on mnie uściskał pierwszy. Tak naprawdę. Tak jak ściska się kogoś tobie bliskiego.
Powiedział do mnie: "Siadaj, zanim wejdę na plan, muszę ci coś powiedzieć. Mam dla ciebie przezwisko". Prawie zemdlałam. Wyobrażasz to sobie? Johnny Deep ma dla ciebie ksywę. Powiedziałam, że Helena nazywa mnie "White Witch" ("Biała Wiedźma"), a on na to: "Mam coś lepszego – jesteś moją Królową Bee". Od tego momentu chciał dowiedzieć się wszystkiego na mój temat. Zapytałam go, dlaczego nazwał mnie w ten sposób - odpowiedział, że nosi zapach stworzony przeze mnie wciąż przy sobie. Zapach Szalonego Kapelusznika pachnie jak ciasto, które robią babcie. Kolejne wspomnienie z dzieciństwa.

*Tak, to właśnie zapach babki cytrynowej. Nie masz przypadkiem kawałka? Kiedy go wąchasz, od razu przenosisz się do babcinej kuchni. Nawet ja mam do niego ogromny sentyment. *

To również on zainspirował mnie do tego, aby stworzyć własną markę. Jestem matką dwójki dzieci i wydawało mi się, że stworzenie własnego biznesu kompletnie mnie pochłonie, ale udało mi się to zrobić. Jestem z tego dumna.

Ile czasu potrzeba do stworzenia zapachu dla konkretnej osoby?

To zależy. Czasami to tygodnie, czasami miesiące, a czasem pięć dni (śmiech). Kiedy robiłam zapach dla Cindy Crawford na jej pięćdziesiąte urodziny, miałam niecałe dwa miesiące. To był prezent od jej męża, niespodzianka. Myślę, że to było największe wyzwanie. Nigdy jej nie poznałam i bazowałam tylko na wszystkich informacjach, których udzielił mi jej mąż, Rande Geber. Na szczęście są ze sobą bardzo blisko więc było mi o wiele łatwiej.

Ale w końcu poznałaś i Cindy, prawda? Przyszła do Twojego studia. Nie mogę uwierzyć, że siedzę w miejscu, w którym siedziały wszystkie osoby, o których mówisz. Jude Law, Douglas Booth, Stephen Fry, Colin Firth, Kate Moss...

Poznałam ją wcześniej w LA, ale rzeczywiście przyjechała do mnie tutaj z córką, Kaią. To była sobota. Napisała do mnie: "Kochana, jestem nieopodal z córką, mogę wpaść?" Na górze miałam chore dziecko, ale powiedziałam: "OK, pewnie". Stworzyłam dla niej zapach, który naprawdę pokochała. Ona może mieć każdy zapach na świecie, ale wybrała mnie. To zaszczyt. To nie jest tani biznes. Stworzenie spersonalizowanego zapachu kosztuje mniej więcej 15 tys. funtów. Dla ludzi, którzy mają takie pieniądze, to nie jest wielki wydatek. Pokażę ci zdjęcie – to przepięknie zaprojektowany kufer (na zdjęciu), w którym jest czternaście buteleczek. Chciałam, żeby wyglądał ekskluzywnie, jak z lat 60-tych.

Źródło: Azzie Glasser

Wygląda jak kuferek kogoś, kto pływał pierwszą klasą na Titanicu...

On nie jest nawet jeszcze dostępny w sprzedaży. Dopiero planujemy nad nim pracę. Chciałam stworzyć kolekcję, którą możesz zabrać wszędzie i używać w miarę potrzeb. Czy to elegancka kolacja czy impreza ze znajomymi. Możesz wybrać kolor opakowania, a w środku masz piękne lustro. Cena za taki "Vanity Box" to pewnie coś w okolicach trzech tysięcy funtów, ale na razie nie mogę tego potwierdzić. Wciąż nad tym pracujemy.

Skąd pomysł na projekt butelki do Twoich perfum? Sama go zaprojektowałaś?

Kocham kolekcjonować ponadczasowe projekty butelek , których mogą używać kobiety i mężczyźni. Chciałam stworzyć flakon, który będzie ponadczasowy. Coś jakby żywcem wyjęte z lat 40-tych czy 60-tych, co będzie wyglądać pięknie na twojej nocnej szafce.

Udało Ci się to. Twoje butelki są praktyczne, a jednocześnie niesamowicie eleganckie. Czy istnieje jakiś składnik, którego nie lubisz i którego nigdy nie dodałabyś do perfum, które tworzysz?

Nie jestem fanką nut owocowych. Chyba nigdy nie użyłam nut jabłka, truskawki, brzoskwini czy moreli.

One mi się kojarzą wybitnie z Juicy Couture... Są tanie.

Nie używam za dużo wanilii ani czegoś, co jest w zapachu słodkie i lepkie. Unikam mocnych aromatów jak oud, nie chcę tworzyć zapachów, które pachną jak odświeżacz powietrza. Czasami, kiedy wącham jakiś zapach, myślę sobie: "Boże, nie użyłabym tego nawet w kiblu".

Twoja historia jest niesamowita, bardzo się cieszę, że mamy okazję porozmawiać twarzą w twarz. Mam jednak jeszcze jedno pytanie. Czy uważasz, że kobietom, w przemyśle zdominowanym przez mężczyzn jest łatwo zaistnieć?

Kiedy zaczynałam, byłam rzeczywiście jedną z nielicznych kobiet w branży. To rzeczywiście męski świat. Nie wiem, dlaczego. Przecież to kobiety są głównymi klientkami i to one przede wszystkim kupują perfumy. Miałam szczęście, jeśli chodzi o recenzje i dziennikarzy, którzy zechcieli pisać o mnie bardzo dobrze. Jestem także i tobie wdzięczna, że chcesz o mnie pisać.

Ale dla mnie to zaszczyt z Tobą rozmawiać! Uważam, że my, artyści, ludzie pióra, projektanci, kreatorzy, malarze, styliści, powinniśmy się wzajemnie promować i wspierać. Bo kto inny nas wesprze, jak nie my sami?

To ważne w tym biznesie. Tak jak powiedziałam wcześniej, jestem matką dwójki dzieci. One dominują twój czas, kiedy przychodzą na świat. Zrobiłam wiele kolaboracji. Odtworzyłam z rzeźbiarzem Anthony Gromley’em z Royal Academy of Art zapach żelaza przy perfumach "Iron". Współpracowałam z fotografem Rankinem (ikona!) przy "S&X". Nosił je Colin Firth na planie "Kingsmana", którego reżyserem jest Matthew Vaughn. Czuję się spełniona. Dzisiaj wiele osób chce ze mną współpracować. Razem tworzymy niesamowite rzeczy. Wystawy, imprezy, koncerty. Jako pracująca matka, nie mam czasu na marketing. Przyjdź kiedyś. Zapraszam.

Marzenie na najbliższa przyszłość? Oprócz poznania Leonardo DiCaprio?

Ha ha, to jedno, a drugie - rozszerzenie mojej działalności i przesyłanie mojej wiadomości poprzez zapach do jak największego grona odbiorców. Byłoby dla mnie zaszczytem, gdyby Polska zechciała pokochać moje perfumy. Moim celem jest robić to, co kocham, ale przede wszystkim zapewnić przyszłość moim dzieciom. Jak każda matka. A jako bizneswoman chciałabym przynosić radość ludziom poprzez to, co robię.

Dziękuję za rozmowę. To była dla mnie przyjemność.

To ja dziękuję. Poczekaj, zanim pójdziesz. Chciałbyś butelkę "C" w prezencie? Myślę, że to może być twój zapach.

Za każdym razem, kiedy mam na sobie "C", czy to w metrze czy na ulicy w Londynie, ktoś mnie zatrzymuje. Pyta, czym pachnę. Odpowiadam, że kokainą by Azzi. Od tej rozmowy jestem oficjalnie narkomanem. Uzależnionym od The Perfumer’s Story by Azzi.

Azzie Glasser prowadzi nie tylko perfumerię. Ma również swój sklep internetowy Ther Perfumer's Story ,w którym można zamówić perfumy niemal na cały świat!

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij