fot. APART
Podziel się:
Skopiuj link:

Anna Lewandowska: lubię wracać tam, gdzie jest moja rodzina

Bez względu na okoliczności najchętniej wraca do domu, swojej twierdzy, w którym jest spokój i najbliższa rodzina. Gdzie może zadbać o atmosferę i w piękne wspomnienia wyposażyć córki. Sama też do takich chwil chętnie wraca. Do ukochanych Tatr i na szlaki, które jako kilkulatka przemierzała z babcią. Do wypełnionych prezentami świąt i emocji, które pozbawiały tchu.

Z Anną Lewandowską rozmawiamy tuż po tym, jak została gwiazdą świątecznej kampanii Apart. Tej zimy jedna z najbardziej rozpoznawalnych biżuteryjnych marek stworzyła bajkowy świat, w którym multimedalistka, mistrzyni w karate tradycyjnym, a dziś trenerka i bizneswoman wystąpiła obok Małgorzaty Sochy i Julii Wieniawy.

Monika Rosmanowska: Gdzie jest Pani miejsce na ziemi, gdzie czuje się Pani najlepiej?

Anna Lewandowska:

Zdecydowanie w domu, choć można byłoby zapytać, gdzie jest ten dom? Dziś mieszkamy w Monachium i Warszawie, stale krążąc między jednym a drugim adresem. Gdybym jednak miała to precyzyjnie określić, to dom jest tam, gdzie moja rodzina, mąż i dzieci. Szczególnie w tych wyjątkowych, pandemicznych czasach, powrót do domu, w którym czekają na mnie córki, wywołuje we mnie ogromne poczucie wdzięczności. Mam wreszcie przestrzeń, za którą nieustająco tęsknię, do której chcę wracać. Dom jest moją przystanią, oazą spokoju, to w nim czuję się najlepiej. A jeszcze nie tak dawno nie potrafiłam usiedzieć w miejscu… Dziś priorytety mam jednak zupełnie inne.

Słowem, dom to ludzie, którzy go tworzą. A czy łatwo się Pani aklimatyzuje w nowej przestrzeni?

Nie wymagam zbyt wiele, nie oczekuję specjalnych wygód. Jestem też otwarta na nowych ludzi, na odkrywanie nieznanych miejsc. Odmienny język czy kultura danego kraju nie stanowią dla mnie bariery. Co więcej, wciąż zdarza nam się z Robertem snuć plany na temat tego, gdzie moglibyśmy zamieszkać… Świat cały czas ma nam coś interesującego do zaoferowania. Ale niezależnie od tego, jak ułoży się nasza przyszłość, najważniejsze jest to, żebyśmy byli razem!

Co ciekawe, w Monachium, choć jesteśmy tu już dość długo, dopiero niedawno zaczęłam się bardziej socjalizować, głównie za sprawą przedszkola Klary czy spotkań z nowymi koleżankami. Powrót z Polski, w której wciąż jestem bardzo aktywna zawodowo, jest więc już nie tylko powrotem do mojej bezpiecznej przystani, czasem odpoczynku, chwilą dla rodziny...

W Polsce również ma Pani swoją twierdzę.

To prawda, od niedawna mamy w Warszawie własny kąt. Co więcej, czujemy się w nim tak dobrze, że to właśnie tu organizujemy wszystkie spotkania, także służbowe. Ostatnio zorganizowaliśmy nawet domową sesję fotograficzną. Tu też zapraszamy przyjaciół. Często łapię się na tym, że w ogóle nie potrzebuję opuszczać tej przestrzeni. Staram się, by w domu zawsze było przytulnie i miło, by było w nim dużo miłości. Tego nauczyła mnie moja mama i chcę, aby moje córki także dorastały w takiej atmosferze.

Pandemia skłoniła mnie do wielu refleksji. Wcześniej zdarzało mi się pracować niemal jak cyborg, zatracać w obowiązkach. Dziś staram się zwolnić, znaleźć równowagę między pracą a domem, skupić się na tym, co najważniejsze. Nauczyłam się delegować zadania, a z tych mniej ważnych rezygnować.

Lubimy wracać do miejsc, które doskonale znamy. Czy Pani także ma takie adresy?

Oczywiście, polskie góry. Byłam niedawno w Zakopanem i – mimo zawodowych obowiązków – udało mi się wyrwać odrobinę czasu dla siebie i uciec na szlak. Góry porządkują myśli, pozwalają spojrzeć na sprawy z innej perspektywy, złapać dystans do życia. To były cenne chwile.

Źródło: APART

Przed nami święta Bożego Narodzenia. Jak wyglądają w Państwa domu?

Przede wszystkim są bardzo tradycyjne. Zwykle spotykamy się w dużym gronie. To są najważniejsze święta w roku, które wszystkim powinny dawać mnóstwo dobrej energii i być wytchnieniem od tego, co dzieje się na co dzień. Bez kłótni, frustracji, negatywnych emocji, za to z mnóstwem ciepłych spojrzeń, dobrych słów i miłych gestów. Moja mama jest mistrzynią ceremonii, przepięknie dekoruje dom. I stara się, byśmy nie zapominali, że są to święta chrześcijańskie – zawsze towarzyszy nam modlitwa. Każdy z nas losuje też przygotowaną wcześniej przez mamę sentencję, ważną myśl na kolejny rok. I dostaje od niej list.

Co ważne, szczególnie dla mnie, tradycja i zdrowie mogą iść ze sobą w parze. Moim małym wkładem jest zmiana świątecznego menu. Dziś sięgamy tylko po produkty ze sprawdzonych miejsc, ekologiczne.

Cieszę się też, że Klara już wie, co znaczy rodzina. Gdy jesteśmy w Niemczech, tęskni za naszymi bliskimi i już potrafi nazwać swoje uczucia i emocje. Staramy się dawać dziewczynkom jak najwięcej miłości, cały czas je przytulamy i zapewniamy o tym, jak bardzo kochamy. To wzmacnia w nich poczucie bezpieczeństwa, buduje przekonanie o własnej wartości oraz pewność siebie.

A ma Pani wspomnienie związane ze świętami, które do dziś wywołuje w Pani uśmiech?

Niejedno. Ale jest takie, które lubię szczególnie. Był taki rok, gdy rodzice mogli sobie pozwolić na to, by spełnić wszystkie marzenia z listów do świętego mikołaja, które napisaliśmy z bratem. Gdy dostałam to, o co prosiłam, rozpłakałam się i długo nie mogłam się uspokoić.

To były oczywiście inne czasy, innym wartościom hołdowano. Dziś wychowanie dzieci w świecie i w domu, w którym niczego nie brakuje, nie jest łatwe. Dzieci, które mają szacunek do drugiego człowieka, tego, co je otacza i które wiedzą, że na wszystko, co się ma, trzeba zapracować. Chcielibyśmy z Robertem, aby nasze córki takie właśnie były.

Lubię też wracać myślami do pierwszych świąt z Robertem i jego rodziną. Odtąd spędzamy je wspólnie u mojej mamy. Pamiętam pierwsze święta Klarci, a przed nami pierwsze święta Laurki. Wszystkie te wrażenia pielęgnuję w sobie i wracam do nich w różnych sytuacjach.

Do jakich jeszcze momentów lubi Pani wracać?

Do moich zawodowych korzeni, czyli do karate. Do występów w reprezentacji i na mistrzostwach. Z innymi zawodnikami tworzyliśmy wspaniałą grupę przyjaciół. Na zgrupowaniach i zawodach spędzaliśmy dwieście dni w roku, praktycznie nie mieliśmy innego życia poza sportowym.

Lubię też wracać myślami do czasów studenckich i momentu, gdy na jednym z obozów poznałam Roberta. Często wspominamy, jak to było, gdy Klara była malutka, gdy byłam z nią i Laurą w ciąży.

Z kolei moja mama uwielbia wspominać momenty, gdy ja i mój brat byliśmy dziećmi. "A pamiętacie jak…" – to słowa, które często rozbrzmiewają w naszym domu. Niestety wiele z tych sytuacji zatarło się w mojej pamięci, za to mój brat jest w ich pamiętaniu doskonały! Co ciekawe, każde z nas, choć byliśmy świadkami tych samych wydarzeń, inaczej je postrzega.

Pamiętam też wyprawy z babcią w Tatry. Pierwszą wspinaczkę na Gubałówkę i wielogodzinne trekkingi. Mieliśmy wtedy z bratem po kilka lat i, przez te całodzienne spacery, szczerze nie znosiliśmy gór. Dziś kocham Tatry i uwielbiam tam wracać, co babcia uznaje za swój sukces wychowawczy.

Źródło: APART

Co dają Pani powroty do chwil sprzed lat?

Selekcjonuję wspomnienia i staram się wracać tylko do tych pięknych chwil. Nie lubię myśleć o tym, co było złe czy przykre. Zdarza mi się natomiast wracać pamięcią do zawodowych porażek. Szczególnie tych, z których wyciągnęłam naukę. Te porażki często mają nawet większą wartość niż sukcesy.

Wspomnienia to dla mnie powrót do tego, co w życiu najlepsze. Szukając balansu w codzienności i wartości, na których mogłabym się oprzeć, chętnie wracam do tego, co było. Ale nie tracę apetytu na to, co nadejdzie i z nadzieją patrzę w przyszłość! Mam nadzieje, że przyniesie wiele pięknych chwil wartych zapamiętania.

Jak pielęgnuje Pani w sobie te wspomnienia? Co je wywołuje?

Moja mama jest kolekcjonerką pamiątek. Zbiera wszystko, co wiąże się z naszą przeszłością: zdjęcia, wartościowe drobiazgi. Mam na przykład mnóstwo biżuterii, którą mama do dziś przechowuje w specjalnym pudełku. Jako mała dziewczynka lubiłam przeglądać wszystkie te skarby. Czego tam nie było…? Pamiątki po prababci, babci, rzeczy mamy i moje, wręczane przy okazji ważnych uroczystości. Z czasem doszedł też pierścionek, który dostałam od babci Roberta, a który przez lata należał do niej. Dziś pamiątkową biżuterię od prababci dostają moje córki.

Co ciekawe, biżuteria przez lata stanowiła dla mnie dużą wartość sentymentalną. Ze względu na sport nie mogłam nosić wszystkich tych ozdób. Kiedy Robert wybierał pierścionek zaręczynowy, a uparł się, że sam to zrobi, kompletnie nie wiedział, jaki mam rozmiar, nie znalazł żadnego na wzór. Nikomu nic nie mówiąc, poszedł do salonu Apart i sam wybrał model. Tam kupiliśmy też nasze obrączki. Dziś historia zatacza koło, a ja mam przyjemność być ambasadorką tej marki.

Możliwość zobaczenia mamy, czy może raczej obojga rodziców, w telewizji musi być ciekawym przeżyciem dla Pani córki.

Zdecydowanie. Klara często widzi tatę w telewizji, czy to podczas meczu, czy w reklamie. Przylatujemy do Warszawy i mijamy po drodze billboard z Robertem lub ze mną. Córka zabawnie na to wszystko reaguje. Wcześniej często zdarzało się, że podczas spaceru ktoś podchodził i prosił o autograf czy wspólne zdjęcie. To było bardzo miłe, ale Klara nie do końca rozumiała, co się dzieje.

Co chciałaby Pani, żeby zapamiętały jej córki? W jakie wspomnienia, z których będą mogły czerpać w przyszłości, chciałaby je Pani wyposażyć?

Na pewno chciałabym, aby ważny i bliski był dla nich zdrowy styl życia, o który – pomimo wielu obowiązków i ograniczonego czasu – staramy się dbać w naszym domu. Klarka z radością przychodzi ze mną na siłownię i już wie, co to jest skład, pushup, plank czy pies z głową w dół. Choć dla niej to wyłącznie dobra zabawa i czas spędzony z mamą, to już widzę, że ma do tego talent i... doskonałą motorykę ruchu!

Chciałabym też, żeby dziewczynki, gdy dorosną, wiedziały, co naprawdę jest w życiu ważne. Żeby potrafiły zachować zdrowy balans między pracą a czasem przeznaczonym tylko dla rodziny. Aby wiedziały, co to bliskość, ale też szacunek do drugiego człowieka i tego, co je otacza. Chciałabym, by potrafiły docenić to, co mają, by były wdzięczne za dom pełen miłości.

Boże Narodzenie to czas, gdy przy stole pojawia się dodatkowe nakrycie. Dla zbłąkanego wędrowca lub kogoś, kto odszedł. Często wraca Pani pamięcią do osób, których w Pani życiu już nie ma?

Oczywiście. Nie ma już z nami babci Roberta i mojej prababci. Kilka lat temu straciłam też przyjaciółkę z kadry, która zmarła na nowotwór, i przyjaciela, który zginął w wypadku na paralotni. Często wracam do nich myślami, do wspólnych momentów w życiu, do tego, co było między nami najpiękniejszego.

Co ważne, mam to szczęście, że ci sami ludzie, także jeśli chodzi o życie zawodowe, mimo upływu lat wciąż są przy mnie. Dziś bardzo tęsknię za nimi i naszą wspólną pracą. Mam wspaniały team, rozumiemy się bez słów. To oni są moją siłą.

*Anna Lewandowska – mistrzyni świata, wielokrotna medalistka mistrzostw Europy i Polski w karate tradycyjnym. Prezes stowarzyszenia Olimpiady Specjalne Polska. Prezes marki Foods by Ann, Phlov by Anna Lewandowska, Diet &Traning by Ann, Healthy Center by Ann. Założycielka HealthyTeam’u, zespołu wykwalifikowanych trenów personalnych, instruktorów, dietetyków, specjalistów oraz pasjonatów zdrowego i sportowego trybu życia. Żona piłkarza Roberta Lewandowskiego, mama Klary i Laury.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij