fot. SO:magazyn
Podziel się:
Skopiuj link:

Ana de Armas. Brunetka, która zagrała najsłynniejszą blondynkę świata

Za rolę Marilyn Monroe w filmie "Blondynka" dostała nominację do Złotego Globu, nagrody BAFTA, Gildii Aktorów Akranowych, a także tę najważniejszą – do Oscara. Gdy decydowała się na współpracę z reżyserem Andrew Dominikiem, nie spodziewała się, że jego dzieło wyniesie ją na sam szczyt Hollywood.

Miała za sobą raptem jedną rolę pierwszoplanową. Tymczasem dziś pochodząca z Kuby Ana de Armas jest jedną z najlepszych i najbardziej pożądanych aktorek filmowych. Zważywszy na to, że jeszcze 8 lat temu nie znała angielskiego, jest to nie lada wyczyn!

Marilyn Monroe z krwi i kości

"Czasem muszę się uszczypnąć, by uwierzyć, że to się dzieje naprawdę" – mówiła wzruszona Ana de Armas po tym, jak jej występ w "Blondynce" przyjęto owacjami na festiwalu w Wenecji. Sam film nie zachwycił za to ani widzów, ani krytyków. Rzadko bywa tak, że ta sama produkcja ma nominację zarówno do Oscara, jak i do Złotej Maliny. W przypadku "Blondynki" właśnie tak się stało – aż osiem nominacji do niesławnej nagrody oraz jedna do Oscara - dla Any de Armas.

Akurat tu nie ma zaskoczeń. W Marilyn Monroe przez lata wcielało się wiele aktorek, z utytułowaną Michelle Williams na czele. Wszystkie próby zmierzenia się z legendą gwiazdy wszech czasów okazywały się jednak nieudolne, a czasem wręcz groteskowe. Tylko Ana de Armas zdołała przekonująco oddać naiwność, prostolinijność oraz wrażliwość seksbomby XX wieku. Brutalne sceny gwałtu czy przemocy fizycznej oddziałują na widza nie tylko ze względu na swój porażający realizm, ale także z powodu wybitnego aktorstwa Kubanki. Wszystko, czego doświadcza jej bohaterka, jest wymalowane na twarzy aktorki. Gdy jej Marilyn cierpi, cierpimy z nią. Gdy kocha, chcemy, by miłość była odwzajemniona i na zawsze. Niestety, znając losy Monroe, wiemy, że to pragnienie się nie ziści. A jednak aż do ostatniej (wyjątkowo poruszającej) sceny trzymamy za Anę kciuki.

Ana de Armas na czerwonym dywanie w Wenecji

Ana de Armas na czerwonym dywanie w Wenecji

Autor: 2022 Maria Moratti

Źródło: Getty Images

Z Hawany do Hollywood

Zanim De Armas zachwyciła swoim talentem, robiła wrażenie wielką urodą. Gdy w wieku 15 lat uciekła z rodzinnej Hawany do Madrytu, miała tylko 200 dolarów w portfelu. Za to wiary w to, że uda jej się zostać aktorką, aż w nadmiarze. Była uparta, ambitna, gotowa, by spełnić swoje marzenie. Miała też już pewien dorobek, bo wystąpiła w kilku kubańskich produkcjach. W jednym z filmów zagrała w scenie rozbieranej. W Hiszpanii biegała z castingu na casting, aż w końcu, po dwóch miesiącach odkąd wysiadła z samolotu na lotnisku w Madrycie, dostała angaż.

Wkrótce grała też w super popularnym hiszpańskim serialu "Internat". To na jego planie szlifowała umiejętności aktorskie. Po trzech latach uznała, że jest gotowa, by podbić Hollywood. Ale sama wiara nie wystarczyła, by dostała rolę w amerykańskich produkcjach. Tym bardziej, że Ana po angielsku umiała się tylko przywitać i podziękować. Ani słowa więcej. Kolejne miesiące spędziła więc na intensywnym kursie nauki języka. "Szybko wróciła mi pokora, bo w Stanach byłam nikim. Mimo sporego dorobku w Europie, tu nikt nie traktował mnie poważnie. Musiałam zbudować karierę na nowo, od zera" – wspominała w jednym z wywiadów. I, trzeba przyznać, że szybko wzięła się do roboty.

Kubańska aktorka ma szansę podbić Hollywood

Kubańska aktorka ma szansę podbić Hollywood

Autor: 2022 Penske Media

Źródło: Getty Images

Nie jest tajemnicą, że początkowo kartą przetargową zmysłowej Kubanki była uroda i idealne ciało. Ana nie unikała odważnych scen, wierząc, że z każdym następnym filmem udowodni reżyserom, że stać ją na więcej. Pierwszą hollywoodzką produkcją, w której wystąpiła, był thriller erotyczny. Na planie poznała Keanu Reevsa. Aktor zachwycił się koleżanką i obiecał polecać ją producentom. Umowy dotrzymał. Niedługo potem De Armas zagrała w "Rekinach Wojny" u boku Johna Hilla i Milesa Tellera, a także w "Zawrotnej Prędkości" ze Scottem Eastwoodem, synem tego Eastwooda. Co prawda w obu filmach pełniła tylko rolę ozdoby, ale jej śliczna twarz coraz bardziej zapadała w pamięć.

Więcej niż ładna buzia

Pierwszy przełom w karierze Any de Armas nastąpił, gdy była tuż przed 30. Wówczas spełniło się jej marzenie – nareszcie dostrzeżono w niej więcej niż tylko ładną buzię. Słynny reżyser Denis Villeneuve obsadził ją obok prawdziwych hollywoodzkich gwiazdorów, Ryana Goslinga i Harrisona Forda, w swoim wizjonerskim dziele "Blade Runner 2049". Od tego momentu Hollywood traktowało Anę poważnie.

Tak poważnie, że Kubance powierzono rolę główną w hitowej komedii kryminalnej "Na noże" Netflixa. Tu De Armas udowodniła nie tylko, że jest świetną aktorką, ale także, że ma talent komediowy. Choć akurat tego angażu trochę się bała. Miała bowiem wcielić się w latynoską pielęgniarkę, która opiekuje się amerykańskim milionerem. Aktorka martwiła się, że jej rola będzie pełna stereotypów i przypieczętuje pozycję latynoskich aktorek jako egzotycznych dodatków w hollywoodzkich produkcjach. Tymczasem – nic bardziej mylnego. Postać, w jaką wcieliła się Ana, była pełnokrwista, pozbawiona kliszy, intrygująca i zabawna. Jackpot!

Zanim mogliśmy obejrzeć zmysłową Anę de Armas jako Marilyn Monroe, oglądaliśmy jej zdjęcia w objęciach Bena Afflecka. Poznali się na planie thrillera erotycznego "Deep Water". Ich krótki romans stał się sensacją, za to wspólny film – porażką. Kubanka wyciągnęła z tego doświadczenia cenną lekcję – lepiej unikać romansów na planie, bo te nie kończą się dobrze ani dla zakochanych, ani dla filmów. Przykład? Jennifer Lopez i ten sam Affleck w komedii romantycznej "Gigli", uchodzącej za jeden z najgorszych filmów w historii, czy Angelina Jolie i Brad Pitt w nieznośnie pretensjonalnym i męczącym "By The Sea". Aktorka zrozumiała też, że chce sama zapracować na swoje nazwisko, a nie być obsadzaną dzięki nazwisku chłopaka.

Historyczna szansa

Od premiery "Blondynki" Ana de Armas nie musi się już jednak martwić o swoją karierę. Film na podstawie bestsellerowej powieści Joyce Carole Oates opowiada o drodze do wielkiej sławy, a tym samym wielkiego rozczarowania, jaką przeszłą Norma Jean Baker, znana nam jako Marilyn Monroe. Reżyser pokazał na ekranie najczarniejsze chwile z życia Monroe – jej ból po utracie kolejnych ciąż oraz po otrzymaniu kolejnych ciosów od mężczyzn, którym zaufała.

Ukazał wstrząsającą scenę gwałtu, jakiego na aktorce dopuścił się szanowany producent filmowy. Przypomniał, jak poniewierał nią prezydent Stanów Zjednoczonych, John F. Kennedy, a w efekcie tych zniewag – jak poniewierała sobą ona sama. Nie oszczędził nam nawet sceny, w której gwiazda umiera – samotna, nieszczęśliwa i porzucona. Każdemu z tych wyzwań De Armas sprostała znakomicie. Jej Marilyn Monroe jest prawdziwa, zaś talent Any przerósł sam film – dzieło Dominika jest uważane za jedną z najgorszych produkcji 2022 roku, rola De Armas – za doskonałą.

Czy brunetka, która zagrała najsłynniejszą amerykańską blondynkę, dostanie Oscara? Gdyby tak się stało, byłaby to historyczna wygrana. Ana de Armas zostałaby pierwszą Kubanką nagrodzoną przez Akademię statuetką dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij